WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Sebastian Chosiński |
Tytuł | Non omnis moriar |
Opis | Sebastian Chosiński dał się poznać czytelnikom Esensji jako autor opowiadań ("Kolberg", "Jakub Wędrowycz: Pogromca pierścienia") i wierszy ("Inferno - czwarta pieśń żałosna"). Bez dalszej zwłoki prezentujemy więc kolejne jego dzieło. |
Gatunek | SF |
Non omnis moriarSebastian ChosińskiNon omnis moriar- Chcesz mnie stąd zabrać? - zapytała Anka. - Jeśli tylko okaże się to możliwe... - odparł, szepcząc jej wprost do ucha, choć nie sądził, by żywi byli w stanie ich podsłuchiwać. - A jeśli nie? - Wtedy... - przerwał na moment, bo tak naprawdę sam nie wiedział, co może się wówczas wydarzyć - wszystko wróci do stanu sprzed mojego pojawienia się. - Czyli... znowu odejdziesz? Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie z oddali dotarł do nich odgłos nadjeżdżającego pociągu. 9. Podobnie jak wczoraj, także i tym razem, z pociągu nikt nie wysiadł. Witold, nie zrażony tym, ruszył w stronę jednego z wagonów. Ankę jakby zamurowało w miejscu. - Chodź! - zawołał. - Wiciu, ja nie mogę. - Co ty opowiadasz! - krzyknął, wściekły. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Ale dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. - Anka! - zawył niemal bezgłośnie. W tym jednym słowie zawarł tyle błagania, że nawet najtwardszy kamień musiałby pęknąć pod naporem litości. Ale nie ona. Stał już przy wagonie, wspiął się na schodki i pociągnął za klamkę drzwi, które rozwarły się zapraszająco. Dziewczyna zrobiła krok w jego kierunku. Podał jej rękę. I w tym momencie pociąg ruszył. Ich palce połączyły się jeszcze na krótką chwilę, po upływie której nie czuł już jednak w dłoniach nic. - An-ka! - całą swoją bezsiłę wtłoczył w to jedno słowo. Nie pomogło. Zawisł na schodach, bijąc się jeszcze z własnymi myślami: mógł skoczyć, ryzykując w najlepszym razie złamaniem nogi lub ręki, w najgorszym zaś życiem. Mógł też spokojnie wejść do wagonu, by za czas jakiś, dużo lepiej przygotowany, wrócić i podjąć kolejną próbę. Nim ostatecznie zdecydował, dostrzegł stojącego obok, we wnętrzu wagonu, starego konduktora. W jego twarzy, wówczas dobrotliwej, teraz czaiło się zło. - Miałeś swoją szansę, synu! - powiedział twardo, przez zęby, by po chwili kopnąć go w zmarzniętą dłoń, którą Witold przytrzymywał się poręczy. Poczuł jeszcze jak upada. Nie w śnieg, ale prosto na oblodzony beton peronu. Epilog Policjant pochylił się nad szpitalnym łóżkiem, w którym, nie zdradzając żadnych oznak życia, leżał nieprzytomny Witold. Stojący za jego plecami, ubrany w nieskazitelnie biały fartuch, ordynator chrząknął znacząco, dając jednoznacznie do zrozumienia, że czas wizyty dobiegł końca. - Nie wiem, po co tak bardzo upiera się pan przy tym, by utrzymać go przy życiu - stwierdził lekarz, kiedy obaj mężczyźni znaleźli się na pustym korytarzu. Gliniarz długo zastanawiał się, co powiedzieć. Wreszcie, ponaglony nieprzejednanym spojrzeniem doktora, wydukał: - Jest pan a b s o l u t n i e pewien, że on już n i g d y nie odzyska przytomności? - Nie jestem Bogiem, więc nie ja podejmuję decyzje - odparł zmęczonym głosem ordynator. - Zapadł w śpiączkę, z której może wyjść za dwa tygodnie, za dwa lata, a może dopiero... za dwa wieki. Zakładając, że jest nieśmiertelny... Na ostatnie stwierdzenie policjant uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym zerknął jeszcze raz przez oszklone drzwi do wnętrza sali - ciało Witolda spoczywało wciąż w tym samym miejscu. - Długo możecie utrzymywać go tak przy życiu? - spytał. - Do końca. Oficer delikatnym ruchem głowy ukłonił się na pożegnanie. Chciał już odejść, ale w ostatniej chwili zatrzymał się i odwrócił. - Jeśli przebudzi się... Nie dokończył. Lekarz wszedł mu w słowo. - Oczywiście! Zawiadomimy pana. Przytaknął i ruszył pustym korytarzem do wyjścia. Nim jednak zdążył zacisnąć dłoń na klamce, usłyszał za plecami głos lekarza. - Czy można wiedzieć, co ten człowiek zrobił? - Jest pan wierzący? - odpowiedział pytaniem oficer. - A jakie to ma znaczenie? - Proszę odpowiedzieć! - Jestem. - Bo on... być może... - zastrzegł się - znalazł drogę. - Drogę? - Do Boga. "D o B o g a" - powtórzył, ale już tylko w myśli, wychodząc na zatłoczoną ulicę. Cisza i bezruch. Nie tak Witold wyobrażał sobie t a m t e n ś w i a t. Nad jego głową straszył obdrapany sufit. Widział go, nie otwierając oczu, bo teraz już oczy nie były mu potrzebne do postrzegania. "Nie wszystek umarłem" - przekonywał, ale sam nie wiedział, kogo. Nie miał ciała, miał za to umysł - tego jednego był pewien. Umysł, przez który co rusz ktoś przechodził. Czuł się jak otwarta na oścież brama. październik 2002 |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Hot 31
— Aleksander Krukowski
Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński
Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński
Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński
Metanoia
— Sebastian Chosiński
Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński
Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński
Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński