Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Żydzi w Erze Jazzu: Hit za trzydzieści dolarów

Esensja.pl
Esensja.pl
W połowie lat 30. XX wieku para muzyków znanych jako Kammen Brothers nabyła od Sholoma Secundy pewną piosenkę. Pierwotnie napisana jako melodia do jidyszowego musicalu „I Would If I Could” („Men Ken Lebn Nor Men Lost Nisht”), w ciągu kilku lat stała się amerykańskim hitem. Mowa oczywiście o „Bei Mir Bist Du Schoen”.

Miłosz Cybowski

Żydzi w Erze Jazzu: Hit za trzydzieści dolarów

W połowie lat 30. XX wieku para muzyków znanych jako Kammen Brothers nabyła od Sholoma Secundy pewną piosenkę. Pierwotnie napisana jako melodia do jidyszowego musicalu „I Would If I Could” („Men Ken Lebn Nor Men Lost Nisht”), w ciągu kilku lat stała się amerykańskim hitem. Mowa oczywiście o „Bei Mir Bist Du Schoen”.
Sholom Secunda<br/>Fot. milkenarchive.org
Sholom Secunda
Fot. milkenarchive.org
Sholom Secunda, urodzony na Ukrainie w 1894 roku, opuścił Cesarstwo Rosyjskie wraz z rodzicami uciekającymi jako część wielkiej fali emigrantów żydowskich przed prześladowaniami, które dotknęły ich w pierwszych latach XX wieku i w trakcie rosyjskiej rewolucji 1905 roku. Po przybyciu do Ameryki rodzina Secundów osiadała na Lower East Side w Nowym Jorku. Młody Sholom prędko znalazł pracę jako śpiewak w Thalia Theater, by po kilku latach (i niezadowalających próbach nauki inżynierii) rozpocząć studia na Institute of Musical Art.
Na lata pierwszej wojny światowej przypada pierwszy kontakt Secundy z żydowskim teatrem. Jako kompozytor i dyrygent, często pracujący zupełnie za darmo, stopniowo zdobywał uznanie, tworząc muzykę do takich sztuk jak „Justice” czy „America”. W produkcji „Home Sweet Home” jej reżyser, Egon Brecher, dał szansę młodemu Secundzie, rezygnując z usług powszechnie znanego już wtedy Rumshinskiego. Decyzja okazała się słuszna i tytułowa piosenka spektaklu zdobyła olbrzymią popularność, stając się preludium do napisanego dziesięć lat później „Bei Mir Bist Du Schoen”.

W jednym z wywiadów opublikowanych po tym, jak „Bei Mir Bist Du Schoen” zdobyła popularność, Secunda stwierdził, że gdyby nie on, Gershwin nigdy nie napisałby swojej „Błękitnej rapsodii”. Na początku lat 20. Gershwin i Secunda dostali propozycję wspólnej pracy nad przygotowaniem muzyki do pewnej operetki. Secunda odmówił i zajął się komponowaniem dla jidyszowego teatru, podczas gdy Gershwin „wyruszył na Broadway i został wielkim człowiekiem”. Trudno znaleźć potwierdzenie tych słów, szczególnie biorąc pod uwagę wysoki stopień asymilacji twórcy „Błękitnej rapsodii”. Wielce prawdopodobne jest, że obaj muzycy się znali, ale czy utrzymywali jakieś bliższe kontakty – nie wiadomo.

Lata 20. przyniosły wiele zmian w życiu Secundy. Na kilka lat przeniósł się z Nowego Jorku do Filadelfii, gdzie nawiązał wiele kontaktów z ówczesnymi gwiazdami żydowskiej sceny teatralnej. W tym samym okresie wyruszył w trasę koncertową do Europy, poznając m.in. Molly Picon. Po powrocie ożenił się z aktorką Betty Almer, a kilka lat później na świat przyszedł ich pierwszy syn, Sheldon. Przeprowadzona pod koniec tego okresu wyprawa Secundy do Hollywood, gdzie próbował on znaleźć zatrudnienie jako kompozytor filmowy, była dość niefortunna. Koniec epoki kina niemego nie pozostawiał zbyt wielu szans na pracę w tej branży. Jednocześnie stopniowy spadek popularności jidyszowego teatru zmusił go do poszukiwania nowych źródeł zarobku. Próby te zakończyły się zaangażowaniem w działalność żydowskiego radia: najpierw stacji WLTH, a później WEVD.

