Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

66 najlepszych polskich nagrań 2009 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 6 »
Sezon podsumowań czas zacząć. Specjalnie dla Esensji zestawienie 66 najlepszych polskich utworów 2009 roku przygotowali Dominika Węcławek i Marcin Flint, na co dzień współpracujący z „Życiem Warszawy”. Na pewno jest to lista zaskakująca i nieoczywista, tak bardzo, że część redakcji działu muzycznego po zapoznaniu się z nią poczuła się i wstrząśnięta, i zmieszana. Ale to tylko dowodzi tego, że warto się z nią zapoznać.

Marcin Flint, Dominika Węcławek

66 najlepszych polskich nagrań 2009 roku

Sezon podsumowań czas zacząć. Specjalnie dla Esensji zestawienie 66 najlepszych polskich utworów 2009 roku przygotowali Dominika Węcławek i Marcin Flint, na co dzień współpracujący z „Życiem Warszawy”. Na pewno jest to lista zaskakująca i nieoczywista, tak bardzo, że część redakcji działu muzycznego po zapoznaniu się z nią poczuła się i wstrząśnięta, i zmieszana. Ale to tylko dowodzi tego, że warto się z nią zapoznać.
Czemu 66? Bo liczbę tę wypromował swoimi rankingami TVN, ale dla wypromowania choćby małej części fajnej polskiej muzyki zrobił tyle co większość mediów – śmiesznie mało. Bezczelnie i z premedytacją podpinamy się więc pod nie swój lans, uśmiechając się przy okazji do Kamila Sosnowskiego z Radia Kampus. Pytał niedawno, czy dziennikarze wszystko muszą sprowadzać do list przebojów. Absolutnie nie, Kamilu…
A dlaczego polskie nagrania? Bo uderzyło nas kiedy koledzy po fachu podczas zwyczajowego, grudniowego konstruowania Top 10 stwierdzili, że polską listę warto by ograniczyć o połowę, do pięciu pozycji. Jak to? Po tak udanych miesiącach, kiedy w każdym gatunku pojawiały się perełki? Chcieliśmy upamiętnić chociaż część z nich, odwdzięczyć się twórcom naszą pracą po godzinach. Dzięki nim zaczęła w nas kiełkować duma z tego, że jesteśmy Polakami. I wiemy jak patetycznie to brzmi.
Za każdą z 66 piosenek kryje się zwykle dobry album. Wiele z nich naprawdę lubimy, poszczególne pozycje traktując dość umownie. I moglibyśmy naprawdę liczyć dużo dłużej. Przyjęliśmy też pewne kontrowersyjne dosyć kryteria. Dobrą, chwytliwą, sprawiającą przyjemność piosenkę naszym zdaniem trudniej nagrać niż dziwadło. Pierwsza dwudziestka ma za zadanie nie przestraszyć postronnego obserwatora, tak by zachęcony sięgnął głębiej do reszty tytułów. Pierwsza dziesiątka miała obfitować w tytuły znane odbiorcy umiarkowanie muzyką zainteresowanemu. Rzeczy chwytliwe, ale mimo wszystko słuchane z zażenowaniem – takie jak Ania Wyszkoni czy Monopol – również pomijaliśmy celowo. Z drugiej strony, jak porównać Hey do Rafała Blechacza, a Kult do Emitera, czy Jacaszka? Bardzo szanujemy klasykę czy eksperymentalną elektronikę, niemniej to jednak zbyt odległa półka. Staraliśmy się nie powtarzać artystów w innych projektach – Tede jest w Warszafskim Deszczu, za to nie ma go solo, a Trifonidis jest w Horny Trees, więc wstrzymaliśmy się z Trifonidis Free Orchestrą. Maleńczuk i Julia Marcell są, ale na featuringach. Wyjątek zrobiliśmy dla Kasi Nosowskiej i Gaby Kulki, z powodów dla nas oczywistych. Nie rzucamy się też na single, czekamy aż znajdą się na albumie – Novika ze swoim „Lovefinder” poczeka zatem rok.
