Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹DocPoint - Helsinki Documentary Film Festival›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
MiejsceHelsinki, Finlandia
Od28 stycznia 2014
Do2 lutego 2014
WWW

DocPoint 2014: Rozmowy niekontrolowane

Esensja.pl
Esensja.pl
Nicolas Philibert
Niedaleko wieży Eiffela mieści się zaprojektowana przez Henriego Bernarda siedziba Radio France, znana wszystkim jako „dom radia”. W swoim najnowszym dokumencie Nicolas Philibert przygląda się pracownikom tej rozgłośni; technikom dźwięku, muzykom, montażystom, dziennikarzom rozmawiającym o wszystkim od trzęsienia ziemi w Japonii po Justina Biebera oraz ekspertom podkreślającym zasługi Umberto Eco i… ziemniaka.

Nicolas Philibert

DocPoint 2014: Rozmowy niekontrolowane

Niedaleko wieży Eiffela mieści się zaprojektowana przez Henriego Bernarda siedziba Radio France, znana wszystkim jako „dom radia”. W swoim najnowszym dokumencie Nicolas Philibert przygląda się pracownikom tej rozgłośni; technikom dźwięku, muzykom, montażystom, dziennikarzom rozmawiającym o wszystkim od trzęsienia ziemi w Japonii po Justina Biebera oraz ekspertom podkreślającym zasługi Umberto Eco i… ziemniaka.

Ze światowej sławy francuskim dokumentalistą Nicolasem Philibertem znanym między innymi dzięki obsypanemu nagrodami filmowi „Być i mieć”, o jego najnowszym filmie „La Maison de la Radio”, tajemnicy radia, komedii ludzkiej i siedzeniu w kącie rozmawia Marta Bałaga.

