WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Światło się mroczy |
Tytuł oryginalny | Dying of the Light |
Data wydania | 9 marca 2004 |
Autor | George R.R. Martin |
Przekład | Michał Jakuszewski |
Wydawca | Zysk i S-ka |
ISBN | 83-7298-540-5 |
Format | 348s. 125×183mm |
Cena | 29,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Światło się mroczyGeorge R.R. Martin
George R.R. MartinŚwiatło się mroczy– Gwen należy do Zgromadzenia Ironjade – odezwał się Ruark. Z jego twarzy nie znikał lekki, nerwowy uśmieszek. – Ja reprezentuję Akademię Imprilską. Impril to miasto na Kimdissie. Rozumiesz? Dirk kiwnął głową. Ruark był więc Kimdissianinem, mieszkańcem światów zewnętrznych, pracownikiem jednego z tamtejszych uniwersytetów. – Impril i Ironjade, interesuje ich to samo, rozumiesz? Badania nad ekologicznymi interakcjami na Worlornie. Podczas festiwalu nie zrobiono tego jak należy, bo żaden ze światów zewnętrznych nie jest zbyt mocny w ekologii. To wiedza zapomniana p.i., jak mawiają Emerelczycy. Stąd właśnie wziął się ten projekt. Znaliśmy się z Gwen już przedtem, tak się nam przynajmniej zdawało, no cóż, przybyliśmy tu z tego samego powodu, więc rozsądek podpowiada, że powinniśmy ze sobą współpracować, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. – Tak myślę – zgodził się Dirk. W tej chwili projekt nieszczególnie go interesował. Chciał pomówić z Gwen. Zerknął na nią. – Będziesz mi musiała opowiedzieć o tym później. Kiedy porozmawiamy. Bo sądzę, że chcesz porozmawiać. Popatrzyła na niego dziwnie. – Tak, oczywiście. Mamy sobie wiele do opowiedzenia. Dirk podniósł torbę. – Dokąd teraz? – zapytał. – Czy mógłbym się gdzieś wykąpać i dostać coś do jedzenia? Gwen i Ruark wymienili spojrzenia. – Właśnie rozmawiałam o tym z Arkinem. Możesz się zatrzymać u niego. Mieszkamy w tym samym budynku. Tylko kilka pięter od siebie. Ruark pokiwał głową. – Chętnie, chętnie. To przyjemność wyświadczyć przysługę przyjaciołom, a obaj jesteśmy przyjaciółmi Gwen, czyż nie tak? – Hm – odezwał się Dirk. – Z jakiegoś powodu sądziłem, że zamieszkam z tobą, Gwen. Przez jakiś czas nie mogła na niego spojrzeć. Zerknęła na Ruarka, na ziemię, na czarne nocne niebo, nim w końcu popatrzyła mu w oczy. – Być może – rzekła ostrożnie. Z jej twarzy zniknął uśmiech. – Ale nie w tej chwili. Nie sądzę, by to było obecnie najlepsze rozwiązanie. Ale polecimy do domu, oczywiście. Mamy autolot. – Tędy – odezwał się Ruark, nim Dirk zdążył sformułować następne zdanie. Działo się tu coś bardzo dziwnego. Na pokładzie „Postrachu”, podczas długich miesięcy podróży, setki razy wyobrażał sobie scenę ich spotkania – czasami było ono czułe i pełne miłości, w innych chwilach przeradzało się w gniewną konfrontację, często zaś przelewali mnóstwo łez, nigdy jednak nie przyszło mu na myśl, że będą się czuli skrępowani, trudno im się będzie ze sobą porozumieć, a do tego będzie im towarzyszył nieznajomy. Zaczynał się zastanawiać, kim właściwie jest Arkin Ruark i czy jego związek z Gwen rzeczywiście ma tylko zawodowy charakter. Ale z drugiej strony, nie dowiedział się od nich niczego konkretnego. Nie wiedząc, co powiedzieć ani co myśleć, wzruszył