66 najlepszych polskich nagrań 2009 rokuMarcin Flint, Dominika Węcławek66 najlepszych polskich nagrań 2009 roku11. BiFF „Kolorowy świat” (z albumu „Ano”, wyd. Galapagos) To się nam Brachaczek i Fochmann postarali. Na tej liście mogłaby się znaleźć właściwie każda piosenka z albumu „Ano”. Wybieram „Kolorowy świat” za oczywistą przebojowosć i miłę skojarzenia z The Ting Tings. Jak na dancepunk to wyrafinowany kawałek, zresztą iść po najmniejszej linii oporu byłym członkom zespołu Pogodno zupełnie nie wypada. Ucho cieszy nie tylko bezlitosny syntetyczny rytm i dobra melodia, ale też pełen dystansu, ironicznego poczucia humoru, a przy tym wszystkim komunikatywny tekst. BiFF namawia do zabawy plasteliną: „Ulepmy niebo, a na nim obłoki, miękkie, puszyste jak wełniane owieczki i słońce z ciepłymi promykami, które chcą się z tobą zabawić (…) ulepmy góry, lasy zielone, ścieki, spaliny ,elektrownie jądrowe”. Brachaczek wyśpiewuje to z polotem i mocą, jakby pozazdrościła Annie Patrini. Bardzo dobry album, bardzo dobra piosenka. 10. Łąki Łan „Big Baton” (z albumu „ŁąkiŁanda” wyd. Emi Music Polska) Jeśli mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, to Łąki Łan jest zapewne z Jointplanety. Bada ześwirowanych muzykujących owadów, którym w głowie tylko funk i batony, a czasem jeszcze bzykanie, zaserwowała płytę, obok której trudno przejśc obojętnie. Nie brak tu świetnych rozbujanych piosenek, dziwnych eksperymentów i żartów ze wszelkich możliwych konwencji. W końcu mamy do czynienia z genialnymi instrumentalistami w przebraniach. Singlowy „Big Baton” pokazuje chyba pełnię szaleństwa a zarazem potęgę funkowego brzmienia zespołu. Połamane wersy, słowne wygibasy i gierki, bas który podrywa do podskoków… no i teledysk, jaki zapewne niejednego konserwatystę skonił do unikania miejskiej komunikacji w okresie wakacji. 9. Warszafski Deszcz „Tak się robi hip-hop” ( z albumu „Powrócifszy…”, wyd. Wielkie Joł) Cóż dodać – właśnie tak się robi hip-hop. A już mało kto wierzył, że Numer Raz wyrwie się z prozy życia, a Tede nie udusił się w celebryckim sosie i po dekadzie od słynnego debiutu przygotują nam coś tak dobrego. Weterani zdecydowali się na współpracę z Kixnarem, jednym z najbardziej cenionych undergroundowych producentów hip-hopowych. Z sentymentem wracają do nowojorskich klimatów z połowy lat 90. Cóż dodać – dużo basu, solidna perkusja, sampel, który chodzi po głowie długo po wysłuchaniu, chór ziomków zamiast miauczącej koleżanki w refrenie i częste wymiany na mikrofonie zamiast tyrad. Tak się robi hip-hop! 8. Maleo Reggae Rockers „Alibi” ( z albumu „Addis Abeba”, wyd. EMI) Sporo kapel reaggowych zagubiło pomiędzy Babilonem i Syjonem lekkość. Tymczasem u Maleo Reggae Rockers uśmiechnięte nuty lepią się same. Kiedy wydawało się, że „Ostrożnie” to szczyt możliwości w kwestii złamania tajemnej formuły piosenki atrakcyjnej dla wszystkich, przyszła zbrojna w przeboje „Addis Abeba”. „Alibi” łączy widoczną u Malejonka radość płynącą z życia i wyrażania się dźwiękiem oraz umiejętności Podolskiego, który banał ujmuje na tyle zręcznie, by nie męczył ucha. Ale na sukces pracuje cały zespół. Świetna realizacja pozwala wyłapać aranżacyjne bogactwo – partie gitary, bębny, syntetyczny bas, czujną sekcje dętą. Tyle, że instrumenty harmonizują tak dobrze, że słyszymy po prostu świetną piosenkę. 