Pierwszy cykl komiksowej wersji „Mrocznej wieży” stanowił kronikę kolejnych porażek młodego Rolanda Deschaina. Zwieńczeniem tego pasma niewyobrażalnych nieszczęść była krwawa bitwa o Jericho Hill, w której zginęli wszyscy jego towarzysze. John „Dobry Człowiek” Farson wspomagany przez czarownika Martena Broadcloaka, znanego także jako Walter O’Dim, triumfował na całej linii. Myliłby się jednak ten, kto przypuszczałby, że to osłabi wolę walki rewolwerowca.
Coś się kończy, coś zaczyna
[Peter David, Robin Furth, Richard Isanove „Mroczna wieża #6: Początek podróży” - recenzja]
Pierwszy cykl komiksowej wersji „Mrocznej wieży” stanowił kronikę kolejnych porażek młodego Rolanda Deschaina. Zwieńczeniem tego pasma niewyobrażalnych nieszczęść była krwawa bitwa o Jericho Hill, w której zginęli wszyscy jego towarzysze. John „Dobry Człowiek” Farson wspomagany przez czarownika Martena Broadcloaka, znanego także jako Walter O’Dim, triumfował na całej linii. Myliłby się jednak ten, kto przypuszczałby, że to osłabi wolę walki rewolwerowca.
Peter David, Robin Furth, Richard Isanove
‹Mroczna wieża #6: Początek podróży›
Roland, który cudem uniknął śmieci pod Jericho Hill, nie składa broni i postanawia dotrzeć do mitycznej Czarnej Wieży, by tam szukać sprawiedliwości i naprawić szkody wyrządzone przez Farsona. Odnalezienie tej tajemniczej budowli nie jest jednak łatwe i zdesperowany rewolwerowiec zaczyna poważnie traktować słowa znienawidzonego czarownika, który zasugerował, że zna jej położenie. W tej sytuacji nie pozostaje zatem nic innego, jak wytropić Waltera O’Dima i wydobyć z niego niezbędne informacje. Tak rozpoczyna się pościg.
Podobnie jak w przypadku pierwszej odsłony serii, czyli albumu „Narodziny rewolwerowca”, tom „Początek podróży” również otwiera sekwencja, w której rewolwerowiec podąża za człowiekiem w czerni. Tym razem jednak obserwujemy to z perspektywy O’Dima. Zmienia się także interpretacja tej sceny – jak się bowiem okazuje podstępny czarownik, który był źródłem wszystkich nieszczęść Rolanda, bynajmniej przed nim nie ucieka, ale wręcz przeciwnie – celowo zostawia za sobą ślady, które mają ułatwić mu pościg. Nie wiadomo tylko, czy chce go wciągnąć w pułapkę, czy też faktycznie ma zamiar doprowadzić do Mrocznej Wieży”. Zresztą, obie możliwości nie muszą się wykluczać.
Roland wytrwale podąża zatem za swym wrogiem, ale nie udaje mu się do niego zbliżyć. Można odnieść wrażenie, że Walter O’Dim całkowicie kontroluje sytuację. Po wielu latach bezowocnych wysiłków, rewolwerowiec napotyka kogoś, komu postanawia opowiedzieć swoją historię. Tą osobą jest niejaki Brown, zagadkowa postać, która pojawia się w komiksie chyba tylko po to, żeby wysłuchać opowieści Rolanda. I tu – podobnie, jak w „Narodzinach rewolwerowca” - rozpoczyna się retrospekcja. Nasz bohater opowiada o tym, co stało się po krwawej rzezi pod Jericho Hill. Dowiadujemy się zatem, i to jest chyba jedyne zaskoczenie, na jakie można liczyć w tym tomie, że nie wszyscy jego towarzysze ponieśli w bitwie śmierć. Wspólnie z cudownie ocalałym członkiem swej nieistniejącej już armii Roland wyrusza do swego rodzinnego miasta – a właściwie do tego, co pozostawili z niego ludzie Farsona. W drodze do ruin Gilead napotyka jednak nowe niebezpieczeństwo – tajemniczych „nie-ludzi”, którzy potrafią stawać się niewidzialnymi (co rzecz jasna znacznie utrudnia walkę z nimi). Roland zyskuje także nowego towarzysza podróży – billy-bumblera, dziwnego zwierzaka przypominającego trochę psa, ale w odróżnieniu od tego ssaka potrafiącego mówić. Czworonóg udaje się wspólnie z rewolwerowcem do miasta Kingston, gdzie czekają na nich kolejne kłopoty. W opowieści nie mogło również zabraknąć kobiety (bardzo przypominającej Susan Delgado), która jak tylko poznała Rolanda, natychmiast – dlaczego to nas nie dziwi? – znalazła się w poważnych tarapatach.
