„Chwała Rzymu” Anthony’ego Everitta, książka opatrzona podtytułem „Jak tworzyło się imperium”, opowiada o losach Republiki Rzymskiej, od jej legendarnych początków aż po wydarzenia pierwszego wieku przed naszą erą. Niestety, im bliżej upadku Republiki, tym bardziej pobieżnie brytyjski historyk opisuje wydarzenia.
Wzlot i upadek Republiki
[Anthony Everitt „Chwała Rzymu” - recenzja]
„Chwała Rzymu” Anthony’ego Everitta, książka opatrzona podtytułem „Jak tworzyło się imperium”, opowiada o losach Republiki Rzymskiej, od jej legendarnych początków aż po wydarzenia pierwszego wieku przed naszą erą. Niestety, im bliżej upadku Republiki, tym bardziej pobieżnie brytyjski historyk opisuje wydarzenia.
Anthony Everitt
‹Chwała Rzymu›
Autor dzieli dzieje starożytnego Rzymu (czy też, by być precyzyjnym, dzieje monarchii i republiki) na trzy okresy, których nazwy są jednocześnie tytułami głównych części książki.
Pierwsza część, „Legenda” skupia się na mitycznych początkach Rzymu przedstawionych zgodnie z tym, w co sami Rzymianie wierzyli i czemu najlepszy wyraz dał Wergiliusz w „Eneidzie”. Autor sięga oczywiście do wojny trojańskiej i łączy ten wątek z kolejnym mitem – czyli tym związanym z założycielami Rzymu, Romulusem i Remusem. Po nich przychodzi kolej na równie legendarnych królów, którzy położyli podwaliny pod rzymski ustrój, wierzenia (tu już sporo zostało zaczerpnięte od sąsiadów z północnej Etrurii) i rosnącą militarną obecność na półwyspie. Co ciekawe, po przedstawieniu wszystkich tych mitologicznych wersji, Everitt poświęca osobny rozdział bardziej historycznemu spojrzeniu na ten wycinek przeszłości i poddaje naukowej rewizji opisywane na poprzednich stronach wydarzenia (bazujące głównie na rzymskich źródłach).
Część druga, „Opowieść”, przedstawia już losy samej Republiki, której początek datuje się na koniec VI wieku p.n.e. Wprowadzono urząd konsulów, którzy przejęli obowiązki wykonawcze króla, a kwestiami religijnymi miał zajmować się rex sacrorum, czyli król religijny. Senat, w okresie monarchii zwoływany w razie potrzeby przez króla, otrzymał głos doradczy. Był to dopiero początek przemian ustrojowych, które w następnej kolejności doprowadziły do utworzenia funkcji trybunów ludowych oraz edylów, ale jednocześnie doprowadziły do wzmocnienia społecznych podziałów między patrycjuszami a plebsem.
W wielu miejscach pierwszych kilku rozdziałów brak jest wyraźnego rozróżnienia między powszechnie przyjętymi za prawdziwe opowieściami a faktami, które można potwierdzić w źródłach pisanych lub archeologicznych. Bo choć zrozumiałe jest, że linia między faktami a mitami jest bardzo płynna, szczególnie w historii początków Republiki, to Everitt miejscami stawia bardziej na płynność narracji niż precyzję.
Na duży plus „Chwały Rzymu” należy zaliczyć to, że książka nie traktuje wyłącznie o rosnącym w potęgę mieście i jego mieszkańcach. Everitt wielokrotnie wspomina i poświęca sporo uwagi innym ludom, z którymi Rzymianie mieli do czynienia. Pisze o Grekach, wobec których Rzym odczuwał pewnego rodzaju poczucie kulturalnej niższości (skąd wzięła się właśnie legenda o Eneaszu); wspomina o tajemniczych Etruskach – nie tylko jako o głównym konkurencie do dominacji na Italią, ale również ludzie, który zaszczepił w Rzymianach wiarę w przesądy. Dowiadujemy się sporo na temat innych italskich plemion, a także, chyba nawet więcej niż byłoby to konieczne, o Kartagińczykach.
Część trzecia, „Historia” rozpoczyna się od całkiem nieźle udokumentowanej opowieści o władcy Epiru, Pyrrusie i jego kampanii przeciw Rzymowi w Italii. Ten starożytny „żołnierz fortuny”, jak wielu innych jemu współczesnych, żył w cieniu wyczynów Aleksandra Wielkiego i sam aspirował do dorównania mu w podbojach. Za teatr działań Pyrrus wybrał Italię, a kiedy tam nie szło mu najlepiej, przeniósł się na Sycylię, marząc nawet o podboju Hiszpanii i Kartaginy. Jego „sukcesy”, czyli przysłowiowe pyrrusowe zwycięstwa, uwidoczniły jeden z niezwykle istotnych elementów militarnej potęgi Rzymu – nie tyle prowadzone z nieustającymi sukcesami kampanie wojenne, co raczej zdolność do szybkiego wystawiania nowych armii.
Kiedy Everitt wkracza w przebogatą i niezwykle nośną tematykę wojen punickich, konfliktów między Rzymem a Kartaginą (najpierw o dominację nad Sycylią, później także nad Hiszpanią i de facto wschodnim basenem Morza Śródziemnego), gdzieś znikają jakiekolwiek inne tematy związane z losami Republiki. Jak gdyby wieloletni konflikt był jedynym godnym uwagi wydarzeniem. Co więcej, opis drugiej wojny punickiej został przedstawiony bardziej z punktu widzenia samej Kartaginy; w efekcie można odnieść wrażenie, że czytamy historię właśnie Hannibala i jego rodaków, a nie książkę o Rzymie.
W części historycznej wychodzi też na jaw inny problem związany z książką. Na prawie czterystu stronach (reszta to kalendarium, indeks oraz przypisy) około trzystu zajmują wydarzenia od mitycznych początków miasta aż do końca drugiej wojny punickiej (201 r. p.n.e.). Co pozostawia niespełna sto stron na opis prawie stu pięćdziesięciu lat powolnego upadku Republiki i jej podbojów na wschodzie. Znalazło się tam miejsce na reformy agrarne braci Grakchów (oceniane przez Everitta dość krytycznie) oraz na pierwszy poważniejszy konflikt wewnętrzny między Mariuszem a Sullą. Niejako przy okazji opisane zostały walki w Grecji, Macedonii i Azji Mniejszej. Powstanie Spartakusa doczekało się wspomnienia w zaledwie jednym akapicie, a o relacjach Rzymu z Egiptem brak jakiejkolwiek wzmianki. Również kres Republiki, czyli pierwszy triumwirat, został opisany praktycznie na zaledwie kilku końcowych stronach.
„Chwała Rzymu” jest dobrą, choć niepozbawioną wad książką. Gdyby autor lepiej zapanował nad historyczną materią i był w stanie przedstawić wszystko w bardziej zrównoważony pod względem objętości sposób, wtedy ocena byłaby wyższa. Również dominacja kwestii militarnych, szczególnie w opisie późniejszych losów Republiki, daje się we znaki, przez co nieliczne wzmianki związane z tematyką społeczną czy kulturową wydają się wrzuconym naprędce dodatkiem do głównej historii kolejnych podbojów.