7. Kumka Olik „Zaspane poniedziałki” (z albumu „Jedynka”, wyd. EMI) Wiadra pomyj wylali młodzi specjaliści od nowej muzyki na tych jeszcze młodszych od nich artystów. Tymczasem Kumka Olik pokazała, że wcale nie trzeba być z Łodzi, Poznania czy Warszawy by dać bobu starym rockmanom i utrzeć nosa konkurentom szykującym się do przejęcia ich posadek. Żadnego anglojęzycznego stękania, tylko dobry tekst, choć przecież wszyscy „gramy w banały, w filmy dla gówniarzy”. Absolutny brak wokalisty pojękującego w uniesieniu „fa-na-na-naaaj”, w jego miejsce charakterny, nieco prowokujący głos pasujący do brudnych, matowych gitarowych brzmień. „Zaspane Poniedziałki” to fragment spójnego materiału, bez klubowych remiksów i zapisów jam session. Można go ponucić i przy nim pomyśleć. Nawet antyfani indie powinni posłuchać z przyjemnością. 6. Kamp! „Zen Garden” (z mini-albumu „Thales One”, wyd. Brennnessel) Gdy na koncercie Kampu! w ramach katowickiego festiwalu Nowa Muzyka publiczność domagała się powtórnego zagrania „Zen Garden”, wokalista zespołu ripostował „Nie chcemy zostać zespołem jednego przeboju” To jej nie grozi, niemniej ta piosenka to rzeczywiście przebój. Niezwykle kulturalna mieszanka mięsistego house′u, francuskiego electro i popu, ma puls, melodię, a przede wszystkim świeżość. To jak łatwo wpada w ucho i zjednuje sobie fanów, sugeruje że gdy Kamp! skończy przygotowywać pełen album, będzie mogli pożegnać na zawsze Remo, Kalwiego i Remiego, Wet Fingers i Roberta M. Czekam z wypiekami na policzkach. 5. The Car Is On Fire „Ombarrops!” (z albumu „Ombarrops!” wyd. Emi Music Polska) To jest hicior na miarę popularności, jaką The Car is on Fire cieszy sie od lat – przynajmniej w środowisku krytyków muzycznych. Wraz z wydaną w 2009 roku, trzecią płytą warszawska kapela indierockowa pokazała największym niedowiarkom, na co ją stać, a tytułowy utwór zachwyca lekkością, frywolnym podejściem do tematu i dystansem. Mamy niby taką sobie wesołą piosenkę o tym, by zawsze patrzeć na jasną stronę życia. Ale, ale, posłuchajcie tylko ile tu różnych instrumentów, instrumencików i przedziwnych „przeszkadzajek” pobrzmiewa. Głowa sama się kiwa, uśmiech nie znika z twarzy a melodia jeszcze długo sama chce się nucić. Żeby jeszcze tylko na koncertach zaśpiewali to jak należy… Na razie zwolennicy mocnych głosów musza cieszyć się rewelacyjnym studyjnym obliczem „Płonących samochodów” 4. Dick4Dick „Hollywood” (z albumu „Summer Remains”, wyd. Mystic) Pop robiony przez alternatywnych prześmiewców i starannie zapakowany w błyszczące, nowiutkie elektroniczne opakowanie. Jeżeli dla kogoś brzmi to nie przekonująco, znaczy, że nie słyszał „Hollywoodu” Dick4Dick. Zmyślnie skomponowana, dobrze napisana piosenka zaśpiewana została z tą emfazą i histerią jaka towarzyszyła często piosenkarzom w latach 80. Mogłaby się wydawać się montonna, wręcz nudna, gdyby nie zgrabne przejście w jej środku i ironiczny wymiar tekstu. Po jednym przesłuchaniu, następuje potrzeba następnych, zwłaszcza jeśli aplikujemy sobie je równolegle z patrzeniem na wideoklip. Obecność na liście przebojów radiowej Trójki, wspólna trasa z Gabą Kulka i Czesławem Śpiewa – to wszystko zasłużone. 3. Pablopavo „Jurek Mech” (z albumu „Telehon”, wyd. Karrot Kommando) W singlowym „Telehonie” Pablopavo dzwoni do nas ze snu, ale „Jurek Mech” to barwna pocztówka z ulic współczesnej Warszawy. Kawałek wystylizowany na balladę szemraną, niemniej aktualny. Jeden z wokalistów Vavamuffin w parę minut pokazuje swoje niespotykane już dziś właściwie obycie z językiem. Tytułowy Jurek jest typowym „byznesmenem” na „bujanie” – „godzina pierwsza, a on we Szwejku / popija golonko piwkiem i widzi w wejściu / kolegę, który macha łapą wielką jak schabowy księżyc / poleci wódka, czas się trochę odpieniężyć”. No i wzięli panowie „pół litra nieprawdy”. A co dalej? O tym przekonacie się słuchając rewelacyjnego albumu „Telehon”, przekonującej, autorskiej