Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Krakon 2005›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator GGFF, KGK, KKMF „Dżabbersmok”
CyklKrakon
MiejsceKraków
Od10 lutego 2005
Do13 lutego 2005
WWW

Od świtu do zmierzchu

« 1 2 3 4 »

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od świtu do zmierzchu

Spóźniłam się parę minut i drużyny były już sformowane, więc ku swojemu żalowi nie mogłam być w ekipie Miśka Cholewy. Dołączyłam do jakichś nieznanych mi ludzi – szło nam tak sobie. Do pokazywania były hasła w kategorii „osoby i zwierzęta”, „wyrażenia” oraz „inne”; oczywiście zgodnie z tytułem konkursu, wszystkie związane były z mitologią, przeważnie grecką, choć nie tylko, np. „młot Thora”. W kolejnych turach musieliśmy na zmianę pokazywać i rysować, co było przyjemnym urozmaiceniem, choć nie powiem, żeby ułatwiało.
„W oficjalnych wsytąpieniach należy uważać, czy za nami nie ma jakichś rzeczy”<br><i>rys. Agnieszka Szady</i>
„W oficjalnych wsytąpieniach należy uważać, czy za nami nie ma jakichś rzeczy”
rys. Agnieszka Szady
Konkurs miał trwać 1,5 godziny, ale po godzinie było jasne, że nie mamy szans na wygraną, więc się pożegnałam i poszłam na warsztaty „Sztuka oratorska”, na których bardzo mi zależało. Prowadząca je Anna Pieczara udzieliła nam mnóstwa porad związanych z przemówieniami publicznymi. Niektóre już znałam, a niektóre nie, na przykład, że trzeba się starać mówić niskim głosem, oczywiście bez popadania w przesadę. Na koniec spytała, kto się zgłasza na ochotnika do przeprowadzenia pewnego ćwiczenia. Zgłosiłam się. Anna kazała mi wygłosić trzyminutowy wykład na temat wpływu faz księżyca na życie seksualne białych króliczków. Lekko zdębiałam, ale natychmiast zebrałam władze umysłowe, stanęłam za biurkiem jak za katedrą i zaczęłam wczuwać się w wykładowcę przemawiającego do studentów. Wymyśliłam nawet jakieś nazwiska badaczy i daty. Poszło mi świetnie, choć mówiłam odrobinę za szybko (to ze stresu). Potem zgłaszali się – lub zostawali wyciągani – kolejni ochotnicy: czarnowłose dziewczę w czerwonej sukni o kroju kojarzącym mi się z Anią z Zielonego Wzgórza wcieliło się w mówczynię na zebraniu związku zawodowego sprzątaczek, chłopak o jezusowatym wyglądzie był księdzem i wygłaszał kazanie na temat szkodliwości RPG, a blondynka w bluzce bez rękawów miała przedstawić nowy typ długopisu na posiedzeniu władz firmy.
Po zakończeniu warsztatów poszłam na prelekcję Andrzeja Pilipiuka „Historia kar i tortur”. Sala oczywiście była wypełniona po brzegi, ale głównie przy drzwiach, więc kiedy starając się nie deptać po ludziach przedarłam się na sam przód, miałam wystarczająco dużo miejsca. Andrzej pokazywał slajdy przedstawiające różne rodzaje tortur i egzekucji i opowiadał, które były stosowane w jakich okolicznościach. Opowieść ubarwił anegdotą z własnego życia o tym, jak z kolegą sprawdzali działanie tortury liny na młodszym bracie jednego z nich. (Tortura liny to jest to, co Sapkowski opisuje na początku „Sagi o wiedźminie”, kiedy to Jaskra wieszają za wykręcone ręce).
