Wydawało się, że możność wejrzenia w stare polskie produkcje sczezła wraz z serią Dawny Komiks Polski. A jednak! Wydanie „Rotmistrza Polonii” nawiązuje do tamtych opracowań. Co więcej, stanowi ważny przyczynek do znacznie dalej niż dotąd idących rozważań o historii – komiksu i nie tylko… W publikację przygotowaną przez Wydawnictwo 23 łatwo dać się wkręcić. Więcej nawet, wkręcić się bardzo przyjemnie! Wielka ściema wyszła wyśmienicie!
Tomasz Nowak
Viva Polonia!
[Łukasz Godlewski, Łukasz Kowalczuk „Rotmistrz Polonia” - recenzja]
Wydawało się, że możność wejrzenia w stare polskie produkcje sczezła wraz z serią Dawny Komiks Polski. A jednak! Wydanie „Rotmistrza Polonii” nawiązuje do tamtych opracowań. Co więcej, stanowi ważny przyczynek do znacznie dalej niż dotąd idących rozważań o historii – komiksu i nie tylko… W publikację przygotowaną przez Wydawnictwo 23 łatwo dać się wkręcić. Więcej nawet, wkręcić się bardzo przyjemnie! Wielka ściema wyszła wyśmienicie!
Łukasz Godlewski, Łukasz Kowalczuk
‹Rotmistrz Polonia›
Wkrętka ta ma dość długą historię i… dzięki temu nie wszyscy o niej pamiętają. Prelekcję „Od Rotmistrza Polonii do Kapitana Polski – historia superbohatera” Łukasz Kowalczuk wygłosił podczas Bałtyckiego Festiwalu Komiksu dokładnie dekadę temu. Nie przeszła bez echa, ale też nie miała dość siły, aby pozostawić trwalszy ślad. Jej czas nadszedł teraz.
Dość obszerny, bo liczący 60 stron album otwiera wspomniana prelekcja, przekształcona w szkic biograficzny o Rotmistrzu i jego twórcy, niejakim Janie Marwickim. Łączy on postać Polonii z burzliwą historią Polski XX wieku, a przede wszystkim z dziejami komiksu w Polce i nie tylko. To publicystyczny majstersztyk, z którego wyziera los, jaki stał się udziałem niejednego polskiego artysty. Ten znakomity tekst w dużej mierze przesądza o tym, jak czyta się całą resztę materiału zawartą w tomie.
Wplecione w ten tekst kadry świetnie przystają do estetyki epoki, z której jakoby pochodzą. Obrazków, na których Stefan Jankowski (prawdziwe imię i nazwisko Rotmistrza) dopada złoczyńcę, nie powstydziłby się absolutnie „Action Comicsˮ z lat 30.
Wstęp „uwiarygadniaˮ typowy „fanowski hołdˮ w postaci wspomnień związanych z Rotmistrzem. Składa go nie kto inny, jak autor „Glinnaˮ Jacek Frąś. A gdy już w pełni doceniamy ważkość Polonii dla rodzimego życia kulturalnego, nadchodzi czas na to, co najważniejsze, czyli komiks.
Łukasze (Kowalczuk i Godlewski) stworzyli opowieść na miarę szumnych zapowiedzi ze wstępu. Rozgrywająca się w międzywojniu historia pędzi wartko naprzód. Jest w niej szczypta historii, odrobina sensacji, trochę science fiction… No i obowiązkowa walka o władzę nad światem.
Bardzo udany melanż, ujęty w zgrabną grafikę. Z jednej strony wysoce umowną, z drugiej całkiem dosłowną. Dodatkowej „szlachetnej patynyˮ przydaje klimatyczny monochromatyzm barwny.
Choć rysunki, jak i treść, czasem balansują na ostrzu ironii, praktycznie ani razu nie stają się śmieszne. A to już wyższa szkoła jazdy! Nie wiadomo tylko, dlaczego tak wielu czytelników upatruje tu wyłącznie parodii? A, fakt, to wciąż mentalność podpowiadająca, że jak „polskie to gorszeˮ i trzeba się wstydzić…
I co z tego, że to otwarty pastisz, i że momentami trąci sztampą? Ale sztampą nie byle jaką, bo łączącą płynnie klasyczne wątki noir z superherosami! Tu właśnie na odbiór całości wyraźnie rzutuje całe tło towarzyszące postaci Rotmistrza. Dzięki niemu, lektura komisu to znacznie więcej niż „zderzenie z mitemˮ, o którym „coś się kiedyś słyszałoˮ. Tutaj bohatera znamy już świetnie, wiemy o nim praktycznie wszystko i aż palimy się, żeby zobaczyć go w akcji. Do tego właśnie służy jego Misja 10.
W drugiej części tomu przychodzi niestety rozczarowanie. Rozochoceni bardzo dobrym komiksem na kolejnych kartach natrafiamy na… ścianę tekstu. Tu bowiem zamiast oczekiwanej równie godnej opowieści obrazkowej, pojawia się jedynie opowiadanie Kowalczuka „Terra Incognita”. Niezłe skądinąd, rozgrywa się w zupełnie innych czasach i miejscach. Wszak to tylko tekst. Po lekturze Misji 10 to już za mało. Chce się więcej, ale więcej nie ma.
Cóż, może jednak cel uświęca środki i jednemu Łukaszowi (Kowalczukowi) chodziło głównie o to, żeby podkręcić sławę jeszcze innego Łukasza (Kołodzieja)? Bo cała oprawa i bohaterowie w „Terra Incognita” zaczerpnięci zostali z internetowego RPGa Fajerbol, autorstwa tego drugiego. Czyli na dodatek mamy tu crossover!
Po części komiksowej myśl biegnie ku pamiętnej „Pierwszej brygadzie” (Janicz, Piątkowski, Wyrzykowski). Tam też autorzy próbowali na kanwie fantastyki mierzyć się z historią Polski i było to otwarcie wielce obiecujące. Tyle ze na pierwszym tomie się skończyło. Pozostaje mieć nadzieję, że „Rotmistrza Polonię” spotka lepszy los. Tym bardziej, że obie opowieści z tego tomu kończą się klasycznymi niedomknięciami. Trudno jednak przesądzić, bo zgodnie z opisaną tradycją serii cliffhanger u Rotmistrza to rzecz normalna.
Pozycja na wysokim poziomie stanów średnich. Nie tylko wśród komiksów superbohaterskich, jakże różnych przecież. Znakomicie osadzona w rodzimych realiach. Świetna publicystyka, bardzo dobry komiks, rozczarowanie tym, że cześć ostatnia to tylko tekst. Niemniej, jest to pozycja rokująca. Chyba że okaże się tylko jednorazowym eksperymentem, twórczym wybrykiem. Szkoda by było, bo takich właśnie komiksów u nas brakuje.
Plusy:
- świetnie ukuta komiksowo-historyczna mistyfikacja
- znakomita publicystyka, uwiarygodniająca treść
- solidny pulpowy komiks, czerpiący z najlepszych wzorców przy zachowaniu kulturowej odrębności
- mnóstwo nawiązań i smaczków – perełka dla łowców popkulturowych odniesień
Minusy:
- niekomiksowa druga część opowieści
- rozbudzone oczekiwania na „coś więcejˮ