Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthew Dunstan
‹Relic Runners›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRelic Runners
Data produkcjiwrzesień 2013
Autor
Wydawca Days of Wonder
Info2-5 graczy, od 10 lat
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Jadeitowe żaby i kryształowe czaszki
[Matthew Dunstan „Relic Runners” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jak kryształowa czaszka, to Indiana Jones. Jak Indiana Jones, to wyprawa. Jak wyprawa, to tylko w głębi dżungli. Jak dżungla, to świątynie i ruiny. „Relic Runners” oferują nam zabawę w poszukiwanie skarbów, odkrywanie zapomnianych miejsc i, jak sama nazwa wskazuje, zdobywanie tajemniczych, ale dobrze wyglądających reliktów. Skojarzenia z Indianą Jonesem i „Temple Run” są jak najbardziej wskazane, nawet jeśli ta nowa planszówka od Days of Wonders pozostawia spory niedosyt.

Miłosz Cybowski

Jadeitowe żaby i kryształowe czaszki
[Matthew Dunstan „Relic Runners” - recenzja]

Jak kryształowa czaszka, to Indiana Jones. Jak Indiana Jones, to wyprawa. Jak wyprawa, to tylko w głębi dżungli. Jak dżungla, to świątynie i ruiny. „Relic Runners” oferują nam zabawę w poszukiwanie skarbów, odkrywanie zapomnianych miejsc i, jak sama nazwa wskazuje, zdobywanie tajemniczych, ale dobrze wyglądających reliktów. Skojarzenia z Indianą Jonesem i „Temple Run” są jak najbardziej wskazane, nawet jeśli ta nowa planszówka od Days of Wonders pozostawia spory niedosyt.

Matthew Dunstan
‹Relic Runners›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRelic Runners
Data produkcjiwrzesień 2013
Autor
Wydawca Days of Wonder
Info2-5 graczy, od 10 lat
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Nie da się ukryć, że wykonanie należy do najmocniejszych plusów całej gry. Żetony punktów, znaczniki racji żywnościowych, wędrujące po planszy figurki bohaterów, kafelki świątyń i ruin oraz przede wszystkim kapitalnie wykonane relikty – wszystko to sprawia niezwykle zachęcające wrażenie. Dostajemy dodatkowo klarownie napisaną instrukcję i dość proste zasady, czyniące z „Relic Runners” bardzo dobrą grę rodzinną, w której nie trzeba ze sobą ani rywalizować, ani nadmiernie kombinować.
Na planszy przedstawiającej dżunglę lądują kafelki świątyń (w trzech kolorach) oraz ruin. Pomiędzy nimi znajdziemy ścieżki, którymi przyjdzie nam się poruszać. W swojej rundzie możemy przebyć tylko jeden nieodkryty odcinek drogi. Oczywiście gdyby cała gra składała się z takich pojedynczych ruchów, całość byłaby niezwykle nudna, dlatego zadbano o możliwość odkrywania ścieżek: każda akcja eksploracji ruin pozwala nam położyć na planszy jeden fragment ścieżki w naszym kolorze. Z czasem dżungla się zapełnia kolorowymi dróżkami, a poruszanie się po mapie staje się o wiele łatwiejsze. Dlaczego jest to tak istotne? Z jednej strony z powodu rozrzuconych tu i tam świątyń, których badanie pozwala nam na zdobywanie dodatkowych punktów zwycięstwa czy rozmaitych bonusów znacząco wpływających na rozgrywkę. Każdy rodzaj świątyń oferuje nam coś innego: niebieskie zapewniają same punkty zwycięstwa, fioletowe generują efekty natychmiastowe, a białe dają specjalne zdolności, które pozostają z nami na całą rozgrywkę albo są jednorazowego użytku. Świątynie (i ruiny) składają się z trzech poziomów i jeśli chcemy dotrzeć do reliktu, musimy odkryć wszystkie trzy fragmenty.
Zadbano na szczęście o odpowiednią dynamikę rozgrywki. Po pierwsze każde odkrywanie świątyń lub ruin kosztuje nas znacznik racji żywnościowych (których ograniczoną liczbę przechowujemy na karcie naszego bohatera). Jeżeli nam ich zabraknie – nici z radosnej eksploracji. Możemy wtedy co najwyżej ruszyć w stronę obozu, gdzie za darmo pobierzemy trzy kolejne zapasy. Co więcej, nie wolno nam pozostawać na tym samym polu: w swojej turze musimy się poruszyć i dopiero wtedy dokonać akcji odkrywania kolejnych ruin lub kolejnej świątyni. Wymusza to na nas planowanie co najmniej o jeden ruch naprzód, bo po prostu musimy wiedzieć, co zrobimy w kolejnej rundzie, jakie są nasze opcje i którędy najlepiej dotrzeć tam, gdzie chcemy. W tej sytuacji odpowiednie rozplanowanie ustawiania na planszy naszych ścieżek ma kluczowe znaczenie, umożliwiając nam niekiedy przejście w jednym ruchu z jednego końca planszy na drugi.
Obozowisko obfituje w zasoby, a dżungla w nieodkryte jeszcze świątynie<br/>Źródło: boardgamegeek.com
Obozowisko obfituje w zasoby, a dżungla w nieodkryte jeszcze świątynie
Źródło: boardgamegeek.com
Osobną historię stanowią relikty, będące elementem centralnym rozgrywki. Nie doświadczymy ich co prawda od razu na planszy: początkowo leżą grzecznie w pudełku i czekają na odpowiedni moment, by wyjść na środek i zacząć kusić swoim egzotycznym wyglądem. Jak wspomniałem, na planszy znajdują się kafelki czterech typów: ruiny oraz trzy rodzaje świątyń. Do każdego z nich przypisano jeden rodzaj reliktu: żaby, ptaki, czaszki czy totemy. Wchodzą one do gry dopiero w momencie, kiedy wszystkie kafelki danej lokacji zostaną odkryte; uznaje się wtedy, że dokopaliśmy się do kapliczki. Ale nawet wtedy nie możemy jeszcze przywłaszczyć sobie leżącego na planszy reliktu!
Wychodzi tutaj jedna z mniej intuicyjnych i logicznych zasad gry. W celu zdobycia reliktu leżącego na planszy musimy rozpocząć ruch z pola zawierającego ten sam typ skarbu. Innymi słowy polowanie rozpoczyna się dopiero wtedy, gdy przynajmniej dwie takie same figurki pojawią się na planszy. Jak gdyby tego było mało, w jednym ruchu jesteśmy zmuszeni przebyć odcinek dzielący oba relikty – co nie zawsze jest wykonalne. Jednak jak przystało na kluczowy element gry, zdobywanie reliktów jest niezwykle dochodowe, bo nie tylko zostajemy nagrodzeni pod koniec gry (za każdy relikt, który zdobyliśmy, a który się nie powtarza, czyli za dwie zielone żaby dostaniemy tylko pięć punktów, ale za dwie żaby i czaszkę już dziesięć), ale także bezpośrednio po zgarnięciu statuetki z planszy. W drugim przypadku liczba punktów zwycięstwa wynosi dwa razy tyle, ile ścieżek przebyliśmy w drodze po relikt.
Sposobów na zdobywanie punktów jest wiele, ale by wygrać trzeba umiejętnie je ze sobą łączyć, bo żadna pojedyncza taktyka nie gwarantuje sukcesu. Można polować na same relikty, ale dodatkowe punkty zwycięstwa z niebieskich świątyń potrafią często przeważyć szalę, a bonusy ze świątyń białych czy fioletowych bardzo ułatwiają wiele podejmowanych przez nas akcji. Rozgrywka zmusza do planowania, choć błędy na samym początku można później nadrobić. Niemniej jednak granie z tury na turę, szczególnie w późniejszych fazach rozgrywki, nie jest wskazane, bo na planszy dzieje się zbyt wiele, by można było sobie pozwolić na taką swobodę.
Choć działania innych graczy bardzo często zmieniają sytuację na planszy, szczególnie kiedy zaczyna się wyścig po relikty, „Relic Runners” nie należy do gier o wysokiej interakcji. Owszem, trzeba śledzić poczynania innych poszukiwaczy, ale nigdy nie dochodzi do jakichś konkretnych „kontaktów”. Nawet wykładanie na planszę naszych ścieżek nie staje się (jak na przykład w „Osadnikach”) kością niezgody, bo ten sam szlak może zostać odkryty jednocześnie przez kilku graczy.
Podsumujmy: łatwe zasady i kapitalne wykonanie z jednej strony oraz nieco mało intuicyjne rozwiązania plus niewielka interakcja z drugiej. Ostatecznie jednak rozgrywka należy do szybkich i przyjemnych, dłuższe zastoje zdarzają się bardzo rzadko i wymóg ciągłego poruszania się po planszy nadaje zabawie odpowiedniej dynamiki, wymuszając jednocześnie planowanie na kilka ruchów naprzód. „Relic Runners” jest grą przyjemną i całkiem klimatyczną, ale w gruncie rzeczy dość przeciętną.
koniec
2 grudnia 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Zapiski niedzielnego gracza: Wolność i swoboda
Miłosz Cybowski

