Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Można rzec coś dobrego

Esensja.pl
Esensja.pl
Polemika z recenzją filmu „Braterstwo wilków” Artura Długosza. Zainteresowanych tym tematem odsyłamy również do listu pani Taniguchi w Korespondencji.

Magda Mateja

Można rzec coś dobrego

Polemika z recenzją filmu „Braterstwo wilków” Artura Długosza. Zainteresowanych tym tematem odsyłamy również do listu pani Taniguchi w Korespondencji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Zacznę od deklaracji: ja też jestem miłośniczką francuskiego kina, a Vincenta Cassela, niezależnie od tego, czy zgolony prawie do skóry (jak w „Nienawiści”), czy podgolony („Joanna d’Arc”) czy dandysowato długowłosy, po prostu uwielbiam. Sprzeciwiam się jednak „obiektywizmowi”, w imię którego z dzieła średniego czyni się arcydzieło! „Braterstwo wilków” to film interesujący, przyjemny w odbiorze, w czym ogromna zasługa operatorów kamer, specjalistów od światła, kostiumów i scenografii. Jednak stwierdzenie, że francuska superprodukcja jest obrazem równie odkrywczym co „Matrix” (lub choćby naprowadzanie czytelników recenzji na drogę wskazującą podobne wnioski), uważam za działania bałamutne. Ponadto nie lubię krytyki pisanej „na kolanach"…
Film trwa 142 minuty i gdyby zrezygnowano ze zbędnej, w moim odczuciu, ramy historycznej, byłby nie tylko krótszy, ale i bardziej spójny. Czemu służą przedrewolucyjne niuanse historyczno-polityczne? Widz nie pamięta o nich w obliczu horroru i grozy wyzierających z ekranu, sączących się z głośników; sądzę, iż umiejętnie skomponowany epizod z królewskiego pałacu motywowałby pracę de Fronsac’a. Gdyby ponadto zrezygnowano z kilku „pustych” obrazów ruin, bluszczy, gnijących liści i mrocznego lasu, udałoby się zaoszczędzić kolejne minuty. Kilku, powtarzam, kilku!
Mam też zastrzeżenia do logiki samej historii: de Fronsac i jego tajemniczy towarzysz przybywając do miejsca terroryzowanego przez bestię, spotykają gromadę szamoczących się wieśniaków. Indianin staje w obronie starca i jego córki, jego przyjaciel nie zsiada z konia. W końcowej partii filmu de Fronsac walczy natomiast jak rasowy karateka czy inny Irokez, ale nie wiadomo, czy bohater posiadał te umiejętności jeszcze w Ameryce, tylko ich po prostu wcześniej nie ujawniał, czy też po zjedzeniu serca Indianina przejął wraz z duchową cząstką jego umiejętności. Dlaczego podczas pierwszego pobytu w lasach Gevauden przyrodnik i jego egzotyczny druh nie wsłuchiwali się w głosy lasu, tak, jak czynili to podczas ponownych poszukiwań bestii? Obraz mąci także krótka scenka, w której starzec prowadzi córkę przed oblicze administratora, prosząc o ukaranie dziewczyny jako winnej rozpętania bójki. Wystarczyłoby zrezygnować z przepychanki zazdrośników i zaaranżować przed polowaniem improwizowany „turniej” łowczych. Scenkę można by w ten sposób wyciąć (2 minuty zaoszczędzone), nie rezygnując zarazem z pokazania talentów Dacascosa.
Opis dla osób słabo widzących: góry, las, łeb konia, facet z pierogiem na głowie.
Opis dla osób słabo widzących: góry, las, łeb konia, facet z pierogiem na głowie.
Wielość konwencji, do których odwołali się twórcy „Braterstwa wilków”, uważa Artur Długosz za zaletę filmu, ja zaś za jego słabość. Gdybyż te konwencje dało się stopić w płynny obraz filmowy… Ale nie – mamy dzieło „poćwiartowane”, wyraźnie dzielące się na warstwy. Prócz wspominanych już rewolucyjno-monarszych wątków, jest jeszcze kwestia nowych Indii, barbarzyństw wyrządzanych czerwonoskórym przez tych o skórze białej, klerykalnego bractwa, szpiegów papieskich, wypraw do Afryki. Każda _dobra_ sztuka, a tym bardziej filmowa, wymaga selekcji materiału. Przydałoby się „Braterstwu wilków” uporządkowanie (czytaj: przerzedzenie…) nie tylko ruchomych obrazów, ale i scenariusza. Na marginesie dodam, że Ridley Scott, montując „Gladiatora”, zrezygnował z kilkudziesięciu minut filmu. Im więcej taśmy filmowej, tym większe pole manewru dla reżysera: sprawa niby oczywista, ale zapominają o niej z pewnością polscy filmowcy…
Z powodu rozwodnienia historii pełnej grozy domieszką historii, religii i polityki, uważam francuską produkcję za znacznie słabszą od „Jeźdźca bez głowy”, który jest dziełem na wskroś konsekwentnym, zarówno w warstwie fabuły, jak również w sposobie prezentowania tejże za pomocą środków filmowych. Nie znaczy to jednak, bym nie znalazła w „Braterstwie wilków” momentów i obiektów godnych estetycznego zainteresowania. Tak, tak, zamiast bać się i zasłaniać oczy, kontemplowałam. Są w filmie przynajmniej dwa ładne, nagie tyłeczki: Moniki Bellucci dla panów i Marca Dacascosa dla pań. O Casselu już wspomniałam; pozostanę zachwycona tym aktorem, nawet gdyby blizny pokrywały całe jego ciało. Dobrze skonstruowana jest i ciekawie zagrana rola Sylwii, kurtyzany-szpiega, jedyna właściwie zagadka nie do przewidzenia w „Braterstwie wilków”. Słowa uznania dla twórcy, który skalanemu bohaterowi, cudzołożnikowi, oddaje za żonę skalaną, w dodatku przez brata, pannę Mariannę: odważne i niebanalne posunięcie. Sceneria, w jakiej rozgrywa się dramat ofiar, piękna jakimś nieziemskim pięknem, a w porównaniu ze scenografią z „Quo vadis?”, którą tworzą między innymi sztuczne rośliny i plastykowe kwiaty, niemalże wzorcowa. Na tle pięknie oświetlonej i sfilmowanej natury razi niestety „cyfrowa” (momentami) bestia – oj, miały być pozytywy!
Można o francuskim filmie wiele powiedzieć złego, niemniej dobrze się go oglądało, a nuda nie doskwierała (choć obraz nie straciłby na wartości, gdyby był nieco krótszy). Można o „Braterstwie wilków” rzec coś dobrego, ale nie jest to arcydzieło, błyszczące szczególnym nowatorstwem. Cieszy możliwość obejrzenia europejskiej produkcji kręconej z takim rozmachem, przepychem, fantazją (którą w sferze kreowania wątków należałoby jednak nieco powściągnąć). Dobrze, że Luc Besson przetarł szlak, po którym zaczynają kroczyć inni reżyserzy znad Sekwany. Nim jednak osiągną warsztatową sprawność i markę wizjonera od „Wielkiego błękitu” i „Leona”, w rzece tej upłynie jeszcze trochę wody.
koniec
1 października 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Z filmu wyjęte: Latająca rybka
Jarosław Loretz

6 V 2024

W chińskich filmach nawet latające ryby są trochę… duże.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Polecamy

Latająca rybka

Z filmu wyjęte:

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Z wilkiem za pan brat
— Artur Długosz

Tegoż autora

W cieniu złotej palmy
— Magda Mateja

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.