Można się z Rafałem Ziemkiewiczem nie zgadzać, można pewnych rzeczy bronić, pewne zaś usprawiedliwiać, można nie być aż tak surowym i dużo mniej z tego, co wydarzyło się w Polsce po roku 1989, w czambuł potępiać. Niemniej, po lekturze "Polactwa" na wiele spraw można spojrzeć inaczej. Ta książka może działać ożywczo na myślenie.
Polaków portret podły
[Rafał A. Ziemkiewicz „Polactwo” - recenzja]
Można się z Rafałem Ziemkiewiczem nie zgadzać, można pewnych rzeczy bronić, pewne zaś usprawiedliwiać, można nie być aż tak surowym i dużo mniej z tego, co wydarzyło się w Polsce po roku 1989, w czambuł potępiać. Niemniej, po lekturze "Polactwa" na wiele spraw można spojrzeć inaczej. Ta książka może działać ożywczo na myślenie.
Rafał A. Ziemkiewicz
‹Polactwo›
Publicystyka polityczna Rafała A. Ziemkiewicza od dawna należy do moich ulubionych rezerwuarów opinii i komentarzy. Nie wynika to wyłącznie ze zbieżności poglądów na pewne sprawy (jak choćby kwestię wolnego rynku), lecz również ze stylu, jakim pisane są jego teksty - potoczystego, kpiarskiego i dowcipnego, z bardzo celnymi i prowokującymi częstokroć pointami. Do tego dochodzi nietuzinkowe spojrzenie na wiele spraw. Ziemkiewicza czyta się równie apetycznie i lekko, jak felietony niezrównanego Stefana Kisielewskiego, a o tym, że jego publicystyka jest w duchu autora “Sprzysiężenia” i "Cieni w pieczarze" świadczy choćby Nagroda Kisiela, którą Rafał Ziemkiewicz otrzymał w 2001 za książkę "Viagra mać" (będącą zbiorem jego najlepszych artykułów dotyczących polityki).
Na księgarskie lady trafiła ostatnimi czasy kolejna książka Rafała A. Ziemkiwicza, niezwykle ciekawa i wciągająca, pod trącącym nieco obelżywością tytułem "Polactwo" (termin ten Ziemkiewicz ukuł na swój własny użytek i obsługuje nim w wielu wypowiedziach i tekstach całokształt negatywnych zjawisk obecnych w dzisiejszej polskiej rzeczywistości). Tym razem nie mamy do czynienia ze zbiorem wcześniej opublikowanych artykułów, lecz na nowo spłodzoną i zebraną w kilku rozdziałach substancją publicystyczną, artykułującą rozmaite żółci, które Ziemkiewicza zalewają od patrzenia na rzeczy rozgrywające się obecnie w Polsce. Nie jest to samo w sobie jakoś specjalnie ciekawe, bo wokół na każdym kroku słyszy się podobne utyskiwania, jedne mniej, inne bardziej zdecydowanym językiem formułowane. Ciekawa jest natomiast próba zdiagnozowania powodów takiego stanu rzeczy, oparta, co prawda, na skrajnie jednostronnej, ale ciekawej analizie najnowszej historii Polski, jak też związanych z nią konsekwencji, które odczuwamy do dziś.
Moje zadowolenie z lektury tej książki nie wynika wyłącznie z tego, że z przytłaczającą większością wniosków i diagnoz w niej zawartych w pełni się zgadzam - myślę, że ktoś, kto się nie zgadza, też czasu przeznaczonego na jej przeczytanie żałował nie będzie. A to dlatego, że jest to kawał znakomitej, niezwykle soczystej, upstrzonej błyskotliwymi sformułowaniami publicystyki, nasączonej jadowitymi smaczkami bardzo kąśliwego pióra. Przez to tekst jest żywy i sugestywny, jednocześnie nie będąc bezosobowym i chłodnym szkicem analitycznym (choć takie w publicznym dyskursie też są ważne), lecz bardzo emocjonalnym i osobistym rejestrem pretensji do przeróżnych grup rządzących Polską o kolejne ich zaniedbania czy bardzo złe w skutkach decyzje, o przemilczenie i lekceważenie pewnych złych aspektów naszego życia, które z tego powodu miały czas i sposobność je dziś zdominować (jak choćby korupcja i afery).
Może się podobać to, że Ziemkiewicz się nie patyczkuje, tylko wali prosto z mostu, do tego momentami bardzo gorzko i ostro (podobne teksty płodził swego czasu Waldemar Łysiak, gdy zajmował się czynnie publicystyką). Przede wszystkim jest to książka, jak sam autor stwierdził w jednym z wywiadów, o systemie. O systemie, który funkcjonuje w oparciu o fałszywe założenia (np. o "mądrym i rozumnym społeczeństwie"), tworzonym przez fatalną klasę polityczną, która jest taka, a nie inna nie dlatego, że ktoś urok zły na nią rzucił, tylko dlatego, że jest tego społeczeństwa cząstką; o systemie, który jest bardzo blisko kolapsu i bankructwa.
Ale tak naprawdę ta "kawa na ławę" to jeden zaledwie aspekt "Polactwa", bo, obok wspomnianej bezpośredniości (która się objawia tak barwnymi epitetami jak choćby "chamuś w gumofilcach"), Ziemkiewicz stara się wyjaśnić powody, dla którego owo polactwo tak bardzo nie daje się lubić i dlaczego tak parszywi są politycy, którzy spośród niego się rekrutują. Aby to uczynić, przedstawia nie tylko okoliczności towarzyszące przemianom ustrojowym w Polsce, lecz także swobodnie sobie gdyba, co by było, gdyby "ten to", a znów ”tamten nie tamto". No i ocenia, czyniąc to nie tylko z perspektywy czasu (czyli przysłowiowej mądrości po szkodzie), ale nade wszystko z punktu widzenia elementarnej logiki.
Osobny rozdział stanowi bardzo szeroko i po wielokroć w książce poruszane zagadnienie ogromnej i, wedle Ziemkiewicza (zresztą nie tylko jego, od afery Rywina coraz śmielej się o tym mówi), bardzo złej roli, jaką odegrała we wszystkich ustrojowych przemianach “Gazeta Wyborcza”, propagująca niezwykle agresywnie i bez uznania jakiejkolwiek alternatywy (spychanej w sfery "oszołomstwa" i "ciemnogrodu") wizję Adama Michnika i środowiska wokół niego skupionego, polskiej drogi do wolności. Samemu redaktorowi również sporo miejsca poświęca, widząc w jego zachowaniach i w jego działalności, ocenianej jako szkodliwą, jeden z głównych powodów kompletnego zwichnięcia elementarnych społecznych i patriotycznych instynktów narodu. Tych instynktów, które w dobie "Solidarności" odrodziły się (pomimo całych dziesięcioleci degrengolady i upadlania, co rzeczywiście zakrawało na cud, nie znający precedensu w całym bożym świecie, podobnie jak o dekady wcześniejsze Państwo Podziemne) i pojawiła się szansa na ich trwałe utrzymanie. Szansa zmarnowana, co dziś widzimy, m.in. wskutek wielkiej siły przebicia “Gazety Wyborczej” w kształtowaniu opinii publicznej i tego, że forsowała ona postawy, będące postkomunistom bardzo na rękę (bezwarunkowa abolicja dla ubeków, stawianie na równi jakichkolwiek dążeń do rozliczeń postkomuny z rzekomą chęcią doprowadzenia do rozlewu krwi i bratobójczej wojny, nade wszystko zaś zaniechanie tworzenia klasy średniej poprzez uwłaszczenie majątku narodowego, który zamiast tego dostał się w ręce starej nomenklatury ni mniej ni więcej tylko prawem zbójeckim).
Jednym słowem, Ziemkiewicz stara się w dość rozległej publicystycznej analizie dowieść rzeczy dla wielu dziś oczywistej: to, co w Polsce mamy, to po prostu rezultat. Nie jest to żaden kryzys władzy czy demokracji, kryzys autorytetów, kryzys poczucia odpowiedzialności narodu za swoje państwo, a polityków za naród. Nie mamy tych wszystkich braków czy niedomagań w wyniku Bóg wie jakich pechowych okoliczności (gradobicia, kokluszu czy innej zarazy). Nasze państwo nie jest mechanizmem, który został właściwie zbudowany i jakiś czas działał doskonale, a przestał z powodu nieprzewidzianych zdarzeń czy kataklizmów - nasze państwo, według Ziemkiewicza, osiągnęło punkt, w którym nie znaleźć się zwyczajnie nie mogło, będąc państwem w takim kształcie, w jakim zostało ufundowane po 1989 roku. Cała książka to jedno wielkie, pełne politowania pytanie: skoro tak to wszystko się odbyło, to jak mogło wyjść z tego coś innego? Czego się spodziewaliście? "Bodajbyście z piekła nie wyszli, wy, zadufani w sobie, skaczący sobie do gardeł głupcy, coście dla swoich ambicji uruchomili lawinę, która zniszczyła wielki, wspaniały mit i wszystko to, co mógł z niego naród mieć. Bodajbyście z piekła nie wyszli."
Można tu przytoczyć kawał z buldogiem, startującym w wyścigu wraz z chartami. W czasie gonitwy pozostawał ciągle na samym końcu. Przy każdym okrążeniu pytano go: "No co tam z tobą, buldog? Kłopoty masz, coś ci nie idzie?", a on stoicko odpowiadał: "Spoko, spoko". Gdy ukończył wyścig na ostatniej lokacie z ozorem na mordzie, ponownie zadano mu pytanie "No co jest buldog?". Odparł, zdziwiony: "No nie wiem..."
Można się z Ziemkiewiczem nie zgadzać (w szczególności z jego wizją uzdrawiania sytuacji, polegającej w dużym skrócie na kompletnym zarzuceniu koncepcji państwa opiekuńczego, co jest żelaznym wręcz atrybutem programu socjalistów), można pewnych rzeczy bronić, pewne zaś usprawiedliwiać, można nie być aż tak surowym i dużo mniej z tego, co wydarzyło się w Polsce po roku 1989, w czambuł potępiać. Niemniej, po lekturze "Polactwa" na wiele spraw można spojrzeć inaczej. Ta książka może działać ożywczo na myślenie.
Naprawdę warto przeczytać.