Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹City Sounds: TEAM ME›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator City Sounds
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław
Od18 października 2012
Do18 października 2012
WWW

W skandynawskim stylu
[„City Sounds: TEAM ME” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Koncert indiepopowego zespołu z Norwegii” – w moim odczuciu tego rodzaju krótki opis już powinien wystarczyć do zainteresowania słuchaczy. Kiedy dodamy, że to formacja, której pierwszą płytę uznano za jeden z najlepszych debiutów w 2011 roku, to z frekwencją w ogóle nie powinno być problemu. Jak takie rozważania mają się do rzeczywistości, pokazał wrocławski występ energetycznego Team Me.

Michał Perzyna

W skandynawskim stylu
[„City Sounds: TEAM ME” - recenzja]

„Koncert indiepopowego zespołu z Norwegii” – w moim odczuciu tego rodzaju krótki opis już powinien wystarczyć do zainteresowania słuchaczy. Kiedy dodamy, że to formacja, której pierwszą płytę uznano za jeden z najlepszych debiutów w 2011 roku, to z frekwencją w ogóle nie powinno być problemu. Jak takie rozważania mają się do rzeczywistości, pokazał wrocławski występ energetycznego Team Me.

‹City Sounds: TEAM ME›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator City Sounds
CyklCity Sounds
MiejsceWrocław
Od18 października 2012
Do18 października 2012
WWW
Oczywiście sześcioosobowy skład nie należy jeszcze do ścisłej czołówki indiepopowego nurtu. Mimo tego grupa ma naprawdę wiele do zaoferowania – mnogość żywych dźwięków, młodzieńczą energię albo romantyczno-baśniową aurę w stylu Jónsiego. A przede wszystkim łatwo wpadające w ucho kompozycje, jak najpopularniejszy z debiutanckiego albumu „Show Me”. Dziwić może zatem, że w (i tak niedużym) Klubie Łykend zjawiła się właściwie garstka wrocławian, by wysłuchać na żywo materiału z zeszłorocznego „To The Treetops”. Co ciekawe, znaczną część zabranych stanowili zagraniczni goście – najprawdopodobniej studenci, którym nazwa Team Me zdawała się mówić o wiele więcej niż naszym rodakom. Niezbyt liczne grono słuchaczy przełożyło się na dość kameralny charakter koncertu, co ostatecznie okazało się akurat jego wielkim atutem.
Kiedy po godzinie dwudziestej Norwegowie zjawili się na scenie, w Łykendzie rozbrzmiał miarowy, raczej stonowany muzyczny wstęp. Po nim artyści zaprosili siedzących przy stolikach pod scenę i na dobre rozpoczęli euforyczne i wcale niemonotonne czy przesadnie spokojne granie. Team Me nadmieniają, że czerpią inspiracje także ze skandynawskiego black metalu i choć w ich twórczości tak ciężkich dźwięków nie dostrzeżemy, to jednak łatwo zaobserwować, że młodym muzykom gitary nie służą tylko jako modne rekwizyty. Pisząc wprost: grać, i to całkiem ostro, potrafią, co udowodnili m.in. w drugiej połowie „Favorite Ghost”. Nie zmienia to faktu, że wieczór 18 października zdominowały wielowarstwowe, gitarowe utwory doprawione migotliwymi dodatkami oraz przeważnie chóralnie śpiewane (wokalnie nie udzielał się chyba jedynie perkusista Bjarne). Kolejne kompozycje konsekwentnie budowały optymistyczny i nieskazitelnie przyjemny nastrój, którego zwieńczeniem była zabawa kolorowymi balonami oddanymi w ręce publiczności. Zresztą nastrój ten nie opuścił słuchaczy także po występie – choćby podczas zbierania autografów czy nawet w trakcie opuszczania klubu. Dodać chyba należy, że najbardziej ujmującym numerem z debiutanckiego krążka Team Me pozostaje znakomity „Fool” – delikatny i marzycielski, z dużą przestrzenią i skutecznie zachęcający przynajmniej do kołysania. Większym urokiem pochwalić może się tylko odpowiadająca za klawisze Elida Inman Tjørve.
Szkoda, że jedna z wielu aren cyklu „City Sounds” nie wypełniła się po brzegi melomanami. Bo, o ile każdy z uczestników koncertu bawił się wyśmienicie, o tyle sam zespół, wchodzący i tak w ciepłą interakcję z widownią, mógł czuć się nieco rozczarowany. Wrocławianom powinno zależeć na tym, by formacje pokroju Team Me opuszczały sceny i kluby stolicy Dolnego Śląska tak samo usatysfakcjonowane, jak publiczność ich koncerty.
koniec
19 października 2012

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Na każdą kolejną płytę jazzowo-folkowego projektu Into the Roots, któremu patronuje trębacz Piotr Damasiewicz (nierzadko, a ostatnimi laty coraz chętniej sięgający także po inne instrumenty), czekam z dużą niecierpliwością. Za każdym razem zastanawia mnie bowiem, co jeszcze nowego można odkryć na eksploatowanym od dawna polu artystycznym. Trzeci album zespołu – „Świtanie” – udowadnia, że jednak można. I to całkiem sporo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
Sebastian Chosiński

10 V 2024

Po reinterpretacji dokonań twórczych Krzysztofa Komedy i Sun Ra panowie z EABS postanowili zmierzyć się z kolejną jazzową legendą – utworami zmarłego przed sześcioma laty trębacza Tomasza Stańki. Tym razem jednak wrocławski kwintet zdecydował się zmierzyć z konkretną płytą. Tak narodził się album „Reflections of Purple Sun”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mroczne zaułki Malmö
Sebastian Chosiński

9 V 2024

To najbardziej nietypowa płyta pochodzącej z Malmö Agusy. Nietypowa, ponieważ zawierająca muzykę skomponowaną do niezależnego filmu kryminalnego autorstwa Augustina Sjöberga, który jest znajomym lidera zespołu, gitarzysty Mikaela Ödesjö. I chociaż wypełnia ją ten sam co zawsze progresywny folk, musicie przygotować się na jedną, ale za to zasadniczą zmianę – utwory są znacznie krótsze, niż bywało dotąd.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Bez noży, krzyży i polowań
— Michał Perzyna

Siostry na wznoszącej fali
— Michał Perzyna

Senne marzenia ciągle żywe
— Michał Perzyna

Rozpromienione oblicze
— Michał Perzyna

Krocząc sprawdzoną ścieżką
— Michał Perzyna

Mały jazzowy pożar
— Michał Perzyna

Nie tylko o rozstaniach
— Michał Perzyna

W idealnej harmonii
— Michał Perzyna

Złe wieści – dobre wieści
— Michał Perzyna

W słodkiej melancholii
— Michał Perzyna

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.