‹DocPoint - Helsinki Documentary Film Festival›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
MiejsceHelsinki, Finlandia
Od28 stycznia 2014
Do2 lutego 2014
WWW
Marta Bałaga: Twoje filmy wywołują na twarzy uśmiech, ktoś kiedyś powiedział, że aż chciałoby się w nich zamieszkać. O dokumentach mówi się często, że napawają się ludzkim nieszczęściem, Ty natomiast wydajesz się zmierzać w zupełnie innym kierunku.
Nicolas Philibert: Nie patrzę na świat przez różowe okulary, jak każdy z nas uważam, że jest pełen zła i ciemności. W przypadku „La Maison de la Radio” o tym samym miejscu mógłbym nakręcić zupełnie inny film. Mógłbym skupić się na narzekaniu, konfliktach, strajkach i problemach, bo w końcu Radio France to ogromna instytucja, zatrudnia ponad pięć tysięcy ludzi. Jak każda ogromna instytucja ma swoje problemy, ale mój film nie opowiada o instytucji i o mechanizmach nią rządzących, tylko o głosach, twarzach, o umiejętności słuchania i o dźwiękach. Pokazuję ludzi, którzy naprawdę kochają swoją pracę. Może dlatego film ma w sobie radość i humor.
MB: Zamiast ludzi, którymi kieruje wyłącznie ambicja pokazujesz pasjonatów. Nawet w scenie, w której doświadczona redaktorka bezlitośnie wytyka błędy młodemu dziennikarzowi ma się wrażenie, że po prostu stara by to, co razem robią było dobre.
NP: Tak, a on się uśmiecha pomimo tego, że na rezultatach jego pracy nie pozostawiono suchej nitki. Ci ludzie dają z siebie wszystko, muszą dawać z siebie wszystko, bo jeśli nie będą wystarczająco dobrzy na ich miejscu znajdzie się ktoś inny. Dużo wymagają od siebie i od innych.
MB: Jak zrobić dobry film o dźwiękach? Radio stanowi przecież świat stojący w opozycji do kina, obowiązują w nim zupełnie inne zasady.
NP: To właśnie ten paradoks sprawił, że zapragnąłem zrobić „La Maison de la Radio”. Radio lubi się często dlatego, że łączy się to z nieobecnością obrazów. Z tego powodu na początku miałem spore wątpliwości co do tego, jak właściwie podejść do tego tematu bez niszczeniu jego tajemnicy. Voilà.
MB: Za każdym razem, kiedy ktoś decyduje się zrobić program telewizyjny z udziałem prezenterów radiowych dla wielu ludzi oznacza to rozczarowanie. Wolą nie wiedzieć jak wyglądają osoby, które słyszą każdego dnia, bo to odziera je z tajemniczości. W przypadku Twojego filmu na szczęście do tego nie doszło.
NP: Stanowiło to dla mnie spore wyzwanie, chciałem zachować tę tajemnicę, o której wspominasz. Dlatego też zdecydowałem się filmować dziennikarzy, a nie gwiazdy. Czasem gdzieś przemykają, ale skupiłem się głównie na mniej znanych osobach pracujących w cieniu.
MB: Na przykład na technikach dźwięku.
NP: Albo na reżyserce powieści radiowych.
MB: Która myśli dźwiękami, nie obrazami.
NP: Dokładnie. Uwielbiam tych ludzi, są zupełnie zanurzeni w swoim małym wszechświecie.
MB: Jeden z Twoich poprzednich filmów, „Louvre City”, opowiadał o pracownikach najsłynniejszego muzeum świata. „La Maison de la Radio” przypomina tamten dokument dziecięcą ciekawością, z jaką zaglądasz za kulisy tych miejsc.
NP: Filmuję ludzi będących w pracy. Nie szukam sensacji, wolę pokazywać ludzi wykonujących zwykłą pracę w niezwykłym miejscu; w Luwrze, w Radio France. Kiedy odwiedzasz muzeum, nie myślisz o tym, że wiele różnych ludzi przychodzi tam codziennie do pracy. Odwiedzasz to miejsce nie zadając sobie pytania, kto wiesza na ścianach te wszystkie obrazy lub dba o odpowiednią temperaturę pokoi.
MB: I wtedy wkraczasz Ty ze swoimi filmami, pokazując co dzieje się w tych miejscach po godzinach i za zamkniętymi drzwiami.
NP: To stanowi tylko pretekst. Dla mnie sam temat nie jest najważniejszy, bardziej interesuje mnie La Comédie Humaine, ludzka komedia. Wybrałem Radio France i inne miejsca, bo tworzy się w nich duża społeczność. Nie robię dydaktycznych dokumentów, niczego nie wyjaśniam i nie dopowiadam. Robię filmy na tematy, o których niewiele wiem. Im mniej wiem o danym miejscu kiedy rozpoczynam zdjęcia, tym lepiej. Nie lubię się wcześniej przygotowywać, czytać książek i rozmawiać z ekspertami.
