Kolorowych jarmarków…!Agnieszka ‘Achika’ SzadyKolorowych jarmarków…!W sobotę i niedzielę na błoniach zamkowych miała miejsce „Inscenizacja słowiańskiego grodziska”, jak to nazwano w programie. Polegała ona na tym, że niejako „w kącie” błoni ustawiono makietę grodu i elementy życia codziennego: prymitywne krosna, drewniane łoże przykryte skórami, rzeźbione krzesła, na których siedziały słowiańsko ubrane dziewczęta, szyjąc i haftując, a przed nimi na ławach leżały hełmy, płaszcze, karwasze i inne elementy słowiańskiego rynsztunku. Rozpalono też ognisko, na którym w glinianych garnkach gotowało się jedzenie. Dziewczęta sprzedawały „słowiańskie” produkty w rodzaju kaszy i miodu oraz niedrogie rękodzieło: wisiorki, sakiewki, obrazki-kolaże z papieru, drewna, płótna, laku i miedzianych drucików. Odbywały się pokazy mielenia na żarnach, rozniecania ognia za pomocą tarcia, słowiańskich zaślubin itp., jednak wobec braku szczegółowego programu potencjalni widzowie – podobnie jak w przypadku występów kapel – byli zdani na łut szczęścia. Obok grodziska odbywały się warsztaty gry na bębenkach, żonglowania za pomocą kijków i chodzenia na niezbyt wysokich szczudłach – szczególnie te ostatnie cieszyły się niesłabnącym powodzeniem. Tuż przy scenie koncertowej rozstawiono kramy-namioty, gdzie w sobotę w południe odbywała się degustacja kuchni regionalnej z Łucka i Lublina (kolejkę chętnych oceniłam na oko na jakieś 1,5 godziny czekania, więc nawet nie próbowałam), zaś na scenie odbył się konkurs rozpoznawania z zawiązanymi oczami składników potraw. Później przy okazji występów zespołów ludowych i historycznych odbywały się również pokazy tańców. Po zapadnięciu zmroku na Rynku odbył się pokaz tańca z ogniem, a przechadzając się po staromiejskich uliczkach, można było trafić na kuglarza żonglującego kolorowymi, świecącymi kulami. O 21:00 poszłam obejrzeć zapowiedziane w programie „ożywienie fresków z Kaplicy Zamkowej” na rogu placu Zamkowego i Kowalskiej. Znajduje się tam coś w rodzaju dziesięciometrowej wnęki między dwoma kamienicami, z małym trawniczkiem i łukowatym obramowaniem, w którym kiedyś zapewne była studzienka. Na ścianie namalowano freski, stylem bardzo podobnym do bizantyjskich malowideł w kaplicy, tak wkomponowane w łaty zniszczonego tynku, że wyglądały, jakby się spod niego wyłaniały. Były podzielone na prostokąty: Jagiełło na koniu, Brama Krakowska, jakieś postaci w strojach średniowiecznych i tak dalej – oczywiście z powodu „zniszczenia” z niektórych malowideł było widać tylko fragmenty. Przy chodniku umieszczono tablicę, na której była historia namalowania fresku napisana tak zręcznie, że nie od razu było jasne, że twórcą jest współczesny artysta, nie zaś uczeń tego, który malował kaplicę, oraz objaśniona zawartość poszczególnych jego części: założenie Lublina, przyjazd Jagiełły, pożar miasta… a także Potop Szwedzki, wkroczenie Armii Czerwonej i „Solidarność”. Mimo tego sądząc z komentarzy, niektórzy widzowie dali się nabrać na autentyczność malowideł, choć na jednym z nich widniał parowóz, a na innym „średniowieczne” postaci trzymały w dłoniach pistolety maszynowe. Następnie na placu Zamkowym miało miejsce przedstawienie „Fiesta płaskorzeźb” Teatru Woskriesienia ze Lwowa. Nie zawierało ono kwestii mówionych, ale to mi nie pomogło w zrozumieniu, może dlatego, że nie wszystko dobrze widziałam – staliśmy wprawdzie dość wysoko, bo na schodach zamkowych, ale za to daleko, zaś rząd ludzi stojących przy samej scenie skutecznie ją zasłaniał. Przypłynęła płócienna łódź, facet na szczudłach puszczał w niebo fajerwerki, damy dworu owijały jakąś kobietę długimi płachtami zwiewnych materiałów, cztery postaci w czerwonych strojach z kapturami à la Ku-Klux-Klan czaiły się z długimi kijami… Z poniedziałkowego wydania lokalnej gazety dowiedziałam się, że sztuka opowiadała o miłości króla do dziewczyny z ludu. • • • W niedzielę na błoniach obok „rycerskiego” namiotu odgrodzono za pomocą rozpiętych na barierkach i sznurkach płacht zielonego materiału spore pole, szczelnie oblepione ludźmi na długo przed rozpoczęciem turnieju, w którym nagrodą był miecz i sztylet bojowy. Dowódca Chorągwi Rycerskiej Ziemi Lubelskiej pokazywał widzom części zbroi i wyjaśniał, do czego służą. Kiedy zaczęły się walki, wraz z kolegami z sekcji szermierczej naszego klubu fantastyki zakradłam się za namiot przed zieloną barierką i zanim ochroniarz nas wyprosił, udało nam się obejrzeć pojedynek dwóch rycerzy w długich, czerwonych przeszywanicach oraz błyszczących naramiennikach i karwaszach. Jeden trzymał miecz półtoraręczny i czynił nim dość niemrawe gesty, a drugi siekał go szablą tak, że tamten w końcu zasłonił się wolną ręką. Rycerz z szablą był Ukraińcem, który później wygrał cały turniej – podobno dosłownie roznosił przeciwników (jeśli tak „walczyli”, to ja się nie dziwię…). Więcej nie udało mi się dojrzeć zza ludzi, poza tym rycerzy była liczba znikoma – dosłownie kilku, co sprawiało wrażenie nader nędzne w porównaniu z turniejami sprzed dziesięciu lat, kiedy to na błoniach prezentowały się bractwa z całej środkowo-wschodniej Polski. O 18:00 na placu Po Farze nastąpiło zamknięcie jarmarku, na którym – ku radości zgromadzonych – koncert dali węgierscy bębniarze. Później Oficjalny Trefniś Jarmarku (w cywilu dyrektor Centrum Kultury w Lublinie) podziękował wszystkim i zakończył imprezę, obiecując jeszcze więcej atrakcji za rok. Subiektywne podsumowanie imprezy: Plusy:
Minusy:
|
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady