Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Powinności Jedi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułPowinności Jedi
OpisOpowiadanie chronologicznie osadzone pomiędzy „Próbami i błędami” a „Drugą stroną Mocy”.
Gatunekfanfiction

Gwiezdne wojny: Powinności Jedi

« 1 2 3 4 5 7 »
Nessie biegła ramię w ramię ze swoim mistrzem, ocierając z twarzy wierzchem dłoni ciepłe krople tropikalnej ulewy. Za nimi Sel Thoos potykał się i zipał, wyraźnie nienawykły do wysiłku fizycznego. Za ich plecami przez szum ulewy słychać było krzyki, ryki i piski; dziewczyna całą skórą czuła narastającą wściekłość jednej i strach drugiej strony. Deszcz oddzielał ich coraz grubszą ścianą, ale kiedy w biegu zerknęła przez ramię, dostrzegła błyski wystrzałów z miotaczy i poruszające się błękitne i zielone ostrza mieczy świetlnych.
Z rozsuwanych przeszklonych drzwi do budynku laboratorium zostały tylko ramy najeżone okruchami pancernego szkła. Ostrożnie przeszli przez wybite otwory; dopiero pod dachem poczuli, że są przemoczeni na wylot. Policjant otrząsnął się energicznie, rozsiewając dookoła deszcz kropel.
Ciemnawe wnętrze wyglądało jak skrzyżowanie więzienia z halą fabryczną. Metalowe schody obok nieczynnej windy prowadziły na cztery poziomy szerokich galerii z rzędami jednakowych pancernych drzwi, w których widniały okrągłe wizjery. Pod nogami chrzęścił plastik z rozbitych probówek, betonową podłogę zaścielała warstwa odłamków pogruchotanego sprzętu, powyrzucanego z wyższych pięter. Słychać było odgłosy dalszego demolowania.
Za wskazującym im drogę, coraz bardziej przerażonym technikiem wbiegli na pierwsze piętro. W progu drzwi na wprost schodów leżało skręcone ciało niedużego Mrlssi w laboratoryjnym kombinezonie: zabity ciosem czegoś ciężkiego w głowę wciąż przyciskał do piersi hermetyczny pojemnik z probówkami. Z sąsiednich drzwi wyjrzał uzbrojony w łom jaszczur, wizgnął ostro, uderzył ogonem w podłogę i zaatakował. Ostrze miecza Qui-Gona rozpołowiło prymitywną broń, zaskoczony napastnik cofnął się, przepuszczając ich, ale już nadbiegali inni. Jeden, uzbrojony w miotacz, strzelił, na szczęście niecelnie – ładunek trafił w metalową poręcz, bryzgając snopem iskier.
– Nes, idź za Thoosem, ja ich tu zatrzymam! – Jinn ostro machnął ręką, wyrwana Mocą broń pokoziołkowała za balustradę, jednocześnie Wookiee warknął coś, co brzmiało jak „urrw” i wypalił ze służbowego miotacza, trafiając gada w pierś. Pozostałych Mzarich rozjuszyło to jeszcze bardziej, w braku broni palnej zaczęli ciskać wszystkim, co było pod ręką. Jedi wyciągnął otwartą dłoń, odpychając pociski w locie, jednak to nie zniechęcało atakujących.
Nessie wbiegła za Neimoidianinem piętro wyżej. Tu wszystkie drzwi były zamknięte, najwyraźniej zwarcie dotyczyło tylko jednego poziomu. Pomieszczenie, którego szukali, znajdowało się w głębi, za szybem nieczynnej windy. Wycięcie w solidnej grodzi mieczem świetlnym otworu umożliwiającego przejście trwało długą, nerwową chwilę. Wreszcie kawał metalu dał się wepchnąć do wnętrza.
– Jest tam kto? Wychodźcie!
W wyciętym otworze pojawiła się młodziutka Twi’lekanka, za nią dwie Mrlssi i niebieskoskóra n’Lyehi’ii, taszcząca z wysiłkiem spory termos.
– Proszę, pomóżcie mi! Nie mogę zostawić tych komórek, właśnie zaszła wyjątkowo korzystna mutacja, która o trzydzieści procent podniesie ich zdolność do…
– Ja wezmę – zaofiarował się Sel Thoos.
– Pakowaliśmy je właśnie, ta ewakuacja była tak nagła, i wtedy to zwarcie… – kobieta zaczęła chaotycznie gestykulować uwolnionymi od ciężaru rękami. Podskoczyła z krzykiem, kiedy na niższym poziomie rozległ się wybuch i konstrukcja galerii zachwiała się nieco.
Po schodach wbiegli Wookiee i Qui-Gon.
– Warrriazi! Komprretnie nienorr…
– Rzucili granatem w dolną część schodów, ledwie zdążyliśmy uciec – wyjaśnił szybko Jedi. – W ten sposób oni są odcięci na tamtym poziomie, a my na tym.
– To krretyni – warczał policjant. – Jarrk my terraz zerrdziemy?…
Qui-Gon ogarnął spojrzeniem grupkę ewakuowanych.
