„Hobbit” zachwyca ludzkość w wersji książkowej już od 1937 roku, a sama saga Tolkienowska stała się nierozłączną częścią popkultury, w tym również gier. W „Hobbicie”, znanego matematyka i projektanta Reinera Knizi, mamy okazję stawić czoła przygodom wprost z kart wspaniałej literatury.
Rodzinna wyprawa z Thorinem
[Reiner Knizia „Hobbit” - recenzja]
„Hobbit” zachwyca ludzkość w wersji książkowej już od 1937 roku, a sama saga Tolkienowska stała się nierozłączną częścią popkultury, w tym również gier. W „Hobbicie”, znanego matematyka i projektanta Reinera Knizi, mamy okazję stawić czoła przygodom wprost z kart wspaniałej literatury.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
„Hobbit”, jak przystało na pozycję o takim tytule, to gra przygodowa, gdzie gracze wcielają się w krasnoludów, gromadzących skarby podczas wyprawy do Samotnej Góry. Każdy z zawodników otrzymuje kartę postaci, na której będą odkładane trzy wartości: inicjatywa (zapewniająca symbole tarczy podczas rozgrywki), spryt (umożliwiający przerzucanie kości) i siła (dająca symbole toporów w trakcie wykonywania zadań). Ponadto gracze otrzymują po pięć kart z talii krasnoludów, ponumerowanej od 1 do 60. Dzięki nim będą się licytować o pierwszeństwo ruchu, jak i inne profity, które się pojawią podczas podróży.
Cała rozgrywka składa się z powtarzających się naprzemiennie etapów podróży i przygody. W pierwszym z nich ciągnięte są karty, głównie przybliżające nas do Samotnej Góry. Wtedy to gracze licytują się kartami o kolejności ruchu – każdy wykłada przed siebie zakrytą, jedną z wybranych z ręki. Osoba, która wyłożyła najniższy numer, porusza się pierwsza pionkiem Bilba Bagginsa. Tu pojawia się pierwsza dość specyficzna i ciekawa cecha gry: otóż wszyscy gracze używają jednego wspólnego pionka. Na planszy mamy pola oznaczone różnymi profitami, mogą to być: zwiększanie cechy albo jej utrata oraz lembasy (chleb elfów). Czasami w tym etapie wyprawy pojawiają się też karty do wykorzystania w późniejszej rozgrywce, które licytuje się w podobny sposób. Gdy gracze dotrą pionkiem Bilba do specjalnych pól (lub skończą się karty podróży), przychodzi pora na przygodę. Rozpoczynając od gracza z najwyższą inicjatywą, zawodnik ma prawo zdecydować się na wyruszenie na obecnie odsłoniętą kartę wyprawy. By tego dokonać, trzeba wydać dwa lembasy ze swoich zapasów. Karty wyprawy składają się z wymagań, jakie trzeba spełnić, by ją pokonać oraz nagrody z kryształów. Pokonywanie danego wyzwania polega na rzucie kośćmi i ich przerzucaniu w celu uzyskania odpowiedniego zestawu symboli (np. cztery topory i dwie tarcze itd.), dodatkowo dodawane są premie z cechy z karty postaci. Jeśli wyprawa się nie powiedzie, należy pociągnąć smoczą łuskę i zastosować się do wskazanej na niej kary. Czasami odsłonięte w ten sposób symbole nakazują przesunięcie smoka Smauga w stronę Miasta na Jeziorze, co skraca rozgrywkę, a w dalszych konsekwencjach może ją przedwcześnie zakończyć. Gdy zostanie rozpatrzona pierwsza faza wyprawy i przygód, pora na kolejną. Rozgrywka składa się aż z czterech takich etapów, każdy zaś jest podzielony w ten sam sposób. W dalszej części gry oczywiście pojawia się też pierścień, który ma moc obrócenia kości na dowolną ścianę podczas wyprawy. Gra się toczy do momentu, aż dotrzemy do Samotnej Góry albo smok zaatakuje Miasto na Jeziorze. Wtedy następuje zliczanie zdobytych skarbów oraz dodajemy do nich wartość kryształów wynikającą z najniższej cechy z kart postaci.
Zawartość pudełka z grą
Źródło: Rebel.pl
Gra jest bardzo ładnie wykonana: kolorowe klejnoty, figurki Smauga i Bilba, ładne karty opatrzone cytatami z książki i kolorowa plansza. Szata graficzna wskazuje od razu główną grupę odbiorców, czyli graczy rodzinnych. Na pewno będą się oni świetnie bawić podczas przeżywania przygód wraz z Bilbem i jego kamratami. Drobny element strategiczny w postaci zagrywania kart krasnoludów o odpowiednich numerach w zależności od sytuacji oraz dobieranie przygód pod swoje umiejętności to droga do zwycięstwa. Gra jest bardzo prosta do opanowania i pozwala na szybką i dość ekscytującą rozgrywkę. Musimy zdać się tu w dużej mierze na ślepy los, ale możemy dostosowywać odpowiednio ryzyko i wybierać tylko pewne przygody, a karty o niskiej numeracji trzymać na ręce w oczekiwaniu na odpowiedni moment. Gracze bardziej obeznani z planszówkami muszą się liczyć ze sporym elementem losowym, zarówno w postaci kart, jakie otrzymujemy, jak i rzutów kośćmi oraz tego, jakie przygody otrzymujemy do wykonania. Jednak to nie starsi gracze mają być zachwyceni, a ci najmłodsi. I tu gra spełnia swoje wymagania w 100%, a jednocześnie rodzice nie powinni się zanadto wynudzić. Wspomniane już poruszanie się wspólnym pionkiem jest elementem noszącym znamiona kooperacji, jednak mamy w tym element rywalizacji o to, kto zbierze dane profity. Podobnie z dotarciem do góry – niby nie powinniśmy narażać wyprawy, biorąc ryzykowne zadania i specjalnie prowokując smoka do ataku na Miasto na Jeziorze, ale mimo wszystko chcemy uzbierać jak najwięcej klejnotów i nie dać tej możliwości innym graczom. Tę grę należy traktować jako tytuł dla rodziny, dlatego zaprawieni w planszówkowych bojach mogą w nią zagrać, ale niech nie liczą na fajerwerki.
Tu znajduje się drobne sprostowanie odnośnie zasady, która mogła niektórym psuć zabawę w Hobbicie: http://www.swiatgierplanszowych.pl/2012/04/podnosimy-ocene-hobbita/