Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Król Bólu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKról Bólu
Data wydania25 listopada 2010
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08045-37-4
Format824s. 145×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Linia oporu

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 7 »

Jacek Dukaj

Linia oporu

Wstaje o świcie, myje zęby, sprawdzając operacje gildii z innych stref czasowych, kto wykonał zadanie, kto zawiódł, co się wydarzyło na frontach, jak zmieniły się ceny magicznych pierścieni i generatorów pól siłowych, jakie plotki krążą w komnatach aliansów, idzie nakarmić zwierzęta, a obora jest zamczyskiem klanu bałkańskich wilkołaków, stuletnie psy w żelaznych zbrojach wprowadzają go do sali kolumnowej, czeka świta człowiecza, czekają nadzy wodzowie, Paweł prezentuje insygnia, obnażają kły, negocjuje aneksję królestwa podziemi, dojąc krowy, podbierając jajka kurom, przy śniadaniu zaś, którego straceńcza obfitość stanowi dla matki podstawowy rytuał dnia, obserwuje z orbity Saiussa IV lądowanie na dryfujących w lawie diamentowych wyspach ciężkich krążowników z piechotą androidową, po czym awataruje się tam w sześciorękiego mecha i z pełną drużyną złożoną z weteranów Bandy Trojga zstępuje do wnętrza wulkanu-skarbca miliardletniej AI ze wszechświata lustrzanej symetrii bozonowo-fermionowej, rajd trwa ponad sześć godzin, biegną po kilometrowych strunach topniejącego szkła nad oceanami ognia, w brylantach wielkich jak miasta walczą z nieskończonymi zastępami rycerzy von Neumanna, szturmują fortece FTL-owych mózgów przedwiecznej matematyki, z rozłupanych pancerzy nieludzkich mechów wyjmują rozpalone wnętrzności plazmowe, skarby obcej robotyki, które następnie wmontowują w swoje pancerciała, przez długie minuty bawiąc się w arkuszach kalkulacyjnych takimi i innymi kombinacjami współczynników, liczba możliwych konfiguracji jest prawie nieskończona, a każda konfiguracja oferuje nowe wspaniałości, inne moce, fantastyczniejsze Osiągnięcia, i czasami zdaje się małemu Pawłowi, że największa przyjemność, a więc i sens najgłówniejszy szlai zawiera się właśnie w owym modelowaniu potęg, które pozostają zawsze tuż poza zasięgiem gracza, w marzycielskim strojeniu super-hiper-spec potencjalności, w kolekcjonowaniu unikalnych artefaktów dla samego ich kolekcjonowania, dla sycenia się wyobrażeniem, co MÓGŁBYM zrobić, gdybym zebrał wszystkie sto Klejnotów Xuga, cały tuzin sprzęgów V-96, komplet szyfrów kwant-tantrycznych, i tak upływają mu kolejne godziny, i kiedy w końcu gildmistrze Bandy Trojga docierają do odwróconej kawerny postperowskitowej, w której bije zmiennowymiarowe serce boga ur-fizyki, matka ciągnie Pawła za uszy do kościoła albo do sklepu albo do sąsiadki, albo po prostu na obiad, i bitwa straszliwa toczy się na talerzu z kopytkami z cebulą, w górze wiszą dziesiątki tysięcy widmowych obserwatorów z całego świata, wszystkie gildie i strefy czasowe patrzą, jak drużyna Pawła włamuje się do kieszonkowego wszechświata pełnego artefaktów pochodzących sprzed ostatniego nerfingu fizyki, pełnego boosterów i bomberów stworzonych, zanim czas oddzielił się od przestrzeni, gdy jeszcze wszystkie cztery moce natury mieściły się w jednym języku, power to the people of Kos, i usadzony przy oknie, w które monotonnie bije wieczorny deszcz, obierając zamokłe ziemniaki pod szaro-brunatną ikoną błotnistego podwórka, Paweł dogląda podziału łupów oraz koordynuje budowę reprezentacyjnego miasta-domu Bandy Trojga, które zawiśnie między światami na fundamentach najwyższych magii-technologii każdej ze szlai, tam prowadzić będzie negocjacje dalsze: o władzę, o zasoby naturalne (nienaturalne), o strefy wpływów i kształt każdego ze światów ducha, kształt gry – albowiem najmniejszy ruch w grze grę od nowa tworzy, a im kto mocniej wpływa na kierunek rozgrywki, tym głębiej rzeźbi samą postać świata, na tym wszak polega różnica między plają i szlają, że w tej drugiej nie możesz być jedynie odbiorcą, chcąc nie chcąc, kreujesz dla siebie i innych nowe, niespodziewane doświadczenia, każdy dzień jest inny, każda rozgrywka zaskakująca, każda interakcja nieprzewidywalna, wszystko płynie, wszystko się zmienia, witajcie, dziatki, w kraju Proteusza.