WEVD było najbardziej znaną żydowską stacją radiową w Ameryce. Zostało założone przez Partię Socjalistyczną i do jego najbardziej znanych audycji należała seria „The Forward Hour” z popularną czołówką wykorzystującą motywy „Międzynarodówki” i „Marsylianki”.

Hit za trzydzieści dolarów
Jacob Jacobs<br/>Fot. milkenarchive.org
Jacob Jacobs
Fot. milkenarchive.org
Na początku lat 30., w erze pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego, Secunda wrócił do pracy kompozytora teatralnego, przygotowując muzykę do musicalu „I Would If I Could” („Men Ken Lebn Nor Men Lost Nisht”), który nie zdobył zbyt wielkiej popularności i został zdjęty z afiszy krótko po premierze. Warto zaznaczyć, że Secunda był autorem samej muzyki, a tekst ułożył Jacob Jacobs. Z racji niewielkiego zainteresowania, kompozytor sprzedał piosenkę mało znanemu duetowi Kammen Brothers. Jacobs i Secunda podzielili się trzydziestoma dolarami zarobku, nie przypuszczając, że już za kilka lat ich melodia stanie się prawdziwym hitem.
Historia ma swój dalszy ciąg w 1937 roku, w pewnym zadymionym teatrze na Harlemie, gdzie dwóch murzyńskich muzyków, Johnnie i George, wystąpiło na scenie ze swoją aranżacją „Bei Mir Bist Du Schoen”, śpiewając ją… w jidysz. Obecny na tym koncercie Sammy Cahn był zaskoczony entuzjastyczna reakcją publiczności i nakłonił swojego pracodawcę, Warner Studios, do nabycia praw autorskich do piosenki od Kammen Brothers.
Sholom Secunda w towarzystwie The Andrews Sisters<br/>Fot. milkenarchive.org
Sholom Secunda w towarzystwie The Andrews Sisters
Fot. milkenarchive.org
Wydarzenia potoczyły się szybko. Cahn napisał nowe, tym razem angielskie, słowa i zaproponował kolejnej stosunkowo mało znanej grupie muzyków wykonanie jej swingującej wersji. Tak rozpoczęło swoją światową karierę trio The Andrews Sisters. Wkrótce „Bei Mir Bist Du Schoen” można było usłyszeć w każdej stacji radiowej i na każdym rogu, a kolejni wykonawcy prześcigali się w nagrywaniu własnych aranżacji utworu: włączając w to wersje po francusku, szwedzku, rosyjsku i niemiecku. Jak ironicznie można było przeczytać w artykule z 1938 roku, amerykańscy Niemcy z Yorksville „religijnie jodłują tę piosenkę, przekonani, że to zaaprobowana przez Goebbelsa niemiecka pieśń narodowa”. Melodia cieszyła się popularnością także w samych Niemczech – przynajmniej do czasu, aż hitlerowskie władze nie odkryły, że jej kompozytor jest Żydem, a tytuł to nie jakaś odmiana południowoniemieckiego dialektu, tylko jidysz. Obok The Andrews Sisters do bardziej znanych wykonawców utworu należy zaliczyć duet The Barry Sisters oraz wokalistkę Ellę Fitzgerald.

Według jednej z ówczesnych historii, matka Secundy na wieść o popularności piosenki jej syna, którą ten sprzedał za marne trzydzieści dolarów, przez ćwierć wieku, dzień w dzień, chodziła do synagogi. Kobieta była przekonana, że Bóg pokarał jej syna za jakiś grzech, który popełniła w życiu.

