Bohaterowie „Kenshina”Nie samym "Kenshinem" człowiek żyje. Nie ma wątpliwości co do tego, kto jest głównym bohaterem tej mangi, jednak nie da się ciekawie narysować dwudziestu ośmiu tomów serii opierając ją tylko na jednej postaci – i to niezależnie od tego, jak głębokie mogą być jej kolejne przemiany.
Michał SzczepaniakBohaterowie „Kenshina”Nie samym "Kenshinem" człowiek żyje. Nie ma wątpliwości co do tego, kto jest głównym bohaterem tej mangi, jednak nie da się ciekawie narysować dwudziestu ośmiu tomów serii opierając ją tylko na jednej postaci – i to niezależnie od tego, jak głębokie mogą być jej kolejne przemiany. Napisana przeze mnie recenzja „Kenshina” skupiała się przede wszystkim na wątku historii oraz na jej bohaterze głównym. Jednakże pisać o „Kenshinie” charakteryzując samego tylko Kenshina, to jak pisać o „Panu Tadeuszu” ignorując wszystkich bohaterów poza tym tytułowym. O bohaterach Jest ich doprawdy wielu - niemożliwym jest stworzyć tak bogatą w treść i tak wielowątkową opowieść, jaką jest „Kenshin”, w oparciu o jedną tylko postać. Dlatego właśnie autor mangi, Nobuhiro Watsuki, kreuje zbiór obejmujący wiele ich tuzinów, i to bardzo różnego typu. Co ciekawe, chociaż sam Kenshin jest postacią fikcyjną, wielu z tych właśnie postaci istniało naprawdę. Manga jest thrillerem, ale – przypomnijmy - jednak historycznym. Zdając sobie sprawę z zależności między ciekawymi postaciami a komercyjnym sukcesem mangi (nawet artyści muszą czasem jeść), Watsuki nieustannie prowadził wśród czytelników korespondencyjny sondaż popularności poszczególnych bohaterów, starając się eksponować tych bardziej popularnych kosztem tych popularnych nieco mniej. A że manga powstawała na przestrzeni dwóch i pół roku stopniowo, rozdziałami, które były publikowane zaraz po ich narysowaniu, bieżący stan opinii czytelniczej wywierał ogromny wpływ na treść kolejnych epizodów oraz tomów. Przyznaje się do tego sam Watsuki, na przykład w notce dołączonej do zakończenia 55 rozdziału (tom 7). Galeria Dziesięciu Wyniki sondażu były periodycznie publikowane. Przyjrzyjmy się tym podanym na początku tomu czternastego - a więc w połowie serii. Obejmują one dziesięć postaci, w tym samego Kenshina Himurę. Z pozostałych dziewięciu pięć to bohaterowie pierwszoplanowi, a kolejnych czworo to postacie drugo- i trzecioplanowe, które szczególnie przypadły czytelnikom do serca. Są to, w kolejności od najbardziej popularnego: Sanosuke Sagara, Aoshi Shinomori, Kaoru Kamiya, Hajime Saito, Sojiro Seta, Yahiko Myojin, Misao Mikamachi, Seijuro Hiko oraz Anji Yukyuzan. Przegląd tych postaci prowadzi do ciekawych obserwacji. Po pierwsze, mimo iż stosunkowo duża część bohaterów w mandze to kobiety, do galerii dziesięciu najpopularniejszych dostały się tylko dwie: Kaoru Kamiya oraz Misao Miakimachi. Nie dowodzi to jednak tego, że “Kenshin” to manga dla mięśniaków i machos. Wręcz przeciwnie! Wysokie wyniki postaci męskich to efekt masowego oddawania głosów przez czytające mangę dziewczyny, które głosowały na swych ulubionych twardzieli. Po drugie, uwagę zwraca bezdyskusyjna, wręcz przygniatająca przewaga Kenshina. Zdobył on dwukrotnie więcej głosów, niż drugi z kolei Sanosuke Sagara i czterokrotnie więcej, niż trzeci Aoshi Shinomori. Wynik ten dobitnie wskazuje, kto jest spiżowym filarem całej serii. Po trzecie wreszcie, już sam przegląd postaci z galerii dziesięciu dowodzi bogactwa treści mangi i jej wewnętrznej różnorodności. Mamy