Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Król Bólu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKról Bólu
Data wydania25 listopada 2010
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08045-37-4
Format824s. 145×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Linia oporu

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 3 4 5 6 7 »

Jacek Dukaj

Linia oporu

Lilia i Kajtuś zajęli się znalezieniem opieki dla dzieci, a ja udałem się do starej siedziby Sojuszu Gwoździa. Mieści się ona na Zaflegmiu, w wieży z kości smoczej. Popłynąłem głównym kanałem. Wioślarz śpiewał morfologiczne barkarole. Fioletowe cienie od ogni tchawicznych tańczyły po gęstych falach i zaropiałych ścianach budynków. Powiał mocniejszy wiatr i poczułem w ustach smak, na który nie ma nazwy. Nie znoszę tego miejsca.
Na niebie nad Odmą kłębią się sztormy oddechu Smoka; kiedy w grzmiącym wichrze je wydycha, chmurzy się mrocznie nad górami i równinami Zachodu, fronty atmosferyczne przesłaniają oblicze kontynentu, a wróżbiarze królów piszą nowe kalendarze dla chłopstwa. Czekając na furtiana pod wieżą Gwoździa, zadzierałem głowę. Długie na dziesiątki mil eksplozje ognia – protuberancje żółtego i czerwonego płomienia – wybuchały co chwila hen, wysoko, u szczytu płuca. Aby w Odmie nie panował mrok, rada miejska zakupiła u Trzeciego Sprzysiężenia Anatomów – płacąc skarbami, których możemy się tylko domyślać – samożywną Torturę. Tortura dziurawi system oddechowy Smoka w ten sposób, by upuszczać ogień z jego gruczołów siarkowych nie na zewnątrz, a do wnętrza płuca. Magowie wszyci powiadają, że to go bardzo boli. Smok nienawidzi ludzi. Od tysiącleci nie było na jego kontynencie księżycodnia bez wojny i zarazy.
Wspiąłem się za furtianem do izby wizytowej, nieobjętej klauzurą. Miron przywitał mnie winem i kadzidłem. Był młodszy niż poprzednio.
Wspominaliśmy czasy chwały Bandy Trojga. Okazało się przy tym, że Sojusz Gwoździa wycofał się już z wojen o moc i artefakty.
– Pamiętasz, jak otworzyliśmy tu szlaki balonowe? Nawet co bogatsi mieszczanie z Cesarstwa urządzali sobie wycieczki. A dzisiaj?
– Ile to w waszych kalendarzach? Sto sześćdziesiąt lat?
– Nie pokazujesz się.
Wzruszyłem ramionami.
– Jakoś mnie to już nie bawi.
– Ale teraz wszedłeś, i to ze starą drużyną. Jak się przebiłeś?
– Przez Syuer. Na północy jestem wyklęty, zapomniałeś?
– Rzeczywiście. Czyli prawie od nerek, tak? Dobre pięćset mil.
– Cóż poradzę, siedzi w głowie. O to właśnie chciałem zapytać. Czy macie wieści o jego dokładnym położeniu. Gdzie się wszył. Bo możemy latami tam krążyć i go nie znaleźć, Karaluch nie daje zupełnej gwarancji.
Zanim odpowiedział, Miron zatrzasnął okiennice.
– Nigdy nie wiesz, gdzie tu przebiega żywy nerw. Mhm. Posłuchaj, to nie jest taka prosta sprawa. Od lat już w ogóle nie dopuszcza konkurencji poza opony. Słyszałeś o tych trzęsieniach ziemi w Erbach? Powstało nowe morze.
– To on?
– To on. Rada Odmy głosowała wniosek o nagrodę za jego głowę; jest obawa, że przy mocniejszych ruchach Smok zmiażdży nas tu albo wypluje. Wniosek na razie przepadł, ale myślę, że nie odmówią dyskretnej pomocy, skoro usłyszą, że to Kosiarz się do niego wybiera.
– A ty skąd wiesz, co się głosuje na posiedzeniach rady?
Miron zrobił niewinną minę. (Był jeszcze młodszy niż butelkę temu).
Stanęło na tym, że najpóźniej za sto klepsydr da mi nieoficjalną odpowiedź od rady. Napomknął o przewodniku, szkolonym neuropacie. Mają tu bowiem kastę interpretatorów snów Smoka. Ci się nie wszywają – sprzęgają się poprzez aparaty ur-magiczne.
Narysowałem mu kształt cewki anielskiej.
Pokiwał głową. – No, mniej więcej coś takiego.
W Białym Zajeździe nie zastałem Iagona, za to wrócili Kajtuś z Lilią.
– Dowiedzieliśmy się tyle, że istotnie była taka para naukowców, małżeństwo, skonstruowali nowe translatory, składali oferty różnym gildiom.
– Ale skąd się wzięli? Stąd, z Odmy?
– Chyba nie, to plotki z czwartej ręki.
– U kogoś zostawić sieroty musimy, nie zabierzemy ich przecież na rajd do głowy Smoka.
– A co powiedział twój znajomy?
– Ma dać przewodnika. Dyskretna pomoc rady miejskiej.
Kajtuś zabrzdąkał smętnie.
– Co znowu? – westchnąłem.
– To nie musi być tak, to wcale nie musi być tak, może być na o-odwrót, znajdujemy się w O-odmie, Oooodmie…
– Wiem. Gdzie one teraz?
– Tu obok.
Zajrzałem do izby po drugiej stronie korytarza. Tomasz spał, bez swoich pancerzy – nagi i miękki i blady niczym ślimak wyjęty z muszli. Dzieci już się obudziły, bawiły się w jakąś skomplikowaną przeskakiwankę na podłodze pod oknem. Na mój widok przystanęły, chłopiec spojrzał bardzo poważnie, posiwiało mu lewe oko, rozległ się grzmot metaliczny, ściany pokoju rozjechały się na boki, zmieniło się światło ogni na niebie, dziewczynka zestarzała się i odmłodniała, obudzony Tomasz powstał, ściągając spod sufitu swoje zbroje (to było źródło owego hurgotu uprzedniego), a chłopiec wskazał go palcem i szepnął:
– Zginął.
Wpadli do wnętrza Kajtuś i Lilia.
Chłopiec wskazał Bożątko.
– Zginął.
Wskazał Niepokalaną.
– Zginęła.
Przyklęknąłem przed nim.
– Jak ci na imię?
– Olo.
– Pamiętasz nas?
– Biliście się z armiami Jeźdźca Smoka.
– I co, wszyscy polegliśmy? – spytała Lilia.
Pokręcił główką.
– Nie wszyscy.
– Dobiłem z nim targu?
– Chciał ci dać, ale nie wziąłeś.
– Niemożliwe!
– Nie wziąłeś.
Po czym Olo zamrugał, znowu odmieniły mu się oczy; izba podskoczyła i z powrotem się skurczyła, aż Niemota wybił łokciem dziurę w ścianie.
Podniosłem się.
– Zabieramy je. Pamiętają drogę. Co za cholerne miejsce.
Wydobyliśmy z magazynu Gwoździa jeden ze starych balonów, powłoka z błony jelitowej Smoka zachowała się nadspodziewanie dobrze. Niewolnicy Mirona przytargali gondolę uplecioną z lekkich wici parazytowych. Przewodnik od rady zjawił się w ostatniej chwili, równo z zasapanym Iagonem. Załadowaliśmy zapasy, zrzuciliśmy balasty i poszybowaliśmy w górę płuca.
Nie widzieliśmy ich spoza bulwiastej bryły balonu, lecz słyszeliśmy z każdą chwilą wyraźniej szum, z jakim u szczytu płuca przepływają w powietrzu rzeki ognia. Szum, hurgot, wreszcie ryk ogłuszający. Pociliśmy się niczym w południe na pustyni. Kajtuś zagrał śnieżynkę, trochę pomogło. Płomienie wybuchały w przypadkowych miejscach, pod przypadkowym kątem; przewodnik miał kości urtropiczne, rzucał nimi co chwila i odczytywał kurs, a Lilia biegała po olinowaniu gondoli i zmieniała nachylenie żagli manewrowych.
Tomasz pozwolił dzieciom bawić się w pancerzach, powpełzały mu w zbroje jak myszy w ser i tylko co jakiś czas wychylała się spomiędzy okrutnych hełmów, puklerzy, rękawic bardzo poważna buzia, błyskało oko szeroko rozwarte w szczelinie czarnej stali.
Iago przesiedział cały lot milczący jak Tomasz i dopiero po przycumowaniu w tchawicy zagadnął mnie na osobności.
– To jest wynalazek drakofilów – rzekł półgłosem, wyjąwszy z rękawa tamtą cewkę anielską. – Wyszedł z Odmy albo z samych trzewi. Popytałem, postawiłem lustra.
– Mhm, nasz przewodnik to prawie drakofil. Oni co prawda nie czczą Smoka, ale podsłuchują jego sny.
– Chodzi mi o to, że takie transformatory ur-magiczne – obracał cewkę w grubych dłoniach niczym zatruty sztylet – pierwotnie zostały pomyślane dla przepływu obustronnego. Nawet jeśli nasi pechowi magowie tego nie wiedzieli, to… Pamiętasz Palantiry?
Zerknąłem odruchowo na sieroty. Siłowały się właśnie na rękę z Tomaszem, jedno na dziecko na jeden palec Niemoty.
– Zajrzałeś im przecież do głów.
– Za magię ludzką i ur-magię ręczę: czysto. Ale jeśli to robota samego Smoka… Niby czemu się wszywają? Jego Słowa wywracają na nice rzeczywistość. Tego nie da się wykryć, nie da się porównać do stanu naturalnego – bo to manipuluje samymi fundamentami natury.
Przewodnik opowiadał przy ognisku legendy gildii. Nie wiadomo, co w nich pochodzi z historii, a co ze zmyślenia. Smok zmieniał następstwo pór roku, Smok ściągał z nieba i połykał gwiazdy – to gwiazdami się żywił, stąd jego oddech wszechpalący. Epoki geologiczne odpowiadają okresom linienia jego skóry. Teraz od lat śni o rzeczach zimnych i nieruchomych: uzurpator spętał jego myśli, pierwszy od niepamiętnych czasów Jeździec Smoka. Czy rzeczywiście przesuwa lądy i oceany? Jeśli podniesie Smoka z leża, nie będzie lądów i oceanów.
« 1 3 4 5 6 7 »

Komentarze

« 1 2
10 VI 2016   16:31:13

Opowiadanie absolutnie genialne i można powiedzieć wręcz prorocze. Taka pokręcona stylistyka języka jest wyraźnym zabiegiem narracyjnym, jak wspomniał przedmówca. Pisanie opowiadania jednym, klasycznym, utartym tonem w tym wypadku było by bezsensowną decyzją. Chwała autorowi, który aż tak potrafi bawić się jeżykiem.
Do up, czytałem już dawno, ale z tego co pamiętam: plaja jest rozwinięciem filmów, szlaja gier. Na kształt szlaji wpływasz swoimi akcjami, plaja jest bardzie odtworzeniem konkretnych emocji, stanów uczuć mających stymulować odbiorcę.

15 III 2018   22:27:49

Jak myślicie, czy Jacek Dukaj rozumie co pisze? Bo ja przeczytałem i nie wiem co Gawriłło chciał od Pawła, nie wiem też co niby na koniec Paweł dał nowego ludziom.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Piołunnik
— Jacek Dukaj

Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj

Oko potwora
— Jacek Dukaj

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.