Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Wpływowi ludzie się starają, by moje wizje się zrealizowały

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
Pierwsza część wywiadu-rzeki z Rafałem A. Ziemkiewiczem przeprowadzonego przez Konrada Wągrowskiego.

Wpływowi ludzie się starają, by moje wizje się zrealizowały

Pierwsza część wywiadu-rzeki z Rafałem A. Ziemkiewiczem przeprowadzonego przez Konrada Wągrowskiego.
Rafał A. Ziemkiewicz<br>Zdjęcie pochodzi ze strony ziemkiewicz.fantastyka.art.pl (dziękujemy za zgodę na publikację)
Rafał A. Ziemkiewicz
Zdjęcie pochodzi ze strony ziemkiewicz.fantastyka.art.pl (dziękujemy za zgodę na publikację)
Esensja: Jesteś pisarzem fantastycznym, publicystą politycznym i publicystą fantastycznym. Za dokonania pisarza fantastycznego i publicysty politycznego już zostałeś uhonorowany nagrodami, brakuje nam nagrody za publicystykę fantastyczną, może dlatego, że u nas takich nagród nie ma.
Rafał A. Ziemkiewicz: To jest dość istotny powód – po pierwsze nie mamy armat, więc co po drugie, już nie jest istotne… Gdybym publikował jakieś felietony wyłącznie w Internecie, to mógłbym się ubiegać o Elektrybałta. Będę się starał, może rzeczywiście czas najwyższy, aby rozprzestrzenić się na sieć.
Esensja: Powiedz mi, co te nagrody – Nagroda im. Janusza A. Zajdla i nagroda Kisiela – dla ciebie oznaczają? Czy jakoś je wartościujesz, czy każda sama w sobie jest osobną jakością?
RAZ: Trudno na to tak odpowiedzieć, żeby z jednej strony nie wyjść na zarozumialca, a z drugiej nie stworzyć wrażenia, że się jakoś deprecjonuje te nagrody i ludzi, którzy je przyznają. Bo nagrody są oczywiście bardzo ważne, bardzo miłe sercu autora, zwłaszcza te przyznawane w plebiscycie czytelników, a w science fiction nie ma innych nagród niż przyznawane przez czytelników. To z pewnością pokazuje autorowi, że taki model literatury jaki uprawia jest akceptowany, że ma dla kogo pisać. Więc po pierwsze jest to duża przyjemność dla nagrodzonego. Po drugie nagroda ma swoje znaczenie prestiżowe i marketingowe. Powinna mieć, chociaż nagroda Zajdla w zasadzie nie zwiększa sprzedaży, ale mam wrażenie, że jednak z roku na rok ona coraz bardziej istnieje w świadomości ludzi nie będących fanami science fiction i, wydaje mi się, nabiera tego promocyjnego znaczenia. Ale jeśli chodzi o publicystykę i nagrodę Kisiela to tutaj miałem odczuwalne natychmiast przyspieszenie, bo ta nagroda po prostu trochę mnie wydobyła z getta, z takiej szuflady prawicowej. Wcześniej byłem postrzegany jako publicysta „Gazety Polskiej”, „Najwyższego Czasu!” pism dość niszowych, znanych pewnej publiczności i nie funkcjonujących w szerokim obiegu. W momencie gdy pojawiłem się jako laureat nagrody Kisiela zostałem odczarowany, przestałem być postrzegany jako publicysta niszowy, tylko jako autor, u którego może zamawiać teksty „Wprost”, który może istnieć w gazetach codziennych, może istnieć w „Newsweeku”, czy w innych tego rodzaju pismach. To miało oczywiście znaczenie marketingowe dużo większe niż nagrody za science fiction. W wypadku literatury, w wypadku Zajdla, Śląkf, Sfinksów i innych tych rzeczy, które tu na parapecie sobie stoją, takiego znaczenia jak na razie nagrody nie mają, są głównie źródłem dużej satysfakcji dla autora. Ale też trzeba powiedzieć: mój cień się nie stał dłuższy od tego, że dostałem nagrodę. I nie stałby się krótszy, gdybym jej nie dostał. Trzeba zachować pewien, wydaje mi się, zdrowy rozsądek w podejściu do nagród, bo nagrody nie są jakimś miernikiem obiektywnym, bo nie ma czegoś takiego jak obiektywny miernik w literaturze. To, że Wisława Szymborska dostała Nobla, a Herbert nie dostał Nobla nie znaczy, że Wisława Szymborska jest lepsza od Herberta. To, że Saramago dostał Nobla, a Borghes nie dostał Nobla nie znaczy, że Saramago jest lepszy od Borghesa – zdecydowanie nie, akurat, w moim przekonaniu, jest w obu wypadkach inaczej. To świadczy tylko o tym, że oni tam z jakiegoś powodu bardziej byli odpowiednimi kandydatami dla jury tej nagrody. I też nie jest tak, że wszystkie filmy dobre dostają Oscara, czy wszystkie filmy, które nie dostały Oscara są gorsze od filmów, które Oscara dostały. Po prostu trzeba zachować umiar w podejściu do nagród, chłopski zdrowy rozsądek, pamiętać o tym, że jest się tylko człowiekiem, że łaska i czytelnika i krytyka na pstrym koniu jeździ. Mamy w środowisku przypadek człowieka, któremu nagroda Zajdla źle zrobiła, bo wydało mu się, że się stał przez to od razu z dnia na dzień o klasę autorem wyższym i w związku z tym należą mu się jakieś specjalne hołdy. Pewnie się domyślasz i pewnie się czytelnicy tego wywiadu domyślą o kim myślę, ale mniejsza o nazwisko.
