WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | ŚKF |
Cykl | Eurocon |
Miejsce | Cieszyn / Český Těšín |
Od | 26 sierpnia 2010 |
Do | 29 sierpnia 2010 |
WWW | Strona |
Epidemia zwiędłych penisów w sali NostromoAgnieszka ‘Achika’ SzadyEpidemia zwiędłych penisów w sali NostromoPrelekcja „Jak zobaczyć wysokie napięcie” została zastąpiona prelekcją „Okiełznane halucynacje”, z czego bardzo się ucieszyłam, bo prąd elektryczny niespecjalnie mnie interesuje, a złudzenia wzrokowe owszem. Prelegent miał starannie przygotowaną prezentację, pokazującą znane i mniej znane złudzenia optyczne. Na przykład kółka w żółto-niebieskie prążki, które wydają się obracać, spiralę, będącą tak naprawdę koncentrycznymi okręgami, papierowego smoka, który siedzi na oknie i wydaje się wodzić głową za przechodzącym widzem (smoka można sobie ściągnąć z internetu, wydrukować i skleić, a zjawisko wykorzystuje fakt, że człowiek twarze i pyski odruchowo interpretuje jako powierzchnie wypukłe, tymczasem łeb figurki jest wklęsły). Były figury niemożliwe, Escherowskie schody, żółty i niebieski prostokącik sunące po czarno-białych pasach, co dawało złudzenie, że nie posuwają się równocześnie (animacje pokazywały, jak przy zastępowaniu tła obojętną szarością ruch natychmiast postrzegamy inaczej), znak graficzny który w zależności od kontekstu stawał się 13 albo B, czarno-białe plamy, w których ludzkie oko natychmiast rozpoznaje twarze, czego nie potrafi nawet najdoskonalszy program komputerowy. Usłyszeliśmy też złudzenie słuchowe: dźwięk opadający w nieskończoność. Były także pokazane sztuczki oparte na perspektywie – co ciekawe, widzenie perspektywy jest podobno uwarunkowane kulturowo i dzieci z afrykańskich wiosek zupełnie inaczej te obrazki postrzegają. Sobotę rozpoczęłam od wysłuchania po angielsku wygłoszonej prelekcji Michała Lisieckiego „Efekty specjalne w kinie – stulecie magii”. Podobnie jak poprzedniego dnia Michał był znakomicie przygotowany, trochę może za cicho mówił i za mało frontem do sali, ale siedziałam w pierwszym rzędzie, więc nie przeszkadzało mi to. Na początku pokazał pierwszy film z pociągiem wjeżdżającym na stację i powiedział, że wtedy kino samo w sobie było efektem specjalnym. Obejrzeliśmy też film z 1895 „Egzekucja Mary, królowej Szkotów”, trwający niewiele dłużej niż wymówienie jego tytułu na głos. Ścinana monarchini zostaje tam zastąpiona manekinem, który układa się nienaturalnie, mając zapadnięte plecy, a statyści w tle zmieniają miejsca, ale wtedy na takie drobiazgi nie zwracano uwagi. W 1903 nakręcono „Wielki napad na pociąg” – pierwszy film z efektami specjalnymi ORAZ fabułą. Najpierw bandyci rabują pocztę, a za oknem przejeżdża pociąg, a potem akcja ma miejsce w wagonie towarowym, przez którego uchylone drzwi widać przesuwający się pejzaż. Było to osiągane za pomocą zasłaniania części pola widzenia kamery specjalnie przyciętym kawałkiem tektury i naświetlania filmu dwa razy. W tym filmie również po raz pierwszy zastosowano pirotechnikę oraz częściowe kolorowanie kliszy przy wybuchach i strzałach z pistoletu. Michał pokazał nam schematy wyjaśniające sposób działania bluescreenu, wielką drukarkę optyczną służącą do nanoszenia napisów na kliszę, oraz różne fragmenty starych filmów z animowanymi poklatkowo potworami i szkieletami. Ponieważ technika poklatkowa (stop-motion) daje efekt nieco „rwanego” poruszania się postaci, po kilkudziesięciu latach wprowadzono udoskonalenie nazwane go-motion, które powoduje rozmycie ruchu i przez to większy realizm. Użycie komputerów nie zabiło animacji poklatkowej, czego się obawiano, lecz ulepszyło ją – w dawnych czasach animatorzy dopiero po wywołaniu kliszy dowiadywali się, czy nie schrzanili jakiegoś drobiazgu wymagającego powtórzenia całego ujęcia. Matte painting, czyli domalowywanie części tła na ustawionej przed kamerą szybie, było użyte m.in. w „Przeminęło z wiatrem”, a Fritz Lang w „Metropolis” używał dość skomplikowanej konstrukcji z luster, żeby wpasować małe figurki statystów w panoramę futurystycznego miasta. Obecnie często maluje się elementy krajobrazu w Photoshopie. 1956 – „10 przykazań” – najdroższy trick w tamtych czasach: 10 milionów dolarów wydano na sfilmowanie rozstąpienia się Morza Czerwonego. Zbudowano gigantyczne zbiorniki z wodą, którą następnie wylano i wmontowano ją wstecz. Ciekawostki: – w „Odysei kosmicznej 2001” statki i stacje kosmiczne były autentycznymi, niewykorzystanymi projektami NASA; – „Sokół Millennium” został wykorzystany w „Blade Runnerze” jako fragment budynku; – efekty komputerowe w filmie „Tron” (1982) były w całości programowane ręcznie, cyferka po cyferce; – 1985 – pierwsza w całości animowana komputerowo postać: rycerz wyskakujący z witraża w filmie „Piramida strachu”; – 1989 – „Abyss” – pierwsza komputerowa twarz (z wody). Potem zajrzałam na chwilę na spotkanie z Andrzejem Sapkowskim. Stwierdził on, że bohater jest masztem namiotu powieści, którego śledziami są postaci drugoplanowe. Zapytany, czy saga husycka jest wyrazem jego sympatii do Czechów, odparł, że jest to wyraz jego uznania dla husytów, bez których nie byłoby reformacji i „siedzielibyśmy dzisiaj brudni w jaskiniach i modlili się”. Ale jakoś mnie to spotkanie nie wciągnęło, więc przeniosłam się na prelekcję Marka Baranieckiego „Okultyzm: definicja współczesna”. Tam to się dopiero działo! Dowiedzieliśmy się na przykład, że nie tylko cykl „Harry Potter” ale i film „Avatar” powstały pod wpływem opętania demonicznego, że bioenergoterapueci i ich rodziny źle kończą, ponieważ otwierają drogę demonom, że drogę taką otwierają też gry RPG oraz korzystanie z porad wróżbitek i że jest coraz większe zapotrzebowanie na egzorcystów (ale tylko katolickich, moi mili – istnieją egzorcyści świeccy, lecz ich działanie jest szkodliwe. Dlaczego? Tak, zgadliście: otwiera drogę demonom). Badania przeprowadzone przez armię USA wykazują, że ludzie opowiadający o swoich porwaniach przez UFO wykazują cechy opętania demonicznego, i nigdy spotkania z UFO nie miała osoba silnie wierząca, co jest najlepszym dowodem na demoniczność tych spotkań. Kolejną godzinę spędziłam na prelekcji Jarosława „Elka” Florczaka pod tytułem „Poradnik filmowego amatora SF”. Ciekawie i rzeczowo mówił, dając różne praktyczne rady: należy kupić mikrofon kierunkowy, kabel przykleić do tyczki, bo obija się o nią i nagrywa stukanie, nagrywać ciszę tła, numerować ujęcia, uważać na to, żeby w kadrze nie było przypadkowych elementów (np. samochód na łące, po której idą hobbici). Jako materiał poglądowy pokazywał fragmenty polskiego fanfilmu „Do Rivendell i bez powrotu”, w którym elfy pieką kiełbaski na grillu i jedzą je z papierowych tacek, a ich dialogi są pokazywane na topornie wyciętych z kartonu dymkach wysuwanych zza ich pleców. Ja rozumiem, że nie mając pieniędzy na superancki film, chcieli zrobić coś z humorem, no ale właśnie humoru tam zabrakło; skojarzenia miałam z niesławną „Kryptą Exara Kuna”. Potem jego asystentka przerażająco realistycznie ucharakteryzowana na postrzeloną w czoło żołnierkę zaczęła opowiadać o charakteryzacji. Mózg najlepiej zrobić z banana rozgniecionego z sokiem malinowym, krew nie z keczupu, bo za jasny, a oparzenia z wilgotnej, poszarpanej chusteczki ligninowej, przyklejonej do ciała i zamalowanej pudrem. O 17:00 wysłuchałam bogato ilustrowanej slajdami prelekcji Marcina Przybyłka „Miłość i seks – jak wykreować prawdziwe emocje”. Autor „Gamedeca” wyraził pogląd, że każdy człowiek ma wrodzoną wrażliwość erotyczną na jednym z trzech poziomów, a autor powinien umieć je odróżniać, choć nie jest to proste. Poziom 1, najniższy, to poziom pornograficzny – ważne jest ciało, a nie osobowość. Marcin stwierdził, że opis sceny seksualnej wyglądałby tak: „Są dwa niekompletnie ubrane byty, męski i żeński, część bytu męskiego zostaje włożona do bytu żeńskiego…”. Poziom 2 to poziom erotyczny: do opisów seksu dodana jest fabuła (banalna) i dialogi (nudne). Poziom 3 to opowieść nieerotyczna, gdzie fabuła nie jest pretekstem do przedstawienia zbliżenia. Każdy z poziomów był ilustrowany slajdami coraz mniej rozebranych kobiet. Andrzej Sapkowski na spotkaniu autorskim - z lewej moderatorka, z prawej tłumacz Fot. Agnieszka Szady Marcin stwierdził też, że są różne poziomy opisów (również zilustrował je slajdami): 1) lakoniczny („Była zgrabna, wysportowana, zrobili to na biurku, od tyłu”), 2) niby-psychologiczny („Ona zastanawiała się, czy nie porysuje blatu, gdyż blaty są bardzo wrażliwe na ścieranie”), 3) grandilokwencja („Jej skóra połyskiwała niczym złoto skryte w skarbcu…”) oraz 4) brzydota. Dodał, że opisywanie piękna jest trudne. Opis sceny erotycznej powinien być: szczery, rzetelny (w sensie opisu uczuć). Dobrym środkiem jest opisywanie bodźców dotykowych i zapachowych oraz wrażeń z wnętrza ciała, a nie tylko wizualnych. Na koniec pokazał zdjęcie modelki w bikini (ściślej, jej tułowia) prężącej się na plaży i spytał o nasze skojarzenia. Mnie się skojarzyło z reklamą biura turystycznego, choć po chwili zastanowienia dodałam, że w polskich warunkach to równie dobrze mogłaby być reklama dachówek, co wywołało zaskakujący wybuch śmiechu. Ktoś z tyłu sali zawołał: „O rany, czemu jej nie karmią?”, a jakiemuś chłopakowi skojarzyło się z odprężeniem. |
Achika: sponsorzy mają to do siebie, że jak coś sponsorują to potem chcą zmierzyć efekty. Np. googlając recenzje o wydarzeniu.
> Nie ma ani słowa o największej gwieździe konwentu
Och, nie ma ani słowa o całej masie osób i wydarzeń. A to dlatego, że opisywałam tylko to, co widziałam na własne oczy, a zdolności multilokacji nie posiadła żem. Zresztą i z rzeczy widzianych na własne oczy zdarzyło mi się to i owo w sprawozdaniu przeoczyć, na przykład nie wspomniałam o tym, że Joasia Petruczenko malowała ludziom henną na skórze różne wzorki i potem chodzili tacy pomalowani (np. w kółka zębate na skroni).
> Och, nie ma ani słowa o całej masie osób i wydarzeń. (...)
Jasne! I tak brawa za, jak zwykle, szczegółową relację. Przyczepiłem się tylko, bo mi żal du...ę ściska, że mnie nie było ;-)
Stanowczo protestuję przeciwko nazywaniu najwybitniejszego polskiego fanfilmu "niesławnym"!
Przyłączam się do wniosków Szamana: dziś wstawiałam linka na stronę i teoretycznie należy on do sekcji "Napisali o nas", bo Esensja była naszym patronem medialnym. Jednocześnie tytuł recenzji zmusił mnie do podania zamiast niego enigmatycznego "Relacja autorstwa Agnieszki Szady".
Na wniosek przedstawicieli fandomu polskiego upoważniam składacza tekstów do zmiany tytułu po uprzedniej konsultacji ze mną na maila.
:-)
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Nie ma ani słowa o największej gwieździe konwentu. Czy Jaromir Nohavica dojechał?