WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Król Bólu |
Data wydania | 25 listopada 2010 |
Autor | Jacek Dukaj |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
ISBN | 978-83-08045-37-4 |
Format | 824s. 145×205mm; oprawa twarda |
Cena | 59,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Linia oporuJacek DukajLinia oporuLilia i Kajtuś zajęli się znalezieniem opieki dla dzieci, a ja udałem się do starej siedziby Sojuszu Gwoździa. Mieści się ona na Zaflegmiu, w wieży z kości smoczej. Popłynąłem głównym kanałem. Wioślarz śpiewał morfologiczne barkarole. Fioletowe cienie od ogni tchawicznych tańczyły po gęstych falach i zaropiałych ścianach budynków. Powiał mocniejszy wiatr i poczułem w ustach smak, na który nie ma nazwy. Nie znoszę tego miejsca. Na niebie nad Odmą kłębią się sztormy oddechu Smoka; kiedy w grzmiącym wichrze je wydycha, chmurzy się mrocznie nad górami i równinami Zachodu, fronty atmosferyczne przesłaniają oblicze kontynentu, a wróżbiarze królów piszą nowe kalendarze dla chłopstwa. Czekając na furtiana pod wieżą Gwoździa, zadzierałem głowę. Długie na dziesiątki mil eksplozje ognia – protuberancje żółtego i czerwonego płomienia – wybuchały co chwila hen, wysoko, u szczytu płuca. Aby w Odmie nie panował mrok, rada miejska zakupiła u Trzeciego Sprzysiężenia Anatomów – płacąc skarbami, których możemy się tylko domyślać – samożywną Torturę. Tortura dziurawi system oddechowy Smoka w ten sposób, by upuszczać ogień z jego gruczołów siarkowych nie na zewnątrz, a do wnętrza płuca. Magowie wszyci powiadają, że to go bardzo boli. Smok nienawidzi ludzi. Od tysiącleci nie było na jego kontynencie księżycodnia bez wojny i zarazy. Wspiąłem się za furtianem do izby wizytowej, nieobjętej klauzurą. Miron przywitał mnie winem i kadzidłem. Był młodszy niż poprzednio. Wspominaliśmy czasy chwały Bandy Trojga. Okazało się przy tym, że Sojusz Gwoździa wycofał się już z wojen o moc i artefakty. – Pamiętasz, jak otworzyliśmy tu szlaki balonowe? Nawet co bogatsi mieszczanie z Cesarstwa urządzali sobie wycieczki. A dzisiaj? – Ile to w waszych kalendarzach? Sto sześćdziesiąt lat? – Nie pokazujesz się. Wzruszyłem ramionami. – Jakoś mnie to już nie bawi. – Ale teraz wszedłeś, i to ze starą drużyną. Jak się przebiłeś? – Przez Syuer. Na północy jestem wyklęty, zapomniałeś? – Rzeczywiście. Czyli prawie od nerek, tak? Dobre pięćset mil. – Cóż poradzę, siedzi w głowie. O to właśnie chciałem zapytać. Czy macie wieści o jego dokładnym położeniu. Gdzie się wszył. Bo możemy latami tam krążyć i go nie znaleźć, Karaluch nie daje zupełnej gwarancji. Zanim odpowiedział, Miron zatrzasnął okiennice. – Nigdy nie wiesz, gdzie tu przebiega żywy nerw. Mhm. Posłuchaj, to nie jest taka prosta sprawa. Od lat już w ogóle nie dopuszcza konkurencji poza opony. Słyszałeś o tych trzęsieniach ziemi w Erbach? Powstało nowe morze. – To on? – To on. Rada Odmy głosowała wniosek o nagrodę za jego głowę; jest obawa, że przy mocniejszych ruchach Smok zmiażdży nas tu albo wypluje. Wniosek na razie przepadł, ale myślę, że nie odmówią dyskretnej pomocy, skoro usłyszą, że to Kosiarz się do niego wybiera. – A ty skąd wiesz, co się głosuje na posiedzeniach rady? Miron zrobił niewinną minę. (Był jeszcze młodszy niż butelkę temu). Stanęło na tym, że najpóźniej za sto klepsydr da mi nieoficjalną odpowiedź od rady. Napomknął o przewodniku, szkolonym neuropacie. Mają tu bowiem kastę interpretatorów snów Smoka. Ci się nie wszywają – sprzęgają się poprzez aparaty ur-magiczne. Narysowałem mu kształt cewki anielskiej. Pokiwał głową. – No, mniej więcej coś takiego. W Białym Zajeździe nie zastałem Iagona, za to wrócili Kajtuś z Lilią. – Dowiedzieliśmy się tyle, że istotnie była taka para naukowców, małżeństwo, skonstruowali nowe translatory, składali oferty różnym gildiom. – Ale skąd się wzięli? Stąd, z Odmy? – Chyba nie, to plotki z czwartej ręki. – U kogoś zostawić sieroty musimy, nie zabierzemy ich przecież na rajd do głowy Smoka. – A co powiedział twój znajomy? – Ma dać przewodnika. Dyskretna pomoc rady miejskiej. Kajtuś zabrzdąkał smętnie. – Co znowu? – westchnąłem. – To nie musi być tak, to wcale nie musi być tak, może być na o-odwrót, znajdujemy się w O-odmie, Oooodmie… – Wiem. Gdzie one teraz? – Tu obok. Zajrzałem do izby po drugiej stronie korytarza. Tomasz spał, bez swoich pancerzy – nagi i miękki i blady niczym ślimak wyjęty z muszli. Dzieci już się obudziły, bawiły się w jakąś skomplikowaną przeskakiwankę na podłodze pod oknem. Na mój widok przystanęły, chłopiec spojrzał bardzo poważnie, posiwiało mu lewe oko, rozległ się grzmot