W ofercie biograficznych komiksów poświęconych wielkim malarzom mamy już spory wybór. Bosch, Caravaggio, Munch, van Gogh, Modigliani czy Picasso to artyści, którzy doczekali się już komiksowych opowieści o swoim życiu. Zresztą świetnych. Trudno jednak zaprzeczyć, że przydałaby się w końcu komiksowa biografia kobiety zajmującej się malarstwem.
Sztuka życia
[Tamia Baudoin, Nathalie Ferlut „Artemizja” - recenzja]
W ofercie biograficznych komiksów poświęconych wielkim malarzom mamy już spory wybór. Bosch, Caravaggio, Munch, van Gogh, Modigliani czy Picasso to artyści, którzy doczekali się już komiksowych opowieści o swoim życiu. Zresztą świetnych. Trudno jednak zaprzeczyć, że przydałaby się w końcu komiksowa biografia kobiety zajmującej się malarstwem.
Tamia Baudoin, Nathalie Ferlut
‹Artemizja›
I właśnie od wypełnienia tej luki rozpoczyna swoją działalność nowe wydawnictwo komiksowe. Oficyna Marginesy zaproponowała mianowicie opowieść o Artemizji Gentileschi, znanej malarce tworzącej w siedemnastym wieku. Tym razem jednak jest to nie tylko historia jej życia i twórczości, ale także – a może przede wszystkim – poruszająca opowieść o opresyjnym społeczeństwie, w którym bycie kobietą jest niestety przekleństwem. Córka docenianego malarza fresków Orazia Gentileschiego przekonała się o tym boleśnie. Niejednokrotnie.
Opowieść Nahalie Ferlut biegnie dwutorowo. Na pierwszym planie obserwujemy, jak Artemizja wraz ze swoją dorosłą już córką oraz służącą podróżuje karetą przez ośnieżone góry. Wyprawę umilają sobie rozmowami. Córka głównej bohaterki ma okazję wysłuchać historii życia swojej matki. I właśnie ta opowieść snuta podczas podróży przenosi nas w czasie do młodości Artemizji. Tu akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Rzym obiega wiadomość o ucieczce Caravaggia, czyli w roku 1606 (w tym momencie kończy się pierwszy tom komiksu o tym artyście wydanego przez Taurus Media). Widzimy jak dziewczyna dorasta i ujawnia swój malarski talent. Ku utrapieniu Orazia to właśnie ona jest bowiem najzdolniejsza spośród trójki jego dzieci i ma szansę stać się wielką artystką. To znaczy, miałaby gdyby była mężczyzną. Jako kobieta, będzie mogła co najwyżej przygotowywać pigmenty albo pozować. Tak to już jest. W siedemnastym wieku sytuacja kobiet niestety nie sprzyjała rozwojowi ich talentów. Artemizja nie ma jednak zamiaru podporządkować się społecznym restrykcjom. Wspólnie z jej córką słuchamy zatem tej brutalnej opowieści i podobnie jak w niej, wzbiera w nas złość, gdy widzimy, jak biedna dziewczyna staje się ofiarą gwałtu, gdy musi milcząco znosić jawną niesprawiedliwość, gdy cierpi słuchając plotek na swój temat i wreszcie, gdy przed sądem dowodzi swej niewinności.
Podczas lektury można odnieść wrażenie, że sztuka pozostaje gdzieś w tle tej historii. Inaczej niż w przypadku wspomnianych powyżej biografii malarzy, tu najpierw trzeba uporać się z ukazaniem społeczno-kulturowego kontekstu, w jakim utalentowana kobieta musi dowodzić swojej wartości wbrew stereotypowym wyobrażeniom mężczyzn przekonanych o swojej wyższości. Największym grzechem Artemizji jest bowiem właśnie to, że ośmieliła się wykroczyć poza przypisane jej granice. Obserwujemy zatem przede wszystkim jej walkę o godność i szacunek. I dodajmy od razu, że jest to walka zwycięska. Artemizja dzięki swojej sile i talentowi osiągnęła sukces, a jej obrazy są znane i podziwiane do dziś. Co ważne są one podziwiane nie dlatego, że namalowała je kobieta, ale dlatego, że są po prostu arcydziełami. Bronią się same. Ważnym aspektem tej opowieści jest także umiejętne ukazanie niezwykle skomplikowanej relacji Artemizji z ojcem. Autorki unikają jednostronnej interpretacji i nie formułują oskarżeń. Starają się zrozumieć motywację mężczyzny i targające nim obawy.
Podobnie broni się warstwa graficzna komiksu. Tamia Baudouin tworzy swoje rysunki posługując się delikatną, nieco rozedrganą kreską. Wygląda to tak, jakby posługiwała się jedynie ołówkiem, a nie piórkiem. Cieniowanie jest delikatne i bardzo szkicowe. Postacie i tła ukazane zostały z dużą pieczołowitością, ale nie można nazwać tej stylistyki w realistyczną. Rysowniczka tworzy nieco baśniową atmosferę swobodnie odwzorowując poszczególne obiekty i nadając im nieco impresyjny charakter. Wrażenie tej ulotności wzmacnia dodatkowo delikatna, pastelowa i – chciałoby się powiedzieć – bardzo malarska kolorystyka. Niezwykle wymowna jest także okładka komiksu. Widzimy na niej uśmiechniętą i wyraźnie zadowoloną z siebie artystkę, chwilę po – jak można się domyślać – ukończeniu jednego ze swoich najbardziej znanych i przejmujących dzieł. Interpretacja obrazu „Judyta zabijająca Holofernesa” w świetle opowieści wydaje się oczywista. Można tylko się domyślać, jak wielką satysfakcję sprawiało jej malowanie takich obrazów. Po pierwsze, dlatego że znała ich wartość i wiedziała, że budzą podziw. Po drugie, dlatego, że zdawała sobie sprawę z ich znaczenia i przekazu, jaki ze sobą niosą.
Nathalie Ferlut oraz Tamia Baudouin stworzyły naprawdę poruszający, ale jednocześnie unikający nadmiernej egzaltacji i epatowania emocjami obraz. Przedstawiły na nim życie wspaniałej artystki i silnej kobiety. W ich interpretacji Artemizja dzielnie stawia czoła wrogiemu światu i dąży do realizacji swoich marzeń. Ma świadomość swojej wartości i wytrwale chce coś udowodnić tym, którzy mają ją za gorszą, tylko dlatego, że jest kobietą. I co najważniejsze, udaje jej się to. Osiąga sukces i największą satysfakcję czerpie z tego, że może w końcu żyć tak, jak sama chce. Mimo wszystkich doznanych krzywd, nie ma zamiaru jednak się mścić ani żyć rozpamiętując przeszłość. Najważniejsze jest to, co przed nią. W końcu zostało jeszcze tyle obrazów do namalowania.