Koniec końców, ranking jest subiektywny. Ogólny zachwyt wzbudziła Kayah, bardziej niszową (w Polsce przynajmniej) popularność zdobyli Tides From Nebula czy Rootwater, ale nie sięgnęlibyśmy po ich płyty dla frajdy. Inne rzeczy – np. Pjus, Agnieszka Chrzanowska, Hoboud, Armia, czy Levity nie zmieściły się do 66. Nie chodziło zresztą o to by wypisać wszystko, co dobre. To syzyfowa praca. Być może, jeśli starczy nam sił, za rok będzie setka. Życzymy polskiej muzyce tylu wspaniałych momentów co w 2009 r. I jesteśmy o nią dziwnie spokojni.
66. Agnieszka Chylińska, „Normalka” (z albumu „Modern Rocking” wyd. EMI Music Poland)
Jeżeli na solowym krążku Chylińskiej występuje jakikolwiek udany „modern rocking” to właśnie w piosence „Normalka”. Artystka wreszcie nie brzmi, jakby śpiewała do zupełnie innego podkładu – barwa głosu i ekspresja dobrane odpowiednio do klimatu. A muzycznie? Najlepiej oddająca elektropopowe nastroje kompozycja spośród tych jakie Plan B dostarczył na ten krążek. Jest puls, mocna syntetyka warczy i buczy, a na refrenach rozpływa się w słodkim rozbuchaniu. Wciąż nie jest to zapewne szczyt marzeń fanów O.N.A., ale pozwala docenić odwagę wokalistki dramatycznie zrywającej z mroczną przeszłością, smutnymi piosenkami wyśpiewywanymi zachrypniętym głosem i czarnymi glanami noszonymi latem na bose stopy.
65. Renata Przemyk „I człowiek i mebel” (z albumu „Odjazd”, wyd. QL Music)
Renata Przemyk przygotowała odpowiedź dla tych, którzy nie cierpią piosenki poetyckiej za niemrawe akustyczne gitary, nienaturalne zupełnie obchodzenie się ze słowem jak z jajkiem. „I człowiek i mebel” to numer szybki, chwytliwy wręcz. Znalazło się w nim miejsce na perkusje, sampel, loop i – co rzadkie – bas. Z jednej strony mamy więc groove, z drugiej zmęczony, rozedrgany, zbolały wokal. To już samo w sobie jest intrygujące. Kolejny pouczający tekst o zatracaniu się w chciwości ożywiają emocjonalne wersy „W dupie mam prawo co każe mi zabijać / Cichy głos że to nie jest, nie jest moja wina / póki on we mnie tkwi to jest przyczyna / żeby jak zwykła dziwka nie czuć się”. Numer zaburza wewnętrzne poczucie ładu i jest najmocniejszy na umiarkowanie udanej płycie „Odjazd”.
64. Old Time Radio, Julia Marcell „Christmas with You” (z albumu „Sketches for Another Christmas Songbook”, wyd. Gusstaff Records)
Gitara akustyczna brzmi harcersko, wokalista do bólu nijako i potulnie, dzwoneczki kłują w uszy a wersy „Tonight / Stand by my side / I need you so bad / It so cold outside” jest tak zły, że poczują to nawet ludzie nigdy w życiu nieuczący się języka angielskiego. Ale potem wchodzi refren, wokal Julii Marcell i tekst, który od paskudnej kliszy do przerażająco-rozczulającego, ciekawego obrazka gwiazdki we dwójkę. To co wydaję się puste, może być bardziej wartościowe niż się postronnym wydaje – to wniosek płynący z „Christmas with You” i najlepsza recenzja numeru Old Time Radio, shoegaze′owo-slowcorowo-niewiadomo jakiej kapeli z Trójmiasta. I to wcale nie jest tak, że nadaje się on tylko na święta. Jak jeden z recenzentów przytomnie zauważył, całe „Sketches for Another Christmas Songbook” można odczytać jako koncept-albumik o związku. Prościutka melodia skutecznie koi nerwy.
