„Monster” to mroczny kryminał rozgrywający się w szpitalnej scenerii. Kariera młodego, błyskotliwego i idealistycznie nastawionego do życia lekarza załamuje się po tym, gdy przeciwstawia się on decyzji dyrektora szpitala. Czy jednak kierując się zasadą, że każde życie jest warte tyle samo i postępując wbrew swojemu przełożonemu, naprawdę postąpił słusznie? A może przedkładając życie pacjenta ponad względy polityczne i ekonomiczne, przyczynił się do stworzenia potwora?
Każde życie ludzkie jest warte tyle samo
[Naoki Urosawa „Monster #1” - recenzja]
„Monster” to mroczny kryminał rozgrywający się w szpitalnej scenerii. Kariera młodego, błyskotliwego i idealistycznie nastawionego do życia lekarza załamuje się po tym, gdy przeciwstawia się on decyzji dyrektora szpitala. Czy jednak kierując się zasadą, że każde życie jest warte tyle samo i postępując wbrew swojemu przełożonemu, naprawdę postąpił słusznie? A może przedkładając życie pacjenta ponad względy polityczne i ekonomiczne, przyczynił się do stworzenia potwora?
Naoki Urosawa
‹Monster #1›
Doktor Kenzō Tenma jest dobrym człowiekiem i jeszcze lepszym lekarzem. Jego kariera zdaje się rozkwitać. Od czasu, gdy przybył do Niemiec z Japonii, szczęście nieodmiennie mu sprzyja. Pracuje w jednym z najlepszych szpitali – w Szpitalu-Pomniku Eisler, w Düsseldorfie, gdzie cieszy się powszechnym uznaniem. Swymi umiejętnościami zaskarbił sobie sympatię pacjentów, życzliwość kolegów i – co najważniejsze – przychylność dyrektora tej placówki, doktora Heinemanna oraz miłość jego córki. W tej sytuacji kolejne awanse są tylko kwestią czasu. Koszty wydają się być niewielkie - cóż bowiem oznacza konieczność ciągłych kompromisów, rezygnacji z własnych badań i ciężka praca na rzecz szefa, w obliczu spodziewanych przyszłych korzyści.
Ta idylla nie trwa jednak wiecznie – życie doktora Tenmy całkowicie odmienia jedno zdarzenie. Oto do szpitala trafia dziesięciolatek z raną postrzałową głowy. On i jego siostra bliźniaczka byli świadkami morderstwa własnych rodziców. Do operacji zostaje wyznaczony najlepszy neurochirurg w szpitalu, czyli Kenzō Tenma. Jednak tuż przed jej rozpoczęciem dostaje on od samego dyrektora polecenie, a właściwie rozkaz, zajęcia się burmistrzem Roedeckerem, który w międzyczasie został przywieziony do szpitala z zakrzepem mózgu. Młody lekarz wydając na siebie wyrok, postanawia jednak operować chłopca. Jak można było się domyślać, wspaniałe umiejętności japońskiego lekarza pozwalają na uratowanie małego pacjenta, natomiast operacja burmistrza kończy się niepowodzeniem.
Dalszy rozwój wypadków łatwo przewidzieć – doktor Tenma popada w niełaskę i zostaje zepchnięty w hierarchii szpitalnej niemal do pozycji studenta-rezydenta. Co gorsza, córka dyrektora odchodzi od niego – piękna Eva Heinemann najwyraźniej nie jest zainteresowana związkiem z kimś, kto nie ma już żadnych szans na awans zawodowy. W tym miejscu kończą się jednak zdarzenia przewidywalne i zaczyna się prawdziwy koszmar. Oto niedługo po tym incydencie dyrektor Heinemann oraz dwaj lekarze zostają znalezieni martwi, a ze szpitala znika Johan – chłopiec uratowany przez doktora Tenmę – oraz jego siostra Anna. Nieco demoniczny inspektor Lunge z Federalnej Policji Kryminalnej Niemiec, który rozpoczyna śledztwo w tej sprawie, od samego początku jest bardzo podejrzliwy wobec młodego chirurga, gdyż to właśnie on najwięcej zyskał na śmierci dyrektora Heinemanna.
Wielowątkową mangę, stworzoną przez znanego polskiemu czytelnikowi z serii „Pluto” Naokiego Urasawę, czyta się jednym tchem. Pomimo swej objętości – komiks ma ponad czterysta stron – całość pochłania się błyskawicznie. Zdarzenia pędzą tu bowiem w zawrotnym tempie, napięcie rośnie z każdą kolejną stroną, a autor nie daje czytelnikowi ani chwili wytchnienia. To, co zaczyna się jak zwykła opowieść obyczajowa osadzona w szpitalnych realiach, szybko zamienia się w mroczną historię kryminalną z elementami grozy. Autor tkając misterną narrację, dba także o stworzenie złożonego i wiarygodnego kontekstu. Realia szpitalne, w których bardziej niż ratowanie pacjentów liczy się kreowanie wizerunku zabieganie o fundusze oraz udział w intrygach, zostały tu odtworzone w dużą dbałością o szczegóły. Urasawa stworzył również wielowymiarowe i wiarygodne postaci. Każdy, kto pojawia się na planszach komiksu, nawet w krótkim epizodzie, wnosi do opowieści coś wartościowego. choć oczywiście najbardziej wyraziste są te postacie, które zagoszczą tu na dłużej - niewątpliwie będziemy jeszcze świadkami pasjonującej gry pomiędzy doktorem Tenmą i diabolicznym inspektorem Lunge.
Pod względem graficznym manga oferuje to, do czego Naoki Urasawa już nas przyzwyczaił. Możemy tu zatem podziwiać odtworzone z niebywałą dbałością o szczegóły tła oraz bardzo specyficzne twarze bohaterów. Jeśli chodzi o pierwszy element, to widać tu benedyktyńską pracę wykonaną przez samego autora oraz jego asystentów. Wiedząc na czym polega praca mangaki (m.in. dzięki lekturze takich dzieł, jak np. „Życie. Powieść graficzna” „Zoo zimą”, czy „Bakuman”), możemy sobie z grubsza wyobrazić, jak musiał wyglądać skomplikowany proces tworzenia tych hiperrealistycznych wizerunków niemieckich miast. Bardzo charakterystyczne są również rysowane w uproszczony sposób twarze bohaterów. Większość z nich może się mianowicie pochwalić wielkimi nosami, które są czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego stylu Urasawy.
„Monster” to niewątpliwie doskonała lektura dla wszystkich miłośników mrocznych kryminałów z elementami grozy i tajemnicy. Doskonałe rysunki, wartka akcja, umiejętnie budowane napięcie, zaskakujące zwroty akcji, realistycznie odtworzony kontekst oraz duszna atmosfera nieustannie wiszącego w powietrzu zagrożenia, czynią z tej mangi świetną opowieść graficzną. Pojawienie się na rynku drugiego wydania pierwszego tomu to doskonała okazja do rozpoczęcia swojej przygody z lekarzem, który próbuje odkryć prawdę o uratowanym przez siebie chłopcu. Warto śledzić jego perypetie chociażby po to, by przekonać się, jak długo będzie on kierował się w swym życiu dewizą mówiącą, że każde ludzkie życie jest warte tyle samo. Zdarzenia opisane w pierwszym tomie, chyba nieco to przekonanie już nadszarpnęły.
Wszystko fajnie, ale rezydent to pełnoprawny lekarz po studiach i stażu, który robi specjalizację. Studia już daleko za nim, niemniej jego los jest jeszcze bardziej parszywy.