W pierwszych tygodniach II wojny światowej, 6 listopada 1939 miało miejsce wydarzenie bez precedensu. W auli Uniwersytetu Jagiellońskiego aresztowano i wywieziono do obozów koncentracyjnych prawie dwustu wykładowców i pracowników naukowych krakowskich uczelni. Książka jest poruszającym dokumentem ich obozowego życia, świadectwem ich cierpień i upokorzeń.
Od tej chwili nie było już profesorów, docentów i asystentów
[Stanisław Urbańczyk „Uniwersytet za kolczastym drutem” - recenzja]
W pierwszych tygodniach II wojny światowej, 6 listopada 1939 miało miejsce wydarzenie bez precedensu. W auli Uniwersytetu Jagiellońskiego aresztowano i wywieziono do obozów koncentracyjnych prawie dwustu wykładowców i pracowników naukowych krakowskich uczelni. Książka jest poruszającym dokumentem ich obozowego życia, świadectwem ich cierpień i upokorzeń.
Stanisław Urbańczyk
‹Uniwersytet za kolczastym drutem›
„Pisałem wspomnienia przez wiele miesięcy, małymi kawałkami, wyzyskując skrawki czasu, których nie mogłem obrócić na pracę naukową”, wspomina Stanisław Urbańczyk, autor książki, w 1939 roku młody, trzydziestoletni doktor filologii polskiej. Opisuje bardzo dokładnie, jak doszło do aresztowania krakowskich profesorów. Po wybuchu II wojny światowej środowisko naukowe Krakowa było gotowe rozpocząć nauczanie. 19 października miała miejsce cicha inauguracja roku akademickiego, a rozpoczęcie wykładów zaplanowano na 13 listopada. Tymczasem 6 listopada skierowano do naukowców polecenie, by stawić się na wykładzie podpułkownika SS Müllera o poglądach rządu Rzeszy na wyższe szkolnictwo.
Szybko okazało się, że wykład był pretekstem do tego, by aresztować wszystkich obecnych na sali. Była to precyzyjnie zaplanowana akcja terrorystyczna, a uderzenie w uniwersytet miało złamać ducha Krakowa. „Nigdy w czasie swych pięciowiekowych dziejów nie został uniwersytet tak sponiewierany (…)”, pisze Stanisław Urbańczyk. Pierwszym etapem było krakowskie więzienie na Montelupich. Dalej – Wrocław i Berlin, aż do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Osadzono tam 169 krakowskich ludzi nauki. „Od tej chwili nie było już profesorów, docentów i asystentów, był tylko [więzień] numer taki a taki”, wspomina Urbańczyk.
Wiele fragmentów jego wspomnień świadczy o tym, że nie tracono nadziei, starano się – mimo skrajnie trudnych warunków – zachować godność i człowieczeństwo. Jak tylko pozwalały na to okoliczności, organizowano odczyty, dyskusje, a nawet kursy językowe. Autor wspomina, że uczył się na przykład tureckiego – choć czas na opanowanie języka był zbyt krótki, to udało się zdobyć ogólne pojęcie o jego gramatyce i fonologii.
Były to jednak nader krótkie i słabe przebłyski normalności. W „Uniwersytecie za kolczastym drutem” znajdziemy przede wszystkim przejmujące opisy warunków obozowego życia i stosunków panujących w obozie. Są one tym bardziej wstrząsające, że w grupie krakowskiej było wiele osób starszych, schorowanych i zniedołężniałych. Autor wspomina, że młodsi starali się im pomagać i wspierać, co jednak nie zawsze broniło przed szykanami. Nie było też ucieczki przed dotkliwym głodem i zimnem – późna jesień i zima były w Sachsenhausen na przełomie 1939/40 szczególnie mroźne. Trudno właściwie znaleźć odpowiednie słowa, by oddać emocje, towarzyszące lekturze tak wstrząsającego chwilami dokumentu: świadectwa licznych upokorzeń, aktów okrucieństwa i życia w nieludzkich obozowych warunkach. W Sachsenhausen zmarło kilkunastu krakowskich uczonych.
Aresztowanie i uwięzienie wybitnych przedstawicieli polskiej nauki nie przeszło bez echa na świecie. Podjęto starania o ich uwolnienie. Niestety, 8 lutego 1940 zwolniono tylko kilku profesorów, przeważnie tak schorowanych, że niemal wszyscy zmarli krótko po powrocie do Krakowa. We wspomnieniach znajdziemy ich sylwetki i okoliczności ich śmierci, spisane przez ich najbliższych, a dołączone przez autora do jego obozowych wspomnień.
W marcu 1940 roku większą część grupy krakowskich naukowców przeniesiono do obozu w Dachau. Nowe warunki, nowe zasady obozowego życia, znów trzeba było przyzwyczajać się do nowego miejsca. Urbańczyk podsumowuje, że była to zmiana na gorsze: nerwowe życie bardzo wyniszczało więźniów: niewyspanie, praca, bicie, karne raporty. Jak pisze autor: „Trzeba było niezwykłej wytrzymałości, solidarności, inteligenci i odwagi, aby stworzyć te warunki, co uchroniły zespół przed utratą choćby jednego członka”. W Dachau spośród grupy krakowskiej stracił życie jeden człowiek – odkryto bowiem jego żydowskie pochodzenie.
Od grudnia 1940 do listopada 1941 roku z obu obozów stopniowo zwolniono wszystkich krakowskich naukowców. Autor wspomina o udręce radzenia sobie z poobozową traumą oraz trudnościach odnalezienia się w krakowskim środowisku po powrocie. Ale wola przetrwania była najważniejsza: organizowano tajne nauczanie, mimo warunków okupacyjnych podejmowano pracę uniwersytecką. Doświadczenia obozowe nie złamały autora: „gdy tylko nie zabijał nas głód i trud, naturalny pęd życia dźwigał nam głowy i budził się duch walki, wola wytrwania i zwycięstwa. Wola wolności przetrzymała i zwyciężyła ucisk”.
Obozowe wspomnienia Stanisława Urbańczyka uzupełniają liczne zdjęcia oraz rozdziały dokumentujące przebieg starań o uwolnienie krakowskich naukowców, a także wspomnienia autora z wizyt w obu obozach w 1965 i 1967 roku, podczas których uczestniczył w międzynarodowych uroczystościach. Pierwsze wydanie „Uniwersytetu za kolczastym drutem” ukazało się już w 1946 roku; bardzo dobrze się stało, że Wydawnictwo Literackie zdecydowało się wznowić tę książkę z okazji niedawno obchodzonej 75. rocznicy aresztowania krakowskich naukowców. Jest ona wartościowym dokumentem obozowego życia, przywraca pamięć tym, którzy cierpieli jako więźniowie i przymusowi pracownicy. Jest też wreszcie poruszającą przestrogą dla tych, którzy nie doceniają życia w warunkach wolności, pokoju i względnej stabilizacji.