Pod względem narracyjnym „Początek podróży” wypada niestety nieco słabiej niż dotychczas wydane tomy. Chwilami można odnieść wrażenie, że twórcy - Peter David oraz Robin Furth - nie mają za bardzo pomysłu na dalsze losy Rolanda i znów uciekają w jego przeszłość. W tym kontekście, opowieść o zdarzeniach następujących po bitwie o Jericho Hill, jest mało interesująca i nie wnosi nic nowego do akcji. Choć nie można wykluczyć, że jakiś wątek zostanie w przyszłości wykorzystany – szczególnie interesujący może być motyw dotyczący zdradzieckiego kucharza z Gilead. Bez satysfakcjonującego wyjaśnienia – jak na razie – pozostaje też wątek "nie-ludzi", który urywa się dość nagle. Niezbyt fortunne jest także umieszczanie w opowieści Rolanda kolejnej retrospekcji, która przenosi nas do jego dzieciństwa. W konsekwencji pojawiają się niepotrzebne komplikacje.
Znacznie lepiej komiks prezentuje się pod względem graficznym, choć mamy tu do czynienia z całkowitym odejściem od stylistyki wypracowanej przez Jae Lee. Za szkice i tusz odpowiada tym razem Sean Philips, doskonale znany polskim czytelnikom chociażby ze świetnej serii „Fatale”. Richard Isanove tym razem zajmuje się tylko kolorystyką. Rysunki Phillipsa są interesujące, ale jednak trudno od razu przestawić się na jego styl, po dłuższym czasie obcowania z grafikami Lee. Artysta stara się w jakimś stopniu ułatwić czytelnikom tę zmianę, próbując upodobnić swoją interpretację Świata Pośredniego do stylistyki obowiązującej w pierwszym cyklu. Mamy tu zatem m.in. sporo tuszu tworzącego mroczny nastrój oraz puste przestrzenie, które w swoim stylu wypełnia kolorami Isanove. Krótko mówiąc, pomimo tego, że pod względem graficznym w serii dokonuje się mała rewolucja, rysunki prezentują się lepiej niż scenariusz.
„Początek podróży” warto raczej potraktować jako tom przejściowy. Z jednej strony rozpoczyna on wprawdzie nowy rozdział w życiu Rolanda, ale przeszłość zdaje się być tu nadal znacznie ważniejsza niż przyszłość – głównie za sprawą opowieści, jaką snuje nasz bohater. Retrospekcje pozwalają wprawdzie przypomnieć najważniejsze zdarzenia, pokazać je z innej perspektywy i przygotować punkt wyjścia do kontynuowania opowieści, ale chciałoby się wreszcie poznać dalsze losy rewolwerowca. Czytelnikom nie pozostaje jednak nic innego, jak czekać cierpliwie na rozwój wypadków. Roland po zakończeniu swej historii znów wyruszył bowiem w pościg za człowiekiem w czerni i trzeba mieć nadzieję, że w kolejnych tomach nie będzie już miał pretekstu do snucia opowieści o swej przeszłości.
Jak dla mnie to byl chyba najgorszy tom serii. Z kolejnym juz bedzie odrobine lepiej:)