Radek, Dżordż oraz Ludek po raz kolejny wkraczają na komiksową scenę i jak zwykle robią to z przytupem. Tym razem zawadiacko – niczym Bruce Willis w „Szklanej pułapce” – podejmują walkę z Cza-Chą, czyli czarnym charakterem terroryzującym bajeczną krainę przygód. Walka jest spektakularna, jak na superprodukcję przystało, i niestety nie mogło obyć się bez ofiar.
Cza-Cha dymi
[Filip (Fil) Wiśniowski „Spektakularna strata czasu” - recenzja]
Radek, Dżordż oraz Ludek po raz kolejny wkraczają na komiksową scenę i jak zwykle robią to z przytupem. Tym razem zawadiacko – niczym Bruce Willis w „Szklanej pułapce” – podejmują walkę z Cza-Chą, czyli czarnym charakterem terroryzującym bajeczną krainę przygód. Walka jest spektakularna, jak na superprodukcję przystało, i niestety nie mogło obyć się bez ofiar.
Filip (Fil) Wiśniowski
‹Spektakularna strata czasu›
Filip „Fil” Wiśniowski, który mimo nadal przecież młodego wieku jest już uznawany za jednego z klasyków niezależnej polskiej sceny komiksowej, zdecydował się na współpracę z dużym wydawnictwem. Jak pamiętamy, nie jest to pierwsza przygoda z wielkim przemysłem komiksowym autora, który swego czasu współpracował już z Mandragorą. Tym razem dzięki kooperacji z wydawnictwem Timof i Cisi Wspólnicy stworzeni przez „Fila” bohaterowie – Radek, Dżordż (a w zasadzie tym razem Dżordżetta) i Ludek – znów mają okazję rzucić się w wir niezwykłej przygody. A trzeba powiedzieć, że jest to przygoda iście epicka.
Współpraca z wydawniczym gigantem polskiej sceny komiksowej skłoniła autora do skonstruowania swojej opowieści w sposób kojarzący się nieodparcie ze schematem narracyjnym opisanym przez Josepha Campbella i spopularyzowanym w Hollywood przez Christophera Voglera. Niewątpliwie zwiększyło to siłę rażenia tego październikowego blockbustera, którego zrzucenie na nieświadomych zagrożenia miłośników komiksu miało miejsce podczas XXVI Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. "Spektakularna strata czasu" to zatem opowieść oparta na klasycznym monomicie, czyli schemacie narracyjnym o trójelementowej strukturze, w ramach którego nasi bohaterowie zostają wyrwani ze swego zwyczajnego, codziennego życia pełnego prozaicznych problemów, po to by wyruszyć w epicką, pełną dramatycznych niebezpieczeństw i niezwykłych zwrotów akcji przygodę. W drugiej fazie opowieści przechodzą serię prób i zmagają się z siłami ciemności, by na końcu – w trzeciej fazie opowieści – triumfalnie wrócić do swojego świata. Choć trzeba od razu zaznaczyć, że z tym triumfalnym powrotem to nie do końca wszystko się zgadza. Ale nie uprzedzajmy wypadków…
Opowieść zaczyna się od tego, że nasi bohaterowie zostają zaangażowani do wielkiej megaprodukcji komiksowej przez roztaczającego wizję nieuchronnego sukcesu producenta, którym okazuje się być rzecz jasna „Fil” we własnej osobie. Projekt od samego początku wydaje się podejrzany, choć pierwsze kroki w krainie przygody nie zwiastują większych kłopotów. Radek, Ludek i Dżordżetta (taką rolę bowiem przypadło w udziale grać Dżordżowi, który jak na profesjonalistę przystało bez mrugnięcia okiem tworzy absolutnie wiarygodną i poruszającą kreację) zaczynają jednak ku własnemu zdziwieniu odczuwać głód – do tej pory bowiem tylko udawali, że są głodni. Czyżby zatem fikcyjny świat komiksu stał się samą rzeczywistością? To jednak dopiero początek dziwnych zdarzeń wywoływanych przez jakieś tajemnicze i złowrogie moce, które zawładnęły krainą przygód. Bohaterowie postanawiają rozwiązać tę zagadkę i, kierowani wskazówkami napotkanych postaci, udają się do zamku księżniczki (jak wiadomo, tego typu opowieść nie ma racji bytu bez jakiejś księżniczki). Na tej drodze czeka ich wiele niesamowitych przygód a wszystko zmierza rzecz jasna do spektakularnego finału, w którym autor z właściwą sobie lekkością i swobodą żongluje popkulturowymi nawiązaniami.
Nie tylko zresztą ogólny schemat narracyjny tej – nie bójmy się tego słowa – monumentalnej opowieści można odczytywać jako aluzję do współczesnej popkultury, w której króluje schematyczność wynikająca z dążenia do osiągnięcia za wszelką cenę sukcesu finansowego. Komiks naszpikowany jest żartami sytuacyjnymi i gagami, które doskonale współgrają z epicką narracją. W całej opowieści pełno jest absurdalnego poczucia humoru oraz ukrytych tu i ówdzie odniesień do współczesnej popkultury, co sprawia, że wyławianie tych różnych niuansów podczas lektury staje się czystą przyjemnością. Autor w tej zabawie z konwencją szczególnie wyraźnie odwołuje się do elementów przywołujących skojarzenia z mangą. Wielkie potwory, gigantyczne roboty oraz stylizowane na japońskie liternictwo znaczki umieszczone na utrzymanej w bajecznej kolorystyce okładce dość jednoznacznie kojarzą się z mangowymi klimatami.
Zresztą doskonała pod względem kompozycyjnym i kolorystycznym okładka zasługuje na osobny komentarz i uznanie. Wprawdzie kontrastuje ona nieco – takie jest przynajmniej pierwsze wrażenie – z chropowatymi, czarno-białymi rysunkami, ale już po kilku stronach można przyzwyczaić się do tej konwencji. Graficznie komiks prezentuje to, do czego Wiśniowski już zdążył przyzwyczaić swoich czytelników. Charakterystyczna kreska – choć wygląda jakby była rezultatem użycia miękkiego, słabo zatemperowanego ołówka na gruboziarnistym papierze – powstała dzięki zastosowaniu najbardziej zaawansowanych technologicznie narzędzi graficznych (zresztą budżet całej tej komiksowej superprodukcji już od pierwszych kadrów owiany jest aurą tajemnicy). Można zatem powiedzieć, że to, co na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie szybkiego, niedokładnego szkicu, jest efektem świadomych decyzji artystycznych i przemyślanej w najdrobniejszych szczegółach strategii rysowniczej wspomaganej niemal kosmiczną technologią.
Podsumowując, należy powiedzieć, że wbrew temu, co mogłaby sugerować bajecznie kolorowa okładka, mamy tu do czynienia z komiksem adresowanym do dojrzałego czytelnika, który będzie w stanie docenić absurdalne poczucie humoru oraz ironiczną konwencję, w jakiej utrzymana jest cała narracja. Krytyczne odniesienia do współczesnej popkultury wplecione w opowieść, która jednocześnie oparta została na sprawdzonych schematach narracyjnych tejże popkultury, pozwalają na różnorodne odczytania historii o ratowaniu krainy przygód przed siejącym spustoszenie Cza-Chą. Jeżeli jednak ktoś nie ma ochoty na takie interpretacyjne dzielenie włosa na czworo, może po prostu czerpać wiele satysfakcji z lektury pełnej nietuzinkowego poczucia humoru historyjki.