„Wielkie pieniądze pociągają za sobą wielkie podkładanie świń” – ta parafraza cytatu znanego superbohatera łatwo podsumowuje rozgrywkę w „Rekiny biznesu”. Mamy okazje wznieść swoje imperium finansowe, ale i musimy odpowiednio godnie obnosić się ze swoim statusem.
Wielkie podkładanie świń
[Friedemann Friese „Rekiny biznesu” - recenzja]
„Wielkie pieniądze pociągają za sobą wielkie podkładanie świń” – ta parafraza cytatu znanego superbohatera łatwo podsumowuje rozgrywkę w „Rekiny biznesu”. Mamy okazje wznieść swoje imperium finansowe, ale i musimy odpowiednio godnie obnosić się ze swoim statusem.
Dziękujemy wydawnictwu G3 za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Friedemann Friese
‹Rekiny biznesu›
W „Rekinach biznesu” to gra licytacyjna, w której gracze walczą o najciekawsze kąski spośród kart tak, by uzbierać na nich 40 punktów zwycięstwa. Ta gra udowadnia, że by dobrze się bawić, nie trzeba wcale ogromnej planszy i mnóstwa elementów. Wystarczy talia kart i banknoty oraz znacznik pierwszego gracza. Mieści się to wszystko w jednym niewielkim pudełku znanym z innych gier karcianych spod szyldu G3. Cała gra jest utrzymana w dość prześmiewczym klimacie, jest tu sporo zabawnych ilustracji i kilka humorystycznych nazw kart, jak chociażby „Prawo Murphy’ego” czy „NRD-owska kolekcja”. Jednak ten humor jest momentami dość charakterystyczny, moim zdaniem, topornie niemiecki.
Nie ma tu miejsca dla płotek
By wznieść swoje imperium, mamy do dyspozycji cztery rodzaje kart. Wszystkie charakteryzują się ceną wywoławczą, ewentualnymi punktami zwycięstwa, jakie przynoszą, oraz polem tekstowym opisującym daną kartę. Pierwszym typem są fabryki, które zwiększają nasz przychód. Takich kart każdy z graczy może posiadać maksimum trzy, w przypadku wykupienia czwartej, musi on jedną z nich usunąć. Poza tym w grze występują symbole statusów, które stanowią główną pulę punktów zwycięstwa, to właśnie one najszybciej zbliżają nas do wygranej, wszak nie ma to jak posiadanie „Piłki z mistrzostw ’74” czy też „Loku Elvisa”. Kolejnym rodzajem są wpływy, które mogą być dołączane do gracza lub konkretnej karty, przynosząc odpowiednie korzyści. Można je przyłączyć od razu po zakupieniu lub poczekać na odpowiedni moment w drugiej fazie rundy. Ostatnie i zarazem najbardziej wpływające na interakcję są akcje, które pozwalają na odwrócenie losów rozgrywki lub po prostu na pokrzyżowanie planów przeciwnikom. Można je zagrywać w zależności od rodzaju albo przy licytacji, albo podczas wypłacania poborów, ewentualnie w dowolnym momencie lub też w drugiej fazie rozgrywki, tak jak i karty wpływów.
Zasady są niezwykle proste, tak samo konstrukcja rundy. Na początku każdy z graczy zaczyna rozgrywkę z kwotą 60 EUR (pieniądze nie są jawne dla innych graczy). W grze używa się kart w liczbie po 15 na gracza (czyli gdy w grze bierze udział mniej niż cztery osoby, część talii trzeba odrzucić). Następnie na środku wystawiamy w sumie trzy z nich plus tyle, ilu jest graczy, właśnie o nie będziemy się licytować.
Pierwszą fazą gry jest uzupełnianie giełdy do odpowiedniej liczby. Następną jest zagrywanie kart (dołączanie niezagranych wpływów i nierozegranych akcji, które po następnie są odrzucane z gry). Po tym etapie przychodzi czas na licytację. Gracz z żetonem pierwszego zawodnika rozpoczyna ją, poczynając od pierwszej karty (tej, która leży najbliżej talii), następnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara każdy podbija lub pasuje. Licytacja oczywiście rozpoczyna się od wydrukowanej ceny. Gdy dobiegnie końca, gracz wpłaca do banku należność (jeśli miał za mało pieniędzy, przepadają one wszystkie i zmagania o kartę zaczynają się od nowa) i dostaje żeton pierwszego gracza. Po skończeniu licytacji wszystkich kart, te pozostałe na stole są lekko wysuwane do góry, a te które były tak oznaczone w poprzedniej rundzie są odrzucane na stos.
Po tej fazie następuje produkcja i wypłata dochodów. Każdy z graczy otrzymuje 30 EUR plus tyle, ile produkują jego fabryki. Następnie zaczyna się nowa runda. Gra dobiega końca, gdy po licytacji któryś z graczy ma przynajmniej 40 punktów zwycięstwa (jeśli więcej osób ma powyżej 40, wygrywa ten z największą ich liczbą) lub gdy talia kart wyczerpała się po raz drugi.
Wielkie imperium małego człowieka
Mimo że nie jestem wielkim fanem gier licytacyjnych, w „Rekinach biznesu” podoba mi się to, że wylicytowane karty mogą być różnie wykorzystywane i łączone. Co ciekawe można na złość innym podbijać cenę i blefować. Do tego dochodzi trochę negatywnej interakcji związanej z akcjami. Bój o niektóre z kart bywa bardzo zażarty, a wykupowanie tych niepotrzebnych nam tylko po to, by inni nie mogli nimi pokrzyżować naszych planów, jest tu na porządku dziennym. Trzeba być tu twardym i blefować, wyrywać innym chociażby najmniejszy kawałek punktów zwycięstwa.
Byłem miło zaskoczony tym, jak sprawnie współdziałają ze sobą karty i jak dobrze gra działa dla grup od trzech osób. Przy tylko dwóch graczach, mimo że jest emocjonująca, bywa, że po prostu kupujemy na zmianę. Dobrze podana mechanika plus odrobina humoru powodują, że do gry zasiada się z wielką chęcią. Jest to zarówno rozrywka dla rodzin z dwunastolatkami, jak i gra, w której dorośli zanurzą się z wypiekami na policzkach.