– Poczekajcie chwilę. Nes, za mną. – Wyłączył miecz, wskoczył na barierkę i wspaniałym saltem zeskoczył na sam dół, wywołując zduszony pisk jednej z laborantek. Padawanka poszła w jego ślady, stanęła pod galeryjką i odbijała ciskane przez Mzarich fragmenty sprzętu laboratoryjnego. Jinn skoncentrował się, wyciągnął rękę… Twi’lekanka uniosła się w powietrze i łagodnie spłynęła na dół przy akompaniamencie wystraszonych pisków. Następne były drące się przeraźliwie Mrlssi, zaciskająca kurczowo powieki n’Lyehi’ii, pojękujący technik, a na koniec policjant, który jeszcze w locie usiłował strzelać do jaszczurów.
Wybiegli z budynku w rzęsistą ulewę: Qui-Gon na przedzie, Nessie z policjantem w straży tylnej. Mrlssi nie byli rasą stworzoną do szybkiego biegu i dziewczynie, dostosowującej kroki do ich tempa, wydawało się, że wloką się niemal noga za nogą. Na szczęście Mzari chwilowo nie ścigali ich.
Rozrzucone po rozległym terenie budynki instytutu tworzyły niemal labirynt. Neimoidianin wskazywał im krótszą drogę na lądowisko. Odetchnęli, bo w zasięgu wzroku nie było widać żadnych jaszczurów; zwolnili tempo i zamiast biec szli teraz wyciągniętym krokiem. Ulewa szumiała w roślinności na skwerach, grzmoty rozlegały się nieco rzadziej, ale burza nie przycichała.
Byli już całkiem blisko portu, kiedy wybiegając zza kolejnego zakrętu zobaczyli na końcu uliczki grupkę Mzarich, która natychmiast zaatakowała. Błysnęły smugi strzałów z miotaczy, na szczęście niecelnych. Qui-Gon jednym spojrzeniem ocenił dzielącą ich odległość, potem popatrzył na wyczerpanych, tulących się do siebie naukowców w przemoczonych ubraniach.
– Zaprowadź ich na statek – rozkazał Nessie i ruszył na spotkanie napastników, odbijając wystrzały zielono świecącym ostrzem.
Dziewczyna zdławiła rozpaczliwe „Mistrzu!…” i popędziła cywilów do biegu, osłaniając ich mieczem przed zabłąkanymi strzałami. Coś z kłębiących się w niej uczuć musiało odzwierciedlić się na twarzy, bo policjant pocieszająco klepnął ją w plecy wielką, futrzastą łapą.
– Nie marrrtw wię, przerrcież on irrch pokrroi na kawarrrki!
Nie tłumaczyła mu, jakie szanse ma jeden Jedi przeciwko dziesięciu miotaczom. Biegli w strugach wody, coraz wolniej, bo naukowcy potykali się i słabli. Kolejne zakręty odcięły ich od toczącej się walki. Nessie miała wrażenie, że ten bieg trwa kilka razy dłużej niż ich marsz po wylądowaniu. Podtrzymywała za ramię opadającą z sił niewielką Mrlssi, zagrzewała do większego wysiłku dyszącego Neimoidianina. Kiedy wreszcie stanęli przed ogrodzeniem lądowiska, przez chwilę nie mogła uwierzyć, że to już. Nie było czasu na szukanie bramy, wycięła w blaszanym płocie przejście mieczem i przedostali się na rozległą, betonową płytę, na której w oddali majaczyła zamazana przez deszcz szara sylwetka statku.
Nessie pozwoliła sobie wreszcie na spojrzenie wstecz, szukając w perspektywie znajomej wysokiej postaci, choć wiedziała, że sama siebie oszukuje – gdyby mistrz się zbliżał, wiedziałaby o tym bez pomocy wzroku. Miała szaleńczą chęć zawrócić, pospieszyć mu z pomocą… przecież ewakuowani są już na lądowisku, co im się może teraz stać?…
Miałaś ich zaprowadzić na statek.
W oddali po prawej ukazali się ludzie biegnący od głównej bramy rozciągniętą grupą. Na jej tyłach widać było błękitne i fioletowe błyski mieczy świetlnych. Nessie wyczuwała panikę tłumu, nic nowego, od samego początku byli przerażeni… jednak to, co wyczuła ze strony pozostałych Jedi…
– Do statku! Biegiem! Już niedaleko! – krzyknęła do naukowców głosem, który jej samej zjeżył włoski na karku, i pędem rzuciła się, bo dołączyć do obstawy chroniącej uchodźców. Dopadła Anakina i Cranberry i stanęła w szyku z nimi akurat na czas, by stawić czoła nowemu zagrożeniu.
Uciekających cywili nieubłaganie doganiało kilka drewnianych wozów zaprzężonych w krępe, brązowe zwierzęta z wygiętymi do dołu rogami – jakąś miejscową odmianę bydła. Ani ciężkie wozy, ani ciągnące je bawoły nie były przystosowane do rozwijania dużej prędkości, ale powożący Mzari wymuszali ją bezlitośnie, smagając zwierzęta długimi biczami. Wozy rozwinęły szyk oskrzydlający; na każdym jechało po kilka jaszczurów, ciskając w stronę biegnących jakieś własnej roboty ładunki wybuchowe na kształt prymitywnych granatów. Kilku miało miotacze, ale strzelali sporadycznie, najwyraźniej wyczerpywały im się magazynki. Wookijska policja odpowiadała ogniem, jednak nie było łatwo celować w biegu i w strumieniach deszczu.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