Następnie miała być prelekcja niejakiej Katali „Ortodoksi, szaleńcy, święci i twardziele”, bardzo interesująco opisana w informatorze, ale z powodu nieobecności autorki została odwołana, więc przyłączyłam się do Pawelców, Sokołów i Studniarków, udających się na obiad do hiszpańskiej restauracji w centrum handlowym „Plaza”. Rozmawialiśmy bardzo przyjemnie o wpadkach w gotowaniu, wpływie genetyki na kolejność zaplatania palców, systemach komputerowych ze szczególnym uwzględnieniem „problemu pięciu filozofów” i innych rzeczach.
Wróciliśmy na 20.00 – tamci poszli na prelekcję Piotra W. Cholewy, a ja na Artura Drzewieckiego, opowiadającego o tym, dlaczego wojowniczki mogą istnieć tylko w książkach fantasy. Byłam już kiedyś na podobnej prelekcji, więc nie dowiedziałam się nic nowego, a Artur, niestety, ma dość usypiający sposób mówienia, więc po jakimś kwadransie przeniosłam się na wykład PWCa. Akurat się rozpoczynał, bo był spóźniony z powodu kłopotów z podłączeniem rzutnika.
PWC opowiadał o życiu i twórczości niejakiego Raya Harryhausena – słynnego twórcy efektów specjalnych za pomocą animacji poklatkowej. Słowo „twórca” nie oznacza, że on je wynalazł, ale za to doprowadził do perfekcji. Zaczęło się od tego, że jeszcze przed wojną jako nastolatek obejrzał „King Konga” i tak się nim zachwycił, że kupił kamerę i zaczął robić własne animacje w garażu rodziców, głównie dinozaury. PWC pokazał nam młodzieńcze dzieła Raya – były dużo lepsze od efektów specjalnych w ekranizacji „Wiedźmina”, co w sumie nikogo nie zdziwiło. Potem obejrzeliśmy fragmenty filmów, w których robił dinozaury, potwory, gigantyczne pszczoły, ożywione szkielety i tym podobne efekty, i muszę powiedzieć, że nawet w dzisiejszych czasach, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do perfekcyjnych efektów komputerowych, robią one duże wrażenie – a nawet może większe, skoro mamy świadomość, ile pracy to wymagało. Na przykład nie mogę sobie wyobrazić, jakiej staranności wymagało wstawienie do filmu animacji szkieletu walczącego na miecze z Sindbadem.
Potem chciałam iść na Mroczny Konkurs Star Wars (tak był określony w programie), ale został przesunięty o godzinę, więc udałam się na prelekcję Marcina Przybyłka, autora opowiadań o gamedecu, na temat psychologicznych różnic między kobietami i mężczyznami. Prelekcja była bardzo interesująca, część rzeczy wiedziałam, ale dowiedziałam się sporo nowych, szczególnie o tym, jak odmiennie mężczyźni i kobiety traktują rozmawianie. Dla mężczyzn rozmowa jest wymianą informacji, a dla kobiet – byciem z kimś. Prelegent stwierdził, że największą obelgą dla kobiety jest to, jeśli mężczyzna nie podzieli się z nią troskami, a znów facet może czuć się zlekceważony, kiedy kobieta w najlepszej wierze na jego skargę, że nie spał całą noc, odpowie, że ona często też nie śpi po całych nocach. Na koniec Marcin przeszedł do mowy ciała i wyjaśniał znaczenie oraz pochodzenie rozmaitych sposobów stania i siedzenia.
Parę minut przed końcem prelekcji wyszłam, żeby zdążyć na ten konkurs starwarsowy, jednak kiedy dotarłam do właściwej sali, okazało się, że organizatorzy jeszcze coś w środku robią, wyglądało na to, że dekorują. Sami też byli udekorowani, to znaczy ucharakteryzowani w sposób, który bynajmniej mi się z „Gwiezdnymi wojnami” nie kojarzył, ale wyjaśniono mi, że to z komiksu o Sithach. Miałam złe przeczucia co do pytań, ale postanowiłam zaryzykować. Czekałam cierpliwie pod salą, choć mogłam pójść na prelekcję „Afrodyzjaki w chińskiej tradycji kulinarnej”. Oprócz mnie było tylko dwóch uczestników, ale czekanie ich znudziło i gdzieś sobie poszli, dlatego, kiedy organizatorzy w końcu otworzyli salę, przez pewien czas wyglądało na to, że wygram walkowerem. Poszli jednak łowić po salach i korytarzach potencjalnych uczestników i widzów i udało im się nazbierać chyba z osiem osób.
