Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Bez kultury popularnej nie będzie kultury wysokiej

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Bez kultury popularnej nie będzie kultury wysokiej

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Esensja: Chyba mam przykład, że coś jednak w tym kierunku zaczyna powstawać. Wspomniałeś Bridget Jones – na fali tej popularności zaczęły pojawiać się polskie książki o zbliżonym temacie. One nie są na najwyższym poziomie…
RAZ: …ale jak wspomniałem, tu nie ma znaczenia poziom…
Esensja: …i choć nie opisują najlepiej również polskiej rzeczywistości, ale jednak się sprzedają. Przeczytałem „Dziennik Bridget Jones” z przyjemnością, powieści Grocholi odrzuciły mnie po pierwszych kilkunastu zdaniach. Ona nie umie niestety w ogóle ładnie pisać po polsku.
RAZ: Tak, bo nikt tego od niej nie wymagał. Jest zapotrzebowanie na coś, a akurat ona je spełniła, a rzeczywiście jest to kicha, nie jestem w stanie tego czytać. Ale to jest jakieś zjawisko – ja nie czuje się w pełni kompetentny, żeby je oceniać – na pewno jest to zjawisko charakterystyczne w obecnej kulturze, nie tylko polskiej, czyli inwazja kobiet na literaturę. Kobiet, przede wszystkim jako czytelniczek. Zwłaszcza na literaturę popularną. Ostatnia lista bestsellerów w „Wyborczej” w dziale „proza polska” na 10 pozycji, 8 to są polskie klony Bridget Jones. Sądzę, że tego żaden mężczyzna nie jest w stanie czytać – to są bzdety dla nas kompletne i to wynika z faktu, że obecnie głównie kobiety są czytelniczkami literatury popularnej i chcą czytać, nie wiem czy o sobie, ale jakichś tam postaciach, w których się odnajdują, a widocznie w tej postaci stworzonej przez Grocholę się kobiety w Polsce odnajdują.
Esensja: Moja żona nie. :-)
RAZ: Moja też nie, ale widocznie jesteśmy ludźmi nietypowymi i mamy niezwykłe żony. Natomiast przeciętna Polka musi się jakoś odnajdywać, bo inaczej by tego nie kupowała. To się sprzedaje jak świeże bułeczki, od iluś tam miesięcy jest na listach bestsellerów na czołowych miejscach, więc na jakieś tam zapotrzebowania ukryte polskich kobiet musi odpowiadać. Na jakie – nie mam pojęcia.
Esensja: Ale właśnie w tej postaci pojawiła się kultura popularna, która się sprzedaje – nie wiem, może to jakiś znak, że coś się zacznie zmieniać. Może gdyby ktoś spróbował zrobić np. konkurs na polską powieść sensacyjną – co prawda sądzę, że 90% to byłyby dalsze przygody komisarza Halskiego, czy historie jakiegoś zweryfikowanego ubeka, który walczy z mafią rosyjską, ale może przy odpowiedniej promocji te pozostałe 10% mogłoby rozpocząć jakiś trend, bo polskiej powieści sensacyjnej nie ma w ogóle.
RAZ: Nie ma, raczej nie ma. Witek Horwath coś tam próbował, ja tego nie czytałem, wiem, że to się spotkało z pewnym zainteresowaniem, ale chyba nie wystarczającym. W kulturze popularnej, jak w każdej kulturze jest jednak ta zasada, że ludzie mogą kupić, bądź nie kupić, ale kupują bądź nie kupują to co im zostanie zaproponowane, tzn. pierwszy ruch należy zawsze do autora. Musi być pisarz, który coś napisze i wydawca, który wrzuci to na rynek i dopiero w tym momencie to się może stać bestsellerem, albo spaść w przepaść. Na razie nikt nie rzucił na rynek takiej rzeczy – i może rzeczywiście jest to pomysł na rynkowy sukces. To, co się dzieje w Polsce wymagałoby dobrej powieści sensacyjnej, oczywiście nie w taki sposób, w jaki się u nas w sposób prymitywny o tym myśli, bo dobra powieść sensacyjna to nie jest taka powieść, w której dużo strzelają, dużo się gonią, bo w każdej powieści sensacyjnej powinni się dużo strzelać i dużo gonić. Dobra jest ta, która trafia w zbiorową podświadomość, trafia w zbiorowy sposób myślenia. Kiedy ludzie odnajdują w tej powieści jakieś swoje wyobrażenia o świecie, swoje obawy i swoje nadzieje, wtedy ta powieść zostaje bestsellerem. Taki jest mechanizm, u nas po prostu ta rzecz jest słabo zbadana, bo u nas badacze literatury to nie są naukowcy prawdziwi, którzy uważają, że ich dolą jest zbadać coś, co istnieje, tylko oni się uważają za kapłanów. Proza popularna to jest taki masaż, znowu wrócę do tego przykładu o niezależnym dziennikarzu, który naprawdę w setkach dzieł amerykańskich jest obecny. Gdy taki Amerykanin to ogląda, to przez 3 dzieła myśli: „O Boże, jakie to kurestwo się może zdarzyć”, a przez 1 na końcu „No, może się zdarzyć, ale jak ludzie się o tym dowiedzą, to nie pozwolą. Bo żyjemy w wolnym kraju, bo nasz kraj jest fajny.” Wychodzi facet z kina uspokojony, rozładowany, że jednak prawda zwycięża, amerykańskie ideały górą, czarny charakter został złapany za dupę i wsadzony do więzienia, skorumpowany polityk został rozliczony przez wyborców. Krótko mówiąc, rzeczywistość jest jednak, generalnie, w porządku. To jest masaż.
Esensja: DO tego stopnia, że w filmie „Vaterland” z Rutgerem Hauerem ten niezależny dziennikarz, czy, w tym przypadku, dziennikarka doprowadza informacją o obozach zagłady do tego, że zmienia się polityka prezydenta Kennedy’ego wobec Hitlera, co jest totalną bzdurą. W książce tego nie było, w książce nie wiadomo jak się historia zakończy.
RAZ: To jest oczywiście idiotyzmem, to jest głupie, naiwne, jest to śmieszne, jak najbardziej, ale ma to właśnie takie założenie. Po to ludzie idą do kina, aby takiego masażu doznać. W Ameryce widać wyraźnie, bo tam jest ta totalna głupota happy endu. Każda historia musi się szczęśliwie kończyć, jestem zdumiony, że jak zrobili „Romeo i Julię” to nie skończyli tego happy endem, ale to jest wyjątkowy wypadek. Trochę inaczej to wygląda w Europie, gdzie ten happy end nie jest tak wymagany. Sławne remake’i amerykańskie filmów europejskich, jak np. „Zniknięcie”, film francuski o zboczeńcu, który mordował kobiety. W wersji francuskiej kończyło się tak, że facet, który szukał tej swojej zaginionej żony dotarł do tego zboczeńca i zboczeniec jego też zamordował. Natomiast w Ameryce na 3 minuty przed końcem wydaje się, że go zamorduje, po czym nagle następuje zwrot akcji, pomoc znienacka przychodzi, bandyta zostaje złapany. Można się z tego śmiać, ale ma to pewne znaczenie dla zbiorowej podświadomości, bo Amerykanie są dzięki temu społeczeństwem bardziej spójnym i mniej sfrustrowanym. Dzięki temu, że chodzą na takie filmy, wiedzą, że sprawiedliwość tryumfuje. Myśmy się jeszcze nie doczekali polskiej szkoły takiego dzieła, ale dobrze by było, żeby to było. I dlatego krytycy, którzy się bzdyczą na to, robią różne głupie miny i mówią „O, to jest bezwartościowe z literackiego punktu widzenia” są idiotami, ponieważ nie wiedzą na czym polega rola kultury masowej, nie rozumieją jak to jest strasznie potrzebne dla normalnego funkcjonowania zbiorowości ludzkiej.
Esensja: W jakiś sposób żyjemy w cyklu kultury popularnej, tylko wyznaczonej przez tą część importowaną. Podzieliłem sobie miesiące zeszłego roku – i tak zamiast stycznia był miesiąc Harry’ego Pottera, powiedzmy, że luty był miesiącem Adama Małysza, ale już marzec był miesiącem „Władcy Pierścieni”, maj był miesiącem „Gwiezdnych wojen”. To można wyznaczyć np. przez dodatki do różnych magazynów. To dotyczy już wszystkich mediów – to nie jest po prostu książka „Harry Potter”, czy film, lecz razem film, książka, gra komputerowa, czy, jak w przypadku „Władcy Pierścieni” jeszcze mnóstwo komiksów, gier, gier planszowych itd.
RAZ: Kultura się zrobiła multimedialna, ale to nie zmienia mechanizmów, które nią rządzą. W przedwojennej Polsce tak nie było. Owszem Sherlock Holmes był szalenie popularny, przy czym nie były popularne dzieła Arthura Conan-Doyle’a, tylko zeszytowe wydania, o których wspominałem. Koszmarne, skądinąd; czytałem – to bzdety pisane Bóg jeden wie przez kogo, które były pisane w Polsce. To się działo w Anglii, jedynie postać Sherlocka Holmesa tam była, ale to było przez miejscowego chałturnika zrobione. Ale to był margines, generalnie fascynowało Polaków to, co było ich życiem i w jakiś sposób odnoszące się do ich życia. W tej chwili Polacy śnią cudze sny, jak sobie pozwoliłem to w jednym ze swoich tekstów określić, to znaczy, że oczywiście fascynują się postaciami amerykańskimi, Harry Potter akurat jest Anglikiem, ale tak zamerykanizowanym, że można, go brać jako postać amerykańską. Polacy myślą właśnie obcą kulturą, co po części jest winą globalizacji, telewizji satelitarnej i tego, że tak po prostu jest w innych krajach. Arabowie nienawidzą Ameryki, ale piją Coca Colę, a ich dzieci oglądają seriale z myszką Mickey. Ale po części jest to wynikiem tego, że myśmy swoją kulturę stracili, bo ona została zamordowana. To jest jedno z takich spustoszeń, które komuna zrobiła, których się nie pamięta, a których nie powinno się jej darować. To, że zniknęły polskie kryminały, to, że w 1949 roku zamknięto „Nowy Świat Przygód” i dziesiątki takich pism i zlikwidowano Gebethnera i Wolffa i te wszystkie wydawnictwa zeszytowe „Co tydzień powieść”, i te które chciały kontynuować te tradycje przedwojennej kultury popularnej, to była straszna zbrodnia na polskiej kulturze. Amen.
koniec
« 1 2
15 marca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dookoła mnie kłębi się mgławica pomysłów
— Rafał A. Ziemkiewicz

Cała kupa cytatów
— Wojciech Gołąbowski

Wpływowi ludzie się starają, by moje wizje się zrealizowały
— Rafał A. Ziemkiewicz

Wszyscy przegrywają
— Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Esej o realizmie
— Miłosz Cybowski

Seks, Smoleńsk i kryzys wieku średniego
— Mieszko B. Wandowicz

Za mało na powieść
— Artur Chruściel

Pryzmat
— Wojciech Gołąbowski

Szare ognie
— Eryk Remiezowicz

Ciało do bólu współczesne
— Wojciech Gołąbowski

Polaków portret podły
— Marcin Łuczyński

Tysiąc wierszy o sadzeniu grochu
— Wojciech Gołąbowski

Rój lemingów
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.