Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Howard Mackie, Javier Saltares, Mark Texeira
‹Ghost Rider. Danny Ketch›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGhost Rider. Danny Ketch
Scenariusz
Data wydania6 października 2023
RysunkiJavier Saltares, Mark Texeira
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Mucha Comics
CyklGhost Rider
ISBN978-83-67571-19-7
Format524s. 180 mm x 275 mm
Cena249,00
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

A czy ty zniósłbyś karzące spojrzenie?
[Howard Mackie, Javier Saltares, Mark Texeira „Ghost Rider. Danny Ketch” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Pokaźnych rozmiarów album „Ghost Rider: Danny Ketch” to sentymentalna podróż dla wszystkich, którzy na bieżąco zbierali komiksy wydawane przez TM-Semic. Ale nie tylko, albowiem przede wszystkim mamy do czynienia ze świetną, mroczną pozycją, składającą się na jeden z najlepszych momentów w historii Marvela.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

A czy ty zniósłbyś karzące spojrzenie?
[Howard Mackie, Javier Saltares, Mark Texeira „Ghost Rider. Danny Ketch” - recenzja]

Pokaźnych rozmiarów album „Ghost Rider: Danny Ketch” to sentymentalna podróż dla wszystkich, którzy na bieżąco zbierali komiksy wydawane przez TM-Semic. Ale nie tylko, albowiem przede wszystkim mamy do czynienia ze świetną, mroczną pozycją, składającą się na jeden z najlepszych momentów w historii Marvela.

