„Miejsce dla nas”, dramat rodzinny rozgrywający się w środowisku amerykańskich muzułmanów, ma wydźwięk uniwersalny, budzi głębokie emocje i nie daje się łatwo zapomnieć.
Między tradycją a nowoczesnością
[Fatima Farheen Mirza „Miejsce dla nas” - recenzja]
„Miejsce dla nas”, dramat rodzinny rozgrywający się w środowisku amerykańskich muzułmanów, ma wydźwięk uniwersalny, budzi głębokie emocje i nie daje się łatwo zapomnieć.
Fatima Farheen Mirza
‹Miejsce dla nas›
Przede wszystkim pytanie do wydawcy: jaki jest rzeczywisty tytuł polskiego przekładu? Na okładce mamy „Miejsce dla nas”, ale już na karcie i stronie tytułowej – „Miejsca dla nas”, co sprawia wrażenie, jak gdyby zmiany edytorskie dokonywały się jeszcze na ostatnią chwilę. Zakładam, sugerując się tytułem oryginału, że jest to jednak „Miejsce dla nas”.
Proszę koniecznie zapamiętać nazwisko autorki: Fatima Farheen Mirza, urodzona w USA w 1991 roku, jej rodzice wywodzą się z Indii. „Miejsce dla nas” w oryginale ukazało się w 2018 roku, zatem pisarka miała w chwili publikacji 27 lat. I gdy już w tym wieku zdradza się taki potencjał – książka jest pojemna, mieści w sobie mnóstwo pytań i poruszanych problemów – to musimy wierzyć, że jesteśmy świadkami narodzin wielkiego pisarskiego talentu. Ileż tu życiowego doświadczenia, przemyślanych obserwacji, głębi psychologicznej postaci – komplementy można wymieniać długo. Dość powiedzieć, że Fatimę Farheen Mirzę można zacząć stawiać na równi z uznanymi już pisarkami amerykańskimi o korzeniach z Indii, takimi jak: Kiran Desai, Chitra B. Divakaruni czy „
Jhumpa Lahiri”
W odróżnieniu jednak do wyżej wymienionych, u Fatimy Farheen Mirzy nieobecny jest już indyjsko-amerykańskie rozdwojenie i kontrastu, co było udziałem poprzedniego pokolenia imigrantów (i pisarzy). Jako osoba z pokolenia urodzonych już w USA, buduje swoja historię wyłącznie na doświadczeniach opierających się na funkcjonowaniu w Stanach Zjednoczonych. Tradycje jednak są w rodzinach zachowywane: obchodzi się święta takie jak w starej ojczyźnie, pilnuje się religijnego kalendarza, podobne są rytuały ślubne czy obyczajowość. Można tu także dostrzec, że rodzice Layla i Rafik dają swojej trójce dzieci o wiele mniej swobody niż w przeciętnej amerykańskiej rodzinie. Inaczej niż większość rodziców z kultury zachodniej – chce aktywnie uczestniczyć w planowaniu ich dorosłości, wierząc, że będzie to z korzyścią i dla rodziny, i dla otaczającej ją wspólnoty muzułmanów indyjskiego pochodzenia, z którą są bardzo związani.
Początek powieści ma miejsce na weselu, na które zjeżdża się bliższa i dalsza rodzina. Za mąż wychodzi najstarsza z dzieci Layli i Rafika, Hadia. Już na początku nie ma wątpliwości: choć ślub jest tradycyjny, hinduski, to Hadia wybrała męża sama, jako pierwsza z kobiet swojego rodu. Ma serdeczne wsparcie Hudy, swojej młodszej siostry. Ich brat Amar też przyjechał na wesele, ale tu widać, że musiał być w rodzinie długo nieobecny. Na razie nie znamy przczyn, dlaczego doszło do takiej sytuacji.
Można mieć trochę zastrzeżeń do kompozycji powieści. Po zarysowaniu tych pierwszych scen z wesela autorka cofa się w retrospekcjach do codziennego życia dorastającej trójki rodzeństwa przed laty. Życie domowe, szkolne, ich relacje z rodzicami oraz między nimi wzajemnie. Tu widać, że pierwszoplanowymi bohaterami powieści będą tylko Hadia i Amar, Huda opisywana jest raczej z oddalenia. Z kolei jeśli chodzi o rodziców, o wiele lepiej poznajemy tu Laylę niż jej męża, choć w końcowej części książki to się zmieni. Dzieci dorastają z poczuciem respektu dla rodziców, szczególnie dla ojca, który stawia na konserwatywne, skromne wychowanie.
