Zabawa przy post-metaluO koncercie Rosetty w naszym kraju mówiło się już od kilku miesięcy. Sporo emocji wywołał fakt, że Amerykanie, uważani przez niektórych za nadzieję post-metalu, zaprosili na swoją europejską trasę polski Blindead. Wspólne wojaże oba zespoły rozpoczęły od występów we wrocławskim Firleju…
Jacek WalewskiZabawa przy post-metaluO koncercie Rosetty w naszym kraju mówiło się już od kilku miesięcy. Sporo emocji wywołał fakt, że Amerykanie, uważani przez niektórych za nadzieję post-metalu, zaprosili na swoją europejską trasę polski Blindead. Wspólne wojaże oba zespoły rozpoczęły od występów we wrocławskim Firleju… Jako pierwsi na scenie zainstalowali się rodacy Rosetty z debiutującego City of Ships. Ich dość monotonny post-rock specjalnie nie porywał słuchaczy, samym muzykom również brakowało jeszcze charyzmy i obycia z publiką, wyglądali na lekko skrępowanych i stremowanych. Nie można im za to zarzucić braku umiejętności technicznych. Basista świetnie radził sobie z graniem bez piórka, zaś gitarzysta, pełniący także rolę wokalisty, popisał się w jednym w utworów solówką graną tappingiem. Dla Blindead był to szczególny, pełen emocji i zapewne stresu koncert. Na kilka dni przed rozpoczęciem trasy z Rosettą okazało się, że wokalista Nick, z powodu zapalenia dróg oddechowych, nie będzie w stanie w niej uczestniczyć. Jego miejsce za mikrofonem zajął K-vass, odpowiedzialny dotąd za wizualizacje podczas występów zespołu, znany także ze śpiewania w Psychotropic Transcendental i Unipolar Manic-Depressive Psychosis. Zadanie miał niełatwe – przygotować się do ważnego tour po Europie w parę dni. Pomimo presji wyszedł z sytuacji obronną ręką. Co prawda momentami miał problemy z wpasowaniem się w tonację, ogólnie jednak wypadł bardzo dobrze i to zarówno pod względem wokalu, jak i zachowania na scenie. Blindead jest zresztą obecnie w swojej życiowej formie. Podobnie jak na Asymmetry Festival, zagrali niesamowity, przepełniony emocjami koncert. Ich muzyka na żywo hipnotyzuje, porusza i angażuje podobnie jak w czasie słuchania z płyty. Coś magicznego jest w tej grupie, przez co przewiduję, że w krótkim czasie będzie o niej coraz głośniej. Rosetta została przyjęta prawie jak gwiazda rocka, co przy tym, zdawałoby się stricte undergroundowym gatunku, może dziwić. Pierwszy raz widziałem zresztą, by publiczność tak żywiołowo bawiła się przy post-metalowych dźwiękach. Duża w tym zasługa wokalisty Mike’a Armina, który od samego początku występu złapał z nią świetny kontakt. Inna sprawa, że swoim zachowaniem na scenie przypominał raczej krzykacza hardcore’owej kapeli, aniżeli introwertycznego lidera pokroju Scotta Kelly’ego. Skakał, kucał, wyginał się w wszystkie możliwe strony, przechadzał się wzdłuż barierek, co chwilę pochylając się do fanów i nakłaniając do wspólnego śpiewania. W czasie pierwszych wersów „Wake” oddał głos całkowicie publice. W nagrodę za zaangażowanie muzycy bisowali aż dwa razy, ostatni raz wracając na scenę nawet po spakowaniu już części instrumentów. W związku z długością ich kompozycji, cały show przeciągnął się o blisko pół godziny. Na żywo numery Rosetty zyskują na wyrazistości, żywiołowości, a także – głównie przez wokal – agresji. Zespół zaproponował podróż w kosmiczny bezkres, udowadniając tym samym, że określanie ich muzyki jako „metalu dla astronautów” nie jest zupełnie bezpodstawne. Dodatkowego klimatu mogłyby dodać wizualizacje, podobne np. do tych, które stosuje Tides From Nebula. Może w przyszłości grupa pomyśli o takim dopełnieniu swoich gigów… Brzmienie, jak zawsze w Firleju, było selektywne i czytelne. Niektórzy narzekali co prawda na trochę przegłośniony Blindead, w czasie występu Rosetty słabo słyszalne były także ambientowe tła utworów, nie zmienia to jednak faktu, że na tle innych polskich klubów, wrocławska mekka post-metalu wypada bardzo dobrze. Jedyne co smuci odnośnie całej imprezy, to słaba frekwencja. Post-metal nadal pozostaje – pomimo coraz większego wokół niej rozgłosu – muzyką niszową, nieakceptowaną i niezrozumianą przez większość, co przy potencjale tych dźwięków niezbyt dobrze świadczy o guście polskich fanów. Mam nadzieję, że dalsza determinacja Roberta Chmielewskiego i innych członków rodzącej się u nas sceny wkrótce zmieni obecne status quo. 1 lipca 2009 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Wielki ranking płyt Slayera
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
Porażki i sukcesy 2014
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Jarosław Robak, Grzegorz Fortuna, Jacek Walewski, Konrad Wągrowski, Krystian Fred, Kamil Witek, Miłosz Cybowski, Adam Kordaś
30 utworów na Halloween
— Jacek Walewski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Diabeł z jasełek pokazuje rogi
— Jacek Walewski
Boska cząstka
— Jacek Walewski
Niechęć do nieśmiertelności i lęk przed śmiercią
— Jacek Walewski
Iluminacja… czyli znalazłem debiut roku!
— Jacek Walewski
Nieoszlifowany diament
— Jacek Walewski
Matematyczny łamaniec głowy
— Jacek Walewski
Bękarty wydawnicze
— Jacek Walewski