Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Dziwne fikcje: Zapomniane eony, nieskończone przestrzenie, bluźniercze abominacje

Esensja.pl
Esensja.pl
Ujrzałem w mrocznej czeluści wszechświata
Czarnych planet bezcelowy znój –
Ślepy, zgasły, nieodkryty w swej grozie
Czarnych planet bezimienny rój.

Nemezis (Lovecraft 1917)

Marcin Knyszyński

Dziwne fikcje: Zapomniane eony, nieskończone przestrzenie, bluźniercze abominacje

Ujrzałem w mrocznej czeluści wszechświata
Czarnych planet bezcelowy znój –
Ślepy, zgasły, nieodkryty w swej grozie
Czarnych planet bezimienny rój.

Nemezis (Lovecraft 1917)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Na temat twórczości Lovecrafta napisano już wiele. Niezliczone opracowania i materiały – analizy naukowe, biografie, egzegezy pod kątem religioznawstwa, kulturoznawstwa czy wpływu na kształtowanie się tego specyficznego zagłębia literackiego, jakim jest weird fiction. Siłą rzeczy zatem wpływ Lovecrafta odczuwalny jest również w „New Weird”. Dziś mijają dokładnie sto trzydzieści trzy lata od dnia narodzin Samotnika z Providence. Jego fikcje były bez wątpienia dziwne – co je łączy i czym w zasadzie one są?
Lovecraft tworzył sztukę dla sztuki, w duchu modernizmu. Jego teksty są silnie nacechowane jego przeżyciami, stanem psychicznym, zmieniającą się percepcją otaczającego go świata. To też reakcja na zmiany miejsca pobytu – inaczej pisał w dzieciństwie, inaczej, gdy cierpiał katusze w betonowej dżungli Nowego Jorku i jeszcze inaczej, gdy wrócił na prowincję. Lovecraft tworzył przede wszystkim dla siebie, z potrzeby wyrażenia swoich lęków, wewnętrznych zmagań z samym sobą i życiem. Ale jego proza to również konsekwentnie rozwijana filozofia, której podstawowym założeniem jest rozbicie antropocentrycznego sposobu postrzegania świata. Człowiek u Lovecrafta zostaje wyrzucony z centrum kosmosu, staje się nic nieznaczącym elementem wszechświata rozciągniętego niemal w nieskończoność w czasie i przestrzeni. Idea Lovecrafta mogłaby pewnie być przedstawiona w formie eseistycznej, lecz chwała mu za to, że tego nie zrobił.
Co możemy znaleźć w jego tekstach teraz? Gdy przeglądamy opinie współczesnych czytelników, często spotykamy się z określeniem, że Lovecraft to grafoman, piszący bełkotliwe, megalomańskie i eksplodujące przymiotnikami frazy. Inny zarzutem jest powtarzalność motywów, papierowi bohaterowie i przewidywalne fabuły. No tak, pisał charakterystycznie, lecz zupełnie świadomie i celowo. Musimy zadać sobie jedno ważne pytanie – po co w ogóle Lovecraft to robił? Aby zadowolić nasze wyobrażenia, czyli czytelników żyjących sto lat później i odczytujących jego twórczość poprzez własne, często niepoparte wiedzą i odpowiednim doświadczeniem, odczucia? Czy my w ogóle rozumiemy, co chciał przekazać?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przede wszystkim ideę kosmicyzmu, teorię całkowitej nieistotności ludzkiego bytu, skonfrontowanego z ogromem wszechświata. Konsekwencją takiej konfrontacji jest odbierająca zmysły groza, następstwo odkrycia prawdy o otaczającym nas świecie. Świat Lovecrafta to skrajnie materialistyczny, praktycznie nieskończony ogrom przestrzeni i czasu, absolutna otchłań. Gdzieś tam jest ludzkość, zupełnie nie w środku, wbrew temu, co sobie uroiła. Historia naszego gatunku to jedynie ułamek kosmicznej sekundy, nasza istotność jest równa istotności kawałka skały pędzącej przez bezkresne, międzygwiezdne przestrzenie. Wobec tego faktu wartość naszej oceny świata w kategoriach zła i dobra jest również zerowa. Wszechświat, mówiąc kolokwialnie, ma nas gdzieś. Ta kosmiczna obojętność przyjmuje znamiona piekielnej niesprawiedliwości i zagrożenia płynącego z czarnej otchłani. Czujemy zło z niej tchnące, kreujemy się na ofiary, czujemy pozaświatowy spisek przeciwko ludzkiej rasie. Spisek zawiązany nie przez nas samych jak u Ligottiego, lecz przez nieznane, ponadludzkie byty.
A przecież to wszystko nieprawda, bzdura, nasze chciejstwo i kolejna ułuda, którą sami sobie antropocentrycznie fundujemy. Nic i nikt na nas celowo nie czyha, kosmos tak naprawdę nas nie dostrzega. A całe cierpienie i groza bohaterów Lovecrafta wynika nie z tego, że Cthulhu i Dagon et consortes czynią zło wobec nich intencjonalnie, lecz właśnie z zupełnie przeciwnego powodu – że jest to horror przypadkowy i bezcelowy. To uczucie obnaża nasze niezamierzone poznawcze zakłamanie. Lovecrafta zatem ciężko nazwać pesymistą hołdującym nihilistycznej wizji świata. Jego filozofia mówi po prostu o tym, że wszechświat jest pierwotny wobec nas i wszystko to, co o nim wyrokujemy, jest tylko naszą niedoskonałą próbą uciekania od prawdy. To nie nihilizm, lecz konstatacja. To cios w naszą manichejską, zaprawioną religią, tendencję do polaryzowania uczuć, doświadczeń i opinii.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Dodatkowo świat, jako taki, zostaje wyrwany z naszych ludzkich definicji i okazuje się zbudowany z takich elementów, których nie przewiduje nasza filozofia poznania – oparta na doświadczeniu i analizie tego co dostarczają nam zmysły. Zamknięcie rzeczywistości w bańce fenomenów, które stanowią podstawowy budulec ludzkiej wizji świata staje się u Lovecrafta największym błędem w historii filozofii. Od czasu pierwszego homo sapiens doświadczamy ataku rzeczywistości. Nauczyliśmy się przed nią bronić za pomocą oręża mistyki, religii, potem kultury. Rugujemy niesamowitość, odcinamy się od niej, oznaczając wszystko to co dziwne i niezrozumiałe hasłem „nadprzyrodzone”. Zakładamy, że istnieją bóstwa, życie pozagrobowe i w miarę rozwoju cywilizacji patrzymy na nie z coraz większym dystansem. Kultura staje się (o czym pięknie pisał Lem w jednym z esejów „Doskonałej próżni”) potrzebą adaptacyjną, remedium na egzystencjalne lęki, fabryką sensów naszego bytu i buforem-fałszem oddzielającym nas od prawdy. Potrzebowaliśmy tego od zawsze i jak się okazuje, pomimo rozwoju nauki i cywilizacji, potrzebujemy nadal. Czy zdajemy sobie sprawę, dlaczego?
Wtedy przychodzi Lovecraft i w swój histeryczny i uporczywy sposób niszczy nasz kokon, wciska nam czerwoną pigułkę. Co nam pokazuje?
Po pierwsze – wszystko to, co uznajemy za niesamowite i wypaczone wcale takie nie jest. Jest jak najbardziej normalne i rzeczywiste – po prostu nie przystające do naszej zbudowanej przez tysiąclecia fałszywej wizji świata.
Po drugie – absolutny materializm kosmosu redukuje nasze wyobrażenie Boga do istoty o niemal boskich właściwościach, niemniej jednak całkowicie fizycznej i namacalnej. Do wstrząsu numinotycznego nie potrzebujemy już bogów, wystarczą nam potwory. Wszyscy kultyści u Lovecrafta czczą nie bogów, lecz istoty z krwi i kości, które bogami nazywają. I są to kulty pierwotne, właściwe czasom, gdy bóstwa niosły frenetyczną grozę, starotestamentowy tremens – w przeciwieństwie do nowoczesnej, wyewoluowanej w naszej kulturze, wiary chrześcijańskiej niosącej nadzieję i pociechę.
Po trzecie – zetknięcie z absolutną naturą czasu, przestrzeni i materii nieodwołalnie prowadzi do paraliżującej grozy i szaleństwa. Absolutyzm ów czyni ze świata jedno wielkie monstrum, abominację ontologiczną. Czas zostaje rozciągnięty nagle na niewyobrażalne eony, a trójwymiarowa przestrzeń rozwieszona na hiperpłaszczyźnie o „powierzchni” miliardów lat świetlnych. W takim uniwersum bohaterowie Lovecrafta są papierowi, jakże mogliby być inni.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Po czwarte – obok grozy wywołanej wrażeniem obcowania z absolutem, pojawia się również horror zetknięcia z aberracją bytu. Największym źródłem grozy u Lovecrafta jest bowiem deformacja tego, co zdeformowane być nie powinno. W R’Lyeh wszystkie ściany leżą pod nienaturalnymi, nieludzkimi kątami, jawnie wzywającymi Euklidesa do tablicy i przyprawiającymi człowieka o zawrót głowy. Potwory Lovecrafta są zawsze bluźniercze, plugawe i niemożliwe do opisana za pomocą haseł z ludzkich słowników. Oprócz wzroku atakowany jest słuch (słychać zwyrodniałe i bezbożne dźwięki – bulgoty, zgrzyty, klekoty, cthulhu fhtagn); węch (czuć schorzałe i szkaradne fetory); dotyk (oślizgłe i sparszywiałe rzeczy). I teraz najważniejsze – uczucie grozy zostaje pociągnięte do ekstremum głównie przez fakt uświadomienia sobie, że całe to zwyrodnienie jest jak najbardziej PRAWDZIWE. Gość Pickmana był przerażony jego obrazami nie dlatego, że przedstawiały złowieszcze i piekielne wizje, lecz dlatego, że były tak obezwładniająco REALISTYCZNE i ŻYWE.
Po piąte – nauka jako zdroworozsądkowy sposób interpretacji rzeczywistości i najwyższy produkt ludzkiej kultury i rozumu, okazuje się prostą drogą do szaleństwa. Paradoks ten jest charakterystyczny dla świata Lovecrafta – im dłużej drążymy i wpatrujemy się w otchłań, tym większe prawdopodobieństwo, że – dokładnie jak u Nietzschego – otchłań spojrzy prosto na nas. Nauka nie porządkuje chaosu, ona go wzmaga. Przywołuje z przeszłości stare i wymazane przez kulturę atawistyczne instynkty i pokazuje, że w wierzeniach naszych dzikich przodków było więcej prawdy, niż nam się wydaje. Jednak Lovecraft, jako zdeklarowany materialista i ateista, pokazywał to w trochę innym świetle, trochę inaczej to wszystko tłumaczył. Nauka, wbrew naszym wyobrażeniom, nie anuluje potrzeby mitu i religijnego eskapizmu. Demaskując prawdę o fizykalizmie świata, wzmaga tę potrzebę.
Tak widzę to, co Lovecraft zostawił światu. Tak rozumiem główną część jego filozoficznej i literackiej spuścizny. To dorobek twórczy, w którym najważniejsze są nie rekwizyty, nie tak mocno fetyszyzowana mitologia Cthulhu, lecz wszystko to, co jest pierwotne wobec nich – Lovecraftowska filozofia bytu i poznania. I pod takim kątem proponuję spojrzeć na jego twórczość. Kąt to wielce nieeuklidesowy. Dziwny jak wszystkie jego fikcje.
koniec
20 sierpnia 2023

Komentarze

21 VIII 2023   00:11:48

Ciekawy esej, czytałam z przyjemnością, choć utworów Lovecrafta nie czytałam (jeno jakieś naśladownictwa, plus grywałam w RPGa, gdzie oczywiście chodziło o rekwizyty, a nie tło światopoglądowe.

Hmm, mnie się czasem zdarza myśleć o znikomości człowieka względem świata, ale zwykle przynosi mi to ulgę, a nie grozę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Moc kryzysu
— Marcin Knyszyński

Grzyby, karły, kałamarnice i metafikcje
— Marcin Knyszyński

Słowem wstępu
— Marcin Knyszyński

Tegoż twórcy

Kolaboracja z Przedwiecznymi
— Jarosław Loretz

Podróż do świata grozy
— Katarzyna Piekarz

Kot jest dla arystokraty, pies dla chłopa
— Paweł Micnas

Słodkich snów
— Michał Foerster

Nie taki diabeł straszny
— Daniel Markiewicz

Droga do sławy
— Wojciech Gołąbowski

Necronomicon w domu i zagrodzie
— Wojciech Gołąbowski

Groza częściowo zwietrzała
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż autora

Niekoniecznie jasno pisane: Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.