Uwaga! Arcydzieło! „Patience” Daniela Clowesa to z pewnością jeden z najlepszych komiksów, jakie ukazały się w Polsce w ostatnich latach.
Konrad Wągrowski
Daniel Clowes zmaga się z czasem
[Daniel Clowes „Patience” - recenzja]
Uwaga! Arcydzieło! „Patience” Daniela Clowesa to z pewnością jeden z najlepszych komiksów, jakie ukazały się w Polsce w ostatnich latach.
Recenzję znakomitej „Patience” Daniela Clowesa chciałbym zacząć od stwierdzenia, że choć w niniejszym tekście nie zdradzam ani pointy, ani kluczowych zwrotów akcji, a streszczenie obejmuje tylko kilkanaście pierwszych stron albumu, to uważam, że „Patience” najlepiej czytać, nie wiedząc kompletnie nic o jego treści – ja sam miałem to szczęście i nie chciałbym wam go odbierać. Przeczytajcie więc „Patience” i wróćcie po lekturze do mojej recenzji.
Daniel Clowes, mimo niespecjalnie obfitego dorobku, to dziś jedno z ważniejszych nazwisk w światowym komiksie. Twórca szczerych opowieści z życia targanych problemami, zwykle niedojrzałych bohaterów z amerykańskiej prowincji zasłynął w 1997 roku głośnym „Ghost World”, obyczajowym komiksem o dojrzewaniu dwójki nastolatek, rozsławionym później filmem ze Scarlett Johansson i znaną z „American Beauty” Thorą Birch w rolach głównych. Komiksy tworzone przez Clowesa najczęściej najpierw publikowane są w autorskim zinie twórcy, „Eightball”, dopiero później niektóre z tych historii wydawane są w formie osobnych albumów. Tak właśnie było z dostępnymi również w Polsce „Ghost World”, „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” czy „David Boring”. „Patience” to wyjątek – komiks od razu pojawił się w albumowej formie (rysowany zresztą aż przez pięć lat). Nie jest to jedyna rzecz, która świadczy o jego wyjątkowości.
Jeśli komuś Daniel Clowes kojarzy się wyłącznie z „Ghost World” (ewentualnie z „Davidem Boringiem”), czeka go duże zaskoczenie. Zapewne uważał Clowesa za twórcę historii realistycznych, mocno osadzonych we współczesnej małomiasteczkowej Ameryce. Opowieści szczerych i sprawiających wrażenie autentyczności przedstawionego świata, ukazujących uczciwe, nielukrowane oblicza swych bohaterów. Jeśli jednak ktoś zna szaloną, oniryczną opowieść z „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza”, czy zwrócił uwagę na odrealnienie wątku kryminalnego w „Davidzie Boringu”, zaskoczony nie będzie. „Patience” jest bowiem, ni mniej ni więcej, tylko psychodeliczną opowieścią miłosną z… podróżami w czasie.
Komiks swe miano bierze od głównej bohaterki. Tytułowa Patience to młoda kobieta, ale już po przejściach, która próbuje jakoś poukładać sobie życie w nieprzyjaznym świecie. Pewien poziom stabilizacji zapewnia jej Jack, pierwsza osoba, która podeszła do niej z czułością, troską i – w efekcie – miłością. Oboje nie mają dobrych posad, klepią biedę. Jack udaje przed Patience, że ma w miarę przyzwoitą pracę, w rzeczywistości jednak ją stracił i obecnie zajmuje się rozdawaniem ulotek. Dziewczyna ma dla obojga niespodziankę – jest w ciąży. Wiedzą, że lekko nie będzie, ale czują, że przynajmniej mają siebie nawzajem i jakoś sobie poradzą. W końcu – jak mówi Patience – ludzie od milionów lat rodzą dzieci mimo braku kasy. Jack postanawia porządnie wziąć się za siebie, być dla Patience prawdziwą opoką. Wracając do domu z taką myślą, doznaje wstrząsu – na podłodze leżą zwłoki zamordowanej ukochanej.
