Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

George R.R. Martin
‹Światło się mroczy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚwiatło się mroczy
Tytuł oryginalnyDying of the Light
Data wydania9 marca 2004
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca Zysk i S-ka
ISBN83-7298-540-5
Format348s. 125×183mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Światło się mroczy

Esensja.pl
Esensja.pl
George R.R. Martin
« 1 2 3 4 8 »

George R.R. Martin

Światło się mroczy

– Gwen – rzekł cicho do siebie, po to by znowu ukształtować to słowo i poczuć na języku znajome ciepło. Jego Jenny, jego Guinevere, ukochana z porzuconych marzeń.
Minęło już siedem standardowych lat, pomyślał, gdy jego palec głaskał tak bardzo zimny klejnot. A wydawało się, że to siedem wieków.
Wszystko było skończone. Czego mogła od niego chcieć? Mężczyzna, który ją kochał, ten inny Dirk t’Larien, który składał obietnice i rozdawał klejnoty, już dawno nie żył.
Dirk uniósł rękę, by odgarnąć z oczu kosmyk brązowych, upstrzonych siwizną włosów. Nagle, mimo woli, przypomniał sobie, że Gwen zawsze odgarniała jego włosy, gdy chciała go pocałować.
Poczuł się bardzo zmęczony i zagubiony. Jego starannie pielęgnowany cynizm zachwiał się w posadach. Na barki Dirka spadł ciężar, widmowy ciężar człowieka, jakim był kiedyś. Rzeczywiście zmienił się przez te lata. Zawsze powtarzał, że zmądrzał, lecz nagle ta mądrość nabrała w jego ustach posmaku goryczy. Jego bezładne myśli zatrzymały się na obietnicach, które złamał, marzeniach, które odłożył na później, by potem o nich zapomnieć, ideałach, których się wyrzekł, wspaniałej przyszłości, którą pochłonęły zgnilizna i nuda.
Dlaczego mu o tym przypomniała? Upłynęło zbyt wiele czasu, a on zbyt wiele przeżył. Zapewne to samo dotyczyło jej. Poza tym nigdy naprawdę nie chciał, by zrobiła użytek z szeptoklejnotu. To był tylko głupi gest, niedojrzałe pozerstwo młodego romantyka. Żadna rozsądna, dorosła osoba nie mogłaby od niego wymagać dotrzymania tak niedorzecznej przysięgi. Nigdzie nie poleci, oczywiście. Przecież nie zdążył jeszcze poznać Braque, miał własne życie, ważne sprawy. Minął bardzo długi czas i Gwen przecież nie mogła oczekiwać, że wsiądzie dla niej na statek i uda się do zewnętrznych światów.
Wyciągnął z niechęcią rękę i ujął klejnot w dłoń, zaciskając ją na nim mocno. Postanowił, że wyrzuci kamień przez okno, w ciemne wody kanału, a wraz z nim wszystko, co oznaczał. Gdy jednak klejnot znalazł się w jego uścisku, przerodził się w lodowate piekło, a wspomnienia zakłuły go jak noże:
…dlatego, że ona cię potrzebuje, wyszeptał klejnot. Dlatego, że obiecałeś.
Nie poruszył ręką. Nie rozluźnił pięści. Chłód wypełniający jego dłoń przeszedł z bólu w odrętwienie.
Ten drugi, młodszy Dirk, Dirk Gwen. To on obiecał. Ale ona również, przypomniał sobie. Dawno temu na Avalonie. Stary esper, pomarszczony Emerelczyk o bardzo skromnym talencie i rudozłotych włosach, wyszlifował dwa klejnoty. Odczytał Dirka t’Lariena, całą miłość, którą darzył on swą Jenny, a potem zamknął w klejnocie tyle z tego uczucia, ile pozwoliły mu jego niewielkie psioniczne moce. Potem uczynił to samo z Gwen i oboje wymienili się klejnotami.
