EKSTRAKT: | 100% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Hugo (wyd. zbiorcze) |
Scenariusz | Bernard Dumont (Bédu) |
Data wydania | październik 2016 |
Rysunki | Bernard Dumont (Bédu) |
Wydawca | Egmont |
Cykl | Hugo |
ISBN | 9788328118157 |
Cena | 99,99 |
Gatunek | fantasy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Wrócił Hugo, ten Hugo! |
EKSTRAKT: | 100% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Hugo (wyd. zbiorcze) |
Scenariusz | Bernard Dumont (Bédu) |
Data wydania | październik 2016 |
Rysunki | Bernard Dumont (Bédu) |
Wydawca | Egmont |
Cykl | Hugo |
ISBN | 9788328118157 |
Cena | 99,99 |
Gatunek | fantasy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
"przesunięte i wyblakłe kolory, zanikająca kreska spowodowały, że komiks ten stracił dużo w warstwie wizualnej. " - mam do dziś jeden jedyny zeszyt tej serii, "Błękitną Perłę". Idealna kreska, komiksowo wściekłe kolory, porządnie zszyte na dwie zszywki,dialogi czytelne okładka miękka błyszcząca.
Nie widocznie, tylko prawie na pewno. To stała praktyka nowych wydań (choć zrozumiała, chodzi zapewne o prawa do tekstów), w których tłumaczy się wszystko od nowa, vide Thorgal (wiele pamiętnych dialogów i nazw właśnie z Orbity "padło" w Egmoncie) czy Asterix, który przy okazji niebieskiej serii reklamowany był "jeszcze zabawniejszym tłumaczeniem", a wyszła nadgorliwie sklecona pseudośmieszna sieczka.
@Voight
Mówiłam "widocznie", bo wtedy jeszcze nie zabrałam się za lekturę. Obecnie jestem po lekturze. W Wypadło im to tłumaczenie całkiem, całkiem. Fakt, pozmieniali co nieco, ale to ich nawiązanie do kulutury masowej sprawiło, że ryczałam ze śmiechu niemal co stronę. Wydawca obiecał wzmożoną pracę przepony, i faktycznie u mnie pracowała. :)
"Wydanie Egmontu jest dokładnie tym czego fani serii mogli się spodziewać, twarde solidne okładki, porządny papier, wyraźny druk, piękne kolory."
Niestety, zapomniałeś dodać o tym, czego fani komiksów również się mogli spodziewać i co stało się już egmontowską tradycją, czyli TRAGICZNEGO TŁUMACZENIA.
Fajnie, że Egmont wpadł na pomysł reedycji i wydania zbiorczego na dobrym papierze, bardzo źle natomiast, że tak spartolił robotę. Niestety Kołodziejczak i spółka zaliczają kolejną z długiej, już chyba ćwierć wieku trwającej serii wpadek translatorskich. Mamy do czynienia z jednym z kilku najgorszych przekładów w historii rodzimego rynku komiksowego.
Nie wiem, co zadecydowało o tym, że Agnieszka Labisko dostała tę robotę przy tak ważnej, klasycznej dla mojego pokolenia serii. Podejrzewam że chyba znajomości albo podobieństwo jej nazwiska do imienia niedźwiedzia Biskoty, bo przecież nie umiejętności.
Nie idealizuję tłumaczenia orbitowego, ale po prostu gdy się je porówna, strona przy stronie, to robota pani Iwony Sienickiej sprzed niemal 30 lat wydaje się być (nomen omen) na jakiejś innej, lepszej, niedostępnej egmontowi orbicie. Jej tłumaczenie jest płynne, wykonane z bezprecedensowym wśród polskich tłumaczy komiksowych polotem, humor lekki i niewymuszony, oddaje i zarazem wzbogaca charakter postaci, nie ma też żadnych rażących zgrzytów językowych ani tanich prób przypodobania się czytelnikowi za wszelką cenę.
Labisko natomiast zawiodła w każdym aspekcie swojego rzemiosła, kompletnie nie podoła zadaniu. W porównaniu do klasycznego p. Sienickiej (którego bynajmniej nie idealizuję, ale piszę po prostu jak jest, mając przed sobą otwarty zeszyt Zaklęcia w fasolę) lektura egmontowego wydania Hugo po prostu boli. Każda strona jest pełna niemiłych niespodzianek, które psują przyjemność z lektury arcydzieła Bedu.
Zabiegi "uwspółcześniające", mające zdaje się w założeniu podlizanie się jakiejś wyimaginowanej grupie młodych czytelników to kompletna porażka. Ani dzieci ani tym bardziej młodzież po prostu nie używają większości zwrotów proponowanych przez tłumaczkę, a te które rzeczywiście były w użyciu szybko z niego wychodzą, np. "tępe dzidy" były fajne, ale tak mniej więcej AD 2010 bo w 2016 kiedy pani w przypływie translatorskiego szału postanowiła ich użyć przeciwko czytelnikowi, to były już passe. Obciach i słoma w butach, Egmoncie i pani tłumaczko... Te zabiegi z jednej strony nie mają konsekwencji (są sporadyczne, ale skutecznie psują przyjemność z czytania za każdym razem gdy się pojawiają), a z drugiej strony sprawiają że postacie wymyślone przez Bedu gubią swój charakter i naturalność, stając się dostarczycielami "grepsów". Kiedy mieszane są archaizmy i współczesność na zasadzie "wezmę to co mi pasuje do aktualnego dymka", komiks traci jednorodność i charakter, robi się z tego bełkotliwy miszmasz.