ramionami i ruszył za nimi w stronę autolotu. Droga była krótka, ale na widok wehikułu Dirk zapomniał języka w gębie. Podczas podróży widział wiele różnych autolotów, ale żaden z nich nie przypominał tego. Wielka, stalowoszara maszyna miała potężne, zakrzywione, trójkątne skrzydła. Wydawała się niemal żywa, jak wielka latająca manta wyrzeźbiona w metalu. Mała kabina o czterech siedzeniach znajdowała się między skrzydłami, pod którymi Dirk wypatrzył złowieszczo wyglądające pręty. Spojrzał na Gwen, wskazując na nie ręką. – Czy to lasery? Kiwnęła głową, uśmiechając się niepewnie. – Czym ty latasz, do diabła? – oburzył się Dirk. – To wygląda jak maszyna bojowa. Czy mają nas zaatakować Hranganie? Nie widziałem nic podobnego, odkąd zwiedzaliśmy to muzeum w Instytucie na Avalonie. Gwen roześmiała się, wzięła od niego torbę i rzuciła ją na tylne siedzenie. – Wsiadaj – poleciła. – To zupełnie normalny autolot z Dumnego Kavalaanu. Zaczęli je tam produkować dopiero niedawno. Ma przypominać wyglądem zwierzę, czarne banshee. To latający drapieżnik, zwierzęcy brat Zgromadzenia Ironjade. Odgrywa bardzo ważną rolę w ich folklorze. Można powiedzieć, że to coś w rodzaju totemu. Wdrapała się do środka i usiadła za drążkiem sterowym. Ruark wszedł niezgrabnie za nią, przełażąc po opancerzonym skrzydle na tylne siedzenie. Dirk nie ruszył się z miejsca. – Ale on ma lasery! – ciągnął dalej. Gwen westchnęła. – Nie są naładowane. Nigdy nie były. Każdy autolot wyprodukowany na Dumnym Kavalaanie jest wyposażony w jakiegoś rodzaju broń. Tego wymaga tamtejsza kultura. Nie mówię tylko o Ironjade. Redsteel, Braith i Związek Shanagate postępują tak samo. Dirk okrążył wehikuł i wdrapał się do środka obok Gwen. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. – A co to takiego? – To cztery kavalarskie koalicje schronień – wyjaśniła. – Można je uznać za małe państwa albo wielkie rodziny. Są po trochu i jednym, i drugim. – Ale po co lasery? – Dumny Kavalaan jest gwałtowną planetą – wyjaśniła Gwen. Ruark parsknął śmiechem. – Ach, Gwen – odezwał się. – To czysta nieprawda, czysta! – Nieprawda? – warknęła. – Jak najbardziej – potwierdził Ruark. – Tak, czysta, ponieważ jesteś blisko prawdy, ale połowa to nie całość, najgorsze kłamstwo ze wszystkich. Dirk odwrócił się na siedzeniu, by spojrzeć na małego, pucołowatego Kimdissianina. – Słucham? – Dumny Kavalaan był gwałtowną planetą, to prawda. Ale obecnie wygląda to tak, że przemoc tkwi w samych Kavalarach. Są wrogo nastawieni, wszyscy co do jednego. Wielu z nich to ksenofobi i rasiści. Pyszni i zazdrośni. Ze swymi dumnymi wojnami i kodeksem pojedynkowym, tak, dlatego właśnie kavalarskie autoloty mają broń. Żeby móc walczyć w powietrzu! Ostrzegam cię, t’Larien… – Arkin! – syknęła Gwen przez zęby. Dirk poderwał się, słysząc gwałtowną złość w jej głosie. Kobieta włączyła grawitor, dotknęła drążka i autolot z jękiem protestu poderwał się do lotu, wznosząc się szybko w górę. Port w dole był jasno oświetlony tylko tam, gdzie pośród mniejszych gwiazdolotów stał „Postrach Zapomnianych Wrogów”, a pozostała jego część pogrążona była w mroku. Ciemność ciągnęła się aż po niewidoczny horyzont, gdzie czarna ziemia zlewała się z jeszcze czarniejszym niebem. Znajdowali się na Krawędzi. W górze ciągnęła się międzygalaktyczna pustka, a w dole mroczna zasłona Welonu Kusicielki. Dirk nie spodziewał się, że poczucie osamotnienia będzie tu aż tak silne. Ruark dał za wygraną, mrucząc coś pod nosem. Przez długą chwilę w autolocie panowała krępująca cisza. – Arkin pochodzi z Kimdissa – odezwała się wreszcie Gwen z wymuszonym uśmieszkiem. Dirk za dobrze ją pamiętał, by się na to nabrać. Była tak samo podenerwowana jak przed chwilą, gdy ostro skarciła Ruarka. – Nie rozumiem – przyznał, czując się głupio, gdyż oboje jego towarzysze najwyraźniej uważali, że powinien to rozumieć. – Nie urodziłeś się na światach zewnętrznych – zaczął Ruark. – Czy jesteś z Avalonu, Baldura lub jakiegoś innego świata, wszystko jedno. Wy ludzie z Welonu nie znacie Kavalarów. – Ani Kimdissian – dodała Gwen nieco spokojniejszym tonem. Ruark chrząknął. – To był sarkazm – wyjaśnił Dirkowi. – Kimdissianie i Kavalarzy, no cóż, my nie bardzo się ze sobą lubimy, rozumiesz? Gwen próbuje ci powiedzieć, że jestem uprzedzony i nie powinieneś mi wierzyć. – Tak, Arkin – zgodziła się. – Dirk, on nie zna Dumnego Kavalaanu, nie rozumie jego kultury ani mieszkańców. Tak jak wszyscy Kimdissianie, powie ci o nich tylko to, co najgorsze. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana, niż mu się wydaje. Pamiętaj o tym, kiedy ten wygadany łobuz zacznie nad tobą pracować. To nie powinno być trudne. W dawnych czasach zawsze mi powtarzałeś, że każda kwestia ma trzydzieści różnych stron. Dirk parsknął śmiechem. – Tak było – przyznał. – Chociaż ostatnio doszedłem do wniosku, że trzydzieści to zbyt mała liczba. Ale nadal nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Na przykład ten autolot. Czy on wiąże się z twoją pracą? Czy może musisz latać w takim czymś, bo pracujesz dla Zgromadzenia Ironjade? – Ach – odezwał się głośno Ruark. – Nie można pracować dla Zgromadzenia Ironjade, Dirk. Albo się do niego należy, albo nie. Są tylko dwie możliwości. Jeśli ktoś nie należy do Ironjade, nie może dla niego pracować. – Tak – zgodziła się Gwen. W jej głosie ponownie zabrzmiał ostry ton. – A ja do niego należę. Chciałabym, żebyś o tym pamiętał, Arkin, bo czasami zaczynasz mnie denerwować. – Gwen, Gwen – zawołał wyraźnie podekscytowany Ruark. – Jesteś moją przyjaciółką, pokrewną duszą. We dwoje braliśmy się za bary z wielkimi problemami. Nie chciałem cię urazić, nigdy bym tego nie zrobił. Ale ty nie jesteś jedną z Kavalarów, w żaden sposób. Przede wszystkim jesteś kobietą, prawdziwą kobietą, a nie jakąś tam eyn-kethi albo betheyn. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Po-mroczność Martina
— Sebastian Chosiński
Po Westeros i okolicach
— Dawid Kantor
Przed lodem i ogniem
— Dawid Kantor
Na ubitej ziemi
— Kamil Armacki
Pieśń nad pieśniami
— Kamil Armacki
O rycerzu twardogłowym
— Miłosz Cybowski
Na skrzydłach innego wiatru
— Beatrycze Nowicka
Nim zawieją wichry zimy
— Kamil Armacki
Smoki tańczą dość niemrawo
— Miłosz Cybowski
Mniej intryg, więcej nudy
— Miłosz Cybowski
Przeczytaj to jeszcze raz: W sieci intryg, spisków i nudy
— Miłosz Cybowski