Tak się bawił, tak się bawił, tak się bawił.
(Wspomnienie z dzieciństwa Pawła, wspomnienie z dzieciństwa Homo proteo).
Ucieczka od matki ojca domu wsi sąsiadów Qqsynów błota gnoju zdarzyła mu się tak samo jak wszystko inne w życiu Pawła Kostrzewy:
Niechcący. Mimo woli. Przy okazji.
Nie skończył podstawówki, a spółki kreatywów kusiły go kontraktami na wyłączność.
Znali go z REPUTACJI.
(Dyplomy i tytuły to atrapy kompetencji. Stosuj, dopóki nie masz rzeczywistego dorobku.
On miał).
Coś jednak przecież zadecydowało na samym początku.
Wszystkie dzieci się bawią, wszystkie dzieci żyją przede wszystkim w duchu; na ziemię sprowadzamy je przemocą. W czym miałby więc Paweł być wyjątkowy?
Na czym polega ta szczególna cecha umysłu i charakteru?
Że byle skrawek plastiku – a dłonie już sięgają, już wykręcają kształt koślawy w potwory rycerze kwiaty trąby bomby transformersy, a mózg eksploduje fontannami kolorowych kłamstw.
Co to jest?
Skąd się bierze?
Czym się żywi?
Fragment 3
Poprawiłem miecz przy pasie, plecak na ramionach i zszedłem w dolinę.
Mgły spłynęły z przełęczy. W nocy słyszałem jego oddech, budziłem się przy wygasłym ognisku, gdy grały tam w płucach gadzich straszne chroboty i gwizdy. To wicher gwizdał ponad puszczami. I o świcie spłynęło w dolinę skroplone westchnienie smocze: tumany białej pary, wał za wałem. Zbiegałem przed nimi po piargach i połoninach. Aż połknęły mnie i otuliły mięsistymi jęzorami chmur. Tak zstąpiłem do strażnicy Syuer, wilgotny od jego śliny, dyszący ciężko, parujący z nagiej skóry ramion w zimnym powietrzu górskim. Czarne księżyce wróżyły Odpływ i Kazirodztwo.
Wystawili wartę. Zdjąłem plecak, odpiąłem pas z pochwą. Bardzo powoli wysunąłem z niej Pocieszyciela Zmarłych, jednosieczne ostrze westchnęło cicho, obnażone przed światem. Siedzieli po lewej i prawej stronie kamiennego portalu, przed którym czerniało wypalone ognisko. Ten z lewej nie wstał, osunął się na twarz już w kałużę własnej krwi. Ten z prawej wstał, Pocieszyciel odrąbał mu dłoń z toporem i dopiero sięgnął serca. Nie krzyknęli. Ale drzwi były zamknięte, nie usłyszano by ich i tak.
Oczyściwszy miecz, wyjąłem z plecaka kościane pochodnie. Strażnica Syuer stała tu, zanim otwarto drogę wgłąb, strzegła przełęczy; obecnie z murowanej konstrukcji przedludzkiej pozostał nierówny krąg ścian najniższej kondygnacji oraz izba piwniczna, w której z rzadka nocują wędrowcy zaskoczeni przez złą pogodę Smoka. Drugie Sprzysiężenie Anatomów otworzyło drzwi jakieś czterdzieści jardów na północ od strażnicy, pod wysokimi sosnami, w piaskowcu. W skalne podłoże, ledwo przykryte żwirem, nie dało się wbić pochodni. Ustawiałem je, obkładając ściśle kamieniami. Odległości pomierzyłem stopa za stopą. Pentagram musiał się opierać na boku o długości proporcjonalnej do długości cienia rzucanego przez przyzywanych. Najszerzej otwierają się drogi o zmierzchu i o świcie.
Skropiłem jeszcze wnętrze figury krwią z odrąbanej kończyny wartownika (świeża krew zawsze pomaga), zapaliłem kości (tego ognia nie widać po naszej stronie jawy) i usiadłem pod sosną. Czekałem. Z zielonych igieł machinalnie układałem pentagramki dla mrówek, koślawe sylwetki bestii i bogów. Pocieszyciel Zmarłych gaworzył w pochwie, opity.
Słońce wychynęło spod siwej chmury i na powierzchni skały w pentagramie pokazał się tłusty cień. Przesunął się w przód i w tył, po czym stanął na baczność, między dwoma syknięciami pochodni zyskując głębię, ostrość krawędzi. Po kapturze i grubej lasce rozpoznawałem już Iagona Karalucha. Pochodnie syknęły po raz trzeci, Iago zdarł z siebie cień i wystąpił z pentagramu. Wstałem, podaliśmy sobie ręce.
Jako drugi przybył Tomasz Niemota, na cieniu, który mało a by się nie pomieścił w pięcioboku. Ciągnął za sobą na łańcuchu swoje zbroje, kołysały się mu w powietrzu nad głową niczym pęk balonów. Większość tych pancerzy nie została wykonana przez ludzi ani dla ludzi, zmiażdżyłyby go, gdyby ich nie odciążał zaklęciami kolibra. Niemota zakotwiczył przy drzwiach; oczywiście nic nie rzekł, tylko od razu zabrał się do dobierania najwłaściwszego zestawu stalowego odzienia.
Potem się zachmurzyło na kilka klepsydr. Gdy wreszcie wiatr powiał mocniej, z pentagramu prędko wyskoczyła Lilia Niepokalana, jak zwykle prawie naga, tylko w perłowo-srebrnej masce zakrywającej całą twarz, z trzema płonącymi bezdymnie piórami żar-ptaka nad czołem, w falujących tatuażach od stóp do piersi, ze szklanymi rękawicami na dłoniach. Podbiegła do nas w podskokach, Tomaszowi wskoczyła na głowę, na Iagona wypięła tyłek, mnie smagnęła płomieniem po twarzy. Wymienialiśmy ponad Lilią bezradne spojrzenia.
Ostatni zjawił się Kajtuś Bożątko, w czerwonym kubraczku, fioletowych pumpach, rzępoląc na bałałajce i bimbambując przywiązanymi do warkoczyków dzwoneczkami. Nie marnując czasu, zagrał nam błogosławieństwa na szczęście, na zdrowie, na silnego ducha oraz na sprawność oręża. Lilia, zeskoczywszy z sosny, potargała mu fryzurę, dzwoniąc nią perliście. Kajtuś mieszkał w ośmioletnim ciele jej syna; dawno temu Niepokalaną uwiódł i pokalał pewien bóg gorącej krwi i życiodajnego oddechu.
Tomasz zatrzasnął przyłbicę lustrzaną, Iago umaczał koniec lagi w posoce trupa, sam tymczasem wyjąłem z plecaka i zawiesiłem u pasa trzy orzechowe bomby; byliśmy gotowi.
Skinąłem na Karalucha. Dotknął kamiennych drzwi. Otworzyły się ze zgrzytem na wilgotną ciemność.
– Start.
Pierwsze kilkaset jardów szliśmy schodkowym tunelem, nic tu się nie zmieniło od czasu, gdy Drugie Sprzysiężenie Anatomów przebiło się do bestii. Iago otoczył nas chmurą ciepłego światła, widzieliśmy wydrapane i wymalowane na kamiennych ścianach historie dawnych bohaterów, podobizny drużyn, które jako pierwsze schodziły do Smoka. Gdzieś w połowie tunelu wykuto w kamieniu tragiczne losy Herolda Krwi. Może jeszcze go spotkamy.
W przodzie pojawiło się światło. Uniosłem rękę. Lilia zgasiła pióra i tatuaże i pobiegła na zwiad. Dotarliśmy do Rany, zazwyczaj któraś z gildii utrzymuje tam obóz. Lilia zameldowała po chwili o sztandarach Hematyków. Ongi pozostawałem w sojuszu z Hematykami.
Podeszliśmy do nich ostrożnie, z Kajtusiem i Iagonem w tyle, skrytymi pod melodią cienia.
Rana otwierała się pod piaskowcem głęboką jaskinią o stropie pokrytym stujardowymi stalaktytami strupów; zionęło z niej już wyraźnym smrodem krwi. Na trasie zejścia, poniżej wylotu naszego i trzech innych tuneli, w namiotach i przy ogniskach rozłożyło się kilkadziesiąt osób. Niektórzy odpoczywali, niektórzy pewnie właśnie szykowali się do rajdu w głąb. Był nawet handlarz z wozem i mułami, skupywał łupy i sprzedawał podejrzane mikstury cudownego ozdrowienia.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

« 1 2
10 VI 2016   16:31:13

Opowiadanie absolutnie genialne i można powiedzieć wręcz prorocze. Taka pokręcona stylistyka języka jest wyraźnym zabiegiem narracyjnym, jak wspomniał przedmówca. Pisanie opowiadania jednym, klasycznym, utartym tonem w tym wypadku było by bezsensowną decyzją. Chwała autorowi, który aż tak potrafi bawić się jeżykiem.
Do up, czytałem już dawno, ale z tego co pamiętam: plaja jest rozwinięciem filmów, szlaja gier. Na kształt szlaji wpływasz swoimi akcjami, plaja jest bardzie odtworzeniem konkretnych emocji, stanów uczuć mających stymulować odbiorcę.

15 III 2018   22:27:49

Jak myślicie, czy Jacek Dukaj rozumie co pisze? Bo ja przeczytałem i nie wiem co Gawriłło chciał od Pawła, nie wiem też co niby na koniec Paweł dał nowego ludziom.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Piołunnik
— Jacek Dukaj

Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj

Oko potwora
— Jacek Dukaj

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.