Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »

Żydzi w Erze Jazzu: Klasycy

Esensja.pl
Esensja.pl
Czy ktoś jeszcze pamięta, że George Gershwin urodził się jako Jakub Gershowitz? Choć żydowskie korzenie miały niewielki wpływ na twórczość tego kompozytora, w niektórych jego utworach można znaleźć echa wschodnioeuropejskiej muzyki. Obok Gershwina sławą cieszyli się bardziej „żydowscy” twórcy znani jako „Wielka Czwórka z Second Avenue”. Jej pierwszym i najstarszym przedstawicielem był Joseph Rumshinsky – kompozytor i kantor zaangażowany w rozwój jidyszowego teatru w Nowym Jorku.

Miłosz Cybowski

Żydzi w Erze Jazzu: Klasycy

Czy ktoś jeszcze pamięta, że George Gershwin urodził się jako Jakub Gershowitz? Choć żydowskie korzenie miały niewielki wpływ na twórczość tego kompozytora, w niektórych jego utworach można znaleźć echa wschodnioeuropejskiej muzyki. Obok Gershwina sławą cieszyli się bardziej „żydowscy” twórcy znani jako „Wielka Czwórka z Second Avenue”. Jej pierwszym i najstarszym przedstawicielem był Joseph Rumshinsky – kompozytor i kantor zaangażowany w rozwój jidyszowego teatru w Nowym Jorku.
Koniec XIX i początek XX wieku był to czas, kiedy niezliczone masy emigrantów z Europy Wschodniej (terenów ówczesnego Imperium Rosyjskiego i Cesarstwa Austro-Węgierskiego) ruszały w poszukiwaniu lepszego życia za ocean. Zdecydowana większość z nich trafiała do Stanów Zjednoczonych, które na początku ubiegłego stulecia mogły poszczycić się największym przyrostem imigrantów spośród wszystkich krajów na świecie. Niebagatelną rolę wśród setek tysięcy uciekinierów przed biedą i głodem odgrywali Żydzi, skazani przez cara na niełatwe życie w granicach niegdysiejszej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Pogromy z lat 1881-1882 oraz 1903-1906, choć nieuznawane powszechnie za główną przyczynę emigracji, były kroplą, która przepełniła czarę. Pewne jest, że przed wybuchem pierwszej wojny światowej co najmniej milion Żydów dotarło do brzegów Ameryki Północnej. Większość z nich osiedliła się w Nowym Jorku, gromadząc się na Lower East Side i tworząc tam swoiste getto, które niektórzy Amerykanie określali mianem Małej Rosji.
Z czasem emigranci musieli się przystosować do nowych warunków życia, nauczyć języka oraz zmienić swoje zachowania i styl życia. Dla wielu szabat przestał być dniem religijnego świętowania, a przekształcił się w czas poświęcony na rozrywkę – rolę synagog przejęły kina i teatry. To właśnie w teatrach rozpoczęło swoją karierę grono żydowskich kompozytorów, muzyków i twórców teatralnych. Tam też narodziły się pierwsze gwiazdy amerykańskiego kina, które często także były pochodzenia żydowskiego.
George Gershwin
Gershwin bywa określany człowiekiem, który wprowadził jazz do muzyki klasycznej. Urodzony jako Jakub Gershowitz w Nowym Jorku, ten syn dwójki żydowskich emigrantów z Rosji od dzieciństwa przejawiał zainteresowanie muzyką. Swoje pierwsze szlify zdobywał na słynnej Tin Pan Alley, gdzie mieściło się wiele firm zajmujących się wymyślaniem motywów muzycznych, które później nabywali producenci teatralni i filmowi. Jego pierwszym wielkim hitem była (skomponowana w 1919 roku) melodia „Swanee” do sztuki teatralnej pod tym samym tytułem, w której główną rolę grał Al Jolson (notabene kolejny żydowski emigrant z Rosji).

Tin Pan Alley (w wolnym tłumaczeniu Aleja Blaszanych Patelni) była ulicą Nowego Jorku, na której skupił się prawie cały przemysł muzyczny miasta. Jej początek datuje się na rok 1885, kiedy to grupa producentów i kompozytorów wynajęła kilka sklepów w tej samej okolicy Manhattanu. Jej nazwa wzięła się, wg jednego z wyjaśnień, od ogłuszającego odgłosu tanich pianin, jaki rozlegał się całymi dniami w okolicy Tin Pan Alley. Kakofonia ta miała do złudzenia przypominać odgłosy wydawane przez blaszane patelnie. Wg innej definicji nazwa odnosi się do wysokich tonów wydawanych przez tanie pianina stojące w biurach wydawców muzycznych.