63. Maria Sadowska „Piosenka pielęgniarki” (z albumu „Spis treści”, wyd. Sony)
Marysia chciała być Marią, ale ku naszemu ubolewaniu nie wyszło do końca jak należy. Szczęśliwie wśród kilku jednowymiarowych piosenek ukryła się ta, płynąca z ust stosunkowo ironicznej pielęgniarki. Jest sympatyczna i zapadająca w pamięć (jak przystało na pop), a do tego dobrze, a przede wszystkim bardzo gustownie skomponowana. Satysfakcjonuje, z posmakiem jazzu, i całkiem przyzwoitym tekstem. Sadowska wyśpiewuje swoje „milcz boso, milcz bez słów” i „choć zrobię ci opatrunek z ust, niech słowa nie bolą cię już” a w tle rozbrzmiewa niemal big band – dęciaki, bas, rozsypująca się w przestrzeni perkusja, wszystko doprawione elektronicznymi smaczkami. Aż szkoda, że reszta krążka nie jest taka.
62. Mrozu „Miliony monet” (z albumu „Miliony monet”, wyd. Pink Crow)
Tak się to u nas przyjęło, że na rodzimych wokalistów r’n’b spada deszcz pomyj. Wyzywa się ich od „pedałów” i „lamusów”, odsyła do boysbandów. Tymczasem Mrozu każe oprzytomnieć. W odróżnieniu od twórczości większości ginących gdzieś poprzedników, to bardzo przyzwoicie zaśpiewany, dobrze wyprodukowany numer. Bas jak należy jest? Jest. Perkusja z niezawodnym klaśnięciem zamiast werbla? Oczywiście. Do tego mocna aranżacja, chwytliwa melodia, porządne przejście i zapadające w pamięć „Świecisz jak miliony moment, spłoniesz nim odpalę lont” w refrenie. Nie ma się co zżymać, artysta nie ma może „idealnego planu” i do „idealnego stanu” jednak nas nie doprowadza, ale i tak zaryzykuję – mamy polskiego Ushera.
61. Tymon Tymański & The Transistors „Posłuchaj, Siddharto” (z albumu „Bigos Heart”, wyd. Biodro Records)
Tymański w onirycznym, new age′owym wcieleniu. Późnobeatlesowskim, lennonowskim właściwie. I do tego z Grzegorzem Halamą u boku. Natychmiast każe nam żałować, że całość takiej sobie skądinąd płyty „Bigos Heart” nie jest w języku polskim. Pośród zaskakująco klasycznych i jak wydawałoby się bardziej serio niż zwykle potraktowanych nagrań, ten numer odstaje, mruga do nas okiem jak za czasów niezapomnianych Kur. Gdy delikatny, uwznioślony wokal wśród rozmytych dźwięków i chórów przekazuje nam tekst „Siddharto, posłuchaj uważnie co śpiewa Ci rzeka, posłuchaj co szepce gościniec, księżyc i gwiazdy” dochodzi do nas – Tymański na scenie być musi.
60. Marek Piekarczyk „Hej, wracajcie chłopcy na wieś” (z albumu „Źródło”, wyd. T1)
Wyróżnienie należy się już za przypomnienie kawałka Niebiesko-Czarnych właśnie teraz. Zwłaszcza, że szybko okazuje się, iż właśnie to weteran z TSA może zaśpiewać wielu bardzo młodym kolegom po fachu. Pięknie połączył Piekarczyk kilka etapów rodzimej muzyki gitarowej – jest tu nieco naiwnej bigbitowej melodii i rytmów wziętych prosto z lat 60, dosadne, gęste riffowanie i popisowe solówki w stylu rockmanów lat 70, ale też gniew i ostrość późniejszych nagrań punkowych wraz z chóralnymi porykiwaniami ich wokalistów. Nie sposób zapomnieć o rozkosznie ironiczne brzmiącym po latach tekście i partiach instrumentalnych wżerających się w zwartą całość z zupełnie jazzową nonszalancją.
59. Vader „Impure” (z albumu „Necropolis”, wyd. Nuclear Blast)
Dobra wiadomość, dla tych którzy oskarżają Vadera o nudę, uważając, że covery Metalliki, Venoma i dwuminutowe utwory to jedyne, na co weteranów death metalu stać. To nie jest numer oparty na jednym, chwytliwym riffie w stylu „gdzieś to już słyszałem”. „Impure” znaczy nieczysty. Dobra nazwa, acz w tym wypadku to zdecydowanie za mało powiedziane. Oczyma wyobraźni widzę teledysk zrobiony do tego utworu – odchodząca od zmysłów, sponiewierana bestia polująca w mrocznej kniei wśród opętanych, pracujących dzień i noc drwali. Rytmicznie, niestrudzenie, maszynowo piłująca gitara buduje odhumanizowany klimat. Solówki dodają finezji i głębi pozwalając obudzić się emocjom. Ryk z głębi trzewi jest jak najbardziej na miejscu. „Prosty, ale chwytliwy jak skurwysyn” komentują słuchacze ten utwór. I wiedzą co mówią.
58. Benzyna „Słowa” (Z albumu „Benzyna” wyd. Kayax)
Fascynacja łączeniem hi-techu z uczuciami przywodzi na myśl ostatnie dokonania wrocławskiego Hurtu, ale Benzyna jakoś lepiej ogarnia temat. Można podejrzewać, że wokalista grupy, Harry wie, jak nie przekroczyć cienkiej granicy między liryką a grafomanią, bo nie raz się o nią otarł. Może nawet na tym albumie są lepsze piosenki, ale ta ma w sobie coś. Rozwija się powoli, od przytłumionego leniwego wstępu do rytmicznego podostrzonego gitarami punktu kumulacyjnego. Są lekkie przestery i użyte z wyczuciem efekty. Wszystkich dźwiękowych dodatków jest tu raczej mniej niż więcej i to się sprawdza. Jak na kayaxową odpowiedź na indierockowe trendy, wyszło nieźle.
57. Waldemar Kasta „Musisz” ( z albumu „13”, wyd. Szpadyzor Records)
Przechodzimy przez dramatyczne, pełne patosu intro, i przy dźwiękach klawiszy już podskórnie czujemy, że jak gruchnie bit, będzie bardzo dobrze. Na podkład wtacza się typ z huczącym głosem. I mówi nam co musi zawodnik w tej grze zwanej hip-hop (a musi między innymi „znać prawo Bronksu, bez precedensu” i „mieć w chuj dystansu, by nie utracić sensu”). Gdy dochodzi do refrenu, a sampel sprzęga się z wersem, z którego dowiadujemy się, że „Waldemar Kasta tak ropi rap” zaczyna działać ta niewytłumaczalna rapowa chemia. I w sumie można by dowcipkować, bo kto bierze sobie za nazwisko nazwę zespołu i lansuje się z tak niedzisiejszym imieniem jak Waldemar. Ale nikt jakoś nie dowcipkuje. Zwłaszcza, że nadciągają świetnie dysponowani goście – Verte i Gural. Dzięki za przypomnienie, że proste mechanizmy ulicznego hitu po tylu latach obowiązują.
56. Cytadela „Nato Express” (z albumu „Red SQL”, wyd. Sonic)
Czego to na „Red SQL” nie ma – arabskie melodie, country, rock, pop. Najciekawszym numerem jest jednak propacyfistyczny, eklektyczny kolaż „Nato Express”. Dzięki ciężkiemu basowi i perkusji prze do przodu, miarowo i jednostajnie jak na pociąg przystało. A potem ten kapitalny refren! Autorzy poinformowali, iż odpowiada za niego Zarah Leander. Oczywiście nieświadomie, bo to jedna z twarzy hitlerowskich Niemiec. Jej samplowany z filmu „Premiere”, męski niemal głos nadaje kompozycji ironicznego wymiaru. Próbek jest zresztą więcej. Doskonale to brzmi, gdy w jednym głośniku słyszymy gitarę w drugim zaś wpuszczoną partię dialogową, zwłaszcza, że realizacja Wasyłyszyna i Piastowicza zdumiewa swym poziomem. Właśnie tak pomysłowo i przewrotnie powinien brzmieć come back kultowego zespołu nowofalowego!
1 2 3 6 »

Komentarze

1 2 »
03 I 2010   17:30:09

Wiele mam zastrzezen do tego rankingu, ale po przewinieciu strony na sam koniec, na pierwszym miejscu... eh ;/ zamykam esensje i chyba pierwszy raz w zyciu zawiodlem sie na Was. Pierwszy raz uwazam..., ze daliscie dupy... konkretnie z gaba kulka wlasnie. Pierwszy raz w zyciu, gdyz dotychczas, niemal na slepo bralem co dajecie... Jak to moze byc najlepsza piosenka roku. ;/

03 I 2010   19:58:33

Przypominam, że niniejszy ranking nie jest opinią redakcji, a gościnnym tekstem. Nie wszystkim nam się podobała obecność Gaby na szczycie, ale osobiście uważam, że po drodze jest sporo fajnej muzyki, o której warto sobie przypomnieć, więc kolejność poszczególnych kawałków polecam traktować dość umownie.

04 I 2010   07:01:40

Brak wzmianki o nowym, niezłym - wśród niezłych, które się znalazły w rankingu - albumie Black River.

04 I 2010   16:30:30

Aha, gościnny tekst. :)

Tak, rzeczywiście na liście znalazły się dobre kawałki... Jednak moja subiektywna opinia: lista słaba.

Myślę, że moja sybiektywna opinia jest bliżej obiektywności, niż subiektywny gust autora.

PS co do tego dzialania przy dodawaniu komentarzy - myslalem, ze umiem liczyc ;]

04 I 2010   17:23:42

Oczywiście nasza własna subiektywność jest bardziej obiektywna, niż cudza subiektywność. To mogłoby być motto Jar Jar Binksa. Mój pięcioletni syn często mnie do tej tezy przekonuje;)

Co zaś do obiektywności właśnie: Gaba Kulka. Jeszcze trzy lata temu wygoniliby dziewczynę do PR2 i na festiwal piosenki aktorskiej. Teraz - jak pisaliśmy zresztą - przelot przez najważniejsze festiwale, duża trasa pod patronatem Trójki, złoto za "Hat, Rabbit", nagrane w tym samym roku "Sleepwalk" otwiera listę najlepszych polskich płyt Przekroju. Singiel "Niejasności" stawia kropkę nad "i". Oczywiście chętnie podyskutuję nad inną propozycją i inną potencjalną listą;)

04 I 2010   18:15:26

Poglądy są jak dupa, każdy jakieś ma, ale po co od razu pokazywać.

Jednak... Pierwsze co przychodzi mi na myśl: w liscie jest duzo hip-hopu. Przy 12 miejscu zrobilo sie swietnie, pozniej jeszcze warszafski deszcz, ale czemu akurat te piosenki wybrales? O ile przy OSTRym rzeczywiscia kazda mogla by byc (brales pod uwage soundtrack z Galerianek?) to przy numer raz i tede wybrales chyba najgorszy utwor. ;/
Co mi sie jeszcze w liscie nie podoba: reggae, a najbardziej ras luta (reggae o budowie cepa), jak reggae lubie, ale to brzmi jak kazde reggae (zreszta ten gatunek ma chyba to do siebie). Hip hop, poza tym wsponianym + 52 debiec tez raczej do bani. W sumie moze 66 to za duzo jak na jeden rok polskiej muzyki. Okroic liste jesli nic sie nie znajdzie. Rockowa czesc listy ogolnie bezplciowa.

Kurcze to i tak dobrze jak pomysle o tym co sie dzialo po wyplynieciu comy. Przez to teraz jak mysle coma to mi niedobrze.

04 I 2010   18:22:13

a zmiana gustu spoleczenstwa nie znaczy, ze gaba kulka jest swietna... bo nie wygonili jej na fest piosenki aktorskiej

nawet pane, ze na festiwalu piosenki aktorskiej mozna uslyszec lepsze rzeczy od nagran tej dziewczynki

nie lubie comy i gaby, wymusza to na mnie moj subiektywny gust, chyba nie mam sensu o tym dyskutowac

05 I 2010   09:23:03

@Poglądy są jak dupa, każdy jakieś ma, ale po co od razu pokazywać

Hej, kolego, śmiało, pokaż swoją. Jeśli choć jeden pośladek będzie tak ładny jak te Dominiki i Flinta - zamieścimy, gwarantuję.

05 I 2010   17:33:50

Chętnie zobaczę tutaj 66 albo chociaż 22 propozycje uzasadnione przez tych, którzy mają własny gust. My jesteśmy przekonani co do słuszności własnych wyborów i nie strzelaliśmy na chybił trafił, co nie znaczy, że jest to jedyny słuszny ranking nad rankingami. Przede wszystkim to dobra zabawa i miłe wspomnienie ubiegłego roku. Pokazuje też jak jest dobrze, gdy nie ogląda się telewizji i nie słucha radia, tylko sięga po dobre wydawnictwa.
Amen i jeszcze raz zachęcam, bo sama jestem ciekawa, jak inni oceniają 2009 w polskiej muzyce
Dominika.

06 I 2010   13:08:26

Jeśli to ma być wybór najlepszych piosenek, to dlaczego zabrakło np Reni Jusis? Bo nic nie było w radiu? Może i cała płyta się nie broni ale jest kilka doskonałych kawałków świetnie zagranych i zaśpiewanych jak np \"Ostateczne starcie\".
Bez sensu jest trochę taki ranking. Ale dla zabawy można go sobie pooglądać/posłuchać. Może coś ciekawego się wynajdzie, czego się jeszcze nie posłuchało.

1 2 »

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.