Biorąc pod uwagę, że nastolatki właśnie na takich powieściach dorastają, to całkiem możliwe, że podoba fascynacja wampirzymi romansami im nigdy nie przechodzi. Swoją drogą słyszałem, że w angielskich księgarniach ten gatunek zdobył już osobne miejsca na półkach pod szyldem \"Paranormal romance\".
Niestety nie tylko nastolatki czytają \"paranormale\", znam też kilka kobiet po studiach, które chwalą sobie tego typu lektury. Bądź co bądź, romansidła zawsze miały stałe grono niedojrzałych emocjonalnie i czytelniczo odbiorców.
Gratuluję autorce recenzji wytrwałości i siły do przeczytania kolejnej książki o wampirach. Nie rozumiem kto kupuje takie książki. Nikt nawet nie ukrywa, że są pisane tylko dla pieniędzy. Ciekawy jestem czy nastolatki to naprawdę tak dobry target by wydawać kolejne gnioty?
Mi książka się bardzo podobała, chociaż nie czytałem wcześniej nic tego autora - książkę polecił mi znajomy. Polecał też Norwegian Wood, ale wybrałem tą, bo akurat sam zacząłem biegać i biegam do dzisiaj, ale to inna historia :) Bardzo inspirująca i ciekawa, szczególnie dla biegaczy, chociaż na pewno nie tylko, bo tak jak w recenzji jest napisane, bieganie tutaj jawi się też jako metafora życia, pracy.
,,Pewnym problemem jest to, że Felixa i Neta łatwo pomylić, gdyż autor nie obdarzył ich zbyt wyrazistymi charakterami – różnią się od siebie głównie tym, że jeden woli software, drugi hardware\'\'
Jak nie darady odróżnić..
Net, jest strachliwy, leniwy, i nie wyszczuiba nosa z komputera
a felix komputer używa w ostatecznośći, pracowity, lubi robotyke...
Tekst nie przeszedł korekty.
Kiedyś zdarzyło mi się obejrzeć jakiś reportaż o grupie kosmonautek, spośród których ostatecznie Tierieszkową wybrano do lotu. Gorzki w treści był to reportaż, kilka dziewczyn ponoć uzyskiwało znacznie lepsze od niej wyniki we wszelakich testach, ale ostatecznie wybrano ją. I potem to ona opływała we wszelkie dostatki (jakieś przywileje, ekstra mieszkanie, objazdowe spotkania z różnymi grupami społecznymi etc.) i przez pewien czas była taką maskotką zwycięskiej idei propagandowej, słowem spijała śmietankę. Natomiast pozostałe dziewczyny-kandydatki zostały w pewien sposób zapomniane, tego ich wysiłku i kilku lat wyjętych z życiorysu nie zrekompensowały żadne nadzwyczajne gratyfikacje finansowe. Pamiętam, że smutno było tej kobiecie, gdy o tym mówiła w reportażu, a była ona jedną z owych dziewczyn kandynujących z grupy Tierieszkowej.
Swoją drogą dość ciekawy sposób pozyskiwania tego hashu, mogliby spokojnie bilety sprzedawać...
Ja załapałem nawiązanie ;) Swoją drogą, dobry kawał o Stirlitzu mi się przypomniał:
Stirlitz podniósł głowę z kałuży i zobaczył ludzi w szarych uniformach.
– Jeśli to Niemcy, to powiem, że jestem Stirlitz, jeśli to nasi, to powiem: „Isajew” – pomyślał szybko.
Patrol milicji podszedł bliżej.
– Patrzcie: ten znany aktor Tichonow znowu schlał się jak świnia. No dobra, nie przeszkadzajmy, niech sobie spokojnie leży.
\"Erudycja Orlińskiego\"? To chyba oksymoron :) Ten koleś zatrzymał się w rozwoju w wieku 15 lat, na swoim blogu dyskutuje od kilku lat o wyższości jego Ipoda nad innymi mp3kami i o tym, jak fajnie się pracuje w Gazecie Wyborczej, gdzie rządzi megaguru Orlińskiego Adam Michnik, a w bufecie na Czerskiej podają za darmo kawę i ciastka :D
zgadzam się, o Alasce to bym chętnie poczytał... Zwłaszcza, że jestem fanem \"Przystanku alaska\" :)
Naprawdę świetna książka! Czytałem ją z 10 lat temu, ale do dziś pamiętam - i nawet ostatnio wspominałem (a propos lektury \"Życia Pi\"). Poza niesamowitym klimatem, humorem (\"keralski\") i bezkompromisowym naturalizmem największe wrażenie robił na mnie styl narracji. Tę historię się po prostu \"widziało\"
\"Znaczy Kapitan\" to w naszej rodzinie pozycja obowiązkowa. Przekazuje się ją z pokolenia na pokolenie i cytuje przy rodzinnych uroczystościach. Osobiście dostałem ją od wuja po zdaniu egzaminu na patent żeglarski i przeczytałem chyba z pięć razy. Książka absolutnie kultowa.
Zgadzam się w 100%. \"Znaczy Kapitan\" to wspaniała książka. Trafiłem kiedyś na nią zupełnie przypadkiem - studiując archeologię na UW oglądałem pewnego dnia na korytarzu w AudyMaxsie wystawione na sprzedaż książki, szukając czegoś interesującego z fantastyki ;) Wpadł mi w oko dziwny tytuł \"Znaczy Kapitan\" (o którym wcześniej nic nie wiedziałem) i zaciekawiony kupiłem książkę pana Borchardta. Otworzyłem, żeby sprawdzić o czym to w ogóle jest i kompletnie zassała mnie ta opowieść o prawdziwych Ludziach morza. Po prostu klasyka wiecznie żywa.
[treść usunięta ze względu na mocne podejrzenie spamu -- redakcja]
Tego SF, to powiedzmy sobie szczerze jest raczej mało.
Na chwilę obecną (tj. przeczytany pierwszy tom) sądzę, że zamiana czasu i miejsca akcji z \"w odległej przyszłości, hen hen na skraju galaktyki\" na jakiś never-never land, oraz zastąpienie lądowania kolonistów powiedzmy karą boską, czy po prostu nagłą erupcją fae w odległej przeszłości, nie wpłynęłaby zbytnio na kształt powieści (co najwyżej wypadłoby kilka rekwizytów w rodzaju teleskopu, czy płyt CD).
Dziękuję bardzo, pomyłka poprawiona.
Do recenzji zakradła się drobna, marginalna nieścisłość, więc dla porządku prostuję, że autorem powieści \"Północ-Południe\" jest John Jakes, a nie Sidney Sheldon. Książka - porywająco napisana, tylko Amerykanie tak potrafią. Pozdrawiam.
Bardzo fajna trylogia, onegdaj zrobiła na mnie spore wrażenie. Heroic fantasy? Bullshit, to crossover fantasy i SF, co jasno wychodzi w pewnym momencie cyklu. Z ostatni zdaniem recenzji zgadzam się w całości :)
Z tego co wiem to dojdzie - jednak dopiero za pewien czas. Sam nie jestem zachwycony. Mam wrażenie miałkości wszystkich postaci (może poza patriarchą). Fabuła jest prosta jak drut. Ogólnie - może być, ale nic co przeczytać trzeba.