Nieżyjący już Janusz Christa jako pierwszy rysował w Polsce komiksy o tematyce SF, fantasy i kryminalnej. Tworzył przeboje, za którymi ustawiały się długie kolejki. Album „Kajtek i Koko i inni” wydany w serii Klasyka Polskiego Komiksu daje znakomitą okazję do zapoznania się z przekrojem jego twórczości.
A na zakończenie dokarmimy stonkę
[Janusz Christa „Kajtek, Koko i inni” - recenzja]
Nieżyjący już Janusz Christa jako pierwszy rysował w Polsce komiksy o tematyce SF, fantasy i kryminalnej. Tworzył przeboje, za którymi ustawiały się długie kolejki. Album „Kajtek i Koko i inni” wydany w serii Klasyka Polskiego Komiksu daje znakomitą okazję do zapoznania się z przekrojem jego twórczości.
Janusz Christa
‹Kajtek, Koko i inni›
Muszę się zgodzić z tym, co w przedmowie do „Kajtka i Koko i innych” pisze Tomasz Kołodziejczak: album skutecznie przywraca szkolne wspomnienia z fascynacji twórczością Janusza Christy. Zaczytywałem się wtedy poszarpanym egzemplarzem „Kursu na półwysep Jork”, marząc o wyścigu po skarb z bezlitosnymi najemnikami i plantatorami. Drogą handlu wymiennego z kuzynami i kolegami zdobywałem komiksy autora „Kajka i Kokosza” oraz czytałem drugą część „Wojów Mirmiła” przed pierwszą, bo w takiej kolejności z jakichś dziwnych powodów pojawiały się w księgarni. Potem nadeszła powódź zagranicznych komiksów, polscy wydawcy zapomnieli jakoś o Chriście lub bankrutowali po wydaniu zaledwie kilku pozycji i fascynacja umarła. Dlatego z ciekawością wziąłem do ręki ten album by przypomnieć sobie, co zostało ze starej magii. I nie zawiodłem się. Janusz Christa pozostaje, mimo upływu lat, jednym z najlepszych – jeśli nie najlepszym – polskim scenarzystą i rysownikiem komiksów. „Kajtek i Koko i inni” przedstawia prawie czterdzieści lat jego twórczości. Dzięki temu można zobaczyć jak przebiegała droga Janusza Christy do mistrzostwa w rysowaniu i tworzeniu komiksowych historii.
Album ma grubo ponad dwieście stron i wydany jest na solidnym papierze, który sprawia, że komiksy wyglądają lepiej niż w oryginale. Prawie wszystkie zawarte w nim historie pierwotnie publikowano w rozmaitych gazetach i czasopismach, a wiele z nich od lat było niedostępnych dla czytelników. Rozrzut tematów i form jest spory, od jednostronicowych historyjek po kilkudziesięciostronicowe komiksy sensacyjne. Album podzielony jest na części prezentujące chronologicznie kolejne etapy twórczości Christy.
Pierwsza z nich obejmuje tytuły wydawane od końca lat pięćdziesiątych, między innymi przygody dwójki urwisów „Kuku i Ryku”, którymi Christa być może debiutował. Piszę „być może”, bo jego wczesne utwory zostały wydane w tak krótkich odstępach czasu, że nie wiadomo do końca, co było pierwsze. W „Skarbach starego zamczyska” trójka młodych przyjaciół bada tajemnice zamkowych podziemi i z pomocą Milicji Obywatelskiej łapie bandytów a „Korak syn Tarzana” przeżywa przygody w Czarnej Afryce. Fabuły są proste, miejscami naiwne, a kreska bywa niewyraźna mimo starań wydawcy. Głównym winowajcą wydaje się być raczej wiek i kiepska jakość materiałów, dostępnych w tamtych czasach. W swych wspomnieniach Christa mówi zresztą, że wyglądało to tak, jakby ówcześni decydenci świadomie przydzielali czasopismu „Przygoda”, w którym zaczynał karierę, najgorszej jakości papier i farby. Jakby chcieli udowodnić, że komiks to rzeczywiście wulgarna, tandetna zachodnia rozrywka.
Odwracając kolejną kartkę i przechodząc do następnej części albumu, poświęconej współpracy autora z czasopismem komiksowy „Relax” jakby przeskakiwało się do innego świata. Oto Janusz Christa, takiego jakiego się pamięta i lubi: pojawia się kolor i charakterystyczny styl rysowania, błyskotliwy humor i pomysły. Poznać tu można między innymi prawdziwe pochodzenie krasnoludków oraz wielorakie i pożyteczne zastosowania dżdżownicy. W „Relaksowej” części można znaleźć także niekwestionowane arcydzieło albumu jakim są „Bajki dla dorosłych”. Fantazyjne, krótkie historie zachwycają precyzyjną czarno-białą kreską i cieniowaniem. Parodiują motywy ze znanych legend i baśni, splatając je jednocześnie z odniesieniami do współczesności (a przynajmniej współczesności z lat siedemdziesiątych XX wieku). To Christa w szczycie formy: „Bajki…” choć krótkie, pełne są znakomitego dowcipu, a miejscami z wdziękiem i subtelnie pieprzne. Prawie równie ważne jak historia jest w nich drugie tło, pełne nastroju, krasnali oraz fantastycznych chochlików i stworów.
Największą objętościowo część albumu zajmują dwie historie sensacyjne „Kurs na półwysep Jork” i „Tajemniczy rejs”, których bohaterami była para marynarzy: Gucek i Roch. Oficjalnie w tym wypadku Christa był rysownikiem, natomiast scenariusz napisał Adam Kołodziejczyk, choć w późniejszych wywiadach rysownik przedstawiał nieco inną wersję. Powstały historie o jakie trudno było w siermiężnych latach PRL-u, toczące się w egzotyce Ameryki Południowej oraz Archipelagu Malajskiego. Gucek i Roch mają okazję zapoznać się z urokami zgniłego Zachodu i przeżyć Przygodę! przez wielkie „P” i z wykrzyknikiem: z udziałem piratów, szlachetnych tubylców, złotych bogiń z zapomnianych świątyń, narkotyków, okrutnych plantatorów oraz pięknych lekarek i milicjantek. Oba tytuły zreprodukowane są niestety w czerni i bieli, a szkoda bo pamiętam, że oryginały były w kolorze. Trzeba przyznać, że trochę się zestarzały – ze świecą dziś szukać miejsca, gdzie dzikich mieszkańców Malajów można nazwać dzikimi – ale zachowały urok staroświeckiej opowieści.
Janusz Christa zilustrował także przedstawienia teatralne dla dzieci. Wszystkie pięć można znaleźć w tym albumie. Są to sympatyczne wersje znanych bajek, jak choćby „O Piaście i Popielu” czy „O Kasi, co gąski zgubiła”. Są one rysowane w stylu „dojrzałego” Christy i rysunki często wyglądają jakby wyjęto je z „Kajka i Kokosza”. Album zamykają wreszcie dwie nie publikowane do tej pory utwory: „Opowieści Koka” i „Polbida”. Na szczególną uwagę zasługuje druga z nich. Mieszkańcy postpegieerowskiej wsi Polbida muszą uporać się z przemianami gospodarczymi początków III RP, powrotem hrabiego do dworu i rozpasaną stonką. Ta ostatnia jest najgorsza i wydaje się niepowstrzymana w swym apetycie. Na szczęście Zachód jest w stanie pomóc i album kończy się sceną ziemniaczanego bombardowania, kiedy odrzutowce NATO dokarmiają żarłocznego owada. Niestety z przyczyn zdrowotnych autor musiał przerwać pracę nad nimi i zarówno „Opowieści Koka” i „Polbida” nie zostały dokończone przed jego śmiercią.
Historie zebrane w tym tomie rzadko dorównują tytułom, z których Christa jest znany. Jednocześnie jego przekrojowa natura i przykłady wczesnej twórczości mogą uczynić go zniechęcającym dla tych osób, które nie miały do tej pory z tym autorem do czynienia. „Kajtek i Koko i inni” jest dla odbiorców, którzy Christę już lubią i cenią, a teraz chcieliby poznać – lub przypomnieć sobie – całość jego twórczości.
Wszystko fajnie, tylko dlaczego "Gucek i Roch" są czarno-biali? Przecież oryginalnie to był kolorowy komiks???