tu trzy postacie jednoznacznie pozytywne, cztery będące różnymi odcieniami szarości (Watsuki nazywa ich “dirty heroes”), oraz trzy negatywne. Pisząc ten tekst, stanąłem przed nieuniknionym dylematem, kogo z tej Dziesiątki szczególnie warto wziąć pod lupę. Wybór mój, oparty na kryteriach subiektywnych, ostatecznie uwzględnia, poza samym Kenshinem opisanym we wcześniejszej recenzji, postacie najbardziej wyraziste oraz kontrowersyjne. Są to: Hajime Saito, Aoshi Shinomori, Sanosuke Sagara oraz obie uwzględnione tam dziewczyny: Kaoru Kamiya i Misao Mikamachi. Hajime Saito Ilustracja: Izabela „Izumi” Petaś Hajime Saito Saito to postać historyczna, głęboko dramatyczna i w Japonii często ukazywana w filmach fabularnych (np. świetny “Mibu Gishiden” – “Gdy dobyto ostatniego miecza”, czy dopiero co powstały film „Shinsengumi!”) oraz w literaturze. Pojawia się co prawda dopiero w tomie siódmym, jednak jak szybko się dowiadujemy, obaj z Kenshinem znają się od kilkunastu lat. Saito towarzyszy nam potem aż do samego końca opowieści – jeden z ostatnich rozdziałów poświęcono właśnie swoistemu rozliczeniu między nim a Kenshinem. Do końca też pozostaje on drugą, a potem trzecią najważniejszą postacią komiksu. Saito żył i walczył naprawdę – umieszczenie go w mandze to ruch podobny do tego, jaki wykonałby polski autor umieszczając jako bohatera w swej powieści pułkownika Wołodyjowskiego czy generała Maczka. Mówi on o sobie: „Jestem zwykłym policjantem”, ale to przesadna skromność. W czasie rewolucji i wojny domowej lat 1861-68 walczył po stronie Tokugawów jako dowódca trzeciej jednostki Shinsengumi1), skupiającej wszystko, co stary reżim szogunatu miał najlepszego. Ród Tokugawa przegrał, ale nowy rząd uznał, że takich ludzi, jak Saito, lepiej mieć po swojej stronie – stąd policyjny mundur i oficerski stopień. W czasie trwania akcji mangi, Saito jest pułkownikiem i komendantem historycznej stolicy Japonii, tysiącletniego Kioto. Saito dorównuje Kenshinowi intelektem, posiada jednak też coś, czego tamtemu brakuje - perfidię. Dla Kenshina liczy się sposób, dla Saito zaś rezultat. Parafrazując Macchiavelli’ego - potrafi on być nie tylko lwem, ale także lisem. Jeden z czarnych charakterów ujął to krótko, ale trafnie: „W przeciwieństwie do Saito, Kenshin nigdy nie zaatakowałby w niehonorowy sposób”. Saito to typ faceta o stalowo silnym charakterze oraz o złożonej, intrygującej osobowości – bez słowa złamie ci rękę, jeśli go potrącisz w tłumie, ale też który nakarmi bezdomnego kotka, jeśli się przybłąka. Dwukrotnie ratuje życie Misao, wymyśla dla dziewczyn z mangi zabawne pseudonimy, w wolnej chwili nawet adoptuje bezdomnego sierotę. Jednocześnie jednak, zabicie kogoś od tyłu nie jest dla niego niczym niezwykłym, a w innym miejscu dosyć lekko, ale i z pełną wiarygodnością, wspomina, że ma na sumieniu setki zabitych przeciwników. Jedną z niewielu cech wspólnych, jaką ma z Kenshinem, to fakt, że narobił sobie mnóstwo wrogów, z których połowę jakimś sposobem udaje mu się przerobić na kumpli. Ta druga połowa, jednak, szybko ląduje sześć stóp pod ziemią, posiekana na cienkie plasterki. Sanosuke Sagara Watsuki doskonale wie, że bohaterowie dobrze narysowanej mangi muszą przebywać co najmniej w parach, by mogli w dialogach wyrażać swe myśli i zamiary. Wie też, że najlepszym sposobem dobitnego, ale i inteligentnego ukazania cech wybranej postaci jest kontrast. Dlatego właśnie sprawy układają się tak, że