« 1 2
14 XII 2010   01:09:27

Bez szału, ale daje rade.

06 I 2011   16:33:06

"Bez szału, ale daje rade."

Przepraszam, ale w którym momencie to opowiadanie „daje radę”? Tekst nawet nie przeczytany po raz drugi przez autora. Zamieszczenie tego opowiadania nie tylko źle świadczy o autorze ale także o braku filtru redakcyjnego (ewentualnie o jego złym działaniu). Konstrukcja scen walk jest z gatunku jak nie powinno się ich pisać i nawet rycerze jedi nie są w tej konkretnej sprawie żadnym wytłumaczeniem.

06 I 2011   18:00:26

A jakieś konkrety?

06 I 2011   20:53:13

Odniosę się tutaj tylko do samego pojedynku z końca opowiadania, o części innych aspektów tego opowiadania było już w innym poście.
Ile tak naprawdę ważyła jeżeli postać potrafi nią kręcić młyńce, zastawiać się i markować ataki jednocześnie „była o wiele szybsza” jak ją straciła ?
Rzucanie bronią która nie jest do tego przystosowana (jak filmowe rzucanie mieczem tak aby nadbiegający przeciwnik nadział się na ostrze).
Rzucanie połową broni – ze środkiem ciężkości umieszczonym na przedzie tak aby się nie obrócił w powietrzu ?
Jaszczur to miał pancerz tylko od parady.
Ataki z wyskoku na uzbrojonego przeciwnika. No tak szybkość jedi. To po co walka halabardą przecież bez było by dla bohaterki o wiele skuteczniej ?
„Lądując na ziemi, zdążyła jeszcze podnieść swoją broń, jednak nie zdążyła się zasłonić i dostała w udo okutym końcem. Na szczęście jaszczur nie zdążył nabrać pełnego zamachu i kolce zamiast wbić się w mięśnie, rozszarpały tylko nogawkę spodni i skórę. Płytko, ale dosyć boleśnie.” – Walczyli na tępą broń ? To było trafienie w udo czy tylko w spodnie na nodze ?
Jedna noc treningu i już mistrzyni we władaniu całkowicie obcą bronią ? A może w akademii jedi uczą się walczyć na każdą możliwą broń ? Uczyć się walczyć, a walczyć przeciwko komuś co całe życie walczy na śmierć i życie daną bronią to dwie różne rzeczy.
Pojedynek to nie jest seria nieskoordynowanych działań w szczególności w starciu z kimś kto potrafi walczyć.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Żołnierzyki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiazdka Semiramis
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Kraina podwórek
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.