Howard Mackie, Javier Saltares, Mark Texeira
‹Ghost Rider. Danny Ketch›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGhost Rider. Danny Ketch
Scenariusz
Data wydania6 października 2023
RysunkiJavier Saltares, Mark Texeira
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Mucha Comics
CyklGhost Rider
ISBN978-83-67571-19-7
Format524s. 180 mm x 275 mm
Cena249,00
Gatuneksuperhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
W naszym kraju Ghost Rider zaczął pojawiać się nieśmiało w 1993 roku. Najpierw w roli gościa na dalszym planie u Spider-Mana (w evencie „Zemsta Złowieszczej Szóstki” Erika Larsena), a później w roli drugoplanowej („Maski” Todda McFarlane′a). W międzyczasie wpadł na wizytę do Punishera („Piekielny rajd” Mike′a Barona i Marka Texiery). Za każdym razem rozpalał wyobraźnię młodych czytelników. Nic dziwnego, że TM-Semic zdecydowało się uczynić go bohaterem drugiego albumu serii „Mega Marvel” (1/1994). I to już był prawdziwy szał. Swój egzemplarz sczytałem do wypadnięcia kartek (co, szczerze mówiąc, nie było takie trudne). Od tamtej pory motocyklista z płonącą czachą stał się jednym z moich ulubionych bohaterów.
Trzeba jednak pamiętać, że nie był to pierwszy Duch Zemsty, jaki pojawił się w Marvelu (i nie ostatni). Przed nim był Johnny Blaze, który siał postrach na amerykańskich bezdrożach w latach 1973-1983. Choć to z nim obecnie najbardziej kojarzony jest Ghost Rider, przyznam, że zawsze wolałem tego późniejszego, czyli Danny′ego Ketcha. Oczywiście duża w tym rola sentymentu, ale jednocześnie o wiele bardziej pasowała mi mroczna atmosfera jego przygód, rozgrywających się w ponurych uliczkach Nowego Jorku lub na gotycko wyglądających cmentarzach.
Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że także Johnny Blaze nie był pierwszym bohaterem Marvela noszącym miano Ghost Ridera. Pierwotnie był nim Carter Slade – zamaskowany rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu z miniserii z 1967 roku, niezwiązany z płonącą czaszką, ani tym bardziej z motocyklem. Dopiero później dopisano go do głównej mitologii.
Wydany niedawno przez Mucha Comics album zbiera dwadzieścia pierwszych zeszytów serii poświęconej Duchowi Zemsty w osobie Danny′ego Ketcha (plus jeden zeszyt „Dr. Strange, Sorcerer Supreme”) i, co tu dużo mówić, jest to spełnienie mokrego snu każdego, kto zachwycał się tą postacią za czasów TM-Semic. Nie tylko ze względu na znane nam historie ze wspomnianego „Mega Marvela” wydrukowane na kredowym papierze, oprawione sztywną okładką i porządnie zszyte, ale przede wszystkim, ponieważ jest tu cała masa materiału, którego dotąd nie mieliśmy okazji przeczytać po polsku.
Dla tych, którzy nie załapali się na edycję TM-Semic, przypomnijmy, że Danny Ketch to dziewiętnastolatek, który wraz z siostrą Barbarą wybrał się w nocy na cmentarz Cypress Hills, gdzie byli świadkami brutalnego starcia między Deathwatchem i jego zbirami a ekipą Kingpina. W efekcie Barbara została bardzo ciężko ranna, Danny zaś uciekł na złomowisko, gdzie natknął się na motor Ghost Ridera. Odtąd, gdy w pobliżu dochodziło do krzywdy niewinnych, przy jego pomocy chłopak przemieniał się w Ducha Zemsty, by karać tych, którzy się do tego przyczynili.
Od lat nie sięgałem po wspomniany wyżej numer „Mega Marvela”, a jak wiadomo, często bywa tak, że rzeczy, które robiły na nas wrażenie w młodości, kiedy się do nich wraca po dłuższym czasie, okazują się rozczarowujące. Szczęśliwie nie dotyczy to „Ghost Ridera”. Zdecydowanie wytrzymał próbę czasu, choć niektóre elementy z dzisiejszej perspektywy mogą się wydawać naiwne. Dużą zaletą serii jest to, że scenarzysta Howard Mackie dostał wolną rękę w kreowaniu przygód swojego bohatera. Nie podlegał ograniczeniom wiekowym, jakie obciążały chociażby Spider-Mana. Z tego też powodu komiks można śmiało uznać za bardzo brutalny, niemal dorównujący „Punisherowi”. Jeśli ktoś ma umrzeć, to umiera i nie ma żadnego cudownego ozdrowienia w ostatnim momencie. Do tego czarne charaktery, jak wspomniany Deathwatch, Blackout, Zodiak czy Strach Na Wróble nie patyczkują się i mordują swoje ofiary bez mrugnięcia okiem. Dotyczy to nawet zaatakowanej na ulicy matki z dzieckiem. Ta bezkompromisowość dodawała dreszczyku emocji, ponieważ nigdy nie było wiadomo, z kim pożegnamy się na następnej stronie.
Sam Ghost Rider również został ciekawie nakreślony. Jest piekielnym odpowiednikiem Pogromcy, ale jednocześnie jego maniakalne pragnienie wymierzania kary swoim spojrzeniem, niesie w sobie tajemnicę, odróżniającą go od Ghost Ridera w wydaniu Johnny′ego Blaze′a. Danny Katch z kolei wciąż nie może się zdecydować, czy jego piekielne alter ego jest jego przekleństwem, czy darem od losu. Z jednej strony cieszy się, że nie jest bezczynny wobec zbrodni, a z drugiej widzimy, jak powoli podporządkowuje swoje życie mrocznemu wcieleniu.
Oczywiście wciąż musimy pamiętać, że mamy do czynienia z komiksem sprzed trzydziestu lat, więc natrafimy tu na elementy dość archaiczne, jak choćby to, że aby zmienić się w Ducha Zemsty, Danny musi dotknąć świecącego korka od baku swojego motoru. Śmiesznie wygląda jeden z głównych antagonistów – Zodiak, który nie tylko może pochwalić się zupełnie niestrasznym, kiczowatym strojem, ale do tego ma do dyspozycji mnóstwo zastępujących go cyborgów, co w Marvelu ma długą tradycję, a zawsze mnie irytowało. Wreszcie, postacie (a zwłaszcza złoczyńcy) lubią mówić w trzeciej osobie o swoich planach, ale to też stały element superbohaterskiej franczyzy.
Na uwagę zasługuje warstwa graficzna albumu. Odpowiada za nią właściwie dwóch twórców – Javier Saltares i Mark „Tex” Texeira, którzy nieźle się uzupełniają. Obaj preferują pozornie niedbały styl, naznaczony brudną kreską i dużą ilością tuszu (to gównie zasługa Texeiry). Można najwyżej powiedzieć, że kadry autorstwa Saltresa są nieco lżejsze od tworzonych przez Texa. Niemniej obaj świetnie czują postać Ghost Ridera i w ich wykonaniu nie tylko wygląda on monumentalnie, ale także mroczniej niż Johnny Blaze.
„Ghost Rider: Danny Ketch” to cegła, którą w swojej kolekcji powinien posiadać każdy fan Marvela. Choć nie jest pozbawiona drobnych wad, to jednak przede wszystkim zawiera porcję doskonałej rozrywki na najwyższym poziomie, ukazując ciemne oblicze świata Domu Pomysłów, którego w dzisiejszych propozycjach trochę mi brakuje. To nie tylko kombatancka rozrywka dla starych, komiksowych wiarusów, ale trzymająca w napięciu opowieść, potrafiąca porwać swoim niepowtarzalnym klimatem.
koniec
3 lutego 2024

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Kraina bez gwiazd
Marcin Osuch

29 IV 2024

Wydana nakładem oficyny Lost in Time „Arka” to udany miks twardego SF z elementami horroru i socjologicznego thrillera. Początek jest bardzo dobry i na szczęście nie najgorsze jest zakończenie.

więcej »

Zupełnie jak nie trykoty
Dagmara Trembicka-Brzozowska

28 IV 2024

Ten album to taka „przejściówka” – rozpoczyna się sceną z „Wojen nieskończoności”, a akcja znajduje się najwyraźniej gdzieś przed albumem „King In Black”, w Polsce jak na razie nie wydanym, oraz późniejszymi komiksami m.in. z cyklu „Wojna światów” czy z Thorem w roli głównej. I jakkolwiek fabuła jest dość przeciętna, to jednak jest w „Czarnym” parę rzeczy wartych zobaczenia.

więcej »

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Stare, ale jare
— Marcin Knyszyński

Tegoż autora

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.