Kenshin zawsze ma pod ręką kogoś, kto jest od niego zupełnie inny, i kto jednocześnie stanowi doskonałe tło dla uwypuklenia kolorów osobowości naszego sympatycznego ronina. Sanosuke Sagara Ilustracja: Izabela „Izumi” Petaś Pomysł budowania żywej, zabawnej akcji w oparciu o dwóch odmiennych od siebie bohaterów znamy doskonale chociażby z amerykańskich filmów policyjnych. Watsuki kopiuje ten schemat, jednakże wzbogaca go o element własny – rola bohatera-partnera w zespole ulega częstej rotacji. Pierwszą z takich postaci jest Kaoru, ale już w pierwszym tomie rolę bohatera-tła przejmuje właśnie Sagara, by stracić ją w pewnej części dopiero w tomie siódmym na rzecz Saito, oraz na kilka rozdziałów na rzecz Misao. W dalszych tomach pojawia się więcej takich postaci, a każda, w swej odmienności, podkreśla inną z cech charakteru Kenshina. Sanosuke Sagara jest tak samo nieprzystosowany do życia we współczesnym społeczeństwie, jak Kenshin, jednak inaczej niż on, jest typem impulsywnego, niespokojnego rozrabiaki. W odróżnieniu od wszystkich innych ważniejszych bohaterów, nie jest pochodzenia samurajskiego, ale jest jednym z chłopów zmobilizowanych na czas rewolucyjnej wojny domowej obietnicą ulg podatkowych i awansów społecznych. Sagara, również jako jedyny z bohaterów, nie posługuje się bronią białą, specjalizując się w walce wręcz. Chociaż nie jest niezwyciężonym herosem, uczy się bardzo szybko i nigdy nie daje się zaskoczyć dwa razy. Przykład: pokonany przez przebiegłego Saito, już w drugiej z nim walce osiąga mocny remis. Rola Sanosuke w mandze ulega mocnej ewolucji. Przez pierwszych siedem tomów jego postać stanowi jeden z filarów akcji. Następnie spada na drugi plan, by powrócić do centrum uwagi na czas starcia z elitą armii buntownika Makoto Shishio. Potem już jednak jego rola sprowadza się w zasadzie do wygłaszania cynicznych uwag i do bycia obiektem ironicznych komentarzy pozostałych bohaterów. Watsuki do końca nie decyduje się na całkowite usunięcie go z planu ze względu na wysoką popularność wśród czytelników, jednak po tomie szóstym nie rozwija też już wątku tej postaci (z wyjątkiem wspomnianej wyżej walki z armią Shishio), choć ma ku temu niejedną okazję. Nie ma na przykład rozwinięcia lekko tylko zarysowanej kwestii romansu Sanosuke z Megumi. Aoshi Shinomori Ilustracja: Izabela „Izumi” Petaś Aoshi Shinomori Mówiąc wprost: Watsuki poszedł przy tej postaci na karygodną łatwiznę. Aoshi to postać popularna, ale tak niesamowicie schematyczna, że aż nudna - mogę kwadransami wymieniać postacie z innych mang i anime, do których Aoshi jest łudząco podobny z wyglądu i z charakteru. Ale cóż, widocznie tak już niestety jest, że etat długowłosego małomównego młodego buntownika o rozdartym wnętrzu obsadzony być musi. |
Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Manewrując na z góry upatrzone pozycje
— Łukasz Bodurka
Kenshin: Nowy początek
— Michał Szczepaniak
Kenshin: Nowy początek
— Michał Szczepaniak
Europejscy gangsterzy w oczach Japończyków
— Michał Szczepaniak
Zmierzch świata samurajów
— Michał Szczepaniak
O braniu swoich spraw we własne ręce
— Michał Szczepaniak
Pojutrze: Raz jeszcze głos w debacie
— Michał Szczepaniak
Fahrenheit 9/11: Rozliczmy rozliczającego
— Michał Szczepaniak
Pojutrze: Polemika, komentarz i kontrrecenzja
— Michał Szczepaniak
O słabości silnych i tęsknocie za prostotą życia
— Michał Szczepaniak
O miłości, motywacji i szacunku
— Michał Szczepaniak