Być może jest to wina niedostatecznej znajomości polszyzny, bo Labisko, co jest po prostu kryminałem dla tłumacza, potrafi wyłożyć się nawet na składni i gramatyce, co jest przy krótkich (nie złożonych przecież) zdaniach z jakimi ma do czynienia w komiksie nie lada wyczynem.
Rażą bardzo także częste i bardzo wysilone odwołania do popkultury. Lubiłem owszem Gumisie ale po co do w Hugo ładować "księciunia"? Mamy "wredka" ze Smerfów, "wścibka" z Beatrix Potter, aż zachodzi pytanie, dlaczego Labisko pominęła w swoim translatorskim szale Myszkę Miki, Kajka i Kokosza, Kubusia Puchatka, Yodę, Teletubisie i Pokemona? Krótko: porażka kompletna. Z tym iście ciamajdowatym, nerdowskim trendem podlizywania się za wszelką cenę czytelnikowi należy walczyć, bo to po prostu obniżanie lotów kultury popularnej. Przerzucanie się grepsami z seriali, książek i filmów jakie się oglądało jest zabawne, ale tylko na żywo i wśród małego grona "nerdów", bo podane na piśmie to każdego w miarę inteligentnego czytelnika na dłuższą metę męczy i żenuje. Zresztą takie nawiązania dość szybko się starzeją, bo kto dzisiaj z młodych czytelników ogląda Gumisie? Ano właśnie, nikt. Natomiast tych, którzy oglądali i już jak ja nieco podrośli, takie nawiązania zwyczajnie będą żenować. Trzeba wyżej stawiać poprzeczkę tłumaczom, panie Kołodziejczak!
Humor translatorski brzmi szczególnie tragicznie gdy mamy do czynienia z próbką poezji częstochowskich tłumaczki, np "Gdy dziecina przegina, burza się zaczyna".
Są ludzie, którzy humor czują i którym przychodzi on naturalnie, i do nich należy bez wątpienia pani Iwona Sienicka, autorka tłumaczenia z wydania Orbity. Są też tacy, chyba wszyscy ich znamy, którzy chcieliby być "fajni", chcieliby zaimponować w towarzystwie choć na chwilę. Uczą się więc na pamięć jakiegoś zwrotu lub dowcipu, który, jak sądzą, jest bardzo zabawny, a potem mówią go... Niestety, zamiast szczerego śmiechu zebranych, ich wisiłki kwituje pełne zażenowania milczenie. Do tej kategorii humorystów należy niestety pani Labisko.
Cóż, jako starszy wiekiem czytelnik mogę tylko stwierdzić, że humoru, wyczucia, a nawet subtelności i błyskotliwości można się nauczyć, nigdy na to nie jest za późno, trzeba tylko zacząć kiedyś pracować w tym kierunku, trzeba zacząć przebywać w towarzystwie ludzi którzy humor czują i się nim biegle posługują, a nie tylko oglądać głupkowate seriale i bajki dla dzieci... Trzeba wreszcie nabyć do siebie trochę dystansu. Podobnie z językiem polskim. Mniej oglądać popularnych seriali i filmów, a więcej czytać książek, i to najlepiej nie tej masowej papki z list bestsellerów, bo to raczej w szlifowaniu polszczyzny zaszkodzi niż pomoże.
Od siebie mam tylko jedno gorące życzenie pod adresem Egmontu: proszę więcej nie zatrudniać pani Labisko jako tłumaczki komiksów.
A może po prostu tłumaczka bardzo chciała się odróżnić od "orbitowego" tłumaczenia? Coś jak tłumaczenie "Władcy..." Łozińskiego.
Najgorsze jest to, że pan Kołodziejczak na krytykę odpowiedział mniej więcej w ten sposób: nam się nasze tłumaczenie podoba. Ręce opadają.
„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.
więcej »„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.
więcej »„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Krótko o komiksach: Hugo (wyd. zbiorcze)
— Marcin Mroziuk
Prawdziwe życie twórcy komiksów
— Marcin Osuch
Antykwariat komiksowy: Średniowiecze na wesoło
— Marcin Osuch
Uczmy się języków!
— Marcin Osuch
„Szalony Kojot” przez dwie chmury?
— Marcin Osuch
Aparat, góry, człowiek
— Marcin Osuch
Niech prezydent się tym zajmie
— Marcin Osuch
Ratunek czy porwanie?
— Marcin Osuch
Zatrzymane w słowach
— Marcin Osuch
Broń i pieniądze
— Marcin Osuch
Tylko wkrętacza brakuje
— Marcin Osuch
Pożegnanie
— Marcin Osuch
Ten komiks nieco więcej obiecuje niż daje
— Marcin Osuch
Mam stare zeszyty, wydane właśnie przez Orbitę, więc jestem ciekawa, jak też wyglądać będzie wydanie Egmontu. Już kiedyś myślałam o tym, czy będzie reedycja tej fantastycznej serii, a jeżeli tak, to które wydawnictwo zajmujące się komiksami podejmie się tego. Głównie myślałam właśnie o Egmoncie. :) Tak nawiasem mówiąc, sądzę, że ktoś tam czytał w moich myślach, skoro naprawdę powstała reedycja tego komiksu i tego podjął się właśnie Egmont. ;) A jeszcze lepiej jest, że powstał także ten drugi album o kulisach tworzenia tej serii. Dotychczas bowiem miałam okazję widzieć te szkice i rysunki oraz fragmenty dodatkowych historyjek tylko via Google Grafika i tylko w linkach do francuskich (bądź belgijskich z językiem francuskim) stron internetowych traktujących o tej serii. :)