Niewiele później, w 1924 roku, Gershwin napisał słynną „Błękitną Rapsodię”. Sam określał swoje kompozycje słowami: „Prawdziwa muzyka powinna oddawać myśl i dążenia ludzi oraz czasów. Moimi ludźmi są Amerykanie. Moim czasem jest dzisiaj.”1) Mimo uznawania się za Amerykanina (o czym może świadczyć zmiana nazwiska, które później zostało zaadaptowane przez resztę jego rodziny)2), w tej jednej z pierwszych słynnych kompozycji można odnaleźć przynajmniej jeden silnie żydowski element, jakim jest sam początek utworu. Klarnet do złudzenia przypomina utwory klezmerów, żydowskich tradycyjnych muzyków, słynnych właśnie ze swojej gry na tym instrumencie. 3)
W podobny sposób przemycił Gershwin, możliwe że nieświadomie, ideę tygla narodów do filmu „Shall We Dance” z roku 1937. W utworze „Dream Sequence”, będącym w istocie niewielką operetką, możemy usłyszeć liczne głosy Amerykanów (dziennikarzy, zwykłych mieszkańców czy nawet Statuy Wolności [sic!]) zgromadzonych nad brzegiem Atlantyku, witających imigrantów w kraju wolności, niezależności oraz tygla narodów. Oczywiście nikt nigdy nie witał imigrantów przybywających do Ameryki w taki sposób – byli oni przyjmowanie raczej niechętnie, zarówno przez samych Amerykanów, jak i przez grupy, które trafiły tam wcześniej.

Tygiel narodów (ang. melting pot) był koncepcją, której popularność nadał żydowski emigrant i pisarz Israel Zangwill w sztuce teatralnej pod tym samym tytułem. Ta adaptacja szekspirowskiego dramatu „Romeo i Julia” rozgrywa się w Nowym Jorku i promuje żydowską asymilację i akulturację. O czym często się zapomina, pierwotną ideą Zangwilla było nie całkowite porzucenie swoich narodowych i kulturalnych tradycji przez imigrantów, ale włączenie ich w dominującą (w tym wypadku amerykańską) kulturę i uczynienie z nich elementów uniwersalnych.

Sam Gershwin był doskonałym przykładem całkowitej asymilacji i zapewne z tego właśnie powodu Milken Archive, największa instytucja zajmująca się zachowaniem, badaniem oraz odtworzeniem żydowskiej muzyki powstałej w Ameryce, nie ma o nim nawet wzmianki. Należąc do drugiego pokolenia emigrantów, które godziło ze sobą zarówno swoje żydowskie, jak i amerykańskie „ja”, Gershwin wybrał drogę całkowitego rzucenia się w objęcia dominującej kultury. Nie można powiedzieć, by był to wybór zły. Mimo wielu dokonań na gruncie muzycznym żaden z pozostałych, bardziej żydowskich kompozytorów nie dorównał mu sławą.
Joseph Rumshinsky – szalony Wagner
Najstarszy kompozytor i twórca ze słynnej Wielkiej Czwórki4) należał, w przeciwieństwie do Gershwina, do pierwszego pokolenia żydowskich emigrantów. Urodzony i wychowany w Wilnie, przybył do Ameryki na długo przed narodzinami Ellsteina, emigracją Olshanetskiego czy bar micwą Secundy.
Rumshinsky odebrał tradycyjne wykształcenie (szkolił się na chórzystę i kantora), brał udział w licznych koncertach oraz, podczas jednej ze swoich wizyt w Grodnie, po raz pierwszy zetknął się z żydowskim teatrem. Miało to przełomowy wpływ na jego dalsza karierę – w wieku siedemnastu lat wziął udział w przedstawieniu „Bar Kohba” autorstwa samego Abrahama Goldfadena (uważanego za ojca nowoczesnego jidyszowego teatru). Wkrótce po swojej emigracji włączył się w proces tworzenia żydowskiego teatru w Ameryce (mimo początkowej niechęci, jaką go darzył), stając się z czasem jednym z bardziej znanych twórców skupionych wokół teatru na Second Avenue. Współpracował z wieloma sławami ówczesnej jidyszowej sceny, zaś jego muzyczne innowacje sprawiły, że niektórzy określali go mianem „szalonego Wagnera”.
Wśród kompozycji autorstwa Rumshinskiego możemy znaleźć melodie i piosenki do przedstawień teatralnych, aranżacje tradycyjnych jidyszowych piosenek oraz klasyczne pieśni religijne (zarówno w jidysz, jak i po hebrajsku). Niektóre z tych ostatnich weszły na stałe do liturgicznego kanonu, a inne stanowią wariacje przygotowane specjalnie na potrzeby teatru. Przykładem może być pieśń „Shma Yisro’el” („Słuchaj, Izraelu”, jedna z dwóch najważniejszych modlitw w judaizmie) ze słowami Borysa Tomaszewskiego czy „Ba’avur David” ze słowami Davida Roitmana, składająca się z fragmentów Księgi Psalmów, Księgi Przysłów oraz Lamentacji Jeremiasza.
Oczywiście w tego rodzaju muzyce próżno szukać jazzowych elementów. Sprawa ma się zupełnie inaczej z aranżacją „Eishet Chayil” w wykonaniu zespołu The Barry Sisters. Oryginalnie jest to pieśń religijna śpiewana w szabat, sławiąca odwagę i wytrwałość żydowskich kobiet, które wspierały swoich mężów w wędrówce z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Rumshinsky, wykorzystując wersję pieśni w jidysz (przygotowaną prawdopodobnie przez Isadorę Lillian), napisał jej jazzową wersję z wiodącym motywem na trąbkę i fortepian. Innym przykładem jazzowego podejścia do klasyki może być „Sheyn Vi Di Levone” („Piękna jak księżyc”) – jidyszowa piosenka ludowa, której jazzowa wersja nie jest pozbawiona romantycznego klimatu oryginału. Również w tym przypadku wykonanie The Barry Sisters przyczyniło się do popularyzacji utworu.

