Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Man Without Country
‹Foe›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFoe
Wykonawca / KompozytorMan Without Country
Data wydania4 czerwca 2012
NośnikCD
Gatunekelektronika, pop, rock
EAN5060236631220
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Foe
2) Puppets
3) Clipped Wings
4) King Complex
5) Ebb & Flow
6) Iceberg
7) Closet Addicts Anonymous
8) Migrating Clay Pigeon
9) Parity
10) Inflammable Heart
Wyszukaj / Kup

Udręczeni, lecz całkiem przebojowi
[Man Without Country „Foe” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Bezwzględnie nie jest to przeciętny elektropopowy duet. Bo choć dokonania Tomasa Greenhalfa i Ryana Jamesa przesiąknięte są dźwiękami wygenerowanymi przez syntezatory, a w ich piosenkach dominuje smutek, melancholia i… przestrzeń, to jednak twórczość Man Without Country nie stoi w sprzeczności z dużą melodyjnością.

Michał Perzyna

Udręczeni, lecz całkiem przebojowi
[Man Without Country „Foe” - recenzja]

Bezwzględnie nie jest to przeciętny elektropopowy duet. Bo choć dokonania Tomasa Greenhalfa i Ryana Jamesa przesiąknięte są dźwiękami wygenerowanymi przez syntezatory, a w ich piosenkach dominuje smutek, melancholia i… przestrzeń, to jednak twórczość Man Without Country nie stoi w sprzeczności z dużą melodyjnością.

Man Without Country
‹Foe›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFoe
Wykonawca / KompozytorMan Without Country
Data wydania4 czerwca 2012
NośnikCD
Gatunekelektronika, pop, rock
EAN5060236631220
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Foe
2) Puppets
3) Clipped Wings
4) King Complex
5) Ebb & Flow
6) Iceberg
7) Closet Addicts Anonymous
8) Migrating Clay Pigeon
9) Parity
10) Inflammable Heart
Wyszukaj / Kup
Muzycy, którzy w czerwcu tego roku zadebiutowali albumem „Foe”, pochodzą z Walii i współpracują od 2011 roku. Zarzekają się, że ich intrygująca i zapewniająca rozpoznawalność nazwa podkreślać ma „poczucie braku przynależności”, którego odzwierciedlenie znajdziemy także w przygotowywanych kompozycjach. Co ważne, za finalne brzmienie wydawnictwa odpowiada producent i muzyk Ken Thomas, dotychczas pracujący choćby z M83, The Cocteau Twins czy Sigur Ros, co jest dość czytelną wskazówką, czego należy spodziewać się po playliście stworzonej przez Man Without Country, ale też gwarancją najwyższego poziomu doszlifowania albumu (mimo że cały materiał zarejestrowano pierwotnie w sypialni Tomasa Greenhalfa).
Poszczególne numery z „Foe” ujawniane były stopniowo już od zeszłego roku, ale tak naprawdę znakomitym wyznacznikiem charakteru longplaya jest wprowadzający, stonowany (a przy tym po prostu bardzo dobry) utwór tytułowy. Sporo w nim rozmycia i zlewania się elektronicznych dźwięków, a wokal Ryana jest stłumiony i wspomagany przez liczne pogłosy – niewątpliwie dużo w tym wszystkim shoegaze’u. W „Puppets” dochodzi nieco żywszy beat, a numer z sekundy na sekundę coraz bardziej się rozkręca – po chwili wyeksponowana zostaje dynamiczna elektronika, w tle majaczą gitary, a utwór przyjemnie kołysze. Takich mocniejszych momentów jest co najmniej kilka („King Complex”, „Migration Clay Pigeon”), a energia eksploduje zwłaszcza w kończącym „Inflammable Heart”. Ten ostatni rozpoczyna się bardzo minimalistycznie, elektroniczny motyw przewodni na starcie jest wyciszony i stłumiony, ale po około dwóch minutach uderza w słuchacza ze zdwojoną siłą – wsparty również gitarami i perkusją. Dla mnie to jeden z najlepszych kawałków na płycie. Drugi to „Ebb & Flow” – senny i delikatnie zaśpiewany. Ale tu także następuje podobne rotowanie (tyle że kilkukrotnie) tempem, mocą i zlewaniem się brzmień.
Man Without Country balansują na „Foe” pomiędzy dreampopem, synthpopem, elektro, post-rockiem czy ambientem. Cały krążek spowity jest mgłą, rozmyciem i zniekształceniami, ale nie brakuje mu melodyjności, która momentami zachęca nawet do tańca. Nieustępująca atmosfera niepokoju i tajemniczości przekłada się również na niejednoznaczne teksty Ryana Jamesa – czasem złość, częściej smutek i nieokreślona tęsknota emanują z jego wokalu, a przede wszystkim wynikają z docierających do uszu słuchaczy słów. „You are a true parasite/ And you’re the bane of my life” – usłyszymy na przykład na koniec „King Complex”, a nie jest to odosobniony nastrojowo wycinek z zebranych na płycie treści. Na płycie, której równa zawartość daje ogrom, lecz rzadko optymistycznej i do końca zdefiniowanej przyjemności.
koniec
23 sierpnia 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Bez noży, krzyży i polowań
— Michał Perzyna

Siostry na wznoszącej fali
— Michał Perzyna

Senne marzenia ciągle żywe
— Michał Perzyna

Rozpromienione oblicze
— Michał Perzyna

Krocząc sprawdzoną ścieżką
— Michał Perzyna

Mały jazzowy pożar
— Michał Perzyna

Nie tylko o rozstaniach
— Michał Perzyna

W idealnej harmonii
— Michał Perzyna

Złe wieści – dobre wieści
— Michał Perzyna

W słodkiej melancholii
— Michał Perzyna

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.