To był jego pomysł. „Być może nie zawsze tak będzie”, powiedział jej, cytując słowa starożytnego poety. Przyślij mi to wspomnienie, a przybędę. Bez względu na to, gdzie się znajdę, kiedy je otrzymam, czy co się między nami stanie. Przybędę, nie zadając pytań.
Ta obietnica została jednak złamana. Po sześciu miesiącach Gwen go opuściła. Dirk wysłał jej klejnot, a ona się nie zjawiła. Dlatego nie spodziewał się, że kiedykolwiek sama przypomni mu o tej obietnicy. A przecież to zrobiła.
Czy naprawdę liczyła na to, że stawi się na jej wezwanie?
Uświadomił sobie ze smutkiem, że mężczyzna, którym był wówczas, ruszyłby do niej bez względu na wszystko, nie zważając na to, jak bardzo jej nienawidził – czy ją kochał. Ale tamten głupiec dawno już spoczywał w grobie. Zabiły go czas i sama Gwen.
Mimo to Dirk wysłuchał klejnotu, wypełniony starymi uczuciami i nowym znużeniem. W końcu uniósł wzrok i pomyślał: „No cóż, może jednak nie jest jeszcze za późno”.
Istnieje wiele sposobów podróżowania między gwiazdami i niektóre z nich są szybsze od światła, a inne nie, ale wszystkie powolne. Potrzeba większej części życia człowieka, by statek zdołał przelecieć z jednego końca królestwa ludzi na drugi, a owo królestwo – rozproszone światy ludzkości oraz rozległa pustka między nimi – jest jedynie maleńkim fragmentem galaktyki. Braque jednak leżało blisko Welonu oraz ukrytych za nim światów zewnętrznych i istniały między nimi kontakty handlowe. Dirk znalazł statek.
Zwał się on „Postrach Zapomnianych Wrogów” i leciał z Braque na Tarę, potem przez Welon na Wolfheim i Kimdiss, a wreszcie na Worlorn. Nawet z napędem nadświetlnym podróż ta trwała z górą trzy miesiące. Dirk wiedział, że zatrzymawszy się na Worlornie, statek poleci dalej, na Dumny Kavalaan, Emerel p.i., aż wreszcie na Ostatnie Gwiazdy. Potem wróci do punktu wyjścia tą samą, uciążliwą drogą.
Kosmoport mógł przyjmować dwadzieścia gwiazdolotów dziennie, ale lądował tu może jeden statek na miesiąc. Większość jego zabudowań była zamknięta, ciemna i opustoszała. „Postrach” wylądował pośrodku niewielkiej, czynnej jeszcze części kosmoportu, tuż obok grupki znacznie od niego mniejszych prywatnych statków oraz częściowo zdemontowanego toberskiego frachtowca.
Część ogromnego terminalu, zautomatyzowanego, lecz pozbawionego życia, była jeszcze oświetlona. Dirk przeszedł przez nią pośpiesznie i wyszedł w noc, pustą noc światów zewnętrznych, w której rozpaczliwie brakowało gwiazd. Czekali na niego, tuż za głównym wejściem, mniej więcej tak, jak się tego spodziewał. Kapitan „Postrachu” przesłał laserem wiadomość, gdy tylko gwiazdolot wrócił w normalną przestrzeń.
Gwen Delvano wyszła mu na spotkanie, tak jak ją o to prosił. Nie była jednak sama. Gdy opuścił terminal, stała pogrążona w cichej, ostrożnej rozmowie z towarzyszącym jej mężczyzną.
Dirk zatrzymał się tuż za drzwiami, uśmiechnął na tyle swobodnie, na ile tylko zdołał, i upuścił na ziemię jedyną, lekką torbę, jaką ze sobą miał.
– Hej – odezwał się cicho. – Podobno macie tu festiwal.
Odwróciła się na dźwięk jego głosu i parsknęła śmiechem, którego brzmienie tak dobrze pamiętał.
– Nie – zaprzeczyła. – Spóźniłeś się o jakieś dziesięć lat.
Dirk skrzywił się i potrząsnął głową.
– Cholera – mruknął.
Potem znowu się uśmiechnął. Podeszła do niego i objęli się. Mężczyzna, nieznajomy, przyglądał się temu bez śladu zażenowania.
