Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthijs van Heijningen Jr.
‹Coś›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCoś
Tytuł oryginalnyThe Thing
Dystrybutor UIP
Data premiery16 grudnia 2011
ReżyseriaMatthijs van Heijningen Jr.
ZdjęciaMichel Abramowicz
Scenariusz
ObsadaMary Elizabeth Winstead, Eric Christian Olsen, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Joel Edgerton
MuzykaMarco Beltrami
Rok produkcji2011
Kraj produkcjiUSA
Gatunekgroza / horror, SF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Czegoś brakuje
[Matthijs van Heijningen Jr. „Coś” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jeżeli ktoś pamięta spis 100 najlepszych filmów grozy wszech czasów, to pewnie również pamięta groteskową twarz szczerzącą się przy 57 pozycji. „Coś” Carpentera było dowodem na to, że można zrobić genialny remake – i tu uwaga – filmu SF „The Thing from Another World” bazującego na opowiadaniu Johna W. Campbella „Who Goes There?”. A jak sobie poradził prequel do remake’a, prequel, co do którego zacierałem ręce chyba bardziej niż do „Hellraisera”, którego jakoś do tej pory nie można się doczekać? Hmm… jakby to najoględniej powiedzieć…

Mateusz Kowalski

Czegoś brakuje
[Matthijs van Heijningen Jr. „Coś” - recenzja]

Jeżeli ktoś pamięta spis 100 najlepszych filmów grozy wszech czasów, to pewnie również pamięta groteskową twarz szczerzącą się przy 57 pozycji. „Coś” Carpentera było dowodem na to, że można zrobić genialny remake – i tu uwaga – filmu SF „The Thing from Another World” bazującego na opowiadaniu Johna W. Campbella „Who Goes There?”. A jak sobie poradził prequel do remake’a, prequel, co do którego zacierałem ręce chyba bardziej niż do „Hellraisera”, którego jakoś do tej pory nie można się doczekać? Hmm… jakby to najoględniej powiedzieć…

Matthijs van Heijningen Jr.
‹Coś›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCoś
Tytuł oryginalnyThe Thing
Dystrybutor UIP
Data premiery16 grudnia 2011
ReżyseriaMatthijs van Heijningen Jr.
ZdjęciaMichel Abramowicz
Scenariusz
ObsadaMary Elizabeth Winstead, Eric Christian Olsen, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Joel Edgerton
MuzykaMarco Beltrami
Rok produkcji2011
Kraj produkcjiUSA
Gatunekgroza / horror, SF, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
…no właśnie. Radzi sobie średnio. Ale, zanim przejdę do bezpardonowego znęcania się nad filmem, trochę wstępnych informacji, bo przecież nie wszyscy mogli oglądać prawie trzydziestoletnią ramotę. W środku Antarktydy znajdowała się stacja badawcza Thule, prowadzona przez Norwegów. Pewnego dnia naukowcy z sąsiedniej bazy dostają stertę dziwnych informacji przez radio, a następnie zapada cisza. Po dotarciu na miejsce widzą, jak ktoś z helikoptera próbuje zastrzelić biegającego sobie raczej Bogu ducha winnego alaskańskiego malamuta. Następnie mamy stertę efektownych omyłek (również w warstwie językowej, jako że w kinematografii lat 80. nie każdy biegle szprechał po angielsku), które kończą się zgonem potencjalnych informatorów. Kurt Russel wraz ze znajomymi zostają sami w rozwalonej stacji, w której Coś zdecydowanie musiało się stać. Okazuje się, że Coś jest wyjątkowo wrednym i wyposzczonym kosmitą, który, zirytowany poprzednim komitetem powitalnym, postanawia załatwić rasę ludzką raz, a dobrze. Problem z Czymś polega na tym, że umie on replikować komórki ofiary, stając się jej kopią… przynajmniej, dopóki nie poczuje się zagrożone, bo wtedy zmienia się w potwora z najgorszych snów.
Tutaj trzeba przyznać Carpenterowi i specom od efektów specjalnych posiadanie naprawdę chorej fantazji – poszczególne inkarnacje Czegoś nawet dziś budzą jeśli nie grozę, to obrzydzenie – poskręcane w dziwnych pozycjach ciała, macki wyskakujące z brzucha, rozdzierające się części ciała, łączenie się dwóch ciał w jedno… Nie ma co, oglądanie tego już na trzeźwo wywołuje niepokój.
Dobra, tyle w materii oryginału. A co z prequelem?
Cóż… duet Heijningen – Heisserer postanowili nam opowiedzieć, jak tak naprawdę zostało przywitane Coś, co takiego zrobił malamut i dlaczego baza w pierwszej części wygląda jak miasteczko akademickie po sesji egzaminacyjnej. I tu już się wywraca logika scenariusza, bo główna bohaterka – Kate Lloyd – wysiada w przedbiegach, jeśli chodzi o trzeźwe myślenie. Przynajmniej na początku. Podobnie jak Gandalf do Bilba Bagginsa, przychodzi do niej dr Sander Halvorson i mówi, że na Antarktydzie dokonano wiekopomnego odkrycia, a oni potrzebują paleontologa. Kate bez żadnych informacji decyduje się jechać prosto w środek arktycznego piekła… a tam okazuje się, że zamrożony w lodzie obiekt, który wydostał się ze statku kosmicznego zagrzebanego pod lodową czapą (tak, statku kosmicznego – no to całą niepewność diabli wzięli), ma w sobie całkiem niezłe pokłady żywotności i przy pierwszej okazji ucieka, gdzie pieprz rośnie. Ponieważ wszyscy wiemy, jak cała historia się potoczy, po prostu obserwujemy tylko kolejne inkarnacje Czegoś i kolejne wymyślne sceny rzezi na ekranie.
Paradoksalnie dobór reżysera znanego m.in. z „Oszukać Przeznaczenie 5” wyszedł obrazowi na dobre – nowe „Coś” jest ukierunkowane bowiem w tą samą stronę. Wiemy, że wszyscy umrą, więc… całe zaskoczenie i nerwy sprowadzają się do tego, kto w jakiej kolejności zostanie zabity. Na pewno dużą zaletą w tym całym antarktycznym tyglu jest cała masa nawiązań do wersji z lat 80. – począwszy od niektórych inkarnacji Czegoś (pan Dwie Twarze wraca i to w wersji naprawdę robiącej wrażenie), skończywszy na dobrze odwzorowanych detalach, takich jak wspomniany malamut.
To co poszło nie tak? Niedoróbki. Blisko bieguna, zimno jak diabli, burza śnieżna, a bohaterowie… biegają sobie na zewnątrz w kurtałkach bez czapek. Odmrożenie gwarantowane, ale nie. Są oni na tyle bohaterscy, że zwykłe zimno ich się nie ima. Dalej – pseudodramatyczna scena identyfikacji bohaterów (obawiam się, że wysiada to przy odcinku „Ice” „Z Archiwum X”, już nie wspominając nawet o pierwowzorze). Bohaterowie to niby przełom lat 70. i 80., ale Kate jakimś dziwny trafem wygląda, jakby zwyczajowo kupowała ciuchy z Kate Middleton, a nie z taką Welmą ze Scooby Doo. Na całą bandę Norwegów tylko jeden nie zna angielskiego ni w ząb, a silny norweski akcent ulatnia się w tempie ekspresowym. Płaskich ekranów też raczej chyba nie było w tamtej epoce.
No i tak można by mnożyć, wszystko przebija jednak festiwal pikselozy pod koniec (wiadomo, efekt był zamierzony, ale i tak razi). Jest to o tyle dziwne, że poszczególne inkarnacje Czegoś wyszły całkiem zgrabnie (podziękowania dla panów z Konami, których projekt sequela gry komputerowej o tym samym tytule szlag trafił, ale grafiki koncepcyjne pozostały), choć miejscami też rażą zbytnim CGI. Dla porównania – inkarnacje z pierwowzoru były straszne, bo do bólu organiczne… co ta technologia robi z filmami…
No właśnie. Film jakiś tragiczny nie jest, ale wykrzacza się na szczegółach, przez co całość wrażenia nie jest najlepsza. Nie jest to coś tragicznego, ale mówić o tym, jako o godnym prequelu filmu Carpentera, można mówić raczej w kategorii scenerii i ogólnego scenariusza. Wyjątkowo mam tak mieszane uczucia (bo nie należę do typu fanów czegokolwiek, którzy uważają, że branie się za bary z legendą to szarganie świętości), że nawet nie wiem, jaką ocenę wystawić. Gdyby jednak robić to metodą plusów i minusów na bazie mojej osobistej oceny oryginału, to wychodzi następująca kalkulacja:
90% – 50% za wpadki scenarzysty +30% za inkarnacje Czegoś -20% za statek kosmiczny +10% za ujęcia -20% za kompletnie nierówny klimat +30% za wierność oryginałowi w smaczkach -30% za zszarganie wręcz debilizmem niektórych bohaterów +10% za osobiste sentymenty.
Co daje… 50%. I niech tak zostanie.
koniec
23 grudnia 2011

Komentarze

23 XII 2011   11:37:46

‎"Na całą bandę Norwegów tylko jeden nie zna angielskiego ni w ząb, a silny norweski akcent ulatnia się w tempie ekspresowym. "

Zważywszy na statystyczny poziom znajomości angielskiego w Norwegii, to chyba nie dziwne, że *naukowcy* z bazy antarktycznej w większości znają angielski? Jeśli już, to nierealistyczne jest to, że wśród personelu bazy w ogóle jest ktoś, kto nie mówi po angielsku, ale było to podyktowane zgodnością z filmem Carpentera.

"Bohaterowie to niby przełom lat 70. i 80., ale Kate jakimś dziwny trafem wygląda, jakby zwyczajowo kupowała ciuchy z Kate Middleton, a nie z taką Welmą ze Scooby Doo."

Po pierwsze, nie Welma, a Velma, a po drugie, Scooby-Doo to lata 60., nie 80.

"Płaskich ekranów też raczej chyba nie było w tamtej epoce."

Były.

"Kate Lloyd – wysiada w przedbiegach, jeśli chodzi o trzeźwe myślenie. Przynajmniej na początku. Podobnie jak Gandalf do Bilba Bagginsa, przychodzi do niej dr Sander Halvorson i mówi, że na Antarktydzie dokonano wiekopomnego odkrycia, a oni potrzebują paleontologa. Kate bez żadnych informacji decyduje się jechać prosto w środek arktycznego piekła… "

Bo inaczej by ją do końca życia zżerała ciekawość?

23 XII 2011   11:48:45

ale ci pojechal...

23 XII 2011   12:23:50

"Zważywszy na statystyczny poziom znajomości angielskiego w Norwegii, to chyba nie dziwne, że *naukowcy* z bazy antarktycznej w większości znają angielski? Jeśli już, to nierealistyczne jest to, że wśród personelu bazy w ogóle jest ktoś, kto nie mówi po angielsku, ale było to podyktowane zgodnością z filmem Carpentera."

Kilku znajomych Norwegów mówi z tak koszmarnym akcentem, że... no, ale może ja się czepiam i mam kiepskie szczęście do tej narodowości.

"Po pierwsze, nie Welma, a Velma, a po drugie, Scooby-Doo to lata 60., nie 80."

Fakt, mea culpa, ale... http://www.fiftiesweb.com/fashion/hair-style.htm i http://fashion-era.com/hats-hair/hats_hair_b13_fashion_history_1980_1990.htm - bliżej im do siebie niż do tego, co Kate miała na głowie.

"Bo inaczej by ją do końca życia zżerała ciekawość?"

Niemniej jednak zawiązanie akcji należy do kategorii "sztampa" :P

23 XII 2011   13:12:01

"Kilku znajomych Norwegów mówi z tak koszmarnym akcentem, że... no, ale może ja się czepiam i mam kiepskie szczęście do tej narodowości."

Akcent akcentem, ale chodzi mi tu o znajomość języka jako takiego. I przecież Norwegów grają tu prawdziwi Norwegowie.

"Niemniej jednak zawiązanie akcji należy do kategorii "sztampa" :P"

Jakbym ja był młodym naukowcem, któremu proponuje się udział w tajemniczym epokowym odkryciu, pewnie też bym się zdecydował.

"Fakt, mea culpa, ale... http://www.fiftiesweb.com/fashion/hair-style.htm i http://fashion-era.com/hats-hair/hats_hair_b13_fashion_history_1980_1990.htm - bliżej im do siebie niż do tego, co Kate miała na głowie."

Fryzura jak dla mnie całkiem neutralna - ani szczególnie ejtisowa, ani szczególnie nowoczesna, nie widzę powodu, by się czepiać.

No i jak już ktoś zauważył na Facebooku, statek kosmiczny widoczny jest też w pierwszej scenie filmu Carpentera. Może przed recenzowaniem prequela warto sobie odświeżyć oryginał?

23 XII 2011   14:36:58

Mam dziwne wrażenie, że streszczenie oryginału Carpentera niezupełnie zgadza się z tym, co sam zapamiętałem. Przecież to Szwedzi, tfu, Norwegowie pojawiają się w bazie Russella i jego ferajny. Tymczasem wstęp recenzji sugeruje coś zgoła innego... Że pozwolę sobie zacytować poprzednika: "Może przed recenzowaniem prequela warto sobie odświeżyć oryginał?"

23 XII 2011   16:04:29

Recenzent chyba sam nie oglądał 30 letniej ramoty.

23 XII 2011   16:28:41

a tak na marginesie to ci cali szwedzi wysadzili w cholerę statek ufoków (82r.) co widać na amatorskich filmikach a tu (2011r.) siedzi sobie w jaskini (tak w ogóle to jest to możliwe żeby uformowała się taka pokrywa kilkadziesiąt metrów powyżej statku?!?!?!?!)

23 XII 2011   16:31:01

p.s. wysadzili pokrywę śnieżną ;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Bezkrólewie
— Mateusz Kowalski

Piękny bullshit
— Mateusz Kowalski

To jeszcze nie czas...
— Mateusz Kowalski

Porażki i sukcesy A.D. 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Jednym rzutem przez pół Europy
— Mateusz Kowalski

Symfonia à la carte
— Mateusz Kowalski

Wzgórze nie ma oczu
— Mateusz Kowalski

Norma w nienormalności
— Mateusz Kowalski

Deewolucja
— Mateusz Kowalski

Pluszowy rollercoaster
— Mateusz Kowalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.