MB: Twoje filmy wyglądają zawsze bardzo naturalnie, tak też jest w przypadku „La Maison de la Radio”.
NP: Mój styl opiera się na prostocie. To sprawia, że przed rozpoczęciem zdjęć muszę wziąć pod uwagę wiele elementów, ale inna opcja dla mnie nie istnieje. Technologia mnie nie interesuje, nie mogę jej zupełnie ignorować, ale nie stanowi dla mnie najważniejszego zagadnienia. Ja filmuję ludzi i dla mnie to oni są najważniejsi.
MB: Kiedy oglądam Twoje filmy, nie słyszę głosu mówiącego mi, co mam z nich wynieść, ani co odczuwać w danej sytuacji. Zapraszasz widzów, aby na chwilę wzięli udział w życiu małej szkoły na prowincji albo Radio France. Wydaje się, że nie interesuje Cię szukanie rozwiązań i odpowiedzi, tylko właśnie to współistnienie.
NP: Tak, moje zamierzenie polega na tym, żeby być blisko tych ludzi. Nie kręcę filmu o nich, tylko dzięki nim. Czuję z nimi więź, nie nie jestem gdzieś daleko oglądając wszystko na monitorze. Jestem z nimi, usiłuję coś z nimi zbudować. Filmuję to, co moi bohaterowie zdecydują się mi dać.
MB: Może dlatego także w najnowszym filmie ma się wrażenie, jakby siedziało się gdzieś na podłodze i przyglądało pracy tych osób. Co jednak sądzisz o dokumentach, które lubią stawiać tezy i w pewnym sensie decydują za widza o tym, co ma na dany temat myśleć?
NP: Moje filmy wyrażają mój punkt widzenia, ale nie oznacza to, że chcę go komukolwiek narzucić. Uważam widzów za dorosłych ludzi, którzy potrafią samodzielnie myśleć i widzieć. Staram się zostawić im miejsce na własne wyobrażenia. Nie lubię myśleć za nich.
MB: Masz o widzach wysokie mniemanie i chyba to doceniają – twój film z 2002 roku, „Być i mieć”, był dla wielu osób pierwszym dokumentem, który udało im się pokochać. Nie zmuszali się do tego, żeby go zobaczyć, bo był na ważny temat. Czy tak entuzjastyczne przyjęcie choć trochę Cię zaskoczyło?
NP: Oczywiście, że tak. Zrobiłem ten film tak, jak robiłem poprzednie i nic nie przygotowało mnie na taki sukces. C′est universel, jego temat okazał się uniwersalny, w końcu wszyscy chodziliśmy do szkoły. To było zarówno zaletą, jak i wadą, bo dla większości producentów nie był on wystarczająco ekscytujący. Kiedy masz dzieci zaczynasz marzyć, żeby mogły uczyć się w takiej szkole, aż chciało się być małą myszką i w spokoju się im przyglądać. Wielka była w tym zasługa samych bohaterów, dzieci i nauczyciela, byli tak zabawni i wzruszający.
MB: Twoje filmy udowadniają, że dokument nie musi być przeznaczony wyłącznie dla wąskiej grupy odbiorców. Czy uważasz, że widzowie przestali się go bać?
NP: Coraz więcej ludzi pragnie zobaczyć, że historię można opowiedzieć na różne sposoby. Sytuacja ulega więc zmianie, ale dokument wciąż pozostaje ofiarą pewnych fałszywych wyobrażeń. Kiedy filmujesz prawdziwą sytuację i prawdziwych ludzi wiele osób uważa, że to nie kino.
MB: Jak rozpoczynasz nowy projekt? Czy temat znajdujesz zwykle przypadkiem?
NP: Często tak bywa. W moich filmach zawsze zostawiam sobie miejsce na nieprzewidziane wydarzenia, na przypadek. Gdybym wiedział na jakiś temat zbyt dużo, nie chciałbym już robić o tym filmu. Dla mnie kino nierozerwalnie łączy się z ryzykiem. Potrzebuję jakiegoś punktu wyjścia, ale nie chce wiedzieć, gdzie ostatecznie trafię. Kocham improwizować i tworzyć film z dnia na dzień.
MB: Każdy film traktujesz więc jak przygodę.
NP: Oui. Musi nią być. Gdybym musiał zrobić film opierając się na jakimś rozpisanym wcześniej programie dokładnie wiedząc, co nakręcę w dany dzień, od razu bym zrezygnował. Dlatego nie robię filmów fabularnych.
Kiedy opowiadasz historię, za każdym razem tworzysz fikcję. Film nie jest nigdy kopią rzeczywistości, ale jej interpretacją. Jeśli poprosisz dziesięciu filmowców o nakręcenie tego samego wydarzenia otrzymasz dziesięć różnych interpretacji i dziesięć różnych filmów, tak samo jest w przypadku dokumentu. Ktoś zastosuje nieruchome ujęcia, inny nakręci wszystko kamerą z ręki.
MB: A Ty będziesz siedział gdzieś w kącie, w ciszy wszystko obserwując.
NP: Pewnie tak (śmiech). Lubię siedzieć w kącie.
koniec
7 lutego 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.