Esensja: Chyba się domyślam…
RAZ: Nie ma znaczenia, chodzi o ten sposób myślenia – jakby pisarz bez nagrody był pisarzem-szeregowcem, a nagroda robiła z niego pisarza-oficera i pisarze, którzy nagrody nie dostali, mają mu salutować. Przecież to oczywisty nonsens. Literatura jest rzeczą bardzo płynną, kryteria w niej oczywiście są, ale to nie jest matematyka, nie ma reguł ustalonych raz na zawsze; w pewnym sezonie wydaje się, że coś jest ważne, a później inne pokolenie, czy inna grupa, czy inna formacja umysłowa narzuca zupełnie inne kryteria i wyrzuca wczorajszych idioli na śmietnik. Żeromski był wielkim ojcem, wychowawcą całego pokolenia polskiej inteligencji międzywojennej, a kto dzisiaj jest w stanie czytać Żeromskiego? Młodzież musi, bo to lektura szkolna, ale wątpię żeby ktokolwiek był go w stanie strawić, przyswoić, a już zwłaszcza żeby to kogoś poruszyło. Może dlatego, że się czasy trochę zmieniły, ale przede wszystkim dlatego, że się zmienił sposób myślenia o literaturze. Są też są oczywiście przypadki odwrotne, kiedy autor właściwie zlekceważony, odrzucony, mało popularny przez długie, długie lata, jednak okazuje się stale żywy i ważny. To jest przypadek Josepha Conrada, który przez całe życie biedował, bo sprzedawał 3-4 tys. egzemplarzy swoich książek, co nawet na owe czasy w Anglii było nakładem mizernym. I takich też przykładów troszkę by się znalazło w naszej działce. Choćby Dick, który właściwie pod koniec życia zaczął zarabiać i pod koniec życia dopiero został uznany za pisarza, a wcześniej wydawał za jakieś zupełnie psie pieniądze w jakichś zeszytowych, tanich dubletach – dwie powieści, jedna od jednego końca, druga od drugiego i płacili autorom stawkę porównywalną z tym co w poważniejszych pismach płacono autorom dłuższych opowiadań.
Esensja: Czy nagroda Kisiela była dla Ciebie zaskoczeniem?
RAZ: Tak. Chociaż, nieskromnie powiem – ja od dawna uważałem, że mi się ta nagroda należy i właśnie mnie powinni ją przyznać. Nie wiem czy się powinienem przyznawać do tego, ale tak myślałem. Natomiast zupełnie nie sądziłem, żeby to było w obecnym układzie możliwe. Był taki moment, że tę nagrodę zaczęto przyznawać ludziom władzy, na szczęście to trwało krótko. I nagle się tak szczęśliwie ułożyło, że Kapituła – bo tam jest tak, że każdy kolejny laureat dochodzi do Kapituły, a niektórzy laureaci jakoś nie korzystają z tego np. Kwaśniewski się nigdy nie pokazał na obradach Kapituły, czy Bagsik z tego co wiem, daję dwa przykłady skrajne, no więc tak się złożyło, że Kapituła się nie zlękła się tego, że nagradza prawicowego oszołoma, chociaż wiem, że mieli później ludzie odpowiedzialni za tę decyzję odgłosy od tak zwanego środowiska, że niewłaściwą osobę zgłosili, niewłaściwą osobę wybrali, że tylu jest dziennikarzy z „Gazety Wyborczej” z „Polityki”, z różnych poważnych mediów, a oni jakiegoś Ziemkiewicza sobie wytrzasnęli. Ale dobrze się stało i myślę, że dalszy los mojej publicystyki pokazuje, że się nie pomylili. Wydaje mi się, że to co piszę jest rzeczywiście w duchu kisielowym i mam prawo się jakoś tam do Kisiela poczuwać.
Esensja: A skoro uważałeś, że należy ci się ta nagroda, to uważasz, że również jakieś inne nagrody ci się należą?
RAZ: Szczerze: nie przychodzi mi w tej chwili do głowy żadna nagroda na świecie, która mi się należy. Oscar – nie, bo nie występuję w filmach… Scenariusz napisałem w życiu jeden, który na razie się nie doczekał realizacji, a właściwie gdyby się miał doczekać, to trzeba by go było już przerobić, bo parę lat minęło – chodzi o „Pieprzony los kataryniarza”, który leży gdzieś w Zespole Filmowym „Perspektywa”, Bóg jeden raczy wiedzieć, może go kiedyś zechcą realizować. Poza tym napisałem treatment do „Walca stulecia”, bo zjawił się inwestor, który być może będzie zainteresowany, sprawa jest otwarta, jeszcze nie wiadomo. To by, niestety, drogie przedsięwzięcie było, więc pojawił się też pomysł, żeby zamiast „Walca stulecia” raczej „Śpiącą królewnę” spróbować, ale to wszystko takie wstępne przymiarki.