Choć piosenka doczekała się angielskiego tekstu, to jednak jej tytuł i przewijające się w refrenie oryginalne słowa „Bei Mir Bist Du Schoen” pozostały. Dla Amerykanów nieznających historii tej melodii brzmiało to jak „Buy Me a Beer, Mr. Shane” lub „My Mere Bits of Shame”. Jednak niezależnie od wymowy, melodia była olbrzymim sukcesem. Mówi się, że w ciągu dwudziestu ośmiu dni od pierwszego nagrania amerykańskiej wersji przez The Andrews Sisters piosenka zarobiła prawie trzy miliony dolarów.
Co w tym czasie działo się z jej kompozytorem?
Zapomniany kompozytor
W 1937 roku Secunda ponownie spróbował swojego szczęścia w Hollywood i ponownie musiał wrócić na tarczy. W tym samym czasie, wraz z Alexandrem Olshanetskym i kilkoma innymi muzykami, aktywnie działał w założonym w 1934 roku Society for Jewish Composers, Publishers and Songwriters dbającym o prawa autorskie żydowskich twórców. Jego stałą pracą było dyrygowanie chórem w Mauroce Schwartz’s Yiddish Art Theatre.
Co popularność „Bei Mir Bist Du Schoen” oznaczała dla Secundy? Z pewnością stratę ponad trzystu tysięcy dolarów tantiem. Jednak on sam nie wydawał się tym szczególnie przejęty. Jak sam stwierdził w jednym z wywiadów dla „New York Timesa”: „Wszyscy zamartwiali się tym bardziej niż ja. Sam byłem o wiele bardziej zainteresowany tworzeniem muzyki symfonicznej”. Nie zmienia to faktu, że kompozytor pojawiał się często w wywiadach radiowych i telewizyjnych, towarzysząc The Andrews Sisters.
W porównaniu z oryginalną, jidyszową wersją piosenki, amerykański tekst przygotowany przez Cahna wygląda na wyjątkowo wygładzony, dostosowany do popularnej kultury Stanów Zjednoczonych i przy tym pozbawiony szczególnego uroku prezentowanego przez Jacobsa. Nic dziwnego, że Milken Archive postanowiło nagrać nową wersję piosenki w jidysz z udziałem Simona Spiro (tenor) i przy akompaniamencie Vienna Chamber Orchestra.
Błędem byłoby utożsamiać wielki sukces „Bei Mir Bist Du Schoen” z końcem kariery Secundy. Trzydzieści kolejnych lat jego życia wypełnionych było praca nad wieloma innymi utworami, zarówno muzyką do sztuk teatralnych, jak i poważnymi utworami religijnymi. W ciągu całego swojego życia Sholom Secunda napisał ponad osiemdziesiąt operetek, musicali i różnego rodzaju muzyki teatralnej, nie licząc niezależnych piosenek i melodii. Prawdopodobnie drugą najbardziej znaną z jego melodii jest „Donna, Donna” (znana także jako „Dos Kelbl”) ze słowami Aarona Zeitlina. Była to piosenka do sztuki „Esterke” z lat 1940-1941, opowiadającej historię Estery, żydowskiej kochanki Kazimierza Wielkiego. Do najbardziej znanych aranżacji należy zaliczyć wersję śpiewaną przez Joan Baez.
Spośród pozostałych kompozycji Secundy warto wymienić przezabawną „Vot Ken You Makh? Es is Amerike!” ze słowami Aarona Lebedeffa, opowiadającą o przybyciu pewnego Żyda do Ameryki, w której wszystko jest na odwrót: „mężczyźni się golą, a ich żony hodują sobie brody”, dzieci pojawiają się na długo przed ślubem, a dla oszczędności wesele odbywa się jednocześnie z rytuałem obrzezania noworodka. Ale, jak podpowiada nam tytuł, „Co poradzisz? To Ameryka!”.
Pod koniec swojego długiego życia Secunda zajął się komponowaniem utworów klasycznych i jak sam mówił, zależało mu na tym, by właśnie one były najbardziej zapamiętane. Jako jeden z „wielkiej czwórki” najlepiej spośród swoich kolegów z Second Avenue odcisnął swój ślad na historii muzyki. Niestety, wbrew jego oczekiwaniom nie dzięki swoim klasycznym kompozycjom, ale jako twórca „Bei Mir Bist Du Schoen”.
koniec
30 czerwca 2017

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.