WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Druga Era |
Cykl | Pyrkon |
Miejsce | Poznań |
Od | 22 marca 2013 |
Do | 24 marca 2013 |
WWW | Strona |
Pyrkon rekordowy... ale co z tego?Według danych organizatora w Pyrkonie’13 wzięło udział 12 299 osób. Program trwał (w niektórych blokach) całą dobę. Niby wspaniale… a jednak myślą przewodnią mojej relacji mogłoby być stwierdzenie: „chciałam pójść na prelekcję X, ale nie wcisnęłam się do sali, więc poszłam na panel Y, bo tam przynajmniej było miejsce i powietrze”.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyPyrkon rekordowy... ale co z tego?Według danych organizatora w Pyrkonie’13 wzięło udział 12 299 osób. Program trwał (w niektórych blokach) całą dobę. Niby wspaniale… a jednak myślą przewodnią mojej relacji mogłoby być stwierdzenie: „chciałam pójść na prelekcję X, ale nie wcisnęłam się do sali, więc poszłam na panel Y, bo tam przynajmniej było miejsce i powietrze”. ‹Pyrkon 2013›
Kiedy przybyłam w piątek w porze okołoobiadowej, kolejka do akredytacji ciągnęła się na jakieś ćwierć kilometra – ukuto nawet określenie „Kolejkon”. Na szczęście jako twórcy programu przysługiwało mi okienko, przed którym stało tylko dziesięć osób. Przysługiwało mi też darmowe wejście, ale zdecydowanie ważniejsze było to, że nie musiałam czekać trzy godziny na mrozie. Dostałam ładną plakietkę z koziołkiem-Batmanem i zanurzyłam się w konwent. W wielkim holu kręciło się mnóstwo ludzi w fantastycznych strojach oraz znajdowały się różne stoiska: najbardziej podobało mi się średniowieczne, z kociołkiem świecącym tajemniczą fioletową parą. Było też japońskie – zdaje się, że można tam było zamówić sobie napis ideogramami, ale nie pytałam. Grała muzyka i ogólnie panował bardzo przyjemny nastrój. Z holu można było przejść do ogromnej hali targowej, zaś sale prelekcyjne mieściły się na piętrze oraz w sąsiednim budynku. Przy wejściu do każdego z nich ochroniarze z PyrPatrolu sprawdzali opaski na nadgarstkach, wykrzykując entuzjastycznie: „Podnosimy rączki, podnosimy rączki… o taaak!” albo trzymając kartkę z napisem „Czytnik opasek” i robiąc „bip!”, kiedy ktoś przykładał do niej rękę. Najlepsze przebrania, jakie udało mi się zobaczyć:
Michał Sołtysiak opowiadał o superbohaterach średniowiecza. Najpierw przez jakiś czas czekał na podłączenie projektora, ale w końcu dał za wygraną i zaczął wykład, napomykając tylko niekiedy smętnie, że „do tego kawałka miał taki ładny obrazek”. Najpierw streścił kilka literacko-historycznych opowieści, ubierając je we współczesne realia: na przykład jak Zygfryd Nibelung wyrywa Brunhildę na dyskotece. Potem przedstawił schemat średniowiecznego bohatera oraz liczne przykłady. Z anegdot: świętego Jerzego próbowano zabić na wiele sposobów – obdarli go ze skóry, gotowali we wrzątku, „w końcu postanowili obciąć mu głowę i to go przerosło”. Święta Urszula zebrała dziewięć innych dziewic i popłynęły do Turcji, każda na osobnym statku z tysiącem służek. „Turcy stwierdzili, że z taką ilością kobiet sobie nie poradzą i wszystkie wyrżnęli”. Gudrun została porwana przez osobnika o wyglądzie małpy abisyńskiej. „Ale po 13 latach narzeczony w końcu ją odnajduje: była w królestwie obok”. Krzysztof Piskorski opowiadał o dziwnych broniach, poczynając od ręcznych, a kończąc na samolotach i czołgach – te ostatnie znałam już z licznych prelekcji Pewuca i Miśka. Dowiedzieliśmy się o nubijskiej broni miotanej o nazwie kpinga, o mieczu taśmowym urumi, o „pazurze Archimedesa” (to raczej hipotetycznie, bo nikt nie wie, jak wyglądał) oraz o czołgu Leonarda da Vinci, którego plany były zabezpieczone przed kopiowaniem w ten sposób, że dwa kluczowe elementy zamieniono miejscami. Dużo było o najcudaczniejszych pomysłach na montowanie pistoletów: w angielskiej maczudze, w indyjskim katarze, w sygnecie, w zegarku z dewizką, piórze, krucyfiksie, scyzoryku, biczu, kluczu. Istniały specjalne pistolety do zastawiania zasadzek oraz takie, które w całości dawały się schować w pięści. Na zakończenie usłyszeliśmy o największym hitlerowskim czołgu, który nie mógł przejeżdżać po żadnym moście w Europie, o carskim czołgu wyglądającym jak XIX-wieczny rower oraz o wynalazkach w rodzaju traktora bojowego, czołgu z betonu lub pieńka infiltracyjnego. Panel dyskusyjny o zbieraniu informacji potrzebnych do pisania był żywy i sympatyczny. Ewa Białołęcka opowiadała, jak szukała po znajomych żołnierzach i komandosach opisu tego, czym śmierdzi spalony trotyl (przy czym gdy zadzwoniła do kolejnego, to w tle usłyszała, jak dzwoni do niego ten poprzedni). Krzysztof Piskorski wyznał, że woli pójść do biblioteki, niż telefonować do znajomych, bo jeszcze się zechcą umówić… Kuba Ćwiek powiedział, że w celu napisania „Krzyża Południa” nawiązał korespondencję z kustoszem muzeum w Gettysburgu. Następnie zagroził, że jeżeli ktoś przyczepi się o jakiś drobiazg w którejś z jego książek, to on taką osobę potraktuje jako eksperta i następnym razem zadzwoni do niej o czwartej rano. Panel o magii w fantasy: po dłuższej dyskusji ustalono, że metodami uwiarygodniania magii w powieści może być wykorzystanie realistycznych szczegółów, stworzenie wiarygodnych psychologicznie bohaterów albo spójnego świata z jasnymi regułami. Na panelu o opowiadaniach Maciej Parowski lansował pogląd, że powieść jest rezygnacją z doskonałości, a opowiadania piszą młodzi ludzie, których coś boli. Mówił o tym w taki sposób, że zapolemizowałam, że jest bardzo bezlitosny, twierdząc, że pisarz musi cierpieć, miotać się i wyrzygiwać swoje uczucia na papier, a co z tymi, którzy po prostu mają do opowiedzenia ciekawą historyjkę, jak „Tkacz Iluzji” na przykład. Parowski aż się zachłysnął: „W Tkaczu Iluzji nie ma emocji?! Tam jest pełno emocji! Jest niezgoda na świat, chęć ofiarowania czegoś bohaterowi”. No dobrze, wygląda na to, że definicje słowa „emocje” to my mamy skrajnie różne… Natomiast ktoś z widowni twierdził, że opowiadanie jest dla fantastyki naturalną formą. Późnym wieczorem poszłam na konkurs z wiedzy o filmach Miyazakiego, utworzyłam drużynę z jakimś urodziwym dziewczęciem, ale nie zajęłyśmy żadnego miejsca, bo 3/4 pytań dotyczyło „Mojego sąsiada Totoro” i w ogóle zdecydowanie za dużo pytano o imiona. W sobotę rano poszłam wybadać salę, w której miałam mieć prelekcję w ramach bloku anglojęzycznego. Agnieszka Hałas, opowiadając o zniekształceniach w popkulturze, z niewielkiego notebooka pokazywała zdjęcia okaleczonych postaci, więc udałam się do gżdaczy i zażądałam uruchomienia rzutnika, dzięki czemu na swojej