14 IV 2024

„Broforce” nie jest grą nową, ale lubię do niej wracać – ta brutalna platformówka nabija się z popkulturowych klisz w sposób podobny do filmowej serii „Expendables”. Robi to jednak o wiele lepiej. I zabawniej.

więcej »

Krótko o grach: Rodzina jest najważniejsza
Miłosz Cybowski

6 IV 2024

„Dziedzictwo: Testament Diuka de Crecy” jest jedną z tych gier, które w świetnym stylu łączą ze sobą temat z mechaniką. Rozbudowa drzewa genealogicznego naszej rodziny, aranżowanie udanych mariaży i dbanie o kolejnych potomków naprawdę wciąga.

więcej »

Erpegi ze starej szafy: Nie ma wody na pustyni
Miłosz Cybowski

17 II 2024

„Don′t Drink the Water” Matta Cuttera to solidna, nieskomplikowana przygoda, która świetnie oddaje klimat Martwych Ziem.

więcej »

Polecamy

Wyrzuty sumienia kanciarza

W świecie pdf-ów:

Wyrzuty sumienia kanciarza
— Miłosz Cybowski

Więcej, ciekawiej i za darmo
— Miłosz Cybowski

Starzy Bogowie nie śpią
— Miłosz Cybowski

Typowe miasto
— Miłosz Cybowski

Gnijący las
— Miłosz Cybowski

Roninowie pod zaćmionym słońcem
— Miłosz Cybowski

Księga wiedźmich czarów
— Miłosz Cybowski

Pancerni bez psa
— Miłosz Cybowski

Słudzy Pana Rozkładu
— Miłosz Cybowski

Mali, brzydcy i zieloni
— Miłosz Cybowski

Zobacz też

Tegoż twórcy

Z aparatem przez dżunglę
— Agata Hanak

Na Olimpie
— Jacek Jaciubek

Tegoż autora

Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Tysiąc lat później
— Miłosz Cybowski

Europa da się lubić
— Miłosz Cybowski

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Powrót na „Discovery”
— Miłosz Cybowski

Odyseja kosmiczna 2001: Pisarz i Reżyser
— Miłosz Cybowski

Mniej, ale więcej
— Miłosz Cybowski

Jak drzewiej o erpegach rozprawiano
— Miłosz Cybowski

Wojenna matematyka
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.