fuzji miejskiego folku, reggae, jazzu i hip-hopu. 2. Hey „Faza delta” (z albumu „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” wyd. Universal) Nowy album Hey okazał się być na tyle dobry, że wybranie tej jednej jedynej piosenki przysparza nie lada kłopotu. „Faza delta” o tyle pasuje do takiego rankingu, że odzwierciedla charakter całego wydawnictwa. Słyszymy Kasię Nosowską w świetnej formie – dobry tekst w którym zderzone są sprawy banalne z tymi trudnymi, a zwyczajne życiowe sytuacje ubrane zostały w pełne magii i uroku słowa. Są więc „gwoździe gwiazd”, które przytrzymują spadające na głowę niebo, a podmiot liryczny chce „spać, przespać rok, siedem lat, łubinowe pola, chabry śnić, bo tu nic, tylko śmierć, usychanie tkanek, rozpacz, że nie kochasz mnie”. Ma to swój czar i klimat. Do tego pulsujący bas, nadające tempo akordy gitary a to wszystko serwowane w równej proporcji z elektroniką. „Faza delta” daje z jednej strony pogląd na to w jakim kierunku zmierza teraz Hey, a z drugiej jest tą piosenką na nowej płycie najbardziej przebojową. 1. Gaba Kulka „Niejasności” (z albumu „Hat, Rabbit”, wyd. Mystic) Tu nie ma żadnych niejasności. To rok Gaby Kulki. Wydawało się, że znalezienie w Polsce drogi między świetnie napisaną piosenką autorską, jazzem i elektroniką a popem jest niemożliwe. „Brak przynależności, gdy chce jedną zyskać drugą tracę” śpiewa Kulka. No właśnie, dla wielu to problem. A jednak tym razem się udało niczego nie stracić i mnóstwo zyskać. Artystka jak tornado przeszła przez festiwale, po nich ruszyła w dużą trasę koncertową, a w międzyczasie wydała dwa bardzo dobre, sprzedające się albumy! Warto poczytać komentarze i zobaczyć jak wiele z nich zaczyna się od słów „zwykle nie słucham takiej muzyki, ale…”. Całe to błogosławione, odświeżające zamieszanie zaczęło sie od singla „Niejasności”. Ma znakomite partie pianina, wiele linijek do zapamiętania i niewyczerpane pokłady dramaturgii. Numer roku. |
Przyznam, że do Black River nie dotarłem, ale skoro tak polecacie - sprawdzę.
Cezner - Reni Jusis była w radio. Niestety. A w rankngu się nie znalazła, bo hmm... jak by to delikatnie ująć - uważaliśmy go za nudny jak flaki z olejem, fatalnie napisany, pozbawiony wyobraźni i nijak nie sankcjonujący zwrotu w karierze Reni? Właśnie przez takie regresywne do bólu wydawnictwa konwersja polskiego popu w coś dobrego (bądź przynajmniej tolerowalnego) wydaje się tak mozolna.
Dobry - Taki komplement, i to od mężczyzny - chyba powinienem się zarumienić;)
Aha, zastanawiam się czy za posądzenie mnie o choćby szczyptę sympatii do Comy można pozwać kogoś o naruszenie moich dóbr osobistych;)
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Penelope Cruz i Johnny Depp najseksowniejszymi!
— Esensja
10 najseksowniejszych aktorek 2009
— Esensja
10 najseksowniejszych aktorów 2009
— Esensja
10 najmniej seksownych aktorów 2009
— Esensja
„Przybysz” Shauna Tana komiksem roku według czytelników „Esensji”
— Esensja
„Pan Lodowego Ogrodu t.3” Jarosława Grzędowicza książką roku według czytelników „Esensji”
— Esensja
Wybieramy komiks roku - nominacje!
— Esensja
Tego słuchaliśmy, czyli najpopularniejsze płyty 2009 roku według OLIS
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
10 najważniejszych koncertów 2009 roku i coś ponadto
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jakub Stępień, Jacek Walewski
Podsumowanie muzyczne roku 2009 (2)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski
77 najlepszych polskich utworów 2010 roku
— Marcin Flint, Dominika Węcławek
W tym zestawieniu brakuje Tylko Nowej płyty Black Rivera. Black'n roll rządzi!