W ramach odświeżania klasyki – „Jednym zaklęciem” Lawerence’a Watta-Evansa oraz „Pajęczyna utkana z ciemności” Karla Wagnera.
W pobliżu smoczej jaskini
W ramach odświeżania klasyki – „Jednym zaklęciem” Lawerence’a Watta-Evansa oraz „Pajęczyna utkana z ciemności” Karla Wagnera.
Obydwie omawiane w niniejszym artykule powieści nie znalazły się w kanonie zaproponowanym przez Andrzeja Sapkowskiego. Jednak o humorystycznym „Jednym zaklęciem” słyszałam jedynie dobre opinie, natomiast pierwszy tom przygód Kane’a Nieśmiertelnego miał odegrać pewną rolę w kształtowaniu konwencji.
Lawrence Watt-Evans
‹Jednym zaklęciem›
Pozytywnego coś, pozytywnego albo magia kreatywna
Jedna ze znanych mi anegdotek związanych z RPGami dotyczy postaci początkującego czarodzieja, który niestety nie dysponował potężnymi zaklęciami. Pośród nielicznych czarów, które ów adept znał, było „tworzenie wody”. Najwidoczniej przygody dzielnej drużyny nie toczyły się na pustyni, gdyż mag szybko stał się obiektem drwin. W pewnym momencie przyszło jednak bohaterom walczyć z potężnym przeciwnikiem. Szczęście nie dopisało i wróg dość solidnie wszystkich pokancerował. Walka wydawała się przegrana, gdy nagle gracz prowadzący czarodzieja oznajmił „tworzę wodę…” Pozostali spojrzeli na niego skonsternowani, na co ów niezrażony dodał „…w jego płucach”. Mistrz gry docenił inwencję gracza i potyczka zakończyła się zwycięstwem.
Wspominam o tym dlatego, że bohater powieści Evansa mógł być duchowym ojcem opisanego powyżej maga. Tobas, tak bowiem nazywa się główny bohater powieści, na skutek nagłego zgonu swojego mistrza kończy naukę zaklęć, władając tytułowym jednym zaklęciem, związanym z rozpalaniem ognia. W wyniku dalszych nieszczęśliwych wypadków, wydatnie wspartych głupotą chłopaka, początkujący czarodziej zostaje bez dachu nad głową. Trafnie zgadując, że z takimi brakami w magicznym wykształceniu raczej nie znajdzie pracy w rodzinnej wiosce, Tobas wyrusza w świat. Nie marzy przy tym wcale o przygodach – chce jedynie poznać więcej zaklęć, co pozwoliłoby mu na spokojne praktykowanie swojego zawodu i życiową stabilizację.
Polecając mi „Jednym zaklęciem”, znajomy chwalił sobie przede wszystkim sposób, w jaki autor gra z oczekiwaniami czytelnika. Rzeczywiście, Evans bawi się klasycznym dla fantasy schematem fabularnym. Z jednej strony wprowadza zmiany, czy rozwiązuje pewne sytuacje w sposób odmienny od najczęściej stosowanych, z drugiej zaś wciąż pozostaje w obrębie konwencji od zera do bohatera. Tradycyjne jest też przesłanie – pochwała wiary w siebie, aktywności i przyjaźni. Całość została okraszona sporą dawką humoru. Zaletą powieści jest też lekki, przyjemny w lekturze, potoczysty styl. Co ciekawe, w większości znanych mi powieści humorystycznych, świat bywa przedstawiony po macoszemu, stanowi jedynie tło dla postaci i komicznych scenek. Tymczasem, w „Jednym zaklęciem” (a dodać też trzeba, że jest to powieść dosyć krótka) miejsce akcji zostało opisane dosyć wyraziście, ma swój własny charakter.
Powieść Evansa nie jest kamieniem milowym fantasy, ale można ją przeczytać z przyjemnością, niezależnie od tego, czy jest się początkującym fanem czy też starym wyjadaczem.
Karl Wagner
‹Pajęczyna utkana z ciemności›
Pocieszne retro
„Pajęczyna utkana z ciemności” wpisuje się w nurt zapoczątkowany opowiadaniami Howarda (sam Wagner zresztą ma na koncie powieści o Conanie). O ile jednak tekstów o Cymeryjczyku zdzierżyłam jeno trzy a moja znajomość ze stworzonym przez Michaela Moorcocka Elrykiem z Melnibone okazała się jeszcze krótsza, pierwszy tom cyklu o Kanie przeczytałam, krzywiąc się tylko od czasu do czasu.
Zapewne ma w tym swój udział specyficzny humor i dystans, jaki Wagner zdaje się mieć do stworzonej przez siebie postaci. Owszem, jego Kane (podobieństwo imion do biblijnego Kaina jest nieprzypadkowe) to niezrównany wojownik, posiadający także liczne inne talenty, budzący postrach w swoich wrogach a nieufność u sojuszników. Podobnie styl pisania, czy wykreowany na kartach powieści klimat przywodzi na myśl rozrywkową fantasy pisaną przed paroma dziesiątkami lat, jednak miałam wrażenie, że autor się tym wszystkim bawił. Trudno wszak nie uśmiechnąć się, czytając o tym, jak blond księżniczka przynosi uwięzionemu ukochanemu koszyk z jedzeniem, bukiecik kwiatków oraz… swoje ulubione wiersze miłosne. Reakcja więźnia, który początkowo znudzony monotonią pobytu w celi ma nadzieję na ciekawą lekturę, a potem dowiaduje się, co przyniesiona przez dziewczynę książka zawiera… bezcenna. Podobnie śmieszą nawiązania do Lovecrafta – mroczne kulty i ośmiornicopodobne stwory, które z upodobaniem opisywane są jako ohydne, oślizgłe tudzież mroczne. Już poza kwestiami humorystycznymi, warto wspomnieć o tym, że dobrze wypadły wzmianki na tematy związane z żeglarstwem (nie mnie oceniać, na ile są one fachowe, w każdym razie wprowadzają w klimat) oraz barwne bitwy morskie (choć już ilość uczestniczących w nich jednostek bywa mocno przesadzona).
Im więcej czytam starszej fantasy, tym mniej uzasadniona wydaje mi się opinia, że brutalne i nieheroiczne fantasy z niejednoznacznymi moralnie bohaterami jest wynalazkiem ostatnich lat. Wszak bohaterowie Vance’a ani Leibera nie byli szlachetni. U Wagnera postaci dzielą się na nikczemne i głupie, umierają zaś niemal wszyscy, niezależnie od tego, do której kategorii się zaliczają. Świata raczej nie da się nazwać miłym miejscem a sam Kane chwilami wręcz zdaje się uosabiać najniższe z ludzkich instynktów, z umiłowaniem do przelewania krwi na pierwszym miejscu.
Styl i pomysły Wagnera, sprawiły, że „Pajęczynę…” traktuję raczej jako ciekawostkę sprzed lat. Jeśli przypomnieć sobie, że w tym samym roku, w którym wydano powieść o Kanie, ukazał się pierwszy tom „Kronik Amberu”, staje się jasne, że Zelazny stworzył arcydzieło, a Wagner jedynie powieść rozrywkową w konwencji, która już przebrzmiała. Tym niemniej, jeśli ktoś jest zainteresowany historią fantasy, lub też szczególnie lubi bohaterów pokroju Kane’a, może śmiało sięgać po pierwszy tom jego przygód.
I żeby nie było, że tylko krytykuję :D Bardzo przyjemnie czyta się te recki.