Sceny w retrospekcji mają dodatkowo pomieszaną chronologię, ale to absolutnie nic nie wnosi do dramaturgii narracji czy budowania napięcia. To najsłabszy element książki: do ponad dwusetnej strony w wydarzeniach nieraz sprawiających wrażenie wyjętych z kontekstu szukamy jakiegoś sensu, czekamy na zadzierzgnięcie się jakiegoś konfliktu. Zastanawiamy się, co będzie centralnym punktem dramatu i szukamy „haczyka”: kiedy coś się wreszcie zacznie? Tu cierpliwość czytelnika zostaje wystawiona na wielką próbę. Jestem zdania, że obrazy z życia Hadii, Hudy i Amara ułożone w chronologicznym porządku, paradoksalnie, o wiele lepiej przyciągnęłyby uwagę czytelnika i pozwoliłyby mu się skupić na najistotniejszych dla odbioru książki aspektach: dojrzewania młodych ludzi, poszukiwania sobie miejsca w życiu oraz wspólnocie krewnych i znajomych, wyrażania uczuć. Tym bardziej, że część czwarta książki ma już w większości uporządkowaną chronologię. Co jednak nie znaczy, że mamy tu słabej jakości pisarstwo – wręcz przeciwnie, jest mnóstwo emocjonalnych niuansów, bogactwo obserwacji, ciekawe obyczajowe „obrazki” dotyczące codziennej egzystencji muzułmanów, a wszystko – perfekcyjnie pokazane, bez rozwlekłej gadaniny. Fatima Farheen Mirza pisze swobodnie, znakomicie kreśląc linie konfliktów między postaciami oraz docierając do najskrytszych miejsc w ich psychice. Pozytywne wrażenie buduje także polski przekład, bez zarzutu, kompetentny i solidny.
Pisarka uniknęła także powielanego przy okazji wzorca powieści akcentujących etniczną czy kulturową specyfikę i nie zdecydowała się na szerokie pokazanie wspólnoty amerykańskich muzułmanów indyjskiego pochodzenia w kontraście ze stylem życia amerykańskiego społeczeństwa. Na ten temat są tu zaledwie wzmianki, choć jednocześnie wiele mówiące – rodzina podziwia fajerwerki z okazji święta narodowego USA, córki jednak nie mogą chodzić na przyjęcia urodzinowe koleżanek z klasy. Amar zostaje w szkole pobity, co ma bezpośredni związek z wydarzeniami 11 września 2001. Nie jest to jednak wiodącą osią powieści. Inaczej niż u innych wymienianych wyżej autorek, znakami konfrontacji członków wspólnoty z tym, co obce ich kulturze, są ich własne wewnętrzne zmagania, wątpliwości etyczne, dysonans przeżywany na gruncie swojej psychiki. Wszystko to przeżywane jest „od wewnątrz”. Tutaj dostrzegam nowy akcent i nowy głos w dyskursie dotyczącym spotkań i konfrontacji kultur. Nie jest tu problemem, czy kobieta ma nosić hidżab czy nie, ale co młoda osoba myśli, nad czym się zastanawia, jakie ma ambicje i wyobrażenie dotyczące swojej przyszłości. To, co pokazała Fatima Farheen Mirza, wymyka się stereotypom i dlatego zasługuje na uwagę.
Dowodem tych zmian jest także część czwarta, w której głos zabiera Rafik, ojciec rodziny. Dopełnia to całości obrazu powieści poświęconej problemom pojawiającym się bodaj we wszystkich kulturach. Chodzi o relację między tradycją i nowoczesnością, o poszukiwanie w świecie swojego miejsca, o nową rolę rodziców, którzy nie uczestniczą w kształtowaniu przyszłości dzieci w takim stopniu, jak miało to miejsce dawniej w tradycji. Jako mężczyzna-muzułmanin Rafik jest konserwatywny, choć nie dogmatyczny. Jest w amerykańskim społeczeństwie zasymilowany, to uczciwie pracujący ojciec rodziny, a najważniejsze dla niego jest dobro wszystkich jego dzieci. Gdy poznamy jego punkt widzenia – komu przyznamy rację w tym rodzinnym konflikcie? Jak ocenimy postawy i wybory bohaterów? To pozostawiam czytelnikom, mając nadzieję, że z zaciekawieniem sięgną po tę bardzo wartościową i zapadającą głęboko w pamięć powieść.