WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Milena Wójtowicz |
Tytuł | (Nie)Szczęśliwy traf |
Opis | Urodziłam się w 1983 r (na razie przyznaję się do wieku) w Lublinie i jak na razie nie zamierzam się stąd wyprowadzać. Zdałam nową maturę, znaną jako „koszmar maturzystów” i od października przeistoczę się w studentkę socjologii. Do tej pory opublikowałam 5 opowiadań w sieci: „Bardzo czarna dziura” (Esensja, marzec 2001), „Pomyłka” (Fahrenheit i Fantazin), „Zeznanie o pewnej mutacji” (FiF), „Głupi człowieku” (FiF), „Najwspanialsi z wspaniałych” (FiF) i dwa w SF: „Wielka wyprawa małej Żaby” (SF nr 12), „Piekło i inni” (SF nr 17). |
Gatunek | fantasy |
(Nie)Szczęśliwy trafMilena Wójtowicz
Milena Wójtowicz(Nie)Szczęśliwy traf– Wyłaź – zasugerował. – Ni-nie – kupka skuliła się jeszcze bardziej. Książę sięgnął pod stół i złapał wilkołaka za ogon. – Powiedziałem: wyłaź – pociągnął. Wilkołak zaskomlał i próbował przytrzymać się podłogi. Lanfred wyciągnął go spod stołu przy akompaniamencie pazurów rysujących posadzkę. – Zzz-zostaw! Jj-ja jj-je-jestem grrroźźny! I zzz-znam ww-wieedźdź… – Wiedźmę – podpowiedział Herbert. – Wwi-edźdźmę – powtórzył wilkołak. – Wiedźmy są złe. I brzydkie. Zamieniają ludzi w żaby. A wilkołaki boją się srebra – Herbert popisał się wiedzą zaczerpniętą z bajek. – Tt-tak – gorliwie przyświadczył wilkołak. – Ona zz-zamieni ww-was w żżż-ża-a… – Żaby – dokończył litościwie książę. – To gdzie ta wiedźma? W tym momencie drzwi gospody otworzyły się z hukiem – do środka wpadła smukła osoba w czarnej pelerynie. Karczmarz schował się za przewrócony stół. Nowo przybyła cisnęła pelerynę w kąt. – Zmokłam – warknęła. – I zaraz się przeziębię. I nogi mnie bolą, bo goniłam Amadeusza. I nic mi nie wychodzi. I jestem koszmarnie głodna. I mam wszystkiego dość – wyrzuciła z siebie jednym tchem, po czym rozejrzała się po wnętrzu. – Co tu się działo? Widok był bardzo interesujący. Podłoga karczmy pokryta była resztkami szkła i rozlanym piwem. Uciekający rabusie poprzewracali krzesła. Jeden stół był przewrócony i częściowo zdemolowany. Karczmarz usiłował się za nim schować, co ze względu na tuszę nie bardzo mu wychodziło. W jednej z kałuż piwa leżał nieprzytomny opryszek. Papuga była zajęta przecinaniem knebla kawałkiem stłuczonego szkła. Przy kominku stał książę, trzymający wilkołaka za ogon i rozpromieniony Herbert. – Całkiem tu sympatycznie. Tylko powinniście zatrudnić nową sprzątaczkę – stwierdziła. – Macie tu coś do picia? – Tak, tak – karczmarz poderwał się ze swojej kryjówki. – Zaraz wszystko podam. Kobieta ostrożnie przeszła nad śpiącym osiłkiem i znalazła się tuż przy księciu. Była prawie jego wzrostu. Miała gęste, długie czarne loki i ciemne oczy. Ubrana była w czerwona szatę z kapturem i głębokim rozcięciem do kolan. Na szyi miała dziwny amulet na szerokim rzemieniu. Do skórzanego pasa przypięty był sztylet. Miała w sobie coś niezwykłego, coś czego nie można było sprecyzować, ale z całą pewnością coś było nie tak. – Puść go – zaproponowała księciu. – Jego? – książę podniósł gwałtownie skomlącego wilkołaka w powietrze. – Mógłby kogoś pogryźć. Kobieta wybuchnęła śmiechem. – On? Stokrotka nie skrzywdziłby nikogo. On się boi własnego cienia. – Stokrotka? – powtórzyli jednocześnie książę i Herbert. – Tt-tak mm-m-am nn-na immię – przyznał wilkołak. Gdyby nie to, ze cały był pokryty futrem, można by powiedzieć, ze się zaczerwienił. – M-mamusia b-bardzo lu-lubiła kwwiatki – dodał wyjaśniająco. Książę postawił wilkołaka na posadzce. Obok Herbert zwijał się ze śmiechu. Tymczasem papudze udało się pozbyć knebla. – Nędzni rabusie – krzyknęła histerycznie. – Pokłońcie się Lucilli, księżniczce Zamku Księżyca albo gińcie marnie. Kobieta przyjrzał się jej z uwagą. – Zabawna – usiadła przy stole. – Co z tym napojem? Karczmarz wybiegł zza kontuaru z kuflami, potykając się po drodze. Postawił je na stole, rozlewając przy okazji połowę. Kobieta odsunęła się od rozlewającego się po stole płynu. – Fatalna obsługa. Towarzystwo też nie najlepsze – spojrzała krytycznie na papugę, Herberta i księcia. – Stokrotka, w co ty się tym razem wpakowałeś? – Ja tylko przechodziłem – jęknął wilkołak siadając przy stole. – Tak ładnie zapachniało, że postanowiłem zajrzeć do środka. A potem… A potem jakoś tak wyszło. Chciałem wyjaśnić, ale wszyscy uciekli. Jak