metaliczny, ściany pokoju rozjechały się na boki, zmieniło się światło ogni na niebie, dziewczynka zestarzała się i odmłodniała, obudzony Tomasz powstał, ściągając spod sufitu swoje zbroje (to było źródło owego hurgotu uprzedniego), a chłopiec wskazał go palcem i szepnął: – Zginął. Wpadli do wnętrza Kajtuś i Lilia. Chłopiec wskazał Bożątko. – Zginął. Wskazał Niepokalaną. – Zginęła. Przyklęknąłem przed nim. – Jak ci na imię? – Olo. – Pamiętasz nas? – Biliście się z armiami Jeźdźca Smoka. – I co, wszyscy polegliśmy? – spytała Lilia. Pokręcił główką. – Nie wszyscy. – Dobiłem z nim targu? – Chciał ci dać, ale nie wziąłeś. – Niemożliwe! – Nie wziąłeś. Po czym Olo zamrugał, znowu odmieniły mu się oczy; izba podskoczyła i z powrotem się skurczyła, aż Niemota wybił łokciem dziurę w ścianie. Podniosłem się. – Zabieramy je. Pamiętają drogę. Co za cholerne miejsce. Wydobyliśmy z magazynu Gwoździa jeden ze starych balonów, powłoka z błony jelitowej Smoka zachowała się nadspodziewanie dobrze. Niewolnicy Mirona przytargali gondolę uplecioną z lekkich wici parazytowych. Przewodnik od rady zjawił się w ostatniej chwili, równo z zasapanym Iagonem. Załadowaliśmy zapasy, zrzuciliśmy balasty i poszybowaliśmy w górę płuca. Nie widzieliśmy ich spoza bulwiastej bryły balonu, lecz słyszeliśmy z każdą chwilą wyraźniej szum, z jakim u szczytu płuca przepływają w powietrzu rzeki ognia. Szum, hurgot, wreszcie ryk ogłuszający. Pociliśmy się niczym w południe na pustyni. Kajtuś zagrał śnieżynkę, trochę pomogło. Płomienie wybuchały w przypadkowych miejscach, pod przypadkowym kątem; przewodnik miał kości urtropiczne, rzucał nimi co chwila i odczytywał kurs, a Lilia biegała po olinowaniu gondoli i zmieniała nachylenie żagli manewrowych. Tomasz pozwolił dzieciom bawić się w pancerzach, powpełzały mu w zbroje jak myszy w ser i tylko co jakiś czas wychylała się spomiędzy okrutnych hełmów, puklerzy, rękawic bardzo poważna buzia, błyskało oko szeroko rozwarte w szczelinie czarnej stali. Iago przesiedział cały lot milczący jak Tomasz i dopiero po przycumowaniu w tchawicy zagadnął mnie na osobności. – To jest wynalazek drakofilów – rzekł półgłosem, wyjąwszy z rękawa tamtą cewkę anielską. – Wyszedł z Odmy albo z samych trzewi. Popytałem, postawiłem lustra. – Mhm, nasz przewodnik to prawie drakofil. Oni co prawda nie czczą Smoka, ale podsłuchują jego sny. – Chodzi mi o to, że takie transformatory ur-magiczne – obracał cewkę w grubych dłoniach niczym zatruty sztylet – pierwotnie zostały pomyślane dla przepływu obustronnego. Nawet jeśli nasi pechowi magowie tego nie wiedzieli, to… Pamiętasz Palantiry? Zerknąłem odruchowo na sieroty. Siłowały się właśnie na rękę z Tomaszem, jedno na dziecko na jeden palec Niemoty. – Zajrzałeś im przecież do głów. – Za magię ludzką i ur-magię ręczę: czysto. Ale jeśli to robota samego Smoka… Niby czemu się wszywają? Jego Słowa wywracają na nice rzeczywistość. Tego nie da się wykryć, nie da się porównać do stanu naturalnego – bo to manipuluje samymi fundamentami natury. Przewodnik opowiadał przy ognisku legendy gildii. Nie wiadomo, co w nich pochodzi z historii, a co ze zmyślenia. Smok zmieniał następstwo pór roku, Smok ściągał z nieba i połykał gwiazdy – to gwiazdami się żywił, stąd jego oddech wszechpalący. Epoki geologiczne odpowiadają okresom linienia jego skóry. Teraz od lat śni o rzeczach zimnych i nieruchomych: uzurpator spętał jego myśli, pierwszy od niepamiętnych czasów Jeździec Smoka. Czy rzeczywiście przesuwa lądy i oceany? Jeśli podniesie Smoka z leża, nie będzie lądów i oceanów. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz
Piołunnik
— Jacek Dukaj
Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj
Oko potwora
— Jacek Dukaj
O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz
Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek
Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj
Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech
Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska
Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz
Opowiadanie absolutnie genialne i można powiedzieć wręcz prorocze. Taka pokręcona stylistyka języka jest wyraźnym zabiegiem narracyjnym, jak wspomniał przedmówca. Pisanie opowiadania jednym, klasycznym, utartym tonem w tym wypadku było by bezsensowną decyzją. Chwała autorowi, który aż tak potrafi bawić się jeżykiem.
Do up, czytałem już dawno, ale z tego co pamiętam: plaja jest rozwinięciem filmów, szlaja gier. Na kształt szlaji wpływasz swoimi akcjami, plaja jest bardzie odtworzeniem konkretnych emocji, stanów uczuć mających stymulować odbiorcę.