Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Pilipiuk
‹Szewc z Lichtenrade›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzewc z Lichtenrade
Data wydania4 lipca 2012
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-880-2
Format384s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kram z pomysłami
[Andrzej Pilipiuk „Szewc z Lichtenrade” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Szewc z Lichtenrade” Andrzeja Pilipiuka jest zbiorem opowiadań dobrze ukazującym styl i inspiracje tego pisarza. Mamy tu sporo o archeologii, nieco historii, w tym – alternatywnej, natomiast ogólna zawartość fantastyki jest niezbyt duża. Czytelnicy powinni nastawić się raczej na nostalgiczne opowieści niż na teksty z akcją.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Kram z pomysłami
[Andrzej Pilipiuk „Szewc z Lichtenrade” - recenzja]

„Szewc z Lichtenrade” Andrzeja Pilipiuka jest zbiorem opowiadań dobrze ukazującym styl i inspiracje tego pisarza. Mamy tu sporo o archeologii, nieco historii, w tym – alternatywnej, natomiast ogólna zawartość fantastyki jest niezbyt duża. Czytelnicy powinni nastawić się raczej na nostalgiczne opowieści niż na teksty z akcją.

Andrzej Pilipiuk
‹Szewc z Lichtenrade›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSzewc z Lichtenrade
Data wydania4 lipca 2012
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-880-2
Format384s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Większość opowiadań z tej antologii to raczej zarysy fabuł niż porządne opowiadania. Gdyby Pilipiuk był pisarzem amerykańskim, zapewne rozwinąłby każde w kilkusetstronicową powieść (tak jak się to stało chociażby z „Kwiatami dla Algernona” Keyesa), jednak wolał poprzestać na lakonicznym przedstawieniu swoich pomysłów, nie angażując się zbytnio w żaden z nich.
„Wunderwaffe” jest opowiadaniem dla miłośników historii alternatywnych i „co by było, gdyby”. W obliczu militarnej klęski Hitler wysyła zaufanego żołnierza do równoległego świata, aby zdobył jakąś nowoczesną broń w tamtejszych Niemczech, które – jak wskazuje uzyskana przez naukowców fotografia wielkiej swastyki – najwyraźniej także są nazistowskie. Misja Heinza przeplatana jest historią pewnego żyjącego w biedzie malarza: oczywiście nietrudno zgadnąć, kim jest (nie mówiąc już o tym, że beztrosko zdradza to notka z tylnej strony okładki). Jednak rzeczywistość okazuje się zupełnie inna, niż spodziewał się wysłannik Fuehrera. Tu wielki plus z mojej strony dla autora za pomysł ze swastyką.
W pierwszej chwili miałam wrażenie, że akcja toczy się nieco zbyt szybko (chętnie dowiedziałabym się więcej o alternatywnym świecie), ale potem uznałam, że przy tak skonstruowanej fabule jej przeciąganie nie miałoby sensu. Co ciekawe, postaci Dolfio i Hermanna są znacznie bardziej pogłębione – o ile w tak krótkiej formie można w ogóle mówić o pogłębieniu – niż Heinz, który jest bardzo papierowy i służy tylko jako pretekst do zawiązania akcji.
„Traktat o higienie” czyta się niemal jak nowelkę pozytywistyczną. Znany nam między innymi z „2586 kroków” doktor Skórzewski prowadzi akcję odwszawiania chłopów w ordynacji Zamoyskich. Autor precyzyjnie opisuje operację dezynsekcji oraz obcinania kołtunów opierającym się wieśniaczkom. W tym tekście rzuca się w oczy to, co w poprzednim jakoś mnie nie raziło, mianowicie skłonność Pilipiuka do operowania krótkimi, maksymalnie prostymi zdaniami: Koce, pledy, prześcieradła i odzież trafiły do wygotowania. Szpary łóżek zalewano wrzątkiem. Podłogi szorowano ługiem. Ściany skrobano i malowano wapnem. Karaluchy, wszy i pluskwy ginęły tysiącami. Element fantastyczny pojawia się dopiero na końcu, a i to nie wiadomo, czy nie jest owocem chorobowych majaków lekarza.
W „Śladach stóp w wykopie” również powracają starzy znajomi, a mianowicie antykwariusz Storm i archeolog Olszakowski. Osobą tego ostatniego autor wyraźnie się bawi, nadając mu swoją aparycję (Wyglądał jak wielki, wkurzony krasnolud); zresztą, jak wiadomo, nazwiska „Olszakowski” używał Pilipiuk, pisząc nowe tomy przygód Pana Samochodzika. Opowiadanie z detalami opisuje prace archeologiczne prowadzone w miejskim parku. Autor bardzo ładnie i ciepło przedstawia odczucia antykwariusza towarzyszące odkrywaniu okruchów przeszłości. Szczególnie ujęły mnie fragmenty mówiące o szylkretowym grzebieniu oraz karafce stanowiącej prywatne zwycięstwo Storma nad „tymi, którzy chcieli zniszczyć historię”. Element fantastyczny znów pojawia się na końcu tekstu i potraktowany jest nieco po macoszemu (choć, prawdę mówiąc, nie widzę możliwości jego rozwinięcia).
„Parowóz” opowiada o śledztwie prowadzonym przez dziennikarza brukowej gazetki w sprawie dziwnie częstych zgonów mieszkańców pewnej wsi. Temat ponury, ale autor potrafi znienacka błysnąć dowcipem w rozmowie bohatera z miejscowym proboszczem:
- Witam przedstawiciela opozycji w moich skromnych progach. (…)
- Stos już gotowy?
- Ministranci rano ułożą, najpierw oczywiście trzeba urządzić proces inkwizycyjny. A na razie zapraszam na kolację. Osobiście zatruwałem ciastka.
W tym tekście Pilipiuk wykorzystuje jeden ze swoich ulubionych motywów: przenikanie do równoległego świata. Fabuła nie jest skomplikowana, natomiast ładnie wygrany został niepokojący nastrój.
„Ludzie, którzy wiedzą” to jedno z najciekawiej zapowiadających się opowiadań w zbiorze. Niestety, zakończenie sprawia wrażenie napisanego na kolanie, jakby autor nagle stracił serce do swojego dzieła. Robert Storm zakłada w małej miejscowości sklep z pamiątkami i antykami (które jednak bardziej skupuje niż sprzedaje). Znów mamy tu pełne ciepła opisy starych przedmiotów i prób przywrócenia im dawnego blasku. Te motywy mam za jedne z najlepszych w każdym opowiadaniu, w którym się pojawiają – Pilipiuk niewątpliwie przelewa tu na papier własne fascynacje.
Następne opowiadanie, „W okularze stereoskopu”, cofa czytelnika w czasy kryzysu lat 80. ubiegłego wieku. Tylko czy wtedy końskie mięso było faktycznie tak dostępne, jak to opisuje autor? Bohaterem jest nastolatek, który pomaga staremu, schorowanemu sąsiadowi załatwiać sprawunki w rodzaju odebrania plecaka od kaletnika. Po co prowiant i plecak człowiekowi, który ledwie chodzi o kulach? Tajemnica wyjaśnia się w subtelnie zarysowanym zakończeniu. O dziwo, mimo osadzenia akcji w czasach komunistycznych autor nie wykorzystał okazji do wylewania żółci na system (czego zwykle nie żałuje sobie w bardziej współcześnie osadzonych tekstach).
„Yeti ciągną na zachód” opowiada historię tropienia przez Roberta Storma zagadki pewnego zdjęcia oraz zagadkowego instytutu. Zakończenie jest zaskakujące i tym razem nie sprawia wrażenia urwanego, lecz ładnie zamyka tekst. Nieporadność bohatera w relacjach z jego koleżanką Martą ma być zapewne zabawna, lecz na mnie sprawiła wrażenie sztucznej. No i oczywiście autor nie mógł darować sobie prymitywnych komentarzy o „epoce Wojtka Ślepaka i Bolka Elektrycznego”. Humor na poziomie napisu na ścianie w wychodku.
W „Sekrecie Wyspy Niedźwiedziej” powraca nasz stary znajomy, doktor Skórzewski. To – oprócz tytułowego – chyba najlepiej napisane opowiadanie w zbiorze. Mamy tu wciągającą fabułę, zgrabnie zamkniętą klamrą kompozycyjną, starannie dawkowane informacje i wybuchową (w sensie dosłownym) puentę. Doktor Skórzewski bierze udział w wojskowo-naukowej wyprawie na daleką Północ: brat cara Rosji zlecił odnalezienie pewnego niezwykłego gatunku gęsi, który nigdy nie został zaobserwowany w naturze, choć istnieją wypchane egzemplarze. Interesujący pomysł i zgrabne wykonanie pozwala zaliczyć tekst do jednych z lepszych opowiadań Pilipiuka.
„Świątynia” znów daje nam mnóstwo szczegółowych opisów prac archeologicznych, okraszonych ironicznym ukazaniem podgryzających się wzajemnie naukowców. Autor sportretował też typowego przedstawiciela samorządu szczebla gminnego, traktującego administrowany przez siebie teren jak prywatny folwark. Pojawia się przebłysk humoru w postaci wypowiedzi celnika odprawiającego samochód lapońskiego szamana, ale ginie przytłoczony pełnym detali przedstawieniem wytopu żelaza metodami starożytnymi – niewątpliwie pouczającym, za to nic nie wnoszącym do utworu. Problem z sabotującą wykopaliska lokalną władzą zostaje rozwiązany w sposób wybitnie deus-ex-machinowaty i czytelnik pozostaje z wrażeniem, że przeczytał tekst, którego głównym celem było zaprezentowanie pracy dymarki.
W tytułowym „Szewcu z Lichtenrade” powraca fascynacja Pilipiuka rękodziełem (widoczna również w „Buncie szewców” z tomu „Rzeźnik drzew”) – trafiła nawet do artykułu w którymś z ogólnopolskich tygodników. Robert Storm dostaje zadanie odnalezienia szewskich narzędzi po zamordowanym w dziwnych okolicznościach przodku zleceniodawcy. Zabawnym akcentem jest historia „doktoratu” kolegi głównego bohatera („nie da się podrobić dyplomu uczelni, która nie istnieje”), ponownie też mamy niezręczność postępowania Roberta wobec Marty… no i obowiązkowe nie w pięć ni w dziewięć wetknięte dogryzki polityczne, tym razem do „epoki Olka Opoja”. Brakuje tylko napisu „gupi kaowiec”. Szkoda, bo poza tym opowiadanie jest niezłe: ładnie Pilipiuk pisze o uratowanych z wojennej pożogi filiżankach, szewskie przesądy są ciekawe, a zakończenie ładnie wybrzmiewa i nareszcie nie sprawia wrażenia pisanego na kolanie.
Poziom zbiorku jest dość nierówny: „Traktat o higienie” czy „Ślady stóp w wykopie” są tekstami dużo słabszymi niż „Szewc…” czy „Sekret Wyspy Niedźwiedziej”. Dodatkowo umieszczenie w tym samym tomie dwóch opowiadań mówiących głównie o sposobie prowadzenia wykopalisk to trochę za dużo grzybów w barszcz. „Parowóz” to nieomal szkic, zaś „Wunderwaffe” właściwie jest rozciągniętym fabularnie żartem (co nie znaczy, że mi się nie podoba). Jednak mimo pewnych słabości, książka może być interesująca zarówno dla miłośników prozy Pilipiuka, jak i dla osób, które dopiero pierwszy raz chciałyby się z nią zetknąć.
koniec
7 listopada 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Przerwane beztroskie dzieciństwo
Marcin Mroziuk

2 V 2024

Z jednej strony „Sprzedawca marzeń” to po prostu wciągająca powieść przygodowa, z drugiej zaś strony książka Katarzyny Ryrych przybliża młodym czytelnikom gęstniejącą atmosferę przed wybuchem II wojny światowej i cierpienia ludności cywilnej na jej początku.

więcej »

Krótko o książkach: Komu mogłoby zależeć?
Joanna Kapica-Curzytek

2 V 2024

W „PS. Dzięki za zbrodnie” jest bardzo dużo tropów prowadzących w stronę klasycznej powieści detektywistycznej. Znajdziemy tu wszystko, co najlepsze w gatunku cozy crime.

więcej »

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski

O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski

Ani śmieszno, ani straszno
— Wojciech Gołąbowski

Krótko o książkach: Nie jedzcie bajkowych kucyków
— Wojciech Gołąbowski

Dwupak tematyczny: Bez trzymanki
— Wojciech Gołąbowski

Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Mała Esensja: Dziennik, czyli co zjadłem dziś na śniadanie i dlaczego podrapałem się za lewym uchem
— Jakub Gałka

Wyższe stadia stanu podgorączkowego
— Michał Kubalski

Trochę lepiej (?), lub trochę gorzej (!)
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.