Uścisk nie trwał długo. Gdy tylko Dirk otoczył ją ramionami, odsunęła się od niego. Przystanęli bardzo blisko siebie, by zobaczyć, jak zmieniły ich minione lata.
Choć była teraz starsza, prawie się nie zmieniła. Jeśli nawet dostrzegał jakieś zmiany, zapewne wynikały one tylko z niedoskonałości jego pamięci. Jej duże, zielone oczy okazały się nie takie wielkie ani takie zielone, jakimi je pamiętał, wydawała się też nieco wyższa i być może także tęższa. To jednak były drobiazgi. Uśmiechała się tak samo i miała identyczne włosy: ciemne i piękne, opadające poniżej ramion migotliwą kaskadą, czarniejszą niż noc światów zewnętrznych. Nosiła biały pulower z golfem, ściągnięte pasem spodnie z mocnej kameleonowej tkaniny, która w tej chwili zdawała się czarna jak noc, oraz grubą opaskę na głowie. Na Avalonie też lubiła się tak ubierać. Teraz jednak miała również bransoletę, choć być może właściwszym określeniem byłby naramiennik. Masywna ozdoba wykonana była z chłodnego srebra wysadzanego nefrytami i pokrywała połowę lewego przedramienia. Gwen podwinęła rękaw pulowera, by ją zademonstrować.
– Schudłeś, Dirk – zauważyła.
Wzruszył ramionami i wepchnął ręce do kieszeni kurtki.
– Tak – przyznał. Prawda wyglądała jednak tak, że był wymizerowany, a ramiona nadal miał pochylone ku przodowi, gdyż za dużo się garbił. Upływ lat zostawił na nim również inne piętna – włosy miał teraz bardziej siwe niż brązowe, podczas gdy kiedyś było na odwrót, a przy tym prawie tak samo długie jak włosy Gwen, choć falujące i okrutnie potargane.
– Minęło wiele czasu – zauważyła Gwen.
– Siedem standardowych lat – odparł, kiwając głową. – Nie spodziewałem się, że…
Towarzyszący Gwen mężczyzna, nieznajomy, kaszlnął, jakby chciał im przypomnieć, że nie są sami. Dirk spojrzał na niego, a Gwen się odwróciła. Nieznajomy podszedł bliżej i ukłonił się uprzejmie. Był niski, pucołowaty i miał bardzo jasne, niemal białe włosy. Nosił jaskrawy zielono-żółty kombinezon z pseudojedwabiu, a na głowie maleńką, czarną, zrobioną na drutach czapeczkę, która utrzymała się na miejscu, mimo że nisko się ukłonił.
– Arkin Ruark – przedstawił się Dirkowi.
– Dirk t’Larien.
– Arkin pracuje ze mną nad projektem – wyjaśniła Gwen.
– Projektem?
Zamrugała.
– Czy nawet nie wiesz, z jakiego powodu tu jestem?
Nie miał pojęcia. Szeptoklejnot przysłano z Worlornu i Dirk wiedział tylko tyle, gdzie może ją znaleźć.
– Jesteś ekologiem – zaczął. – Na Avalonie…
– Tak. W Instytucie. Dawno temu. Ukończyłam studia, odebrałam papiery i od tego czasu przebywałam na Dumnym Kavalaanie. Dopóki nie wysłano mnie tutaj.
« 1 2 3 4 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po-mroczność Martina
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Po Westeros i okolicach
— Dawid Kantor

Przed lodem i ogniem
— Dawid Kantor

Na ubitej ziemi
— Kamil Armacki

Pieśń nad pieśniami
— Kamil Armacki

O rycerzu twardogłowym
— Miłosz Cybowski

Na skrzydłach innego wiatru
— Beatrycze Nowicka

Nim zawieją wichry zimy
— Kamil Armacki

Smoki tańczą dość niemrawo
— Miłosz Cybowski

Mniej intryg, więcej nudy
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: W sieci intryg, spisków i nudy
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.