„Kochaj bliźniego swego” to ostatnia powieść niemieckiego pisarza, która ukazała się przed wybuchem II wojny światowej. Choć dotyczy epoki będącej w Europie zamkniętym rozdziałem – zaskakuje aktualnością i przenikliwością.
Współczucie, owszem – ale…
[Erich Maria Remarque „Kochaj bliźniego swego” - recenzja]
„Kochaj bliźniego swego” to ostatnia powieść niemieckiego pisarza, która ukazała się przed wybuchem II wojny światowej. Choć dotyczy epoki będącej w Europie zamkniętym rozdziałem – zaskakuje aktualnością i przenikliwością.
Erich Maria Remarque
‹Kochaj bliźniego swego›
Uchodźcy z nazistowskich Niemiec lat trzydziestych XX wieku. Niepotrzebni swojemu krajowi i wyklęci. Bo zagrażali nieprawomyślnymi, wywrotowymi poglądami lub „brudną” niearyjską krwią. Albo, jeżeli należeli do „rasy panów”, nie było mowy o tym, żeby łączyło ich małżeństwo nawet z kimś, kto choć w dwudziestu pięciu procentach był Żydem. Niemcy opętała obsesja czystości rasy i poglądów. Dla wielu ludzi nie było tam miejsca. Chyba że w obozie koncentracyjnym.
Wrogami Niemiec są Ludwig Kern i Josef Steiner. Wchodzimy w ich życie gwałtownie i niespodziewanie. Obudzeni w środku nocy zostają aresztowani w Wiedniu, jako nielegalni uchodźcy. Nie wolno im nigdzie legalnie przebywać. Nie chce ich Austria, wydala Czechosłowacja, wygania Francja, denuncjuje Szwajcaria. Gdy jest się nikim, nawet czterodniowe pozwolenie na legalny pobyt wydaje się darem od Boga, a w życiu ważniejsze od pieniędzy staje się ocalenie godności. Ale też kiedy jest się obywatelem drugiej kategorii, chciałoby się zostać całkowicie niewidzialnym, gdy zbliża się ktoś w mundurze.
Powieść „Kochaj bliźniego swego” powstała w 1939 roku w Szwajcarii, dosłownie na kilka miesięcy przed ucieczką Remarque’a do USA. Wcześniej jego twórczość została w nazistowskich Niemczech zakazana, a książki były palone na stosach. Remarque dobrze wie, o czym pisze, nie ma wątpliwości, że w powieści zostało zawartych sporo wątków autobiograficznych. Opis dziejów jednego z bohaterów, Ludwiga Kerna, oparty jest na autentycznej historii jednego z wielu tysięcy uchodźców. Dla 21-letniego studenta wieczna tułaczka i aresztowanie na przemian to wielka szkoła życia: nauka gry w karty, języków, miłości i życiowych problemów.
Powieść niepokoi, jątrzy, burzy nasz wewnętrzny spokój. Steiner i Kern uciekają z miejsca na miejsce jak zaszczuta zwierzyna. Pomagają sobie, próbując wspólnie stawić czoło światu. Ale ich losy co jakiś czas się rozdzielają. Kern poznaje Ruth Holland, odważną dziewczynę, która jeszcze niedawno była studentką. Wszystko, co ich łączy, muszą odłożyć na później, gdy będzie chwila oddechu, spokój, bezpieczeństwo, normalność. Teraz nie ma czasu na zwolnienie tempa, przyjrzenie się sobie. Nigdzie nie da się zatrzymać. Może na kilka tygodni w Paryżu, gdzie kwiaty są tanie, więc można sobie na nie pozwolić.
Ale oprócz wielkiego dramatycznego napięcia są też chwile, o jakich Czesław Miłosz pisał: „Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech łagodny zaczyna”. Subtelny, ludzki humor, skracający dystans, pozwalający dostrzec wokół bohaterów normalność. Sceny życia w wesołym miasteczku, gdzie przez chwilę Steiner i Kern znajdują wytchnienie – i pracę. Komiczna scena z towarzyszem Ammersem w Szwajcarii przynosi nam satysfakcję, daje poczucie, że sprawiedliwości stało się zadość.
Wszystko to zostało skreślone wspaniałym piórem Remarque’a, o którym zapewne nie trzeba pisać zbyt wiele. Powieść „Kochaj bliźniego swego” jest pełna emocji, chwilami liryczna, ale nie ckliwa – nawet gdy dochodzimy do jednej z końcowych scen spotkania Steinera z żoną (beletrystyczne mistrzostwo). Jest tragiczna, ale jej bohaterowie nie wzbudzają litości, także wtedy, gdy zostają okradzeni, oszukani, upokorzeni. Przypomina o najprostszych rzeczach w życiu, ale jest jednocześnie tak złożona, wielowymiarowa i głęboka.
Jaka szkoda, że wydawca przedwcześnie ujawnia nam na okładce, że „Ameryka zapewni schronienie części z nich”. Przede wszystkim nie jest to do końca precyzyjne stwierdzenie, oderwane od treści książki, a przy tym – trąci spojlerem, przez co powieść traci swoją ostrość wyrazu. Chciałabym do samego końca umierać z niepokoju o naszych książkowych bohaterów, zamiast w podświadomości kształtować sobie obraz z góry zarysowanego zakończenia! Na szczęście ono i tak nas zaskoczy. I sprawi, że emocje zapanują nad nami jeszcze bardziej.
„Obok ciebie ktoś może zdychać – a ty nic z tego nie czujesz. Współczucie, owszem – ale jego bólu mimo to nie czujesz! (…) Pół metra od ciebie w męczarniach i wrzaskach kończy się dla kogoś świat – a ty nic nie czujesz. Na tym polega nędza tego świata!”, tłumaczy doświadczony Steiner młodemu Steinerowi. Syty nie zrozumie głodnego. W „Kochaj bliźniego swego” znajdziemy bodaj każdą możliwą postawę wobec drugiego człowieka, który prosi o pomoc. Tak niewielu tu dobrych ludzi, zdolnych do empatii, którzy dostrzegają Innego – takiego samego, jak oni. Jego winą jest tylko to, że są po kafkowsku uwikłani w historię, są po jej niewłaściwej stronie. „Żyjemy w odwróceniu wszystkich wartości”, komentuje Steiner.
Remarque pozostawia nas z przesłaniem, że Inny staje się etycznym problemem każdego z nas. Po kilkudziesięciu latach „Kochaj bliźniego swego” ani trochę nie traci na swojej aktualności – gdy ujawnia odczłowieczoną biurokrację, daleką od problemów i bólu człowieka „bitego i ściganego”, jak ujmuje to Remarque, „awanturnika, który wadzi światu”. Dzisiaj tym „awanturnikiem” jest Inny. Obcy. Jutro może być nim każdy z nas. Zależy tylko od tego, jak potoczy się historia. Jak świetnie wiemy, toczy się kołem.