prelekcji już go miałam. Co prawda na sali nie było żadnego cudzoziemca (spytałam), ale stwierdziłam, że będę mówić po angielsku, bo za to mi płacą. Opowiadałam różne anegdoty, przesądy i legendy o kotach. Poprzednimi razami wyrabiałam się w czasie, teraz nie, może dlatego że dodałam punkt o rogatych kotach. Panel dyskusyjny „Romantyczne oblicze science fiction” składał się z zachwyconego sobą Jacka Inglota, skromnego jak zwykle Marka Huberatha i uprzejmie obojętnego Tomasza Kołodziejczaka. Zastanawiali się, czy ludzkość przeniesiona do sieci znałaby jeszcze miłość. Pisarze próbują rozważać różne możliwości, stąd mamy zmiany płci („Lewa ręka ciemności”) albo miłość indukowaną („Rozkaz: kochać”). Inglot pytał, czy możliwa byłaby miłość do robota, a jakaś dziewczyna spytała, czy możliwa jest miłość między kapitanem a inteligentnym statkiem kosmicznym, co Huberath skomentował, że tak bywało na morzu. Potem dodał, że w średniowieczu wynaleziono miłość z definicji nieudaną, i jak to rozgrywać, żeby się na tym wzbogacić psychicznie. Spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem: wyznał, że lubił maszyny do pisania, bo pachniały jak karabin maszynowy. Zapowiedział też, że ma zamiar wrócić do pisania opowiadań, co bardzo mnie ucieszyło. Ktoś z sali spytał, czemu Drakkainen nie klnie po polsku, na co autor odparł, że tak będzie w wersji fińskiej. Chciałam iść na prelekcję o kulcie cargo, ale ludzi było tylu, że mogłam tylko postać sobie w drzwiach i popatrzeć na slajdy głoszące, że John Frum był prawdopodobnie amerykańskim sanitariuszem (i niezłych kitów nawciskał tubylcom). Poszłam więc gdzie? – oczywiście na panel. Panel o szortach był dość podobny do tego o opowiadaniach. Parowski twierdził, że szort to młodzieńcza forma ekspresji i powtarzał swoje argumenty o autorach, których świat boli i takie tam. Baranek reklamował zbiór szortów z portalu Szortal, przyznając bez ogródek, że wiele z nich nie ma puenty, bo są „tylko klimatycznym scenkami”. No, moim skromnym zdaniem szort bez puenty to jak chleb bez mąki… Piskorski stwierdził, że fanfiki są krótkimi formami literackimi, co wywołało lekki chichot na sali i pytania, czy zetknął się z fanfikami liczącymi po kilkanaście albo i kilkadziesiąt rozdziałów. Następnie dyskutanci przeszli do śmiesznych zdjęć w internecie jako formy ekspresji artystycznej. Na panelu dyskusyjnym o horrorze byłam już bardzo zmęczona, więc zapamiętałam tylko anegdotę Orbitowskiego o tym, jak się wystraszył zobaczonego w metrze Afroduńczyka w smokingu, bo spytał kumpli, czy oni też go widzą, a oni na to: „Kogo?!”. O 22:00 dla nielicznej, ale za to zainteresowanej publiczności poprowadziłam prelekcję o haiku, przyszłam do sali nieco wcześniej i dobrze się stało, bo znów musiałam prosić o podłączenie rzutnika. Mój wykład o kigo, kireji i nie/obecności podmiotu lirycznego chyba się spodobał. Potem poszłam jeszcze na prelekcję Asi Petruczenko o ideałach urody męskiej; była ona nieco chaotyczna – prelegentka miała mnóstwo obrazków, ale nie w slajdach, więc ciągle jakiegoś szukała. Omawiała przykłady takie jak Kapitan Ameryka (któremu się kształt szczęki zmieniał na przestrzeni dziejów) oraz koreańskie boys bandy. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady