Trzeci tom zbiorczego wydania serii Paolo Eleuteriego Serppieriego przynosi kolejną porcję niesamowitych przygód pięknej kobiety zagubionej w brutalnym świecie. Tym razem Druuna, niczym bohaterowie filmowego „Matrixa”, przenika do komputerowego systemu w poszukiwaniu wskazówek potrzebnych do stworzenia antidotum przeciwko zarazie.
Symulakry i symulacja
[Paolo Eleuteri Serpieri „Druuna #3: Mandragora / Aphrodisia” - recenzja]
Trzeci tom zbiorczego wydania serii Paolo Eleuteriego Serppieriego przynosi kolejną porcję niesamowitych przygód pięknej kobiety zagubionej w brutalnym świecie. Tym razem Druuna, niczym bohaterowie filmowego „Matrixa”, przenika do komputerowego systemu w poszukiwaniu wskazówek potrzebnych do stworzenia antidotum przeciwko zarazie.
Paolo Eleuteri Serpieri
‹Druuna #3: Mandragora / Aphrodisia›
Album zawiera dwie kolejne odsłony opowieści, zatytułowane „Mandragora” oraz „Aphrodisia”. Jak pamiętamy, piękna bohaterka tej postapokaliptycznej historii wyrwała się z nękanego zarazą miasta, które okazało się… dryfującym w przestrzeni kosmicznej statkiem kosmicznym. W rezultacie dziwnych, rozgrywających się na pograniczu jawy i snu zdarzeń, znalazła się później na pokładzie innego statku. Kapitan tej przemierzającej jednostki nawiązał bowiem telepatyczny kontakt z kobietą i odszukał ją na jednej z asteroid. Niestety, w zakamarkach asteroidy skrywał się także niebezpieczny stwór szukający sposobu by się stąd wydostać. W konsekwencji doszło do scen przywołujących skojarzenia z fabułą filmu „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”. Dramatyczne i krwawe zdarzenia ukazane w poprzednim tomie zostały jednak wzięte przez autora w pewnym sensie w nawias. Z powodu zaskakującego zakończenia nie wiadomo w gruncie rzeczy, czy to wszystko się zdarzyło naprawdę, czy nie. Nie wiadomo również, kim są teraz członkowie załogi statku, na którym znajduje się Druuna. Serpieri zagmatwał wszystko i zasiał ziarno niepewności dotyczące prawdziwej tożsamości poszczególnych osób sprawiając, że dalszy rozwój wypadków może być naprawdę nieprzewidywalny.
Album rozpoczyna się jednak tak, jak gdyby wszystko wróciło – w pewnym sensie – do normy. Okazuje się bowiem, że nastąpiły poważne problemy z funkcjonowaniem pokładowego komputera. Wszystko wskazuje na to, że kontrolę nad nim przejmuje jakaś forma zewnętrznego umysłu będącego czystą energią. Co więcej, na pokładzie statku odnalezione zostały pierwsze przypadki zarazy, która wyniszczyła miejsce, z którego pochodzi Druuna. Teraz załoga musi znów wykorzystać Druunę do nawiązania kontaktu z umysłem, jaki zagnieździł się w pokładowym komputerze i zdobycia informacji mogących pomóc w przygotowaniu serum przeciwko zarazie. By jednak było to możliwe, dziewczyna musi pogrążyć się w transie i znów zagłębić się w meandrach własnej wyobraźni oraz snów, najwyraźniej kształtowanych nadal przez jej ukochanego Schastara znajdującego się gdzieś w wirtualnej przestrzeni. Druuna przenika zatem do systemu komputerowego i podejmuje próbę zdobycia koniecznych informacji. Oczywiście po drodze napotyka wiele niebezpieczeństw i musi wzięć udział w starożytnym rytuale, w którym śmierć zostaje ściśle powiązana z pożądaniem oraz ekstazą.
Serpieri po raz kolejny przeplata w swojej oniryczno-narkotycznej narracji sceny przemocy i coraz bardziej dosadnego seksu, okraszając to wszystko filozoficzno-egzystencjalnymi refleksjami. Tym razem autor podejmuje problematykę wirtualnego świata, w którym trudno jednoznacznie odróżnić rzeczywistość od fikcji. O ile podczas lektury poprzedniego tomu nasuwały się skojarzenia z filmem „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”, o tyle tym razem narracja przypomina nieco „Matrixa”. Warto przy okazji odnotować, że „Mandragora” ukazała się cztery lata przed premierą kinowego hitu. Szczególne zastosowanie mogą tu mieć pomysły Jeana Baudrillarda, które zainspirowały twórców filmu. Francuski filozof, krótko mówiąc, zakwestionował istnienie rzeczywistości. W książce „Symulakry i symulacja” mówił mianowicie o tym, że współczesny człowiek żyje otoczony generowanymi przez media obrazami, traktowanymi jako bardziej prawdziwe i wiarygodne od tych wytwarzanych przez samą naturę. Ta, jak ją nazwał, hiperrzeczywistość niewiele ma zatem wspólnego z rzeczywistością prawdziwą. Bohaterowie opowieści Serpieriego wraz z rozwojem opowieści mają coraz większe kłopoty z dokonaniem tego rozróżnienia.
O ile w poprzednim tomie autor zbudował duszną, klaustrofobiczną atmosferę prowadząc akcję na powierzchni zżeranej przez jakiegoś stwora asteroidy oraz na pokładzie statku kosmicznego stającego się więzieniem dla jego załogi, o tyle tym razem wszystko rozgrywa się w wirtualnych przestrzeniach wykreowanych przez pokładowy komputer. Najpierw jego meandry przemierza Druuna, a następnie próbujący jej pomóc kapitan – Will. Wizje generowane przez komputer są znacznie bardziej zróżnicowane. Tym razem bohaterowie nie tylko błądzą po wąskich korytarzach statku, czy brudnych i pełnych zgnilizny ulicach miasta, ale także podążają po piaszczystych plażach oraz eksplorują gotyckie pełne przepychu i arabeskowych zawijasów wnętrza tajemniczych budowli. Wszystko to stanowi pretekst do wizualnych popisów, do jakich Serpieri już nas przyzwyczaił. Tak, pod względem graficznym „Druuna” nadal oczarowuje i w zasadzie trudno znaleźć jakieś nowe określenia wyrażające zachwyt nad maestrią Serpieriego. Powiedzmy zatem tylko, że plansze komiksu dostarczają doskonałych materiałów poglądowych dla każdego, kto potrafi docenić piękno ludzkiej anatomii.
„Druuna” pozostaje zatem komiksem dla miłośników pięknych rysunków oraz fanów science-fiction, ze skłonnościami do poszukiwania filozoficzno-egzystencjalnych tropów rozsianych w całej narracji. Główna bohaterka komiksu pozostaje postacią niejednoznaczną i właśnie stąd bierze się jej atrakcyjność. Można mianowicie dopatrywać się w niej rysów pokrzywdzonej przez los, nieustannie wykorzystywanej przez mężczyzn kobiety, ale równie dobrze można dostrzec w niej siłę i zdecydowanie połączone z umiejętnością wyeksponowania swych atutów przy jednoczesnym czerpaniu z tego dwuznacznej przyjemności. Sama fabuła jest w gruncie rzeczy prosta, choć ta prostota jest maskowana licznymi odwołaniami do popkultury oraz gęstymi monologami i dialogami utkanymi z mniej lub bardziej przekonujących refleksji filozoficznych. Wszystko to na szczęście skomponowane jest w taki sposób, że lektura komiksu stanowi prawdziwą przyjemność i jest okazją do wielu estetycznych uniesień. Czeka nas jeszcze jeden tom serii, w którym autor będzie musiał jakoś zakończyć tę opowieść i domknąć poszczególne wątki. Później będzie można delektować się całością i wrócić do lektury stworzonego już po zakończeniu całej serii tomu zerowego.