The Barry Sisters to założony przez siostry Clarę i Minnie Bagelman amerykański duet, który w latach 1940-1960 był znany z wykonywania piosenek w języku jidysz. Wykonywał utwory skomponowane przez całą Wielką Czwórkę z Second Avenue, przyczyniając się do popularyzacji tradycyjnych piosenek w jidysz wśród amerykańskiej i żydowskiej publiczności.

Ostatnią i chyba najliczniejszą grupą melodii skomponowanych przez Rumshinskiego była muzyka teatralna. Jako jeden z pierwszych zrozumiał on niechęć imigrantów do religijnych, biblijnych czy historycznych przedstawień (tematyka ta dominowała w utworach Goldfadena i jego naśladowców) i zainteresowanie sztukami o bardziej współczesnym wydźwięku. Podążając w ślady Tomaszewskiego (który jako pierwszy zdecydował się na zerwanie z tradycyjnymi dramatami), przyczynił się do rozwoju żydowskiego teatru, przekształcając go z „wzniosłego wodewilu” (jak sam go ironicznie określił na początku XX wieku) w iście profesjonalną instytucję, nie ustępującą niczym swoim amerykańskim czy europejskim odpowiednikom. Jedną z istotniejszych zmian, jakie Rumshinsky wprowadził na Second Avenue, było stworzenie prawdziwej, profesjonalnej orkiestry składającej się z minimum dwudziestu czterech muzyków.
Do ciekawszych motywów teatralnych należy zaliczyć „Sheyn Vi Di Levone” ze słowami Chaima Taubera (w wykonaniu The Barry Sisters oraz nowszym, bardziej swingującym, Maxwell Street Klezmer Band), „Watch Your Step!”, „Fifty-fifty” czy kolejną aranżację klasycznej pieśni żydowskiej „Shloymele, malkele”. Ponadto piosenka „Dir a nikl, mir a nikl” („Pięciocentówka dla ciebie, pięciocentówka dla mnie”) ze słowami Isadory Lillian, napisana w 1935 roku, doczekała się nowej wersji w wykonaniu zmarłego w 2008 roku Bruce’a Adlera (popularnego tenora i aktora teatralnego, syna Juliusa Adlera i Henrietty Jacobson).
Jedną z ostatnich, dotychczas niezrealizowanych, produkcji Rumshinskiego była opera „Ruth”, bazująca na biblijnej historii i napisana w całości po hebrajsku. Można w tym dopatrzyć się powrotu do kantorskich korzeni kompozytora oraz zmian, jakie zaszły na przestrzeni całego dwudziestolecia międzywojennego w Ameryce. Jest w tym pewien paradoks, że twórca, który od samego początku odrzucał religijne motywy w sztukach teatralnych jako nieprzystające do gustów publiczności, za swoje najważniejsze dzieło uznał właśnie operę opartą na jednej ze starotestamentowych historii. Mimo jej ukończenia w latach czterdziestych Rumshinsky nie doczekał się realizacji projektu przed swoją śmiercią w 1956 roku.
Według niektórych to właśnie ta koncentracja na zaspokajaniu gustów masowych odbiorców sprawiła, że Rumshinsky nie zdołał się wybić ponad przeciętność. Większość przygotowanych przez niego utworów nie różniła się jakością od produkcji innych kompozytorów. Jednocześnie to właśnie on miał jednolitą i wyraźną wizję tego, w jakim kierunku powinien zmierzać żydowski teatr w Stanach Zjednoczonych i, jako najstarszy z Wielkiej Czwórki, miał największy wpływ na jego rozwój.
koniec
9 czerwca 2011
1) „True music must reflect the thought and aspirations of the people and time. My people are Americans. My time is today.”
2) Jeszcze ojciec kompozytora zmienił swoje nazwisko z Gershowitz na Gershvin, podczas gdy on sam sprowadził je do prostszej i bardziej amerykańskiej formy Gershwin.
3) O dwóch najsłynniejszych żydowskich jazzmanach, którzy wykorzystywali klarnet i w podobny sposób łączyli muzykę tradycyjną z nowoczesną, przeczytacie w drugiej części artykułu.
4) W jej skład wchodzili, poza Rumshinskim, Sholom Secunda (autor słynnego „Bei Mir Bist Du Shoen”), Abraham Ellstein oraz Alexander Olshanetsky.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.