Konkurs był przygotowany wspaniale, byłam pełna podziwu dla wysiłku, który chłopcy włożyli w zrobienie atmosfery. W sali było ciemno, paliły się tylko świeczki ustawione półkolem przed stolikiem przykrytym ciemną materią. W drugim kącie stał inny stolik, osłonięty pogniecionym papierem pakowym wyglądającym jak skała; zza papieru dobiegał poblask światła padającego z komputera, na którym pomocnicy orgów puszczali muzykę z „Gwiezdnych wojen”. Krzesełka były ustawione w równych rzędach, tworząc widownię, a pod sufitem zawieszono płachty białej fizeliny, co w półmroku wyglądało trochę jak jaskinia. Organizatorzy mieli na sobie czarno-czerwone szaty z kapturami, twarze pomalowane na czerwono z przyklejonymi do policzków zwisającymi kawałkami czerwonego plastiku, co moim zdaniem upodabniało ich do morsów, jednak wszystko razem wzięte wyglądało bardzo klimatycznie.
<i>fot. Agnieszka Szady</i>
fot. Agnieszka Szady
Usiedliśmy na krzesłach, główny Sith zasiadł za biurkiem, jeden ze strażników stał z boku (z czarną lagą owiniętą częściowo czymś czerwonym), a drugi stanął obok szefa i zaczęli uroczystymi głosami odczytywać dialog, z którego wynikało, że starożytna wiedza ginie, wśród Sithów grozi rozłam i w ogóle jest źle. Na koniec przełożony polecił: „Wprowadźcie adeptów!” i strażnik podszedł do nas, pytając szeptem, kto zamierza brać udział w konkursie. Zgłosiły się dwie czy trzy osoby; ja stwierdziłam, że nie wystartuję z przyczyn ideologicznych, ale w końcu dałam się namówić. Stanęliśmy rządkiem przed stołem Sitha; czułam się trochę tak, jakbym miała brać udział w jakimś rytuale satanistycznym. Mroczny lord zaczął nam zadawać pytania wzięte z komiksu „Tales of the Jedi”. Trzeba przyznać, że atmosfera wyszła im świetnie. Jednak w trzech kolejnych rundach nikt nie odpowiedział ani na jedno z pytań i organizator trochę się załamał. Powiedział, że zmienia formułę konkursu i będzie pytał z filmów. To spowodowało, że od razu zgłosiły się cztery kolejne osoby. Biedny lord Sith musiał wymyślać pytania z marszu, co spowodowało, że wkrótce z wysiłku spocił się cały tak, że zaczęła mu się odklejać charakteryzacja. Parę osób zrezygnowało, bo jakoś im nie szło, i w końcowej rozgrywce zostałam tylko ja i jakiś chłopak. Wygrałam konkurs. Szkoda mi było organizatorów, bo tak się napracowali, żeby stworzyć te dekoracje i przygotować 120 pytań z komiksu, a tu taka klapa… Powiedzieli jednak, że zrobią go znowu na Imladrisie.
Swoją drogą, przypadek ten nasunął mi pytanie o przyszłość konkursów gwiezdnowojennych – wydaje się, że podział tematyczny tego typu, jaki próbowali zastosować chłopcy, jest jedynym wyjściem, bo nikt już nie jest w stanie zapamiętać wszystkich szczegółów z filmów, książek, komiksów i gier – a jednocześnie zbytnia specjalizacja powoduje, że mniej ludzi może w danym konkursie wystartować. Tutaj pewnie byłoby więcej chętnych, gdyby nie późna pora, MidMad jednak powiedziała mi później, że chłopcy sami sobie taką godzinę wybrali.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.