Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

‹City Sounds: LAMB›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław
Od9 lutego 2012
Do9 lutego 2012
WWW

„Totally amazing”
[„City Sounds: LAMB” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W brytyjskiej grupie Lamb jest coś niezwykłego. I to coś więcej niż świetne utwory albo urzekający wokal Lou Rhodes. Jakaś sceniczna charyzma, dzięki której duet zawsze porywa tłumnie przybywających i entuzjastycznie nastawionych fanów. Tak jak 9 lutego we Wrocławiu.

Michał Perzyna

„Totally amazing”
[„City Sounds: LAMB” - recenzja]

W brytyjskiej grupie Lamb jest coś niezwykłego. I to coś więcej niż świetne utwory albo urzekający wokal Lou Rhodes. Jakaś sceniczna charyzma, dzięki której duet zawsze porywa tłumnie przybywających i entuzjastycznie nastawionych fanów. Tak jak 9 lutego we Wrocławiu.

‹City Sounds: LAMB›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław
Od9 lutego 2012
Do9 lutego 2012
WWW
Wreszcie, za sprawą zdobywającego coraz większą popularność cyklu „City Sounds”, stolica Dolnego Śląska doczekała się prawdziwej gwiazdy trip-hopu. Bo choć Lamb w Polsce bywali już kilkakrotnie, to dopiero teraz trafili nad Odrę, gdzie szybko zawładnęli liczną widownią. Ale czy może być w tym coś zaskakującego, skoro do tej pory po każdym koncercie duet był wysławiany pod niebiosa, a chyba żaden z fanów nie powiedział złego słowa pod jego adresem? Dzisiaj można już mówić o swoistej samonapędzającej się machinie – melomani zawsze mają ochotę, by po raz kolejny usłyszeć na żywo choćby taki utwór jak kapitalny „She Walks” i po każdej wykorzystanej okazji ich muzyczne apetyty jeszcze wzrastają. A że Brytyjczyków to dodatkowo motywuje i póki co nie brakuje im sił do podróżowania, to nie tylko polscy słuchacze nie mają powodów do narzekań.
We wrocławskim Eterze budowanie muzycznego nastroju rozpoczęło się od występów nostalgicznego Jaya Leightona oraz zdecydowanie bardziej energicznej grupy The Ramona Flowers. Co prawda support wypadł poprawnie, ale nie ma co ukrywać, wszyscy zebrani wypatrywali sławnej triphopowej pary (na żywo Lamb to w sumie cztery osoby), a ta kazała na siebie dość długo czekać – wśród zebranych pojawiły się nawet pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Na szczęście zniknęło ono wraz z mocnym, elektronicznym otwarciem.
Ciągle zmysłowa Lou Rhodes i chłopięcy, a przy tym żywiołowy Andy Barlow zgodnie z zapowiedziami zaprezentowali materiał z ostatniego albumu, ale nie zabrakło też starszych, największych hitów: „Góreckiego”, wspomnianego „She Walks”, „What Sound” czy kawałka „Alien”. Wszystkie brzmiały trochę mroczniej i bardziej złowieszczo niż w studyjnych wersjach, ale co najważniejsze pięknie – zwłaszcza dzięki znakomitej Rhodes. Bo jeśli mocne, pulsujące beaty oraz żywe aranżacje wykorzystujące także tradycyjne instrumenty (Barlow szalejący na perkusji i skaczący po głośnikach, przykuwający uwagę kontrabas) mogły się podobać, to partie wokalne po prostu powalały. Jak choćby w utworze „Gabriel”, w którym muzycy najzwyczajniej nie przeszkadzali popisom swojej wokalistki. Podobnie intrygujący był, początkowo nieco uspokajający i tonujący nastroje, „What Sound” – naprawdę na długo zapadający w serca. Mógł to być świetny, refleksyjny finał tego triphopowego show, ale na sam koniec Lamb przygotowali potężną dawkę elektroniki. Dawkę niepozwalającą wprowadzonej wcześniej melancholii całkowicie zapanować nad przybyłymi do klubu fanami.
Niewątpliwie otwarcie nowego sezonu „City Sounds” to duży muzyczny sukces. „Totally amazing” – powiedziała w pewnym momencie Lou o wrocławskiej publiczności, a określenie to idealnie pasuje też do samych Lamb oraz ich profesjonalizmu i jakości, które Brytyjczycy wnoszą na każdą z odwiedzanych scen.
koniec
11 lutego 2012

Komentarze

11 II 2012   00:34:16

"nostalgicznego Jaya Leightona" -- który był smutny i był w czapce, i nie wiadomo, czy bardziej w czapce, czy bardziej smutny.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Bez noży, krzyży i polowań
— Michał Perzyna

Siostry na wznoszącej fali
— Michał Perzyna

Senne marzenia ciągle żywe
— Michał Perzyna

Rozpromienione oblicze
— Michał Perzyna

Krocząc sprawdzoną ścieżką
— Michał Perzyna

Mały jazzowy pożar
— Michał Perzyna

Nie tylko o rozstaniach
— Michał Perzyna

W idealnej harmonii
— Michał Perzyna

Złe wieści – dobre wieści
— Michał Perzyna

W słodkiej melancholii
— Michał Perzyna

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.