Tak więc Oscar nie, Nobel – dziękuję bardzo, towarzystwo mi nie odpowiadało, zwłaszcza po Dario Fo. Nike też zdecydowanie bym wolał nie, grono nominowanych i niektórzy laureaci to jest moim zdaniem kompletna kaszana. Kryteria towarzyskie tam wyraźnie dominują. Będę się o Zajdla ubiegał kolejnego, z opowiadaniami o Aleksandrowiczu.
Esensja: Kiedyś stwierdziłem, że Twoje utwory stają się coraz bardziej ponure i pesymistyczne. O ile jeszcze w „Źródle bez wody”, „Pięknie jest w dolinie”, „Pieprzonym losie kataryniarza” taka nutka optymizmu pojawiała się, to później „Śpiąca królewna”, „Walc stulecia” były w wymowie bardzo pesymistyczne. Z tego co słyszałem, „Worożycha” miała być dalszym krokiem w tym kierunku. Tymczasem ostatnio to się zmieniło – zacząłeś pisać w innym stylu, napisałeś „Żywą gotówkę”, dalej kontynuujesz tą bardziej humorystyczną wersję Twojej twórczości. Czy zmieniło się Twoje spojrzenie, czy jest to inna forma wyrazu?
RAZ: Na jesieni się ukazała książka, pod tytułem „Cała kupa wielkich braci”, zbiór opowiadań właśnie raczej wesołych. Mam nadzieję, że to nie znaczy, że niepoważnych, chociaż w Polsce się to tak odbiera. Hemar pisał „Polacy to mają przekonanie płone, że co zabawne – błahe, co nudne – uczone.”. Oczywiście takie przekonanie prawdziwe nie jest. Ale są to opowiadania wesołe, mają być śmieszne. Jest tam też dołączony „Koszt uzyskania”, ale trzon tomu to opowiadania o Rafale Aleksandrowiczu. Ja nie wiem, czy kwestia ponurości, bądź nie-ponurości ma tutaj jakieś znaczenie. Nie da się ukryć, że trochę działo w moim życiu osobistym przez ostatnie dwa lata a w moim wypadku codzienne przeżycia bardzo wpływają na to co piszę; sytuacja życiowa, doświadczenia z tego płynące jakoś się zawsze w prozie odbijają. Nie umiem pisać wesołych tekstów, kiedy jestem w humorze wisielczym, kiedy wszystko mi się wali w życiu na łeb, a z drugiej strony, w lepszych chwilach nie mam ochoty grzebać się w czarnych, ponurych i pesymistycznych wizjach. Jeśli w ogóle można dzielić pisanie na nurty wesołe i niewesołe. To się przecież przeplata, „Walc stulecia”, czy opowiadania z „Czerwonych dywanów” nie miały być z założenia ponure.
O tym, że zdecydowałem się odłożyć do szuflady „Worożychę” zadecydowały względy, nazwijmy to, artystyczne. Po prostu w tej pierwszej formie ta powieść mi się nie udała. Zamierzenie było zbyt ambitne i nie udźwignąłem go przy takim sposobie pisania jaki zastosowałem. Muszę to napisać od nowa, inaczej. Wydaje mi się, że już wiem gdzie był błąd. Zdecydowałem się też odłożyć na bok taką powieść fantasy, którą zacząłem i która właściwie też już była prawie gotowa, to także wynikało ze względów, znów użyję tej nazwy, artystycznych, pare rzeczy jeszcze muszę tam domyśleć i dopracować, zanim tę powieść wypuszczę, nie ma pośpiechu z tym wszystkim. Takimi kryteriami raczej myślę przy pisaniu, nie zastanawiałem się, czy to jest dołujące, czy to nie jest dołujące. Na pewno gdy się zmienia moje życie i mój stosunek do świata, to musi to być widoczne w tym co piszę.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dookoła mnie kłębi się mgławica pomysłów
— Rafał A. Ziemkiewicz

Bez kultury popularnej nie będzie kultury wysokiej
— Rafał A. Ziemkiewicz

Cała kupa cytatów
— Wojciech Gołąbowski

Wszyscy przegrywają
— Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Esej o realizmie
— Miłosz Cybowski

Seks, Smoleńsk i kryzys wieku średniego
— Mieszko B. Wandowicz

Za mało na powieść
— Artur Chruściel

Pryzmat
— Wojciech Gołąbowski

Szare ognie
— Eryk Remiezowicz

Ciało do bólu współczesne
— Wojciech Gołąbowski

Polaków portret podły
— Marcin Łuczyński

Tysiąc wierszy o sadzeniu grochu
— Wojciech Gołąbowski

Rój lemingów
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.