WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Zimne brzegi |
Tytuł oryginalny | Холодные берега |
Data wydania | maj 2003 |
Autor | Siergiej Łukjanienko |
Przekład | Ewa Skórska |
Wydawca | Książka i Wiedza |
Cykl | Zimne brzegi |
ISBN | 83-05-13277-3 |
Format | 339s. 145×205mm |
Cena | 26,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Zimne brzegiSiergiej Łukjanienko
Siergiej ŁukjanienkoZimne brzegi– To też właśnie mówię – nogi miała takie, że oj! A ja się z tyłu podkradłem i jak ją nie klepnę! Leży jak długa, tu się niby gniewa, ale mor… twarz wyciera i uśmiecha się! Łysy zachichotał. Miejskiemu urzędnikowi pierwotny idiotyzm Sławka wydawał się bardzo zabawny. Urzędnik nie tracił dobrego humoru, nie bez podstaw licząc, że dwa lata katorgi zlecą mu na czystej pracy księgowego. Problemów było z nim znacznie mniej, niż się spodziewałem, i dlatego czasem osłaniałem go od możliwych nieprzyjemności. Któryś z katorżników, po raz kolejny rozczarowany opowieścią Sławka, splunął soczyście. – Co to jest, Sławko, że wszystkie twoje historie są o tym, jak baba leci w błoto. Albo jeszcze gorzej… – A bo ja lubię, jak ba… kobieta jest bliżej matki ziemi – wyznał uczciwe morderca. – To… – Dobra, wszyscy spać! – Włączyłem się. Kowal mógł mimo wszystko odebrać słowa mordercy jako obrazę płci pięknej i udusić idiotę na jego własnej pryczy. Pewnie, że dobrze by zrobił, ale przecież nie na statku! Kpiarz tak by biednego kowala skatował, że krwią by pluł… – Nie masz racji, Ilmar, oj, nie masz! – rzekł Sławko, jak mu się wydawało, chytrze. – Chłopaki bajki ciekawi posłuchać, a ty rozkazujesz. Ale nikt go nie poparł. Nikogo już jego bajki nie bawiły. No, no pod starszym próbuje kopać… nie z jego rozumem… – Zamknij pysk! – Warknąłem, a kowal ochoczo dorzucił: – Bo ja ci zamknę! Czuje moje serce, że niedobre rzeczy mówisz! Morderca natychmiast zamilkł i zapanowała błoga cisza. Skrzypiały koje, czasem uginał się pod czyimiś krokami pokład, o burtę uderzały fale. Stateczek był niewielki, to nie szybki więzienny kliper, było nas za mało, i przyszło płynąć długo. Leżałem zawinięty w kurtkę, czasem odruchowo rozprostowując palce dłoni, jakbym chciał trochę poczarować nad kłódką. Ciemności panowały absolutne – żar knota dawno zgasł, a iluminatorów nie było. Pospałby sobie człowiek… ale nie wolno. Musiałem coś sprawdzić. Albo zacząłem mieć nocne halucynacje, albo… A jednak! Nie wydawało mi się! Usłyszałem nad sobą ledwie słyszalny brzęk metalu. Inni mogą sobie myśleć, że to brzęczy łańcuch z brązu, ale ja wiem, jaki dźwięk wydaje kłódka, gdy próbuje się w nim grzebać kawałkiem stali. Leżałem, szepcząc podziękowanie Siostrze Orędowniczce. Nie porzuciła w biedzie nieszczęsnego brata, nie zagoniła pod ziemię na siedem długich lat! Dzięki ci, Siostro, obiecuję, że jak wrócę na słoneczny kontynent, przyjdę do świątyni, padnę ci do nóg, będę całował marmurowe stopnie i położę na ołtarzu pięć monet, chociaż wiem, że pieniądze ci na nic i monety trafią do kieszeni kapłana. Dziękuję, Siostro, że posłałaś mi szczęście! Co za szczeniak! Przeniósł na statek żelazo! Tylko gdzie je schował – przecież kontrola była profesjonalna, zaglądali w takie miejsca, że człowiekowi nieprzyjemnie na samo wspomnienie. A on przeniósł! A ja przez cały tydzień przeszukiwałem ładownię, czy poprzedni etap nie zostawił jakiegoś podarunku, czy w deskach nie ma przypadkowego gwoździa, wszystkich obserwowałem i tylko na małego nie zwracałem uwagi. Nie wiedziałem, że w nim jest mój fart! Zresztą, kto by przypuszczał? Chłopak jak chłopak, ledwie wszedł w lata, żeby na podstawie edyktu „o wykorzenianiu łajdactwa wśród młodzieży” trafić na katorgę. Albo wyczyścił kieszenie komuś ważnemu, albo zakradł się do czyjegoś domu. Chłopak niewiele mówił, a wszelkie wypytywanie od razu ukróciłem – nie wolno! Może połknął metal? Nie, niemożliwe, przez pierwsze trzy dni nie spuszczałem oka z kibla, cały czas patrzyłem, czy ktoś nie grzebie w swoim gównie. Więc to naprawdę Siostra zesłała powodzenie. Ktoś krzyknął przez sen, może zobaczył kopalnię, a może przypomniał sobie swoje postępki, i brzęk nade mną ucichł. To nic, przyjacielu. Poczekam. Jak on wniósł żelazo? Szlachetność – oto, co powinno było wzbudzić moją czujność. Czuło się w nim błękitną krew – twarz delikatna, rysy regularne, spojrzenie uparte, twarde. Tacy nie włóczą się po bazarach. Pewnie czyjeś dziecko z nieprawego łoża. Ktoś go na katorgę wysłał, a ktoś inny pomógł. Wsunął kilka monet Kpiarzowi, żeby ten zapomniał o regulaminie, przeniósł wytrych, i wsunął chłopcu do ręki. Innej możliwości nie było. Cisza panowała absolutna, ale chłopak nadal się czaił. W końcu skrzypnęło żelazo. W tym momencie zeskoczyłem z koi, ściskając ręką łańcuch, żeby nie zadźwięczał. Ale chłopak usłyszał. Szarpnął się, ale było już za późno – chwyciłem go za rękę leżącą na kłódce, przycisnąłem, wyszeptałem półgłosem: – Cicho, głupi! Zamarł. Moje palce rozwarły jego dłoń. Sprawdziłem – nic. Ostrożnie puściłem łańcuch, i dwoma rękami przesunąłem po wąskiej koi, w nadziei, że palce wyczują chłód stali. Nic! Obmacałem kłódkę, obszukałem koję, przesunąłem ręką pod chłopcem i wokół niego. Spał, tak jak wszyscy, w ubraniu, i mógł spokojnie schować wytrych do kieszeni albo za pazuchę. Pusto. – Co robicie! – Oburzył się szeptem chłopak. Niepotrzebnie. Gdyby miał czyste sumienie, a mnie podejrzewał o brzydkie rzeczy, zacząłby krzyczeć. Skoro się kryje… – Zabierzcie łapy! Będę krzyczał! Za późno, za późno. Zrozumiał, że źle się zachowuje, ale za późno. Stałem, trzymając chłopca za ręce, i gorączkowo myślałem. Chłopak nie wyrywał się. Czekał. I gdy już byłem pewien, że przerażony chłopak po prostu połknął wytrych i nic już teraz nie poradzę – przecież nie będę mu rozpruwał brzucha jak temu wilkowi z bajki ani sadzał go na kiblu, rano dopłyniemy do Smutnych Wysp, nic już nie wysiedzi – wtedy właśnie Siostra Orędowniczka znowu spojrzała na mnie przychylnym okiem. Pokręciła głową, patrząc jak ja, fajtłapa, trzymam w ręku odpowiedź i nadal nic nie rozumiem, westchnęła i zesłała zrozumienie. Ze zdenerwowania mocno ścisnąłem chłopcu ręce. Potem prawą rękę wziąłem jego lewą, lewą prawą i odwrotnie. Chłopiec milczał. Widocznie wszystko zrozumiał. – Nie będziesz krzyczał, przyjacielu – wyszeptałem. – Nie będziesz. Gdybym ci nawet wszystkie palce połamał, słowa nie piśniesz. Ale nie bój się, mały, teraz już wszystko dobrze. Teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi… Prawa dłoń chłopaka była zimna! Lodowata! Oto cała odpowiedź. – Zrobimy tak – wyszeptałem, gorączkowo próbując sobie przypomnieć jak chłopakowi na imię. Pierwszego dnia mi je podał, ale wtedy nie miałem do tego głowy, musiałem zaprowadzić porządek w ładowni, a potem wszyscy wołali na niego Mały. – Zrobimy tak, Mark. Siądziemy sobie i porozmawiamy. Cichutko, po przyjacielsku… – Nie mamy o czym rozmawiać! – warknął Mark, gdy zdjąłem go z pryczy i posadziłem na swojej. Wokół panowała cisza. Jeśli nawet ktoś usłyszał naszą szamotaninę, to wiadomo, co sobie pomyślał. Niech sobie myślą co chcą, teraz już na pewno nie będę szedł z nimi za jedną wagonetką! – Mamy o czym, Mark! – Wyszeptałem chłopcu do ucha. – Mamy. Ty znasz Słowo! Szarpnął się, ale trzymałem mocno. – Nie spiesz się – przekonywałem chłopca. – I pomyśl. Drugą noc grzebiesz w kłódce i nic nie wskórałeś. A jutro już port… a potem kopalnia. Tam zdejmą z ciebie łańcuchy, bez obaw. Ale z kopalni jest tylko jedno wyjście i zamków tam nie ma – stoją strażnicy. Wiem, bo tam byłem. Jak stracisz szansę, Słowo ci nie pomoże! Chłopiec uspokoił się. – A gdybyś nawet zdjął kłódkę? – Zaśmiałem się cichutko. – Co dalej? Myślisz, że ja nie mogę otworzyć swojej? Pomacaj! Zmusiłem go, żeby dotknął łuku kłódki – a sam szybko wymacałem w kieszeni trzymaną na czarną godzinę szczapkę – mocną, dobrą, cudem oderwaną od łóżka – i przekręciłem mechanizm. Kłódka pstryknęła cicho, otwierając się. – Rozumiesz? – No to, dlaczego… – Dlaczego tu jestem? A gdzie mam iść? Załóżmy, że z zasuwą też sobie poradzę. A dalej? Skakać za burtę? – Szalupa… – Tak, doskonała, żeby przepłynąć w niej setkę mil. Zuch chłopak. Chcesz, to cię wypuszczę? Uciekaj… tylko zostaw mi swój metal… Przy okazji, co tam masz? Mark udał, że nie usłyszał pytania. A może naprawdę się zastanowił? – To co można zrobić? – Poczekać na port. Poprowadzą nas na linie, jak zwykle. No i wtedy… można uciec. – Jak? Podekscytowany chłopiec prawie krzyknął. Zacisnąłem dłoń na jego ustach. – Cicho! Jak – to już mój problem. Najważniejsze, że właśnie wtedy będzie potrzebny metal. Szczapką zdołam otworzyć najwyżej to głupstwo. A przyjdzie otwierać dużą, porządną kłódkę. I to szybko! |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta
Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz
Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka
Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz
Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz
Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz
Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński