Ta pełna ciepła i pozytywnej energii historia pokrzepi wszystkich, którzy martwią się, ze zanikają małe, lokalne społeczności. Oraz mile rozczaruje tych, którzy pesymistycznie wieszczą koniec tradycyjnych książek. Pamiętajmy: one są czymś dużo więcej niż tylko słowami na papierze!
Książka to coś więcej
[Wendy Welch „Księgarenka w Big Stone Gap” - recenzja]
Ta pełna ciepła i pozytywnej energii historia pokrzepi wszystkich, którzy martwią się, ze zanikają małe, lokalne społeczności. Oraz mile rozczaruje tych, którzy pesymistycznie wieszczą koniec tradycyjnych książek. Pamiętajmy: one są czymś dużo więcej niż tylko słowami na papierze!
Wendy Welch
‹Księgarenka w Big Stone Gap›
Początek tej opowieści może być trochę niepokojący. Amerykańsko-szkockie małżeństwo, Wendy i Jack, wpisują się w znany i przewidywalny schemat, niemal do bólu ograny w wielu innych książkach: rzućmy wszystko, co dotąd znamy i zmieńmy swoje życie, podążając za swoimi marzeniami. W tym przypadku – otwórzmy księgarnię. (Ściślej rzecz ujmując, chodzi raczej o antykwariat, trochę jednak razi słowo „księgarnia”, na które zdecydował się tłumacz, bo w grę wchodzi tutaj przecież zajmowanie się książkami z drugiej ręki). Tego rodzaju historie zawsze zaczynają się dramatycznie, nie szczędzą czytelnikom tragikomicznych opisów załamań i chwil zwątpienia („ależ byliśmy naiwni”), a także – obowiązkowo – sporządzenia długiej listy rzeczy i wydarzeń, z których trzeba rezygnować w imię powodzenia swojego wymarzonego przedsięwzięcia.
Gdyby „Księgarenka w Big Stone Gap” ograniczała się tylko do tego, pewnie nie warto byłoby po nią sięgać. Ale w miarę zagłębiania się w tę opowieść – robi się coraz ciekawiej, gdy powyżej zarysowany schemat przestaje obowiązywać. Otwierają się mianowicie przed nami horyzonty zjawisk wcześniej nieznanych, albo przynajmniej takich, nad którymi na co dzień nie zastanawiamy się zbyt często. Tym fenomenem są książki i ich obecność wśród ludzi. Ich historia i przyszłość. Wendy Welch przypomina nam, prostą skądinąd prawdę, że ludzie i książki mają swój los.
„Dla każdego kupującego książka jest czym innym: rozrywką, źródłem informacji, inspiracją i motywacją, talizmanem mądrości, nawet kamieniem milowym w podróży”, zauważa autorka. To dlatego sprzedaż używanych książek różni się od sprzedaży większości innych rzeczy – i to bez wątpienia zostało w tej opowieści udowodnione, w dodatku w sposób brawurowy, pełen pozytywnej energii, która udziela się czytelnikowi. Nawet, dodajmy, polskiemu entuzjaście czytelnictwa, a przecież wiemy, że u nas z jego poziomem jest raczej krucho. Czasami ten dobry nastrój psują nam niezręczności w polskim tłumaczeniu (jak na przykład „wybuchłam śmiechem”), miejmy jednak nadzieję, że w następnym wydaniu bezpowrotnie znikną.
Autorka jest wykształcenia etnografką, ma za sobą wiele lat pracy naukowej na uczelni. Nie dziwi zatem ten wręcz drobiazgowy, ale w żadnej mierze nie nużący, wielostronny opis wielu przejawów obecności książki w przestrzeni lokalnej społeczności. Są wydarzenia prozaiczne aż do bólu, gdy trzeba walczyć z owadami pasożytującymi na książkach albo znaleźć sposób na pozbycie się z nich kociego zapachu. Jest wykład z podstaw biznesu – trzeba nauczyć się reklamować i sprawiać, by klienci zechcieli wrócić (pomocna będzie umiejętność słuchania, parzenia herbaty i brak pośpiechu w rozmowach). Ale przede wszystkim znajdziemy tu przepiękne historie o ludziach odwiedzających antykwariat. Wendy i Jack to nie tylko właściciele biznesu, to również pełni empatii powiernicy ludzkich opowieści o rodzinnych kłopotach, dramatach (gdy umiera ktoś bliski), ale też wydarzeniach radosnych, zupełnie niespodziewanych i szalonych.
„Księgarenka w Big Stone Gap” to także historia wrastania w małą, lokalną społeczność. To nigdy nie jest łatwe. Łatka kogoś „nie stąd” przywiera na długo i budzi nieufność. Trzeba ogromnego wysiłku i serca, by biegiem czasu zżyć się z miejscowymi ludźmi i zdobyć ich zaufanie. Wendy i Jack znaleźli na to wiele sposobów, animując życie kulturalne w swojej księgarence: organizując spotkania przy herbacie i książce, inicjując działalność teatrzyku, koła robótek ręcznych i wielu innych grup zainteresowań. Znajdujemy tutaj wiele pokrzepiających przykładów, że można zaskarbić sobie przyjaźń nawet tych, którzy z początku nie są zbyt pozytywnie nastawieni. Zaletą opowieści Wendy jest to, że pisze o tym wszystkim z wielką dozą empatii i w stylu pozbawionym idealistycznego lukru. Jej historie są ludzkie, prawdziwe i dają nadzieję, że na świecie ciągle jest mnóstwo ludzi, którym zależy na nawiązywaniu bliskich więzi z innymi członkami lokalnej wspólnoty. A także tych, dla których czytanie to coś, bez czego nie mogą się obejść.
To także swoista pochwała życia „slow”, z dala od korporacyjnego pośpiechu, zgiełku, od świata, w którym nie popada się w konsumpcyjną przesadę. Tutaj można poprzestać na rzeczach używanych kupowanych za grosze i dać im drugie życie. Można poznać siłę sąsiedzkich więzi, wymieniając się wyhodowanymi w swoim ogrodzie plonami i nie snobować się na bywanie w drogich restauracjach. Trzeba przyznać, że to budzi refleksję i każe się zastanowić, czy przypadkiem taki styl życia nie będzie w przyszłości zdobywał sobie coraz więcej zwolenników?
Bezcenne są także przemyślenia Wendy Welch na temat przyszłości papierowej książki. Autorka rozpatruje ten temat z punktu widzenia osoby zakochanej w „papierze”, bezgranicznej miłośniczki używanych książek. Wraz z mężem wiele jeździła po kraju, by przyjrzeć się, jak funkcjonują inne księgarnie z używanymi książkami i na czym polega fenomen ich przetrwania w nieprzyjaznym, skomercjalizowanym świecie internetowych księgarni (a także ich właścicieli). I tu będziemy całkowicie zaskoczeni: Wendy jest optymistką! Książki i księgarnie, pomimo ożywionej ekspansji elektronicznych czytników, przetrwają – tak, według autorki możemy być o to całkowicie spokojni.
Co jest powodem jej optymizmu? Mianowicie to, o czym pisaliśmy wcześniej: ludzie i książki mają ze sobą wiele wspólnego: swoje losy. Tradycyjne książki to coś więcej niż zwykłe przedmioty, zawsze były i są blisko ludzi, blisko świata ich wyobraźni i emocji. Czy nadal będą? Wendy Welch odpowiada na to w ten sposób: „Czy wyobrażacie sobie świat bez księgarń? To nie są tylko miejsca, gdzie kupuje się książki, to ośrodki życia społecznego (…) Kto będzie wysłuchiwał historii o pożarach czy akcji powieści, jeśli nie księgarze? Czy komputer zrobi wam herbatę?”