Pierwszym podejrzanym jest oczywiście Jack. Po kilku miesiącach w więzieniu udaje mu się w końcu uwolnić od zarzutów. Postanawia, że nie spocznie, póki nie znajdzie prawdziwego zabójcy. I w tym momencie komiks szykuje swoje pierwsze wielkie zaskoczenie. Podczas gdy czytelnik (zaskoczony, że tytułowa bohaterka tak szybko zeszła ze sceny) oczekuje, że kolejne strony zajmie śledztwo Jacka, gwałtownie zostaje przeniesiony… do roku 2029. Jack, już grubo po czterdziestce, jest wrakiem człowieka. Wszystko podporządkował obsesji znalezienie mordercy Patience – bez rezultatu. Życie nie ma dla niego sensu. Większość czasu spędza w barze, wylewając swe żale przed barmanem. Pewnego dnia, wracając do domu, napotyka mężczyznę napastującego niebieskoskórą (mamy wszak rok 2029) prostytutkę Kandy i daje mu wycisk. Dziewczyna z wdzięczności zabiera Jacka do swej kabiny, ale Jack bardziej niż seksem jest zainteresowany opowiadaniem swej smutnej historii. Wspomina, jak bardzo by chciał cofnąć się w czasie, choć sam nie wie, czy ważniejsze dla niego byłoby ocalenie Patience, czy znalezienie zabójcy. Kandy mówi, że nawija tak jak jeden z jej klientów, Bernie, który wspomina, że skonstruował wehikuł czasu. Co do stracenia ma Jack? Szuka Berniego… i tu czeka nas kolejny wstrząs. Bo Bernie nie zmyśla, a my wraz z Jackiem wkrótce znajdujemy się w roku 2006, gdy Patience - nieznająca jeszcze Jacka - jest młodą dziewczyną, mieszkającą w jakiejś zapadłej dziurze. Wśród jej ówczesnych znajomych Jack ma nadzieję znaleźć jej przyszłego zabójcę.
„Patience”, rysowana w typowym dla Clowesa stylu, choć z wyrazistą kolorystyką przywołującą (zwłaszcza w sekwencjach z 2029 roku) narkotykowy trip, fabularnie jest komiksem naprawdę niesamowitym. Mamy tu szereg zaskakujących zwrotów akcji, przeskoków czasowych i przy tym całkiem misternie poprowadzoną intrygę kryminalną z dramatyczną kulminacją (a właściwie z kilkoma dramatycznymi kulminacjami). Byłbym zdziwiony, gdyby za kilka lat nie doczekała się ekranizacji, bo jest materiałem na zajmujący film. Ale intryga sensacyjno-fantastycznonaukowa, choć poprowadzona znakomicie, nie jest dla „Patience” najważniejsza. Bo jak zwykle u Clowesa, otrzymujemy też galerię barwnych, wiarygodnych bohaterów, z tytułową parą na czele. Jack i Patience to postacie niekoniecznie kryształowe, mające oczywiste wady, ale nakreślone szczerze, bezkompromisowo, ujmujące swoją autentycznością i budzące u czytelnika silne emocje. Wzruszeń w „Patience” oczywiście nie zabraknie, a czytelnik rozpaczliwie będzie kibicować Jackowi w jego misji. Ale w tym wszystkim kluczowe jest także społeczne tło komiksu. Poczynając od przygnębiającej, postkryzysowej Ameryki roku 2012, aż po małomiasteczkową społeczność z roku 2006, poprzez którą Clowes pokazuje ból dojrzewania w takim środowisku, w wizji pozbawionej jakiegokolwiek lukru czy nostalgicznego wspomnienia, akcentującej problemy i dramaty, niełatwe lata młodości, samotność i wyobcowania bohaterów. Pobrzmiewają tu echa dorastania bohaterek „Ghost World”, ale w jeszcze bardziej gorzkim wydaniu. A wszystko to – powtórzmy to jeszcze raz – w formie zajmującego komiksowego kryminału w konwencji science fiction. Niesamowite. Jeżeli ktokolwiek miał jakiekolwiek wątpliwości, czy Clowes na pewno jest geniuszem komiksu, po lekturze „Patience” nie powinien mieć już żadnych.