Sylwester z Masajami. Z pamiętnika pilotaĆmy latały wokół lampy naftowej, a małe nietoperze – wysoko nad naszymi głowami. Niebo w Afryce jest jakby niżej. Gwiazdy na nim są piękne. Jest ich tak wiele i wydają się być tak blisko, że wystarczy wyciągnąć rękę, by uchwycić jedną z nich. Gapiliśmy się wszyscy do góry i każdy myślał o swoich marzeniach… Może o swoim życiu? Może o planach na przyszły rok? Ja myślałam o tym, jak dobrze się czuję tutaj… Jak dobrze poczuć się jak w domu.
Iwona GrabowskaSylwester z Masajami. Z pamiętnika pilotaĆmy latały wokół lampy naftowej, a małe nietoperze – wysoko nad naszymi głowami. Niebo w Afryce jest jakby niżej. Gwiazdy na nim są piękne. Jest ich tak wiele i wydają się być tak blisko, że wystarczy wyciągnąć rękę, by uchwycić jedną z nich. Gapiliśmy się wszyscy do góry i każdy myślał o swoich marzeniach… Może o swoim życiu? Może o planach na przyszły rok? Ja myślałam o tym, jak dobrze się czuję tutaj… Jak dobrze poczuć się jak w domu. Było już późno. Wróciliśmy z safari po osiemnastej. Wszyscy zmęczeni, ale jednak podekscytowani. Przecież dzisiaj ostatni dzień 1999 roku!!! Szybki prysznic z wiadra pod drzewem, zmiana garderoby na sylwestrową, czyli wrzucenie na siebie czystej pary spodni i świeżej koszuli z flaneli :) Nasz kucharz już nie mógł się doczekać dzisiejszego wieczoru. Przecież przygotował dla nas specjalne danie według polskiego przepisu – kapusta z mięsem i zupa pieczarkowa, a na deser ciasto marchwiowe. Kolację jedliśmy, jak zwykle, pod gołym niebem. Ćmy latały wokół lampy naftowej, a małe nietoperze – wysoko nad naszymi głowami. Niebo w Afryce jest jakby niżej. Gwiazdy na nim są piękne. Jest ich tak wiele i wydają się być tak blisko, że wystarczy wyciągnąć rękę, by uchwycić jedną z nich. Gapiliśmy się wszyscy do góry i każdy myślał o swoich marzeniach… Może o swoim życiu? Może o planach na przyszły rok? Ja myślałam o tym, jak dobrze się czuję tutaj… Jak dobrze poczuć się jak w domu. Ognisko paliło się już dosyć długo. Przysunęliśmy się bliżej, zrobiło się ciepło i miło. Każdy ściskał w ręku aluminiowy kubek z whisky, czekaliśmy na Masajów. Nadeszli. Wyłonili się z ciemności jak dzikie koty. Nikt nie słyszał ich kroków. Przyszli chyba wszyscy wojownicy z wioski. Było z nimi również kilka dziewcząt, młodych i powabnych. Zaczęło się… Tańczyli wokół ognia jak dumni rycerze. Gospodarze i władcy tej ziemi. Śpiew Masajów jest przejmujący i tak głęboki, że zapomina się o wszystkim, co się dzieje wokoło. Masajowie podobno potrafią naśladować każdy dźwięk sawanny! A nasi w tej chwili polowali na lwa, pieścili swoje narzeczone, chwalili swoich starców i dzieci, a przede wszystkim – dziękowali Bogu za swoje bydło. Wszyscy przenieśliśmy się do krainy tych dumnych ludzi. W myślach tańczyliśmy z nimi i wydawało nam się, że rozumiemy, o czym śpiewają. Przedstawienie, niestety, skończyło się. Trwało ponad godzinę, ale dla nas jakby czas się zatrzymał w jednej pieśni. Usiedliśmy razem. Masajowie zmęczeni, zdyszani. Ogień mrugał na ich spoconych czołach. Teraz nasza kolej. Było mi trochę wstyd, że nie mogę sobie przypomnieć żadnej z naszych pięknych polskich pieśni. Zresztą nasze wcale nie pasują do Afryki. A może? By zrewanżować się, zaintonowałam „Szła dzieweczka do laseczka”. Cała grupa Polaków zaczęła śpiewać. Whisky nam trochę pomogła. Później stokrotka… i harcerz… i płonie ogień… i szumią knieje. Było cudownie i zabawnie. Masajowie próbowali powtórzyć po nas parę słów, ale nie dali rady. Śmialiśmy się razem. Prawie zapomnieliśmy o godzinie dwunastej. Oprócz Jacka, który zniknął w ciemnościach i zrobił nam niespodziankę. Chwilę po dwunastej rozszalały się fajerwerki. Tym uczyniliśmy największą frajdę naszym Masajom, sobie zresztą też. Rozświetliły całą okolicę i wydawało się, że afrykańska noc ma jeszcze więcej gwiazd, niż zwykle. Wypiliśmy jednego afrykańskiego szampana. Życzenia, uściski, tańce. Bawiliśmy się do godz. 2 nad ranem. Przywitaliśmy powtórnie Nowy Rok, ten polski. Miło, że bywają różne strefy czasowe na naszej Ziemi. Siedziałam wpatrzona w ogień, sawanna tańczyła odgłosami. Pomyślałam, że byłabym najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdybym mogła podzielić się taką Afryką z tymi, których kocham. Może kiedyś? 1 października 2003 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Ależ dziwne rzeczy publikowaliśmy 10 lat temu...