zwykle zresztą. – Pewnie spodziewali się, że popodgryzasz im gardła albo chociaż wyprujesz wnętrzności. – Przecież ja tego nie robię – rozpaczliwie jęknął wilkołak. – Ja nikomu nie chcę robić krzywdy. To mnie wszyscy chcą skrzywdzić – spojrzał na księcia wzrokiem kopniętego szczeniaka. Lanfred poczuł się winny wszystkich zbrodni świata. – Ja nie wiedziałem – zaczął się tłumaczyć. – W gruncie rzeczy jestem przeciwny przemocy. Gdyby nie bezsensowna agresja przekazywana młodzieży, byłoby o czterdzieści sześć procent mniej przypadków wykroczeń w młodym wieku. – Czterdzieści siedem – poprawiła wiedźma. – Słucham? – książę oderwał swoją uwagę od wilkołaka, żeby skupić się na tym co powiedziała. – Precyzyjnie mówiąc, czterdzieści siedem i jedna dziesiąta – powiedziała opróżniając w zadumie kielich. Książę patrzył na nią w osłupieniu. Herbert stracił zainteresowanie rozmową w momencie, gdy karczmarz postawił przed nim miskę gorącego gulaszu. Potrawa odwróciła też uwagę wilkołaka, który w przeciwieństwie do chłopca zażądał sztućców i rozpoczął konsumpcję w stylu, jakiego nikt w tej gospodzie nigdy nie widział. Papuga wzgardziła podsuniętym jej krakersem i usiadła na stole. – Jak zapewne wiesz… – zwróciła się do kobiety. – Zapewne nie wiem. – odparła nieznajoma. – Czego nie wiesz? – zapytała zbita z tropu papuga. – Tego co chcesz mi powiedzieć. Wiec mów. Papuga próbowała wysilić się i zrozumieć o co chodzi. Na jej dziobie pojawił się wyraz intensywnego wysiłku, który ustąpił miejsca rezygnacji. – Jestem Lucilla, księżniczka Zamku Księżyca, najpiękniejsza kobieta świata… – Papuga – poprawiła ja rozmówczyni. –… a to mój narzeczony, najwaleczniejszy książę Lanfred z Zamku Północnego – kontynuowała papuga ze stanowczym postanowieniem, żeby skończyć przemowę niezależnie od wszystkiego. – A to jego dzielny giermek Herbert. Wyruszyliśmy by ukarać czarnoksiężnika, który sprowadził mnie do takiej postaci. Uprzejmość nakazywała, żebyś ty przedstawiła się pierwsza – dodała zgryźliwie. – Iskierka, wiedźma – kobieta patrzyła na nią z wyraźnym rozbawieniem. – Stokrotkę już znacie. Herbert podniósł głowę znad miski. – Wiedźmy są brzydkie – stwierdził wyzywająco. Iskierka spojrzała na niego ciemnymi oczami. – A ja nie jestem? Herbert przyjrzał się jej podejrzliwie. – Raczej nie… – pokręcił głową. Papuga dziobnęła go w ramię. – Mówiłem, że nie masz kwalifikacji – mruknął z satysfakcja Stokrotka. Iskierka demonstracyjnie odwróciła się do niego plecami i zainteresowała się Lanfredem. – Musiałeś być, książę, bardzo niezadowolony, kiedy ktoś zmienił twoją narzeczoną w ptaszka. – Co…? – Lanfred oderwał się od rozmyślań. – Nie było mnie przy tym. To znaczy, to jeszcze nie była moja narzeczona. To znaczy… – Jak długo wy się właściwie znacie? – wtrącił Stokrotka. – Półtora dnia – usłużnie podpowiedział Herbert. – To bardzo długo – wiedźma uśmiechnęła się delikatnie. – I przez cały czas księżniczka jest ptaszkiem? – Papugą – odburknęła papuga. – Jeśli jesteś wiedźmą, to mnie odczaruj. – Nie. – Czemu nie? – zapytał książę – To świetny pomysł! – nie musiałby wędrować po jakichś pustkowiach, mógłby wrócić do swoich książek… Zaraz przypomniał sobie, że wróciłby do nich z księżniczką przy boku. To już nie wydawało mu się takie wspaniałe. – Lepiej wygląda jako papuga. Tylko mogłaby mniej mówić – odparła Iskierka. – Zmień mnie natychmiast! – zażądała papuga. – A może nie umiesz? – Umiem, tylko zaklęcia przemiany nie wychodzą mi ostatnio najlepiej – przyznała wiedźma. – Chyba trochę z nimi przesadziłam. – Ttt-trochę – mruknął pod nosem Stokrotka. – Trochę to mało powiedziane. – Nie narzekaj. I ciesz się, że masz więcej niż trzy cale wzrostu. – Za to mniej niż trzy metry – odparł z żalem Stokrotka. – A więc jesteś z Zamku Północnego – odwrócił się do księcia. – Z tego Zamku Północnego, zamieszkanego przez potomka walecznych rodów i jego zdegenerowanego syna – intelektualistę? |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski
Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady
Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula
Zasady tajemnic
— Milena Wójtowicz
Laser Alladyna
— Milena Wójtowicz
Łowy
— Milena Wójtowicz
Statystyka magii
— Milena Wójtowicz
Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz
Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz